Rozdział 7 • Konfrontacja
Poprzedniego dnia Yoru czuła się na tyle okropnie, że postanowiła wrócić do swojej kwatery i nie wychodzić aż do następnego ranka. Nie miała humoru, ochoty, nic jej nie mogło zmusić do tego, aby wynurzyć się z tej jaskini rozpaczy. Dopiero kolejny wschód słońca sprawił, że się wyłoniła.
I tak nie miała za dużego wyboru, bo dzisiaj miała mieć patrol z Barricadem, z którego nawet nie cieszyła się. Przynajmniej ze względu na patrol, dzisiejsza dawka przesunęła się na wieczór. Rutynowo chwyciła za leżącą na biurku włócznie i przyczepiła do uchwytu na biodrze, a następnie wyszła na korytarz bez większego zastanawiania się.
Miała wielkie przeczucie, że dzisiejszy dzień będzie okropny.
Powolnym krokiem pokierowała się w stronę kwatery partnera. Wpadła na niego w połowie drogi, więc nie musiała daleko chodzić.
— Normalnie wyglądasz tragicznie, ale dzisiaj to przechodzisz samą siebie. — Zaczął jakże miło, a Yoru z braku sił postanowiła się nie kłócić i jedynie przewróciła optykami, idąc dalej nawet na niego nie czekając. Cade chyba zauważył, że coś jest nie tak. — Ej, dobra, przepraszam. Nie obrażaj się bo muszę jakoś wytrzymać dzisiaj z tobą cały dzień.
— A czy ty znasz koncepcje milczenia? — Warknęła na niego kładąc uszy.
— Co cię dzisiaj ugryzło? — Uniósł brew, dziwiło go, że Yoru tak reaguje na jego zaczepki, nigdy nie miała z tym jakichś większych problemów.
— Nie twoja sprawa. — Znowu zawarczała w odpowiedzi.
— Ostatnio ty jesteś moją sprawą, więc no wybacz, ale chciałbym wiedzieć-
— Skończ drążyć temat! — Odwróciła się nagle, a po jej minie można wywnioskować tylko jedno. Ona na prawdę nie żartuje, a dalsze irytowanie jej mogło by skończyć się tragedią.
Barricade, o dziwo, uszanował jej chęć do świętego spokoju i postanowił nie odzywać się, a przynajmniej nie do momentu gdy nie dojdą na mostek, z którego Soundwave wyśle ich na teren wykopalisk, bo niespodzianka, ale to znowu tam będą mieć patrol. A czy tam będzie się do tego stosować? Nie wiadomo. Pewnie nie.
Oczywiście, że nie, bo gdy tylko znaleźli się na terenie wykopalisk, ten znowu zaczął gadać. No proszę, role się odwróciły. Jak zawsze to ona jest tą gadatliwą i wnerwiającą, to teraz jemu paszcza się nie zamyka.
Teraz przynajmniej wie, jak bardzo jest to denerwujące.
Yoru szła trochę za nim, słuchając uważnie tego o czym mówi. Co jakiś czas przytakiwała lub wtrącała swoje własne spostrzeżenia, aż do momentu...
Zakręciło jej się w głowię co próbowała zignorować, jednak głosy jej rozmówcy stawały się coraz bardziej rozległe. Barwy jakby zaczęły zanikać z wizji. Zatrzymała się i przymrużyła optyki. Stało się jednak coś, czego by się nie spodziewała...
Zatrzymała się nagle, a optyki zafiksowały się na oddalającym się decepticonie, który jeszcze nie zauważył, że coś jest nie tak. Stała nieruchomo obserwując coraz gorzej widoczny punkt, jej wizja stawała się coraz gorsza, jednak kręcenie ustąpiło równie szybko co się pojawiło.
Jej cały system wszedł w gotowość bojową, jak gdyby była w środku akcji, jednak wokół było spokojnie. Jeszcze przed chwilą przecież tylko rozmawiali? Nagle zaczynała obierać go za cel, nie chciała tego i nie mogła tego kontrolować. Traciła kontakt z rzeczywistością, a barwy przed jej optykami nabierały lekko fioletowej barwy.
