Rozdział 52 • Nowo Przybyły / Kroniki

Oprowadzenie po bazie nie było nadzwyczajnie trudnym, nudnym, lub długotrwałym zadaniem, a wręcz śmiesznym. W dobrym znaczeniu tego słowa.

Yoru zgłosiła się na ochotnika przedstawienia całej sytuacji Bluestreakowi, pokazując mu zakamarki bazy, zaczynając od sekcji kwater, przechodząc do tych ciekawszych.

Centrum dowodzenia, stołówka gdzie zawsze dzieją się najmniej związane z tym miejscem rzeczy, ustronie Perceptora i Ambulatorium tuż naprzeciwko. Po drugiej stronie bazy, jakby przejść obok mostu, czyli na lewo od windy wjazdu, długi korytarz prowadzący do warsztatu, po drodze mijając kwaterę jego właściciela, Wheeljacka. Idąc dalej, sala treningowa - która aktualnie była pusta -, a naprzeciw zbrojownia, prowadzona przez Ironhide'a.

A dalej magazyny, inne magazyny, jeszcze inniejsze magazyny i coś w rodzaju świetlicy, która była ostatnim przystankiem na dzisiejszej liście.

Przed zamkniętymi drzwiami można było już usłyszeć, że w środku się coś dzieje. Muzyka, głośna i przytłumiona przez grube ściany tak, że nie dało się usłyszeć znaczenia słów piosenki, która obecnie leciała.

Yoru i tak miała zamiar otworzyć drzwi i pokazać wnętrze, jak wszystko w środku wygląda i takie tam, ale teraz chciała otworzyć je aby zobaczyć, co tam się dzieje. Drzwi nie miały żadnych zabezpieczeń kodów ani nic, wystarczyło dotknąć palcem panelu dotykowego, aby otworzyły się z sykiem.

A co w środku? Widok pokonanego Sideswipe'a, ledwo łapiącego oddech gdy leżał na plecach na ziemi, tuż pod stopami Jazza, który z dumą prężył się nad nim. Nawet jej nie zauważyli, ani Bluestreaka człapiącego za nią.

— Co sie dzieje? — Podeszła do Sunstreakera zaciekawiona. Pobili się czy co?

— Grali w Dance Central. — Rzucił krótko i pokazał na ekran, na którym widniała ów gra.

On sam był nieźle znudzony, siedział na krześle z boku, opierając głowę na jego oparciu i jedynie obserwował całą rozgrywkę, albo raczej wypadałoby powiedzieć zwycięstwo Jazza.

— A czemu ty siedzisz?

— Może dlatego, że nie mam zamiaru grać w gre nastawioną na taniec? Z JAZZEM? — Powiedział jakby to było w pełni oczywiste, a było. — Ty wiesz jak on tutaj wywija? To jest chore żeby ktoś miał taką koordynacje ruchową.

— Racja-

— Blaster już się zapowiedział, że jak skończy wszystko na dzisiaj to wpadnie, więc pewnie i tak nie zobaczymy ich do wieczora. — Rzucił na koniec, wzruszając ramionami. — Jak oni się rozkręcą, to żaden nie odpuści.

Yoru chwile pomyślała, ale dosłownie chwile i odwróciła się do Bluestreaka.

— Nie chcesz spróbować?

Jego mina defensywne cofnięcie się z dłońmi uniesionymi na poziomie głowy, były wystarczającą odpowiedzią.

— Nie, chyba podziękuję. — Odchrząknął. — Nie miałbym szans z takimi osobowościami.

— Chyba za wysoko sobie nas mierzysz. — Wtrącił Jazz gdy już przestał napawać się swoim zwycięstwem. Podszedł do wcale nie tak wiele wyższego mecha i owinął sobie ramie o jego szyję, zniżając do swojego poziomu. — Ja wiem, że ty musiałeś żyć z Ultra Magnusem pod jednym dachem, ale żeby od razu nas nazywać osobowościami? Dawaj, wyścigi też mamy, chyba że cię bardziej jarają strzelanki.

