Rozdział 10
Jest 8 rano jakieś 5 dni później, kiedy ktoś puka do jego drzwi. Harry akurat piecze... sposób na radzenie sobie ze stresem, którego nauczył się w swojej pierwszej pracy w piekarni, ma fartuch zawiązany wokół swojej talii oraz fioletowe skarpetki w pingwiny, kiedy idzie je otworzyć. Oczekuje, że to Zayn i Liam, ale kiedy otwiera drzwi, okazuje się, że to Louis.
Omega wygląda jakby właśnie został wybudzony z drzemki, jego włosy są zmierzwione, ma na sobie dresy oraz uśmiecha się delikatnie, ale wciąż pachnie resztkami gorączki. Harry bez rozmyślania pozwala mu wejść, a omega przytula go.
- Przepraszam - mówi. Nie ma za tym żadnego niepokoju, jedynie czysty, przepraszający ton.
- Za co?
- Ja umm, chcę ci powiedzieć co naprawdę spowodowało mój atak paniki w klubie. Niall czeka na zewnątrz, jeśli chciałbyś, uch, wykopać mnie po tym wszystkim.
Harry marszczy brwi, nagłe podenerwowanie spoczywa głęboko w jego żołądku. Nie wiem co powinien czuć.
- W porządku. Umm, usiądźmy? - Ściąga swój fartuch, rzuca go na jedno z krzeseł w jadalni i podąża za Louisem do salonu. Siada na przeciwko omegi, chcąc patrzeć na niego podczas rozmowy, która wydaje mu się, że będzie poważna. Przez chwilę siedzą w ciszy, ponieważ Harry nie chce naciskać na Louisa, by zaczął mówić, nie chce, by myślał, że oczekuje szybkiej rozmowy.
- Kiedy ja i Zayn zostaliśmy sami przy stole, powiedział mi, że cię wykorzystuję. - Harry czuje się jakby został uderzony w jaja, całe powietrze opuszcza jego płuca. - I dopóki mi tego nie wypomniał, nie zdałem sobie sprawy z tego, że ma całkowita rację. - Że co? Nie wie jak ma na to odpowiedzieć, nie wie jak ma się czuć, kiedy słyszy te dwie sentencje obok siebie i nie wie jak sobie poradzić z tak intensywnymi emocjami.
- Ja... co? Jak do diabła mógłbyś mnie wykorzystywać, Louis? Nigdy mnie o nic nie prosiłeś. Nigdy nie...
- Proszę, po prostu... daj mi wyjaśnić. - Harry natychmiast się zamyka i kiwa głową. - Zgaduję, że to nieco emocjonalne. Biorę, biorę i biorę cały czas coś od ciebie i nie daje niczego w zamian, prawda? Oczekuję, że będziesz za moimi plecami, kiedy tylko zadzwonię, gdy będę emocjonalny i tak jakby, zawsze jesteś. Ale kiedy to ja jestem dla ciebie? Kiedy odwdzięczyłem ci się czymś na co zasługujesz? Nawet nie... - Zatrzymuje się, zamyka swoje oczy przez chwilę i bierze głęboki wdech. - Przez większość czasu, nawet nie pozwalam ci się dotykać. Wykorzystuję cię i ja po prostu. Nie chcę już tego. Nie chcę być pasożytem. Harry na początku jest cicho, dźwięki ich oddechów są jedynymi słyszalnymi dźwiękami w pokoju.
- Po pierwsze, Zayn jest trochę kutasem, mówiąc ci coś takiego z taką pewnością, kiedy nawet nie przedyskutował tego ze mną. - Jego emocje były takie rozchwiane w ciągu ostatnich minut, że musiał się oprzeć i to przemyśleć, ale teraz jest po prostu wściekły. Wkurzony. Jego dłonie się trzęsą. - Wiesz dlaczego dałem ci wszystko czego potrzebujesz, Louis? Ponieważ się o ciebie troszczę. Troszczę się o ciebie tak bardzo, że to fizycznie mnie rani, kiedy widzę jak coś cię boli lub gdy jesteś smutny. Kiedy nie wiem jak ci pomóc, czuje się bezużyteczny, kiedy nigdy w życiu się tak nie czułem. - Louis patrzy na niego z szerokimi oczami i nie wie jak ma się z tym czuć. Jego złość powoli odchodzi razem z każdym wdechem. - W ogóle mnie nie wykorzystujesz, Louis. Widzę skąd to pochodziło, gdy to mówiłeś, ale jedynym powodem, dla którego to robię jest to, że chcę to robić. Chcę się o ciebie troszczyć. Chcę być twoim oparciem, kiedy będziesz płakał i chcę być tutaj, kiedy będziesz mnie potrzebował. Nic z tego nie jest wykorzystywaniem i tak bardzo, bardzo przepraszam, że Zayn wpakował ci to gówno do głowy.