Po paru minutach Barricade zauważył, że przestał dostawać znikome odpowiedzi, jakie do tej pory mu dawała, dlatego zatrzymał się i odwrócił, aby sprawdzić co się stało. Przekręcił lekko głowę widząc, że stoi nieruchomo i się przygląda. Podszedł kilka kroków.
Świadomość predaconki była znikoma, ale gdzieś w środku walczyła, aby nie doszło do tej samej sytuacji z kilku dni temu. Przecież nie chciała zrobić mu krzywdy... ale... tak ciężko się oprzeć...
— Yoru? — Zapytał kładąc dłoń na jej ramieniu. Dopiero ten czynnik pozwolił jej wrócić do żywych i opamiętała się. Pokręciła głową i złapała się za nią z cichym jękiem, co zaniepokoiło mecha jeszcze bardziej. — Jesteś pewna, że dasz dzisiaj rade?
— Wiesz... może idź sam. Albo wezwij kogoś innego, nie dam rady. — Zrobiła krok w tył i odwróciła się szybko.
Chciała odejść. Odejść jak najdalej, żeby uspokoić się i przypadkiem nie zrobić komuś krzywdy. Znowu. Tym bardziej nie jemu.
Barricade nie odezwał się, nie próbował jej zatrzymać jedynie zmarszczył brwi. Nie rozumiał dlaczego tak reaguje, czy on coś źle robi? Może i nie stara się jakoś bardzo, ale zaczyna mu coraz bardziej zależeć na tej znajomości. Nie tylko w sensie tego, że miałby spore korzyści z bliskości z predaconem.
Yoru złapała się za głowę, prawie wbijając w nią pazury. Trzymała się. Jakoś. Było coraz lepiej, z minuty na minutę zaczynała czuć się odrobinę lepiej i tak tego nie przeżywała, choć zły posmak zostawał.
Na prawdę nie daje rady tego kontrolować, nie umie zapanować nad własnym ciałem i umysłem. To musi się skończyć, tylko jak?
Femme szła ze spuszczoną głową, wyraz twarzy był wyraźnie ponury, tak samo jak cała jej postawa. Źle się czuła, nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Czy robiła się słaba? Jej iskra po latach wojny złagodniała, co bardzo dziwne bo normalnie w takich sytuacjach powinno być na odwrót. Powinna stać się jeszcze bardziej waleczna i bezwzględna! A przynajmniej właśnie tego oczekiwał od niej Megatron.
Pogrążając się tak w swoich myślach przymknęła swoje czerwone optyki i po prostu szła dalej, wyobrażając sobie to, że jest sama, wojny nie ma, a ona sama może cieszyć się wolnością i brakiem strachu.
Predacon co się boi. Pff, żałosne. Dlaczego jeszcze się nie postawiła? To pytanie zawsze sobie zadawała, gdy czuła się jakby wpadała w najgłębszą dziurę, bez możliwości powrotu na powierzchnie. Jednak nigdy jeszcze sobie nie odpowiedziała, wolała zamieść to pod przysłowiowy dywan i nigdy go nie ruszać, mając nadzieję, że jej troski i problemy rozwiążą się same.
Rozpłyną się, tak, jak gdyby nigdy ich nie było. Niedoczekanie.
Czasem zastanawiała się, co by było gdyby nie urodziła się predaconem, jak wyglądałoby wtedy jej życie. Miałaby spokój? Decepticony nie uważałyby ją za maszynę do zabijania, którą trzeba wytresować, aby spełniała wszystkie ich zachcianki, a autoboty nie patrzyły na nią jak na potwora. Żyłaby wtedy...
Normalnie?
Albo właśnie życie zwykłej, szarej femme w świecie mechów byłoby cięższe. Zagłębianie się w te tematy i niepotrzebne zamartwianie umysłu jedynie bardziej ją dołowały, ale czasem po prostu nie mogła powstrzymać natłoku głębokiego, życiowego rozmyślania.