— Jak tak to ja chce! — Poderwał się z ziemi Sideswipe i przytruchtał do zgromadzonych.

— No, znaczy- Słyszy się o was, o słynnej drużynie Prime'a. — Wrócił do pytania Jazza, na co ten jedynie parsknął krótkim śmiechem.

— No proszę, sławni jesteśmy. — Wypuścił go. — Yoru, zagrasz z... Gdzie ją wywiało? — Zastanowił się na głos, widząc że Femme gdzieś zniknęła.

— Wyszła... — Odpowiedział nadal znudzony Sunstreaker, wskazując na drzwi.

•—•

Niewielkie kroki rozbrzmiewały po korytarzu, gdy predaconka szła na drugą stronę bazy, w stronę centrum dowodzenia. Po co? Sama nie wie, miała na coś nadzieję, nie wiedząc dokładnie na co. Wierzyła, że zostawienie Bluestreak'a z bliźniakami i Jazzem to dobry pomysł i ani nie zrobią niczego głupiego, ani nie dadzą mu za bardzo popalić w grach.

Ani że go gdzieś nie zgubią-

Zawitała do wiecznie otwartego centrum, napotykając kilka pracujących botów. W tym również Prowla, którego raczej by spodziewała się zobaczyć w kwaterze, nie tutaj. Raczej nie przepadał za pracą przy wszystkich, a samotnym, wieczornym sporządzaniem raportów.

Podeszła do niego i stanęła obok, chwile przyglądając się jego pracy, do momentu gdy jej nie zauważył i lekko nie wzdrygnął. Oczywiście nie dał tego po sobie poznać, że jej nagła obecność go wystraszyła.

— Coś chciałaś?

Nawet nie raczył na nią spojrzeć, tak był przejęty swoją pracą.

— Nad czym tak tu pracujesz? Rzadko cię widzę w centrum dowodzenia. — Zapytała spoglądając raz na niego, raz na ekran.

— Staram się jakoś przeanalizować kopalnie energonu o których wiemy, ale nic mi nie wychodzi... Zasoby nam się kończą, jeszcze trochę a będziemy mieć pusty magazyn, żyjemy na resztkach. Megatron dobrze sobie radzi z odbijaniem naszych ataków... Przydałabyś się nam teraz zdrowa. — W końcu odwrócił się w jej kierunku, szkoda tylko że nawet nie zapytał, jak w ogóle się czuje.

— Ratchet twierdzi, że po takiej gwałtownej i wysokiej dawce mrocznego energonu pełne dojście do siebie może zająć mi trochę czasu, choć sam nie jest pewien. — Zastanowiła się chwile, drapiąc po głowie. — Ciężko jest to stwierdzić na tym etapie... Potrzebujesz pomocy w czymś?

— Radze sobie sam. — Stwierdził, wracając do obserwowania numerków i obrazków na ekranie monitora. Za sekundę spojrzał na nią jeszcze na krótką chwilę. — A gdzie Bluestreak?

— Zostawiłam go na razie z Jazzem i bliźniakami. Idę mu załatwić kwaterę i wrócę tam do nich. Nic mu nie będzie.

— W to nie wątpię. — Odpowiedział lekko zamyślony. — Nie chce cię wyganiać, ale potrzebuje się skupić. Coś jeszcze chciałaś, czy to tyle?

— Ou, nie, nie... Uh, tylko zagadać, ale jak potrzebujesz skupienia to po prostu pójdę ogarnąć kwaterę. Nie będę ci przeszkadzać...

Mówiąc to femme wyszła z pomieszczenia, zostawiając go przy swojej pracy w skupieniu. Prowl nie mógł znieść tego, że cały czas miał wrażenie jakby zrobił coś źle, jakby ją czymś uraził. Za mało się stara? Oj to na pewno, świetnie zdaje sobie z tego sprawę.