Louis mruga kilka razy, ale nie wygląda tak jakby miał płakać. Zamiast tego, wygląda, jakby się czuł o wiele lepiej. Jakby jego oczy nagle stały się mniej zmęczone, a bardziej żywotne, pojawiają się w nim refleksy światła, które sprawiają, że wygląda na o wiele bardziej żywego.
- Powiedział, że wpadasz za mocno i za szybko. Nie chcę byś się ranił przeze mnie, nie jestem tego wart.
- Pamiętasz pierwszą randkę, na która poszliśmy, gdzie obydwoje powiedzieliśmy, że to niedorzeczne jak bardzo się o siebie troszczymy, kiedy minęło tak mało czasu odkąd się znaliśmy?
- Tak. Oczywiście, że tak. Wszyscy wydają się myśleć, że to połączenie dusz czy coś w tym stylu - ostatnią część Louis mówi cicho, jakby był niepewny tego czy jest to odpowiednie.
- Sądzę, że właśnie tak jest i nasze natury nigdy nie pozwolą na to, by zaszkodzić drugiemu, jeśli to naprawdę jest prawdą, co nie? Nigdy nie czułem, abyś mi szkodził, Lou. Nigdy. - Louis kiwa głową i uśmiecha się, jest to delikatny uśmiech, ale sięga on jego oczu, więc Harry wie, że jest prawdziwy.
- Mogę usiąść z tobą?
- Oczywiście. - Louis przybliża się, siada dokładnie na podołku Harry'ego, ich klatki piersiowej stykają się razem, a jego głowa leży na jego ramieniu. Jest to w pewien sposób intymny dotyk, który sprawia, że Harry ponownie czuje, że jest we właściwym miejscu, jakby odnalazł zagubiony element układanki.
- Chcę z tobą wszystkiego, Harry, ale tak jakby, ale to jest takie trudne, ponieważ są dni jak teraz, kiedy nie chcę niczego innego oprócz bycia dotykanym i trzymanym, a potem są inne dni, kiedy podejście do kogoś na odległość bliższą niż 1.5 m mnie przeraża. Nigdy nie wiem, kiedy jakie dni nadejdą i nie sądzę, że zasługujesz na to, by się z tym zmagać.
- Doceniam to, że o mnie myślisz, ale chcę być tu dla ciebie. Chcę pomóc ci przez to przejść jak najlepiej potrafię. - Louis w końcu kiwa głową. - Zaopiekuję się tobą jak tylko będziesz chciał, Lou. Chcę abyś zawsze był szczęśliwy i zdrowy.
LOUIS
Po tym tygodnie mijają. Zaczyna znajdować się w domu Harry'ego częściej niż w swoim własnym k nie jest tak, dopóki nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego pokój jest czysty, a jego łóżko jest zrobione przez prawie cały miesiąc, oznacza to już, że nie żyje w własnym domu. Śpi w ich, Harry'ego łóżku, sam, ponieważ Harry jest w Ipswich. Bycia z dala od Harry'ego już tak bardzo nie boli, ale wie, że to tylko dlatego, iż obietnica powrotu alfy jest dokładnie tym, obietnicą. Już nie martwi się tym, że Harry wyjdzie i zdecyduje, że nie chce już z nim być. Nie martwi się o to, że Harry wróci do domu i nigdy do niego nie zadzwoni.
Minęły jedynie trzy miesiące, ale to wystarczające, aby być pewnym. Jest pewien, że pewnego dnia może zakochać się w Harrym, że pewnego dnia będą czymś i coś zbudują. To uczucie, którego nigdy wcześniej nie miał. Omega powinni być wychowawcami, przez całe życie powinni chcieć mieć rodzinę, ale do tej pory Louis tak naprawdę nigdy tego nie czuł. Dorastał z dużą rodziną, więc zawsze wiedział, że kocha dzieci, ale idea posiadania własnych nigdy nie wydawała się być pociągająca.
