Rozdział 5

- Daryl - wypłakała cicho - nie zamkniemy go, to nasz syn do cholery

- A czy ja mówię że nie? Przecież nie zostanie tam na zawsze. Weźmiemy go jak wyzdrowieje

- To nie jest dobry pomysł, lepiej by został z nami. Poradzimy sobie jakoś, on się załamie. Jest kruchym dzieckiem

- Mówiłem już coś w tym temacie - odetchnął

- Porozmawiamy jak wrócisz, ale to nasz syn, przemyśl to

- Porozmawiamy w domu. Tam podejmę decyzje. - rozłączył się

- Dobrze - westchnęła cicho mimo że jej mąż się rozłączył, odłożyła telefon na półkę i zaczęła czytać dokumenty dane przez lekarza. Było tam wiele informacji na temat jego choroby, operacji oraz jej przebiegu

Najgorsze jest to że znaleziono bardzo dużo powikłań jego choroby. Duszności, brak koncentracji czy senność to tylko niektóre z nich. Wczytując się coraz bardziej wręcz wiedziała że nie może powiedzieć o conajmniej większości z nich swojemu mężowi.

Po jej policzkach płynęły łzy wiedząc że Michael będzie musiał przejść kilka operacji i błagała w myślach by poszły one pozytywnie a Michael poczuł się lepiej. Nie chciała by chłopak cierpiał. Mimo że nie okazywała mu uczuć tak często i zazwyczaj była dość chłodna tym razem naprawdę się o niego martwiła. Zdecydowanie wolałaby być na jego ślubie niż patrzeć jak szansę na to maleją. Mimo wszystko uważała że choroba na zawsze pokrzyżuje jego życie

Zdrowie w końcu było w życiu najważniejsze... Wszystko inne schodziło na boczne tory. Sama przygotowała obiad dla siebie i męża jednak cały czas miała w myślach syna i jego operację

- Jestem! - krzyknął z przedpokoju mężczyzna zaraz potem zatrzaskując drzwi za sobą - Jest obiad? - wszedł do salonu cmokając żonę w czoło

- Właśnie zrobiłam - pocałowała go krótko i wyjęła z szafki talerze

- Wiesz kochanie. Przemyślałem te sprawę z ośrodkiem - odetchnął

- Tak? - zaczęła cicho - i co wymyśliłeś?

- Nie oddamy go. Przejrzałem wiele ośrodków. Nie ważne czy porżadnych czy nie. Wiesz jakie to są koszty? - pokręcił głową upijając łyk wina stojącego na stole w kieliszku

- Ale... Co zrobimy Daryl?

- Oddanie go do ośrodka psychiatrycznego też nie wchodzi w grę - westchnął - Nie ma w papierach wpisanych żadnyej choroby psychicznej a stołowanie lewych papierów zajęło by miesiące

- Nawet mi to przez głowę nie przeszło - wymamrotała - pomyśl nad normalnym wyjściem

- A to jest twoim zdaniem jakie? - prychnął - Jeśli masz lepszy pomysł słucham

- Nie wiem - zaczęła - nie możemy go od razu skreślać. Może da radę w firmie? Kto wie?

- Ja wiem że na pewno nie da - powiedział szorstko - Nie nadaje się na to, zawsze nie nadawał w dodatku teraz tym bardziej mu jej nie powierze

- Ale ośrodki zamknięte? Wiem że często wyjeżdżamy ale... Może to jednak dobre wyjście?

- Jeśli zamierzasz za to płacić. Nigdy nie pracowałaś i nie masz o tym pojęcia - prychnął

- Ale... Dobrze wiesz że wyjeżdżamy. Kto ma się nim zajmować?! Nie zostawimy go samego na tak długi czas

- Nie zostawimy oczywiście. Nie wynajmiemy opiekunki bo to za dużo zachodu, ośrodek lub inna szkoła jest zbyt droga a cała za równo moja jak i twoja rodzina mieszka daleko stąd. Słucham więc jaki masz pomysł

- Nie mam - wetschnąła i zaczęła cicho płakać - nie wiem - wytarła mokre oczy i schowała twarz w dłonie

Ten podszedł i przytulił ją od tyłu - Widzisz... Przez niego są same problemy... Już zbyt wiele łez na niego wylałaś

- Ale to nasz jednyny s-syn - zapłakała - mimo wszystko go kocham Daryl

- To bardzo toksyczna miłość. Nie ma żadnych pozytywnych stron. Chcesz patrzeć jak nasz syn kończy na ulicy gdy my... Odejdziemy?

- Nie - pokręciła głową - chcę dla niego jak najlepiej, nie chcę by cierpiał

- Czy myślisz że żyjąc z chorobą nie będzie cierpiał?

- B-będzie, on będzie cierpiał - wypłakała - nie chcę by cierpiał chodźby nie wiem co

- Więc jest tylko jedno wyjście... - odetchnął upijając łyk alkoholu - Ono rozwiąże wszystkie nasze problemy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top