Ale to nie jest tak proste, jakby mogło się zdawać.

•—•

Na Nemesis panował cisza. Kompletna i grobowa cisza, która nastąpiła wraz z chwilą otwarcia mostu ziemnego. Mostek rozświetlił się w barwach błękitu i zieleni, a ciężkie, coraz to głośniejsze kroki zapowiadały gościa.

Nie byle jakiego gościa.

Figura postawnego mecha zaczęła rysować się coraz wyraźniej z każdym krokiem, napawając tym samym zgromadzone decepticony grozą i mrokiem. Maska o kształcie insygni decepticonów przysłaniała twarz, nie pozwalając na wyczytanie emocji, jedynie zwiększała poczucie niebezpieczeństwa bijącego z tego transformera.

Postać w pewnym momencie pochyliła się, ostrożnie opadając na jedno kolano chcąc oddać pokłon, znak należytego szacunku do władcy. Nie wstając z tej pozycji zaczął mówić.

— Masz moje najszczersze przeprosiny za opóźnienia, Lordzie Megatronie. — Powiedział niskim tonem, rękę ułożył na piersi wzmacniając tym swoje słowa. Dopiero po nich powstał.

— A cóż się wydarzyło po drodze? — Zapytał bardziej z ciekawości, niż z jakiegoś innego powodu. Nie był zły, nie był nawet zawiedziony. Tarn był jedynym mech, któremu mógł tak zaufać i rozumiał, że każda zwłoka po drodze mogła być spowodowana służbą dla decepticonów

— Komplikacje związane z celem, nic czym powinieneś się przejmować. Kryzys i tak został już zażegnany. — Odpowiedział spokojnie...

...Rozmowa między nimi trwała jeszcze jakiś czas, zupełnie jakby wspominali stare dobre czasy, jak dwójka dawnych przyjaciół. Z tym, że te stare dobre czasy miały mroczny kontekst.

— Jakoś mi się to nie podoba, z lekka przesada. — Stwierdził stojący po przeciwnej stronie mostka, Barricade.

Szept niesłyszalny dla dalszych botów, ale perfekcyjnie zrozumiały dla stojącego tuż obok Blitzwinga. Oba mechy przyglądały się, wpatrzone w plecy Tarna nie mając lepszego kąta na obserwacje prowadzonego dialogu.

Większy con mruknął coś pod nosem, zamyślony.

— Wezwanie D.J.D. do małego predacona? Zaczynam sobie myśleć, że Megatron przestaje sobie radzić. — Szepnął w odpowiedzi. Gdyby Megatron, bądź co gorsza Tarn usłyszeli temat ich rozmowy, byłoby nieciekawie.

— Ponoć Tarn może zabić samym swoim głosem.

— Ty w to wierzysz? — Zerknął na niego z lekko zdziwionym wyrazem. Blitzwing nie wierzył w takie zabobony. Żadna z jego osobowości nie wierzyła. — CHOĆ GŁOSIK MA PRZERAŻAJĄCY!

Barricade zauważając jak Blitzwing zaczyna swoje odpały, chwycił go szybko za spokojnie leżący po prawej stronie klatki piersiowej, fioletowy, poszarpany szal. Czarno-czerwona mordka jedynie spojrzała się na niego z wielkim uśmiechem na twarzy.

— Po prostu coś ciężko w to uwierzyć. — Poprawił się, wracając do normy. Barricade jedynie obejrzał się dla pewności, czy nie zwróciło to czyjejś uwagi, jednak widząc że nikt nie przejął się Blitzwingiem - najpewniej z przyzwyczajenia.

Ale lepiej dmuchać na zimne, Cade poprosił go na zewnątrz, dalej chciał dzielić się swoimi spostrzeżeniami, ale jednocześnie nie chciał ryzykować zwróceniem uwagi. Megatron nie przepada za plotkami, tym bardziej w jego temacie, a jeszcze bardziej tym bardziej gdy stawia się go w złym świetle.