Po Marcusie, myśl o dzieciach sprawiała, że zbierało mu się na mdłości. Widok dziecka w sklepie sprawiał, że przechodziły go zimne poty, ale stało się lepiej. Zaczął próbować na terapii, nawet zacząć nowy sposób na radzenie sobie z wspomnieniami, nazywa się EMDR. To pomaga. Może teraz na głos wymówić imię Marcusa bez dostania ataku paniki. Nie jest z nim całkowicie dobrze i wie, że to tak naprawdę nie jest znana terapia zespołu stresu pourazowego, ale powoli dąży do celu.
Wychodzi z łóżka i połyka swoje leki, które stoją dla niego na stoliku nocny, następnie idzie do łazienki i myje swoje zęby. Podążanie za rutyną pomaga. To utrzymuje proste myślenie w jego głowie i sprawia, że czuje, jakby każdy dzień miał być produktywny i wypełniony. To nie jest obsesyjne, raczej jak kilka rzeczy, które musi zrobić każdego dnia o określonym czasie.
O 10 rano, powinien pozwolić Zeusowi wyjść na trochę, następnie nic nie ma do południa. Sądzi, że jego mama przyjdzie go odwiedzić, upewniając się, że je dobrze i najprawdopodobniej coś mu ugotuje, ale nie pamięta czy to miało być dziś czy jutro. Harry zadzwoni do niego około kolacji, więc trzyma się tej nadziei, kiedy śmiga po kanałach w telewizji.
Przed Harrym jest kilka mikrofonów wepchniętych mu przed twarz, a Louis pochyla się do przodu, przyciąga swoje kolana do klatki piersiowej i kładzie na nich swój podbródek. Wspomina coś o podejrzanym w ostatniej sprawie i tak bardzo jak Louis wie, że nie powinien oglądać wiadomości, patrzy na nie jedynie dla Harry'ego. Nie słucha za bardzo tego o czym mówi, raczej wpatruje się w to jak mówi, słuchając wolnego, usypiającego głosu.
Zmienia kanał tak szybko jak ktoś inny zaczyna mówić. Na kanale pierwszym lecą stare odcinki Doktora Who, więc pozwala temu lecieć, kiedy idzie przygotować herbatę i dwa mrożone wafle na śniadanie. Kładzie swój telefon na ladzie i włącza muzykę, kiedy szuka w kuchni czegoś co mógłby dołożyć do swoich wafli. Tak bardzo jak z przyjemnością zjadłby je z samym syropem i słodką dobrocią, słyszał wystarczająco o zbilansowanej diecie, które pomoże poczuć mu się lepiej, więc wie, że będzie musiał znaleźć coś innego.
Bierze jabłko z koszyka na owoce znajdującego się na dole lodówki. Wciąż jest jedynie w swoich bokserkach, bluzce Harry'ego i skarpetkach, ale jest mu wystarczająco ciepło i komfortowo żeby nie miał nic przeciwko. Z jego telefonu wciąż płynie muzyka, ale kiedy piosenka się kończy, wydyma wargi przez chwilę, nim jedna z jego wciąż ulubionych piosenek zaczyna lecieć.
Minęło dużo czasu, odkąd ostatnim razem chciał się po prostu bawić, pozwolić sobie na rozluźnienie i śpiewanie na głos. - One way, or another! - Mówi, ślizgając się po drewnianej podłodze w kuchni, pozwalając na to, by jego skarpetki sunęły. Zeus nie wydaje się rozumieć tego co się dzieje i ściga go.
Śpiewa całą piosenkę, kręci się i tańczy, wiruje i pozwala sobie na to, by poczuć się wolnym.
- Powinieneś, kiedyś spróbować, Zeus. Właściwie to niezła zabawa. - Pies siedzi przed nim i dyszy, unosi swoją łapię i odkłada ją z powrotem na podłogę. Louis nauczył się, że to oznacza, iż chce poczęstunek. Wyjmuje psiego herbatnika z szafki i rzuca go, oglądają jak pies go łapie i szczęśliwie pałaszuje. Harry mówi, że przez niego jego pies stanie się gruby, ale czego Harry nie wie to go nie zabije.
