Rozdział 9
- Zaraz zrobię coś ulubionego twojego do jedzenia zgoda? - wzięła od niego torbę
- Dziękuję - wsiedli do samochodu gdzie cały czas rozmawiali, o każdym temacie i ciągle jakby nie widzieli się z rok
- Tata jest już w domu? Stęskniłem się bardzo!
- Jest chyba, był jak wyjeżdżałam - westchnęła i zaparkowała na podjeździe - idź go poszukaj
Ten od razu wybiegł z auta lecz szybko zwolnił. Wciąż był osłabiony
Jego mama wzięła torbę i wniosła do środka patrząc jak ten wchodzi na piętro gdzie jest gabinet Daryla
- Tato?! - zawołał jednak odpowiedziała mu cisza - Tato?!
- Zobacz w gabinecie! - tyle tylko usłyszał z kuchni
Ten zajrzał tam i od razu się rozporomienił - Tato! - przytulił go od tyłu
- Michael? - odwrócił się z grymasem na twarzy jednak delikatnie go objął
- Tęskniłem! Dlaczego nie przyjechałeś do mnie? - zapytał cicho
- Firma młody, nie mam czasu na to. Idź na dół
- Ale... Nie widziałeś mnie tak długo - wyjąkał z żalem i znów go przytulił - Bardzo tęskniłem
- Idź już - syknął - zaraz przyjdę bo musimy porozmawiać
- Coś się stało? - zmartwił się
- Idź - wymamrotał i dosłownie wypchnął go za drzwi. Michael tylko spojrzał na niego ale grzecznie zszedł na dół
- Tata jest bardzo zajęty - westchnął - Pracuje
- Musisz go zrozumieć
- Wiem, ale on nigdy nie ma dla mnie czasu
- Ma tylko... Pracuje a teraz idź odpocznij. Zawołam cię na obiad
- Mhm - cmoknął ją w policzek i poszedł do swojego pokoju gdzie ubrał piżamę i położył się spać
Ta westchnęła po czym weszła do pokoju jej męża - Naprawdę nawet dzisiaj nie możesz okazać mu chodź trochę uczucia?
- Po co? Jutro wyjeżdża więc po co robić mu nadzieję że ktoś go tu chce
- C-co? Jakie jutro? - pokreciła głową
- A kiedy? Ile można czekać, ten ośrodek przyjmie go i mają już dla niego miejsce. Można go przywieść już jutro a im szybciej tym lepiej prawda?
- Nie nie prawda. Do tego by tam go przyjęli potrzeba pisemnych zgód obojga rodziców prawda?
- Zgadza się
- Nie podpisze tego - powiedziała stanowczo
- Zostaniesz z niczym - warknął - z nim i bez pieniędzy. Tego chcesz? By skończył na ulicy
- Na pewno nie żeby skończył w wariatkowie. Nie ma takiej opcji!
- To nie wariatkowo! To dobry ośrodek. Dobrze się nim tam zajmą
- Powiedziałam nie. Nie zgadzam się i koniec
- I tak z nami nie zostanie - wymamrotał pod nosem i uderzył dłonią w blat biurka
- Zostanie bo to mój syn! Teraz już nie przejmuje po tobie firmy więc możesz się wręczenie od niego odczepić
- Jest kurwa nikim, jakąś pizdą a nie facetem. Nie chce takiego syna rozumiesz?!
- A myślisz że on chce takiego ojca?! Wiesz jak było mu przykro gdy ani razu nie pojawiłeś się w szpitalu?
- Gdyby był facetem miał by jakąś dziewczyną! Cokolwiek. On nawet nie ma przyjaciół! - warknął i popchnął swoją żonę po czym wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Karen zapłakała i schowała twarz w dłonie łkając w nie, to było okropne uczucie gdy nie czujesz już miłości od swojego partnera.
Z łzami w oczach przeszła do ich sypialni gdzie położyła się na łóżku i otuliła kocem licząc na lepsze jutro
____________________________
Blondynka przebudziła się patrząc na wschód słońca. Był wczesny poranek a ona musiała wstawać by zrobić dla reszty domowników śniadanie.
Weszła do pokoju Michaela i przysiadła przy jego łóżku widząc uroczo śpiącego chłopaka. Całą swoją miłość mogła teraz skierować na niego
- Wstawaj Mike, zaraz będzie śniadanko kochanie - cmoknęła go w policzek i przejechała palcami po wyblakłej brązowej czuprynie
- Mama? - Clifford obudził się i rozejrzał po pokoju na co odetchnął opadając swobodnie na poduszkę - Bałem się że znów jestem w szpitalu
- To już się nie powtórzy, ubierz się a ja skoczę tylko do sklepu po dobre pieczywo i wykupie leki dla ciebie. Musisz je systematycznie brać
- Nie lubię leków - westchnął - Jakie to mają być?
- Lekarz podobno dał ci receptę, daj mi ją - westchnęła i poczekała aż syn podejdzie do torby i ją znajdzie
- Ym mamo... - zaczął nieśmiało
- Daj mi ją i idź się ubierać - westchnęła - no już
- Bo ja ten... - podrapał się po głowie - Ja nie wiem gdzie ona jest
- Nawet nie żartuj - warknęła cicho i sama zaczęła szukać - kurwa, zostań w domu a ja muszę jechać po nową. Zaraz wracam
- P-przepraszam mam... - zaczął cicho spuszczając głowę
- Nic nie szkodzi, zjedz coś a ja jadę po nową receptę - westchnęła i ruszyła do przedpokoju się ubrać
- J-jesteś na mnie zła - zielone oczy chłopaka się zaszkliły
- Nie jestem, muszę szybko jechać po nową receptę. Potrzebujesz tych leków
- Przepraszam mamo - zwiesił głowę - Nie chciałem jej zgubić
- Już dobrze, zjedz śniadanie a ja zaraz będę z powrotem
- Mhm - powoli tam poszedł - Przepraszam...
- Nie masz za co Mikey - wymamrotała i ubrała buty - tylko zdjedz coś błagam
- Dobrze - pokiwał głową - Za ile będziesz?
- Kilka minut - odetchnęła cicho i ubrała płaszcz po czym wyszła z domu
Ten westchnął, po czym zaczął szykować sobie śniadanie. Dlaczego był aż tak głupi by zgubić swoją własną receptę?
Po chwili jednak usłyszał otwieranie drzwi i kroki w przedpokoju. Myślał że mama czegoś zapomniała jednak do kuchni wszedł jego ojciec
- Cześć tato - wymamrotał i podszedł do niego chcąc go przytulić
- Michael - kiwnął tylko głową i pozwolił by syn go przytulił - jak się czujesz?
- Ym jest okej - przgryzl wargę - Trochę lepiej
- To dobrze, co powiesz na wycieczkę jutro? Tylko nasza dwójka na łonie natury?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top