Ostatnio powiedzenie dobrego słowa o władcy jest trudne, kiedyś? Kiedyś było inaczej, gdy pod ręką nie było mrocznego energonu i Megatron nie zwariował na punkcie kontroli.

Rozmawiali przez dłuższy czas, ale musieli przerwać gdy wrota na mostek rozsunęły się z sykiem, a w progu stanął równie bardzo omawiany mech, co sam Megatron. Jego widok sprawił, że Barricade zamknął się szybko i odwrócił wzrok, żeby nie musieć na niego patrzeć i nie zdradzać żadnych emocji, jakie teraz czuje.

A nie były pozytywne.

Blitzwing za to nie wyglądał na poruszonego. Miał tak zwane "wywalone" na obecność Tarna, jego osobę, jego rangę, jego wszystko. W czym on jest niby lepszy?

Będąc już spory kawałek od nich, Barricade mógł wznowić swoją wcześniejszą rozmowę z Blitzwingiem. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle Blitzowi coś się znowu odwidziało. Odwracając głowę aby na niego spojrzeć, Barricade zauważył zmienioną twarz, na najgorszą w obecnym momencie.

Mina mu zrzedła i momentalnie zrobiło mu się słabo.

— Ale się PANOSZY. Widziałeś ty go? — Zerknął na Barricade'a z szerokim uśmiechem, wskazując palcem na plecy Tarna.

Idący mech spowolnił, domyślając się że mowa jest właśnie o nim, ale nie reagował. Na razie...

— Blitzwing, rzesz zamknij się- — Złapał się za głowę, próbując ogarnąć tego idiote. Życie mu jeszcze miłe, a obrażanie jednego z najbardziej obawianych decepticonów, mogłoby być tragiczne w skutkach.

— No ale chodzi nam po statku jakby miał kija w dupe włożonego po same gardło! — Zawołał jakby czymś urażony.

Barricade czując już nadciągającą śmierć, zerknął na Tarna w oddali i- O CHOLERA, ŚMIERĆ FAKTYCZNIE NADCIĄGA!

Tarn słysząc komentarze o sobie nie przejął się, nie urazi go takie gadanie jednak przejęła go jedna sprawa. Brak szacunku. Bo przecież jak to decepticon może mieć brak jakiegokolwiek szacunku do innego decepticona? Zazwyczaj tak działo się, gdy ów con kończył jako zdrajca, a to dopiero powód do zmartwień.

Gdy Tarn podszedł do nich, stał na tej samej wysokości co Blitzwing, a nawet wyżej. Barricade z kolei czuł się taki mały w porównaniu do obu mechów, od razu uniósł ręce na wysokości ramion w geście poddania.

— Kolega nie miał tego na myśli, on jest trochę przygłupi... — Powiedział chcąc jakoś wybronić sytuacje.

— MOŻE I JESTEM, ALE NIE MAM TAK WYJEBANEGO EGO JAK TEN O! — Zawołał, wskazując na niego radośnie palcem, uśmiech nie schodził mu z twarzy gdy wypowiadał te słowa.

— Blitzwing na Primusa! STUL DZIÓB!

Tarn zastanowił się krótką chwilę i spojrzał na niższego mecha, wzrokiem z którego nie dało się nic wyczytać, tym bardziej zza maski. Widząc dosłowną śmierć, Cade poczuł się jak dosłownie się kurczy, chcąc stać się jeszcze mniejszym, aby kompletnie zniknąć.

Pochylił się, aby być w miarę na tym samym poziomie co on i zaczął mówić.

— W takim razie uświadom kolegę, że nie warto jest używać głosu, gdy nie wiesz jak to robić. — Powiedział spokojnym, niskim tonem i praktycznie szeptem, sprawiając że mechowi zrobiło się jeszcze bardziej słabo.