Yoru w końcu przystanęła trochę spokojniejsza po powolnym marszu przez ciche zakątki lasu i oparła się o solidnie wyglądające drzewo. Plecami zjechała po ciemnoszarym, grubym pniu i usiadła na ziemi, wzdychając cicho.
Nawet nie zauważyła kiedy odeszła tak daleko od wyznaczonego jej terenu, ale Barricade sobie sam poradzi, nie ma pięciu lat. Byleby nie nakablował na nią Megatronowi, bo wtedy mogłaby mieć z lekka przekichane. On chyba taki nie jest żeby nagadywać na innych?
Choć w końcu to niby-policjant, więc zboczenie zawodowe może się uaktywnić w każdej chwili i postanowi szczegółowo przedstawić sytuacje ich panu i władcy zniszczenia, cierpienia i narastających myślach samobójczych, jakie to on wywołuje u swoich poddanych samą swoją obecnością-
No ale cóż, nawet jeśli, to jest już chyba przyzwyczajona. Ale tylko chyba, bo co jak co ale każda kolejna kara od Megatrona zbliża ją do rychłej śmierci, bo może i nie ma pewności, ale może w końcu spełnić swoje groźby i się jej pozbyć.
Jedynym jej skutecznym systemem radzenia sobie w ciężkich chwilach, jest myślenie o tym, co jest teraz, a nie o tym co było lub będzie, choć w obecnej sytuacji jest niezwykle trudne. Nie mniej jednak wie, że teraz chce wrócić do swojego partnera i dać znać, że czuje się trochę lepiej i w ogóle jeszcze dycha.
Wstała z ziemi. Na ustach femme znów zagościł uśmiech, jednak niewielki i z lekka wymuszany. Nie chciała dać po sobie znać, że mimo tego że uspokoiła się i "wyluzowała", to nadal to dziwaczne, nie do końca jeszcze zrozumiane uczucie przy niej czuwało.
Chociaż nie... teraz to było coś innego. Coś co ją równie bardzo niepokoiło im bardziej zbliżała się na teren wykopalisk. Było za cicho...
Wszelaka zwierzyna ucichła. Ptaki przestały ćwierkać, a wiewiórki i inne mniejsze żyjątka lasu już nie buszowały po żywej roślinności. Nawet owady ucichły, lub i nawet same pouciekały.
Yoru przybrała poważniejszej postawy, a w pogotowiu przygotowała sobie swą broń, chwytając ją w dłoń. Coś musiało się stać, lub nadal się dzieje pod jej nieobecność.
Trochę szybszym tempem niż spacerkowym, femme udała się w kierunku wykopalisk, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku i czy może jej się jedynie wydaje, że coś jest nie tak. Niestety, nie myliła się ze swoimi przypuszczeniami i gdy tylko zaczęła zbliżać się na miejsce, zaczęła słyszeć wystrzały.
Momentalnie przyśpieszyła i w ciągu paru krótkich chwil znalazła się przy krysztale mrocznego energonu, a dokładniej przy większych skałach kilka metrów od niego oddalonych. Przykucnęła widząc wyraźne strzały po drugiej stronie wykopalisk, nie chciała się jeszcze ujawniać. Element zaskoczenia może być dla niej teraz największym plusem, więc psucie tego nie wchodzi w grę.
Jej wzrok skierował się nagle u podnóża mrocznego energonu, gdzie zauważyła postać. Postać niewielkiego autobota o białym lakierze, którego kojarzyła z pola walki.
Mały i upierdliwy, ale zna się na swojej robocie i mimo swojego rozmiaru, to potrafi nieźle dokopać, czego sama przekonała się pare razy gdy oberwała z broni dźwiękowej. Ugh, broń dźwiękowa plus wrażliwe uszy równa się katastrofa.
Oby dzisiaj nie musiała przez to znowu przechodzić.
Tylko chwila...
Co on tam robi?
Predaconka przekręciła lekko głowę obserwując działania autobota, nie wiadomo czy zaciekawiona, czy może zwyczajnie nie chciała się za szybko wychylać, żeby nie zniszczyć elementu zaskoczenia. Patrzyła co robi przez dosłownie parę sekund przed tym, gdy w końcu pojęła jego poczynania.