~*~
Louis budzi się w połowie nocy i czuje się, jakby był w ogniu. Nie często jego gorączka zaczyna się w środku nocy, więc uważa, że to dlatego, iż jest otoczony zapachem Harry'ego. Jęczy delikatnie i skopuje pościel, bierze głębokie wdechy i próbuje dowiedzieć się jak daleko jest. Oczekiwał, że będzie miał czas na to, by poczuć że się zbliża, ale obudzenie się w ten sposób zawaliło wszystkie jego plany. Bierze swój telefon i odrywa go od ładowarki.
Pisze do Nialla i prosi go, by przyniósł mu gorączkowy zestaw, razem z około dwudziestoma błagającymi emoji. Następnie pisze do swojej mamy i mówi jej, aby nie przychodziła. Odpowiada mu i prosi go, aby pamiętał o nawodnieniu.
Nie jest tak daleko, wciąż jest wystarczająco spójny, aby wiedzieć gdzie jest i nie myśli jedynie o tym jak bardzo chce knota, więc zmusza się do zejścia na dół po wodę. Bierze pełne sześć butelek, cztery chwyta pod swoje ramię i niesie resztę, następnie kładzie je obok łóżka. Wypija całą na raz, tylko po to, by upewnić się, że będzie z nim w porządku, kiedy nadejdzie pierwsza fala.
Po raz ostatni bierze swój telefon i na wszelki wypadek wysyła wiadomość Harry'emu. Nie jest pewien czy Harry by to docenił, gdyby mógł wrócić do domu wcześniej i wszedłby do budynku śmierdzącego gorączką, bez wcześniejszego ostrzeżenia. Nie sądzi, że Harry będzie w domu w ciągu kilku najbliższych dni, ale woli dmuchać na zimne.
'Hej, Haz. Bd miał gorączkę, więc nie dzwoń przez najbliższe kilka dni. Już tęsknię, L'
Tak naprawdę gorączka nie przejmuje nad nim kontroli przez jakąś godzinę, ale potem mrowienie pod jego skórą powoli zaczyna być nie do zniesienia. Po prostu pozwala sobie to wszystko poczuć, czuje w jaki sposób jego ciało pragnie wszystkiego. To uważne doświadczenie, sądzi, by zmusić się do pozostania świadomym tak długo jak może. Nie sądzi, że to potrwa długo, nie kiedy jego kutas jest wypełniony oraz żadny jego uwagi coraz bardziej z każdą mijającą sekundą.
Już jest wilgotny, plama znajduje się na jego bokserkach, kiedy zakopuje swoją twarz w poduszce i pozwala sobie cieszyć się mieszanką swojego i Harry'ego zapachów. Sam zapach alfy jest uzależniający, ale zapach jego alfy z jego własnym, nie jest czymś czego myślał, że potrzebował póki tego nie dostał.
W końcu, owija dłoń wokół swojego kutasa, jedynie go trzyma i pozwala sobie na poczucie dotyku, jęczy z tyłu swojego gardła, kiedy kropelka potu spływa po jego czole. Nie chce się jeszcze dotykać, nie chce się szorstko pocierać tak jak robił to w przeszłości, więc czeka. Musi poczekać, aż stanie się tak źle, że nie będzie w stanie wytrzymać. Lekarze mieli w pewien sposób leczący lubrykant, które sprawiał, że jego skóra nie robiła się taka szorstka, jeśli za wiele siebie dotykał, ale kosztował on wiele ponad 500 zł za małą tubkę, więc nawet nie pozwolił sobie na myślenie o tym.
Wytrzymuje w ten sposób jakieś całe 5 minut, leżąc w ciszy, gdy krew szumi mu w uszach, a przytłaczające uczucie gorączki zakopuje się w każdej części jego ciała, nim wysuwa swoją dłoń, unosi swoje biodra do dotyku i dochodzi po czterech pchnięciach.
Póki co to jest wystarczające, więc nie jest jeszcze pochłonięty w całości. Dochodzi jeszcze raz, jedynie po to, by być pewnym, robi to z imieniem Harry'ego na ustach, nim kuli się na drzemkę.
~*~
Siedzi na kanapie, pozbywając się ostatniego uczucia ciepła na jego skórze oraz czekając aż Harry wróci do domu. Nie ma już gorączki, pobudzenie nie tworzy się w jego podbrzuszu i nie sprawia, że każde zakończenie jego nerwu płonie ogniem. To bardziej jak końcówka grypy, kiedy jego ciało wciąż próbuje schłodzić ciało za pomocą potu.