Nogi zrobiły się jak z waty, dłonie niekontrolowanie zaczęły się trząść, a w gardle uformowała gula. Chyba jednak coś jest na rzeczy z tym "głosem który zabija", skoro faktycznie teraz czuje się, jakby miał zejść. Jasne, bał się go, ale chyba nie aż tak? Przecież nie ma nic na iskrze, nie musi się bać...

— Próbuje, ale jest głupi!

— Tsk, jeszcze myśli, że mnie może zastraszać... — Prychnął Blitzwing, krzyżując ręce na torsie. Uśmiech zniknął, a Blitzwing wrócił do swojej "normalniejszej", spokojniejszej persony.

Nie miał zamiaru za nic przepraszać, ani tym bardziej się tłumaczyć. Rozluźnił ręce, pozwalając im zwisnąć przy bokach ciała.

Tarn wyprostował się i zerknął na Blitzwinga, chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Odwrócił wzrok i odszedł w swoim kierunku, nie widział sensu rozmawiać z dwójką idiotów, bo o ile Barricade jest w jakimś stopniu znośny, to Blitzwing mocno mu już podpadł. Będzie miał na niego optykę, to na pewno.

— Ciebie zastraszać? TO JA TU PRAWIE DUCHA WYZIONĄŁEM! — Warknął na niego Barricade, niczym wściekłe zwierzę. Dopiero gdy Tarn zniknął im z optyk, mech mógł się wyluzować.

•——•

Śnieżyca uderzyła w Nemesis niczym rozpędzony pocisk, pokrywając cały statek grubą warstwą białego puchu. Po przeszło trzydziestu minutach lotu, systemy zaczęły wykazywać liczne błędy, na monitorach zagościła czarna barwa z kodem błędu, świadczącym o ekstremalnie niskich temperaturach.

Silniki nie wyrabiały i zaczęły samoistnie zwalniać, vehicony działały na pełnych obrotach, chcąc utrzymać statek w powietrzu, brakowałoby im jedynie rozbicia się w lodowcu, lub co gorsza kąpiel w lodowatym oceanie. Znajdując niewielki, ale wystarczająco duży kawałek lądu, Nemesis wylądowało, oszczędzając energie. W tym czasie cały energon został przekierowany na systemy grzewcze, nie pozwalając niczemu więcej zamarznąć.

Nie zmienia to jednak faktu, że warstwa śniegu nadal pozostaje na grzbiecie Nemesis i coś wypadałoby z tym zrobić, bo daleko tak nie polecą.

Gdy część vehiconów, pod czujnym nadzorem Soundwave'a, pracowała w środku, najbardziej odważni zostali wytypowani do pracy na zewnątrz, gdzie mieli jedno zadanie. Pozbyć się śniegu i sprawdzić wszystkie zewnętrzne elementy
Lepiej dmuchać na zimne i upewnić się, że satelity i wieżyczki za bardzo nie przymarzły, to samo tyczyło się zewnętrznych generatorów. Dzięki nim kamuflaż dalej działa, ale sądząc po nowo przybyłych błędach, długo to może nie potrwać

Minęło nie wiadomo nawet ile, z godzina? Dwie? Może i więcej, ale na pewno nie mniej. Po tak długim czasie oczekiwania bez pozytywnych wieści ani skutków sam Megatron był już wściekły tym niezaplanowanym postojem i postanowił sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz. Parę minut drogi i był już na lądowisku, przeszedł do pogranicza niewielkiego daszku przy wejściu, a zaśnieżonego pasu startowego i był w stanie zrobić może z dwa kroki.