Montował materiały wybuchowe do kryształu, najpewniej chcąc go wysadzić. Na sto procent wysadzić. W końcu dynamitu nie przytwierdza się w żadnym innym celu, jak w celu wybuchu.
Powinna zareagować nim będzie za późno, choć... nie chciała. Coś zatrzymywało ją przed podjęciem działania, przeszkodzeniu w planach autobotów.
Czyżby ciało chciało zdradzić frakcję, nim nawet procesor zdołał to pojąć? Czemu nie reagowała? Wewnętrze biła się z tym, czy to dobry czy też zły pomysł. Z pomocą podjęcia decyzji przybył vehicon.
Tak, vehicon. W sumie to dwa vehicony, którym udało się wykryć jak autobot szpera przy ich cennym krysztale i aby nie rozjuszyć Megatrona potencjalną porażką i utratą tego przerażającego cudu, postanowiły go powstrzymać.
Vehicon znajdujący się po prawej wycelował w nieświadomego jeszcze autobota, nagrzewając swój blaster do czerwoności. Drugi con osłaniał go i czekał w gotowości, gdyby miało stać się coś niespodziewanego.
Ta niespodziewana sytuacja nadeszła szybciej i jeszcze bardziej niespodziewanie niż mogliby sobie pomyśleć.
A raczej nie mogą już pomyśleć, a dokładniej to vehicon który chciał pokazać klasę i przywrócić dawno zanikły honor ich rodzajowi, zabijając autobota. A czemu? A bo bez głowy ciężko myśleć.
Łeb vehicona zsunął się z równo uciętej szyi i padł z głuchym stukotem o ziemie. Ciału zauważenie, że iskra cona przestała pracować zajęło trochę więcej czasu, ponieważ dopiero po kilku sekundach upadło na ziemie z trzaskiem metalowych części i układów, które jeden po drugim przestawały działać.
Drugi vehicon nim zdążył zareagować, czy nawet i zauważyć co się stało, niestety bądź stety podzielił los swojego kolegi, gdy ostrze wbiło się z precyzją w przewody szyjne, penetrując ją na wylot. Doprowadziło to nieszczęśnika do nieco powolniejszego zgonu, jednak równie paskudnego i syfiastego, przez lejący się strumieniem energon.
Ciało szybko padło na ziemie, wpadając wprost w świeżo uformowaną kałuże energonu swojego i swojego kompana.
Autobot słysząc, że coś dzieje się tuż za jego plecami, odwrócił się chcąc obadać sytuację. Widok jaki go zastał był... niepokojący. A może zadziwiający? Było w nim również coś dziwnego. Myśli zaczęły szaleć.
Predacon.
Czy powinien zareagować? Ale... zabiła swoich, więc o co chodzi? Chwila moment...
Czy on został właśnie... uratowany przez decepticona? Nie, nie, nie... Czy ONA właśnie uratowała autobota?
Jest ź l e.
Chwile patrzeli się na sobie, ale żadne z nich nie mogło odczytać emocji przez wizjery, choć Yoru domyślała się, że autobot jest w niezłym szoku. Ona sama również jest zszokowana, że tak postąpiła, ale skoro jej wcześniejsze prośby się spełniają, to nie pozwoli jakiemuś vehiconowi ich zaprzepaścić. Pozbycie się energonu było jej na rękę, byłe tylko Megatron się o tym nie dowiedział.
Nie odezwała się ani słowem i po chwili takiego przyglądania, po prostu chciała się odwrócić i odejść, tym samym dając autobotowi przyzwolenie do dalszego działania. Nie chciała zostać zauważona, bo na pewno została by okrzyknięta zdrajcą, a za jej łeb ogłosili sporą nagrodę.
Trzeba znikać i nie dać się zauważyć nikomu więcej. Yoru odwróciła się i... było już za późno.
Pistolet wycelowany prosto w jej łeb w odległości metra? Dwóch? Odległość była najmniej ważna, czy tak czy siak wystrzał zabiłby ją nim mogłaby nawet przemyśleć swoją pozycje.