W swojej dłoni ma szklankę soku pomarańczowego oraz talerz krakersów i sera na stole obok, natomiast w tle leci program o pielęgnacji psów. Zeus siedzi za blisko telewizora, szczekając za każdym razem, kiedy widzi pewnego psa, natomiast przy innych macha ogonem, ale następnie słyszy zgrzyt drzwi i biegnie w tym kierunku. Louis uśmiecha się, kiedy wstaje.
Harry ma swoją walizkę w jednej ręce oraz torbę w drugiej.
- Hej, Lou - mówi z uśmiechem. Louis decyduje, że chce być jedynie dotkniętym, więc przejmuje inicjatywę i idzie przytulić Harry'ego. - Wciąż pachniesz tak dobrze - mówi Harry i zamiera, ruch, który Louis bardzo łatwo może poczuć. - Cholera, przepraszam, to było niegrzeczne. Nie miałem na myśli, nie chciałem...
- To w porządku. Też miło pachniesz - mówi Louis, przewracając oczami.
- Przyniosłem te malinowe wypieki, które lubisz, od Minnies?
- O kolego, zawsze musisz mi przypominać dlaczego tkwię w pobliżu, prawda? - Harry uśmiecha się i całuje czubek głowy Louisa, jest to czuły gest, który sprawia, że trzepocze mu w żołądku. Wie, że nie ustalili jeszcze granic swojej tkliwości, ale on nie chce tego robić. Lubi jak Harry go dotyka, w sposobie w jaki nie robią tego przyjaciele.
- Zaniosę moje rzeczy na górę. Chcesz rozgrzać piekarnik? Zaraz zejdę na dół i podgrzejemy to.
Louis bierze torebkę z dłoni Harry'ego, kiwając przy tym głową, nim idzie do kuchni i bierze blachę do pieczenia. Zawsze najlepsze są podgrzane, mógłby się z tym kłócić przez godziny i cieszy się, że Harry się z tym zgadza. Właściwie sądzi, że to nawet zabawne, iż nie zdał sobie sprawy z tego, iż widział Harry'ego wcześniej, najprawdopodobniej mnóstwo razy przez całe swoje życie. Przywykł do chodzenia do tej piekarni za każdym razem, gdy odwiedzał swoją babcię, a odkąd Harry tam pracował, mógł wyobrazić sobie to, że kilka razy się widzieli.
Okrywa blachę folią, następnie kładzie dwa ciastka na nią, nim ustawia torbę z pozostałymi dziesięcioma razem z chlebem.
Harry schodzi na dół kilka minut później, przebrany z swojego typowego, pracowniczego garnituru w parę joggersów i t-shirt. To jeden z tych, który Louis nosił kilka razy, kiedy Harry'ego nie było i to sprawia, że jego policzki stają się ciepłe.
- Pachnie tobą - mówi Harry z drażniącym uśmiechem, przyciska guzik na piekarniku, aby ustawić odpowiednią temperaturę, a następnie opiera się o ladę.
- Nie wiem o czym mówisz - mówi Louis z lekkim droczeniem się w swoim głosie, nim zaczyna wychodzić z kuchni. - Ten cały dom pachnie jak ja. Jest teraz mój. Tak jak koszulka.
- Mhmm, oczywiście. - Harry uśmiecha się, co sprawia, że serce Louisa bije szybciej. - Wszystko dla ciebie, misiu.
- Duh - mówi Louis z przesadzonym przewróceniem oczami. Naprawdę, naprawdę lubi Harry'ego. To te momenty jak te, gdzie byli osobno, ale z taką łatwością są ponownie razem, bez pojedyńczej rzeczy, która sprawiałby, że myśli, iż dystans jest nawet dobry, myśli że może siebie tutaj zobaczyć. Może zobaczyć siebie w tym samym miejscu, noszącego ubrania Harry'ego i jedzącego razem z nim wypieki za dwadzieścia lat. Może zobaczyć siebie trzymającego dłoń Harry'ego i przytulającego się do niego, oglądając film za trzydzieści, i może zobaczyć siebie tak szczęśliwego przy wielu innych sytuacjach.