Trzeci krok był jego ostatnim. Powstała od nagrzewania statku warstwa lodu sprawiła, że noga Lorda ślizgnęła się do przodu. Tylną próbował się uratować, jednak to w połączeniu z odrobinkę przesadną reakcją pomogło mu w widowiskowym przechyleniu się do tyłu i głośnym, ale to NIEZWYKLE głośnym upadku na plecy. Huk można byłoby usłyszeć nawet w środku Nemesis, nie mówiąc już o tym jak lądowisko wręcz zatrzęsło się całe wprawione w ruch masywnymi pośladami Lorda.

Głośne parsknięcie zagłuszyło naturalne odgłosy świata i tym samym przerwało jakże interesującą opowieść.

— WY TAK SERIO?! — I kolejne, tym razem głośniejsze, a do niego dołączył kolejny śmiech, gdy siedzący obok Sideswipe nie wytrzymał słuchając rozbawienia Jazza.

Siedząca na przeciwko femme złapała się za głowę i wygięła w nienaturalny sposób, chowając łeb między kolana, nie chcąc samej się roześmiać. W tym samym czasie ludzi, siedzący najbliżej ogniska byli raczej załamani.

W pewnym momencie czerwony bot klepnął kolegę w ramie, sprawiając że Jazzowi ustał napad przyduszanego śmiechu. Mech odchrząknął, nie chcąc przypadkiem znów nikomu przerwać.

— Co mam powiedzieć? Tak wyglądała nasza pierwsza zima na Ziemi, Nemesis ledwo dawało radę ale OOOOJ, jak Megatron przywalił to wszyscy bali się podejść. A jaki wkurzony wrócił do środka! — Dodał Thundercracker. — Vehicony jedyne co to odśnieżały, ale czy tak czy siak byliśmy uziemieni.

— To dlatego nie było od was znaku życia przez trzy miesiące? — Dopytał Jazz, na co Thunder kiwnął głową. Sprawił tym samym, że Jazz wrócił do śmiania się w niebogłosy.

— I że my z wami przegrywamy... — Odezwał się załamany Juan, siedzący najbardziej po lewo od ogniska, zarazem najbliżej Sideswipe'a.

Thundercracker wyczekiwał z wznowieniem swoich opowieści na rozluźnienie, aż wszyscy będą w stanie znowu go słuchać. Pomysł Jazza na wspólny wypad okazał się strzałem w dziesiątkę, tym bardziej że seeker postanowił do nich dołączyć, a ten, oj ten to ma do opowiedzenia.

Widziało się, słyszało, to i teraz jest o czym mówić!

— A ty padalec? Masz coś ciekawego do powiedzenia? — Zapytała kobieta, siedząca najbardziej po prawo, na krzyż od femme.

Od ostatniego takiego wypadu sporo się zmieniło, Ada dalej wyzywa biedną Yoru od padalców, to raczej nigdy się nie zmieni, ale teraz nie jest to robione w sposób taki, aby jej umniejszyć. Raczej podroczyć, powygłupiać, a Yoru? Jej to kompletnie nie przeszkadza, przynajmniej nie w tym, konkretnym momencie.

Femme podniosła głowę z między nóg, jedno ucho skierowane gdzieś nie wiadomo gdzie, drugie zawinięte do tyłu.

— Dam się wykazać Thunderowi, on znacznie lepiej opowiada. — Oznajmiła, zerkając na mecha siedzącego po jej prawej, gdy ten postanowił poprawić zwinięte ucho palcem. Wzrokiem szybko wróciła na dwójkę mechów siedzącą przed nią.

— Oj gdybyście wy słyszeli jaka wtedy wiązanka poszła, jak Megatron się hamuje to wtedy zwyzywał wam planetę od najgorszych. Nie wiem czy mogę to nawet teraz powtórzyć. — Roześmiał się znowu Thundercracker, ale szybko wrócił do powagi.

Chłopaki nawet nie pozwolili na chwilę ciszy, Jazz od razu wypalił z kolejną głupotą, aby rozbawić byłe cony i nie tylko.