— Barricade spokojnie, to nie jest tak jak myślisz. Wszystko ci wyjaśnię, tylko odłóż broń... — Powiedziała spokojnym tonem, próbując przekonać swojego partnera, o zaniechaniu morderczych popędów.
— Co mi wyjaśnisz? Że zbratałaś się z autobotem? Wszystko widziałem, nie musisz udawać głupiej. — Odwarknął. — A ja ci tak ufałem. To przez to tak ostatnio dziwnie się zachowujesz? Jak mogłaś zdradzić decepticony?!
Yoru słysząc te oskarżenia zawarczała gardłowo i zsunęła swój czarny niczym noc wizjer z optyk, żeby móc wyraźniej spojrzeć mechowi w optyki.
— Nie zdradziłam decepticonów! Ty byś nawet tego nie zrozumiał, moje tłumaczenia pewnie by cię nawet nie usatysfakcjonowały.
— Gdyby były by tak durne jak ty sama, to pewnie nie. Skoro "nie zdradziłaś" nas, to przesuń się i daj mi go zabić. — Machnął w stronę autobota lufą pistoletu, aby na niego wskazać.
Yoru odwróciła głowę w stronę bota, aby spojrzeć na niego kątem oka. Nie zależało jej na uratowaniu mu życia, nawet go nie znała. Ba, są wrogami więc po co miałaby to robić? Niestety jednak chciała, aby dokończyć co zaczął, tym samym uwalniając ją z tego niekończącego się koszmaru. Do tego potrzebowała go żywego.
I tak jej plan posypał się, została przyłapana na pomocy autobotowi. Ugh, po co ona to zrobiła? Tak bardzo chciała się pozbyć kryształu, ale sama bała się tego dokonać. Bała się wizji zostania samej, okrzykniętej zdrajcą, żeby obie frakcje miały ją na oku jako swojego wroga.
Zwróciła się znów w stronę Barricade'a. Z jej twarzy mógł wyczytać, że wcale nie zamierza się odsunąć. Chwile oboje trwali w ciszy, patrząc sobie niebezpiecznie w optyki, czekając aż któraś ze stron wykona ruch.
Yoru znowu łagodnie odwróciła głowę w stronę autobota i powiedziała...
— Osłaniam cię.
Nim zdążyła się nawet przygotować do czegokolwiek, do jej uszu dostał się huk wystrzału, a następnie promieniujący ból w okolicach prawego ramienia.
No tak, głupio że się nie spodziewała, ale na swoją obronę to jest w tej chwili lekko - bardzo - zestresowana. Jej plan się posypał, a teraz stoi oko w oko ze swoim byłym już partnerem.
Jak śmiał ją postrzelić? Dobra, tak jakby teraz faktycznie dopuściła się zdrady, ale to chyba nie znaczy, że można w nią celować, a co dopiero strzelać? No w sumie to znaczy właśnie to, ale miała malutką nadzieję, że wcale nie.
Femme spojrzała w bok tylko po to, aby jej optyki spotkały się z raną postrzałową, z której powoli zaczął sączyć się energon o brudnoniebieskiej barwie. Bólu jednak... nie odczuwała.
Znaczy jasne, odczuwała, ale nie był on tak wielki, jak powinien przy tego typu urazie. To przez mroczny energon? Jej predacońską naturę? A może po prostu od nadmiaru adrenaliny, która w tym momencie buzuje w jej organizmie jak szalona.
Szalona, jak wściekłość którą momentalnie poczuła gdy tylko jej procesor zdołał przetworzyć wszystkie informacje i bodźce. Chwyciła za ranę, chcąc przynajmniej trochę zatamować poważnie wyglądający wyciek.
— Tak coś czułem, że znajomość z tobą nie do końca mi się opłaci... — Mruknął pod nosem, ale nie na tyle, żeby femme tego nie usłyszała.
— C-co... — Zmarszczyła brwi. Te słowa zbiły ją z tropu, nie powie że nie.