Chociaż jest za wcześnie, by nawet wymówić na głos którąkolwiek z tych myśli, szczególnie, jeśli nie chce wystraszyć Harry'ego, ale pozwala tym myślom wieczności go uspokoić. Nawet jeśli nie staną się czymś wie, że ma zdolność do bycia z kimś innym. Przez całe swoje życie został prawiczkiem, by upewnić się, że nie zostanie przywiązany do alfy, nigdy nie pozwolił sobie na takie przywiązanie z kimś, ponieważ nigdy nie widział siebie z kimś przez całe swoje życie. Wie, że omegi i alfy nie muszą się wiązać na całe życie tylko dlatego, ponieważ omega miał w sobie knota alfy, ale wie, że uprawianie seksu tak bardzo urosło w jego głowie od tak dawna, więc ostateczne zrobienie tego będzie dla niego zbyt wielką sprawą, by o tym nie myśleć.
- Więc, mam kilkoro przyjaciół, którzy dzisiaj przychodzą. Jeśli uważasz, że nie jesteś gotowy na towarzystwo to w porządku, ale jeśli chcesz zostać i się spotkać jesteś bardziej niż mile widziany - mówi Harry, uśmiechając się delikatnie, a Louis kiwa głową.
- Mogę zejść na dół i się przywitać kilka razy w ciągu wieczoru.
~*~
Decyduje, że chce się przywitać, aby się socjalizować i by pozwolić, aby przyjaciele Harry'ego wiedzieli, że istnieje. To nie jest zbytnio normalne, aby omega się ukrywał, kiedy jest towarzystwo i jest przekonany, że co najmniej trójka jest świadoma jego obecności tutaj (odkąd jest w stanie wyczuć trzy odrębne zapachy alf), więc schodzi na dół.
- Cześć, Lou! - Mówi szczęśliwie Harry i macha mu. W salonie Harry'ego znajduje się ósemka ludzi, przekąski leżą na całym stole. Harry ma włosy spięte w koczka oraz uśmiech jest obecny na jego twarzy. Zayn i Liam tutaj i... o cholera. Zdaje sobie sprawę z tego, że wpatruje się trochę za długo, ponieważ alfa śmieje się lekko.
- Hej, rozpoznaje cię! - Mówi, a Louis czuje się słabo. - Byłeś na przesłuchania do Dunkirk, prawda?
- Uch, tak, byłem tam. - Przez chwilę musi sobie przypomnieć jak się oddycha, ponieważ Christopher Nolan jest w tym samym pomieszczeniu co on i jak widać go rozpoznał. Może zemdleć.
- Miałeś dużo talentu - posyła mu uśmiecha, a Harry macha na niego, by usiadł.
- Dziękuję - mówi i znajduje miejsce obok Harry'ego na oparciu fotela. - Jestem Louis, swoją drogą - mówi do każdego. Rozpoznaje jedynie Chrisa i innego alfę Nicholasa Grimshawa, ale pozostała trójka nie jest mu znana.
- Nick - mówi Grimshaw z uśmiechem. W takich momentach jest szczęśliwy z taboo rzeczy, że alfy nie powinny dotykać omeg, ale nie pozwala na to, by jego ulga była widoczna.
- Ed - mówi rudowłosy mężczyzna.
- Steve. - Jest omegą, a to sprawia, że Louis czuje się dziwnie komfortowo. Nigdy nie lubił być jedyną omegą w grupie, ale odkąd na świecie jest trochę więcej alf niż omeg, nie jest to rzadkim zjawiskiem. Steve wygląda na szczęśliwego i jakby tu pasował, więc nie pozwala sobie na zbyt duże zamartwianie.
- Shawn.
- W takim razie jak bardzo wy wszyscy się znacie?
Zayn decyduje się odpowiedzieć na to pytanie.
- Kiedy ja i Harry byliśmy na uniwersytecie, Chris zrobił seminarium na jednych z moich zajęć, następnie wyłapał mnie, ponieważ moja praca przyciągnęła jego oko. Poszliśmy na lunch i dalej poszło. Harry dołączył trochę później, potem oczywiście też Liam. Liam znał Steve'a, a Harry znał Shawna. Na przestrzeni lat wszyscy się związaliśmy ze sobą.
- Teraz nie możemy się rozstać - mówi Steve z uśmiechem.