— Ale bo my tak tu na was mówimy, ale pamiętasz co było jak mieliśmy remont? — Zerknął na Sideswipe'a, na co ten zaczął już się głupio uśmiechać. — Cały plac mieliśmy wtedy rozkopany, wszystkie przewody, kable, jakieś światłowody, nieważne. — Machnął dłonią — A Ironhide wracał w nocy z patrolu, no i zapomniało mu się. A że na ziemi wtedy leżał taki ten kabel od generatora awaryjnego, żebyśmy choć trochę światła mieli, to Hide przypadkiem nogą zahaczył i razem z generatorem wyrwał!

Roześmiał się Jazz, a Sidedswipe w jego ślad. Po chwili jednak dodał coś od siebie.

— Wiecie jak długo prądu nie mieliśmy? A jak nam usunęło połowę plików bo tak korki wyjebały, Prowl jeszcze przez kilka dni wszystkich wyklinał, że mu raporty przepadły.

— Od tamtej pory robi wszystkiemu kopie zapasowe! — Parsknął Jazz w odpowiedzi.

•—•

Środek nocy, samotny patrol. Ironhide nie potrzebował żadnego wsparcia, można by było powiedzieć, że decepticony momentami obawiają się tej kilku tonowej kupy złomu bardziej, niż nawet samego Optimusa Prime.

No ale co się im dziwić, gdyby taki Ironhide nawet przypadkiem upadł na ducha winnego vehicona, to pewnie skończyłby gorzej, niż gdyby wpadł do prasy hydraulicznej. Hide po prostu ma masę, wielką masę.

Autobot chciał udać się do głównego hangaru, skąd windą prosto do bazy, a z tamtego miejsca do swojej ukochanej kwatery, gdzie mógłby w końcu odpocząć. Co prawda w ciągu dnia obowiązków by nie miał, zważywszy na to że wziął na siebie patrol w środku nocy, ale on nie należy do tego nieproduktywnego typu.

Idąc tak przez główny plac, musiał omijać stojące praktycznie na środku pojazdy budowlane, jakieś koparki, wywrotki no i największego "przeciwnika", czyli podnośnik, stojący DOSŁOWNIE na środku całego placu. Że też nie mogli go postawić gdzieś indziej, tylko akurat tutaj. Czarny mech przeszedł obok, omijając go bez większego myślenia, a tym samym nie pomyślał, aby spojrzeć pod nogi.

Długi, gruby i ciągnący się całymi metrami przewód prowadzący wprost do generatora tymczasowego, a jednocześnie źródła jedynego prądu w całej bazie, stał na drodze autobota. Nie zauważył go, jak wcześniej było wspomniane i zahaczył nogą, tym samym wyrywając sporych rozmiarów skrzynkę z ziemi wraz z całą konstrukcją, która ją trzymała nieruchomo i bezpiecznie w podłożu.

Momentalnie wszystko zgasło na zewnątrz, słabe, ciepłe światło z lamp reflektorów zgasło z subtelnym dźwiękiem, spowijając plac w mroku. Lekko wystraszony tym, że w coś wszedł i nagłą ciemnością, Ironhide chwycił za stojący obok podnośnik chcąc utrzymać równowagę, jednak kosztem samego pojazdu, który przechylił się i z hukiem uderzył w beton, nie dość że robiąc dziurę, to w dodatku roztrzaskując ów beton.

Oznacza to kolejną dziurę do łatania dla robotników, ale no cóż, tak to jest gdy pracujesz z kilku tonowymi robotami, które nie specjalnie są zgrabne w swoich ruchach.

•—•

— Przypomina mi to trochę sytuację, jak Laserbeak bawiła się na konsolce i przypadkiem wyłączyła Nemesis. — Przerwała femme, a słysząc to Thundercracker uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie.

— Wyłą- Jak ona wyłączyła Nemesis- — Zdziwił się Jazz.