— Jak to co? Chyba nie myślałaś, że faktycznie mógłbym chcieć od ciebie coś więcej. Miałem nadzieję, że bliska znajomość z predaconem da mi jakieś korzyści, ale za długo musiałem wysłuchiwać twoich narzekań i użalania się nad sobą. — Zaczął wyjaśniać. Skierował broń ku ziemi, powoli zbliżając się w jej stronę z cynizmem wymalowanym na twarzy. — Jesteś wyjątkowo irytująca, ale hej, teraz nie będę musiał już tego znosić. Nie spodziewałem się, że predacon może być tak bezużyteczny, Megatron miał co do ciebie racje.
Yoru widocznie posmutniała, jej uszy lekko opadły, a wcześniejsza złość uleciała tak szybko jak się pojawiła. Zastąpiło ją uczucie zdrady. To niby ona teraz zwraca się plecami ku swojej własnej frakcji, ale teraz... wreszcie zaczyna pojmować, że to ona padła ofiarą jakiegoś chorego fortelu.
Tyle lat lojalności, była na każde skinięcie palca Megatrona, na każdy rozkaz... a to były tylko pozory. Czuła się tak, jakby cały świat w ciągu jednej chwili odwrócił się przeciwko niej.
Yoru stała tak w bezruchu, czuła się okropnie. Czuła, jak łzy cisną jej się do optyk na siłę, ale nie chciała pokazać słabości, że ją to jakkolwiek zraniło.
Mech przeszedł obok niej, nie zniżając się nawet aby rzucić na nią choćby pogardliwym spojrzeniem. Jego głównym obiektem zainteresowania stał się autobot. Szybko pożałował, gdy został chwycony za nadgarstek i pociągnięty do tyłu tak mocno, aż uderzył plecami o ziemie.
Optyki rozszerzyły się w zdziwieniu. Powędrował szybko wzrokiem na femme, jednak w jej spojrzeniu było coś kompletnie nowego... I przerażającego.
Przerażającego jak fakt, że jej optyki zmieniły barwę na jaskrawy fiolet na chwile przed tym, jak znów powróciły do swojego naturalnego koloru. To było... co najmniej interesujące. Co się wydarzyło?
Barricade szybko wstał po tym, jak pierwszy szok minął. Przewidziało mu się? Nie możliwe, przecież dobrze wie, co widział. Chyba że umysł płata mu bardzo mało zabawne figle.
— To nie ty jesteś od tego aby mówić mi, czy się do czegoś nadaje czy nie. — Odwarknęła, zapominając kompletnie o bólu spowodowanego przez postrzał. Para ostrzy wysunęła się z obu przedramion, oznajmiając swoją gotowość do walki. Nie zamierzała się poddawać i pokazać, że ma racje w mniejszym czy większym stopniu. — Myślałam, że będziesz inny, ale okazuje się że jesteś jak cała reszta. Nie masz nawet jaj żeby mi wprost powiedzieć, że jedynie mnie wykorzystywałeś bo jestem pieprzonym predaconem. Jesteś zwykłym tchórzem, jak wszyscy. Ale tak, w jednym masz rację. — Powiedziała, czym zdziwiła trochę Barricade'a. — Jestem durna. Jestem durna bo tak długo to wytrzymywałam, ale teraz dość tego, ale czy tak czy siak, nie chce zrobić ci krzywdy więc błagam, po prostu odejdź i daj mi to skończyć...
Ton głosu przy końcu wyraźnie wskazywał na to, że nie ma siły ani ochoty na walkę. Nie znaczyło to jednak, że jeśli musi, to jest gotowa na konfrontacje.
W pewnym momencie jedno z jej uszu obróciło się w tył, w stronę autobota gdy usłyszała piknięcie. Oboje, ona jak i Barricade odwrócili się w tamtą stronę, czym sprawili, że bot również na nich spojrzał.
— Ah, bo jak sobie tak gadaliście to uzbroiłem bombę, więc radze się odsunąć... daleko. Bardzo daleko. — Odpowiedział z niewielkim, wrednawym uśmiechem.
Sam bot trasformował i popędził w przeciwnym kierunku, wracając do swojej drużyny aby upewnić się, że wszystko w porządku i że plan dalej idzie w dobrym kierunku. Na szczęście wszystko szło ku przewadze autobotów.