- Oi, byłbyś samotny bez nas, leszczu - mówi Ed, a Louis tak właściwie nie czuje się przytłoczony. Harry wygląda na szczęśliwego oraz zadowolonego, a Louis czuje się zrelaksowany w tym środowisku. Jest mu komfortowo.
- Czy mogę zaprosić Nialla? - Pyta Harry'ego miękkim głosem.
- Jasne. Poproś go, by przyniósł jakieś przekąski albo coś takiego, okej?
- Pewnie - mówi z uśmiechem i idzie do kuchni z telefonem w dłoni. Jest kilka głosów więcej w salonie, kiedy wychodzi, ale po raz pierwszy od długiego czasu, ten niepokój nie łączy się razem w jego żołądku razem z obawą, że go obgadują. Nie martwi się o ten tłum. Wierzy, że Harry nie wepchnie go w niebezpieczeństwo.
- Hej? - Pyta Niall i myśli, że może usłyszeć jakiegoś batmana w tle.
- Hej, Ni. Chcesz wpaść do Harry'ego, by spędzić trochę czasu razem?
- Jasne, teraz?
- Tak, Harry powiedział byś przyniósł przekąski. - Niall śmieje się po drugiej stronie linii, ale zgadza się, nim się rozłącza.
~*~
Mija mniej niż godzina nim Niall przychodzi. Shawn musiał wyjść, coś o złapaniu lotu wcześnie rano, ale Louis naprawdę zbytnio się nie przejmował. Do tej pory był najcichszy z grupy, szczególnie jak na alfę, ale Steve to wyrównywał. Jak na omegę był głośny i naprawdę rozświetlał pokój. To sprawia, że Louis myśli o tym jaki był przed tym wszystkim, nigdy nie był w stanie się zamknąć, nawet kiedy powinien.
To w pewien sposób smutne, ale z drugiej strony cieszy się w pewien sposób z tego, że potrafi być teraz cicho. Zauważa teraz rzeczy, które wątpi, że byłby w stanie dostrzec wcześniej. Ktoś puka do drzwi, a Louis idzie otworzyć, patrzy przez judasza i widzi po drugiej stronie swojego przyjaciela, więc bez namysłu otwiera.
- Hej, Lou! - Mówi szczęśliwie, w swoim ramieniu ma dwie pełne paczki chipsów i biszkopty. - Nie wiedziałem jak dużo ludzi będzie, więc przyniosłem trochę rzeczy. - Widzi sposób w jaki Niall się rozgląda, najprawdopodobniej formułując kilka pytań w swojej głowie, ale wciąż kocha to, że Niall o nic nie zapyta, dopóki nie będzie absolutnie pewien, że musi.
- Dzięki, Ni. Tędy - kieruje swojego przyjaciela, by usiadł w salonie i uśmiecha się, kiedy Harry spotyka jego wzrok. - To jest Niall, panowie. Niall to Chris, Ed, Steve, Harry, Liam i Zayn. - Zayn wpatruje się w Nialla, ale to nie jest zwykłe spojrzenie Zayna. To... coś innego. Ale decyduje się nie zwracać na to uwagi. W każdym razie Zayn zawsze wydawał się dla niego być trochę dziwny.
- Miło was poznać tak w ogóle - mówi z uśmiechem i siada na przeciwko Louisa, na jednoosobowym ramieniu fotela.Wraca na swoje miejsce obok Harry'ego i uśmiecha się, kiedy alfa kładzie swoją ciepłą dłoń na jego udzie.
Dwie godziny później Chris i Ed również wychodzą i następnie jest tylko ich szóstka.
- Wiesz Louis, jeśli kiedykolwiek będziesz szukał dobrego słowa o swojej grze, zadzwoń do mnie. Zobaczę co mogę zrobić. - To były ostatnie słowa, które powiedział do niego Chris, a on nadal buzuje od tego czasu. Harry musiał położyć dłoń na jego karku, aby go uspokoić, naturalny sposób alfy, by uspokoić omegę, lecz on nie mógł powstrzymać swojego podekscytowania.
Po kilku słowach więcej, wszyscy oglądaj film, zgadzając się na Szybkich i Wściekłych, a Louis zasypia na podołku Harry'ego. Harry wciąż ma swoją dłoń na jego karku, a drugą ochronie zarzucił wokół jego talii, więc śpi słodko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top