Yoru wróciła wzrokiem na Barricade'a, jednak niestety on ogarnął się trochę szybciej niż ona i zapodał jej solidnego kopa, przez który odleciała w tył. Padła na ziemie jak szmaciana lalka, od razu chwyciła za uszkodzone ramie bo uderzenie sprawiło, że ból nasilił się znacznie.
Po chwili wyczuła dotyk na ogonie i nim zdążyła zareagować, była ciągnięta po ziemi z dala od miejsca w którym miało dojść do wybuchu.
Szarpnęła się kilka razy, aż w końcu mech zdenerwował się i pociągnął na tyle mocno, że znalazła się przed nim. Barricade przykucnął obok niej i chwycił za nadgarstki femme, która teraz znajdowała się na dosłownie niższej pozycji. Złapał kajdany i chciał ją skuć, jednak ta skutecznie mu to nie umożliwiała na tyle ile pozwalały jej uszkodzenia.
— Przestań się szarpać bo zabijesz nas oboje. — Warknął na nią z nutą zmęczenia w głosie.
Yoru nie poddawała się i udało jej się wstać na tyle, aby wygodniej było jej się bronić a także wyzwolić swoje dłonie. Chwyciła mecha za bardziej wystający element na klatce piersiowej, który był zarówno osłoną grilla w jego formie alternatywnej i powaliła go mocniejszym szarpnięciem na kolana.
— Ja jestem gotowa na śmierć, nie wiem jak ty. — Złapała za nadgarstek ręki w której trzymał kajdany i chciała mu je odebrać. Los chciał, że Barricade okazał się być tym razem szybszy od niej i nim zdążyła wykonać swój plan, jedynym co poczuła było silne uderzenie w głowę w uchwytu pistoletu, przez co świat poczerniał, a ona sama osunęła się tracąc przytomność.
.
Dwie godziny później na Nemesis odbyło się małe spotkanko, w związku z atakiem autobotów i wybuchem kilku ton cennego, mroczego energonu... Mhm, było to na prawdę miłe pół godziny spędzone na wysłuchiwaniu krzyków i obelg Megatrona, połączonym z unikaniem latających przedmiotów.
Pan i władca wiecznie niezadowolony był dzisiaj wielce niepocieszony tak wielkim i poważnym kryzysem. W końcu jego wielkie plany poszły się jebać dzięki botom i, uwaga uwaga, jego własnemu predaconowi. Ojoj, gdy tylko usłyszał to z raportu Barricade'a to był w nastroju na wymordowanie połowy swojej załogi, był tak wściekły.
Taka zniewaga od jego własnego żołnierza? Owszem, zdarzało się to już sporo razy, ale reakcja była ta sama. Złość, której nic nie zdołało poskromić. W głowie pomysły na ukaranie predacona latały jak szalone, tyle wymyślnych tortur na przyniesienie jej cierpienia, bólu i upokorzenia. Specjalnie dla tego kazał ją poskładać do kupy, żeby później samemu móc wysłać ją do wszechiskry. O ile tak parszywy gatunek w ogóle może tam trafić.
Aktualnie był już znacznie spokojniejszy, o ile ten stan można byłoby już nazwać spokojem, bo podejść dalej nikt nie był w stanie bez jakichś uszkodzeń. Mhm, normalny dzień na Nemesis.
Nic nadzwyczajnego.
— Soundwave. — W końcu postanowił odezwać cię bez podnoszenia głosu. Skierował się do swojego najbardziej zaufanego oficera. — Każ Knockoutowi przyprowadzić tu Yoru gdy tylko odzyska przytomność...
.
Uuuuu, Yoru ma przejebane.
.
🎺 Jazz 🎺
Ya like jazz?~
Our favorite boy Jazz.
Jazz jest tak zajebisty, że zaczęłam szprachać po angielsku.
I MACIE BONUS JAZZ BEZ WIZJERA, ale tylko lineart bo tak ALE JEST, UROCZA MORDKA.
Mam go na tle blokady na telefonie.
Słowa: 3593
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top