— Skakała po, no wiesz, tych elementach konsolki gdzie nie masz klawiszy, ale w końcu przypadkiem na któryś nacisnęła i wyłączyła silniki. Akurat wtedy Soundwave pełnił wartę przy sterowaniu. — Dopowiedziała.

— Wtedy nam nie było do śmiechu. — Dodał Thunder. — A Soundwave'owi to już w ogóle. Megatron przy wszystkich powiedział, że jeszcze jedna taka akcja, a osobiście wywali Laserbeak ze statku jak jej upilnować nie umie.

— Ja tam się śmiałam. — Uśmiechnęła się. — Nemesis nam wtedy zrobiło- — Udała, że jej dłoń to statek i z gwizdem skierowała ją końcami palców do dołu, imitując spadającą Nemesis.

— Ty to byś chyba się najgłośniej śmiała, gdybyśmy statek rozbili.

— No, co mam powiedzieć? — Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a koniec ogona machnął w lewo i prawo w energiczny sposób.

W pewnym momencie głośne ziewanie przerwało wszystkim świetną zabawę, a odgłos delikatnie przesuwanych liści po podłożu zwiastował przebudzenie się czworonożnego towarzysza, który do tej pory leżał grzecznie z dala od ognia, głaskany przez trzeciego z ludzi. Bruno nie udzielał się za wiele, tak samo z resztą jak reszta, nie chcąc przeszkadzać robotom w wspominkach.

Buster uniosła głowę z kolan chłopaka i przeciągnęła się jeszcze raz, wstając z lekko wilgotnej ziemi. Psina od razu podeszła nadal sennym krokiem do swojego zmechanizowanego właściciela i otrzepała się, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

Zupełnie jakby chciała powiedzieć, że na nich już czas i że chce wrócić do bazy.

Thundercracker pożegnał się się z resztą, chcąc odprowadzić psa do bazy, choć ludzie też nie mieli zbytniej ochoty siedzieć przy ognisku do późna wiedząc, że nad ranem mają swoje własne obowiązki. Opieka nad robotami z kosmosu nie należy do najłatwiejszych, wbrew pozorom.

Zmniejszona publika w połączeniu z porannym dyżurem patrolowym Jazza sprawiła, że po paru minutach trójka autobotów postanowiła wrócić do bazy. Kwatera Yoru i Sideswipa były praktycznie na przeciwko, Jazz musiał pożegnać się trochę szybciej z nimi, ale chwile jeszcze rozmawiali ze sobą we trójkę przed drzwiami kwatery komandora.

Nic ciekawego, nie na razie. Ściszone głosy ucichły po paru minutach, a czerwony mech postanowił odprowadzić femme do siebie, za nim sam odejdzie do siebie i swojego dawno śpiącego już bliźniaka.

— Przyznaj, kręcisz z Thundercrackerem? — Zapytał nagle Sideswipe, a femme spojrzała na niego zaskoczona.

— Kręcimy? Przecież wiesz, że jestem z Prowlem. — Odpowiedziała wręcz oburzona. Jak on w ogóle śmiał o takim czymś myśleć? — Po za tym, już nie raz mówiłam że ani on, ani ja nie jesteśmy w żadnym stopniu sobą zainteresowani.

— To czemu tak na niego patrzysz z miłością? — Uśmiechnął się głupio, choć nie robił jej na złość. Był szczerze ciekawy, czy może jednak nie ma tutaj drugiego dna. — Przecież wy się przy ognisku praktycznie przytulaliście do siebie.

— Nie mówi takich głupot. — Prychnęła. — Przecież to wszystko po przyjacielsku.

— Nie no, ale serio. Tak serio serio, czy ty naprawdę uważasz że związek z Prowlem ma sens? Nie męczysz się? — Zapytał, chcąc poznać najprawdziwszą prawdę.

Sideswipe nie wierzył, że femme tak z własnej woli chce być z ich strategiem i uważa go za choćby godnego jej uwagi. KOGOKOLWIEK uwagi.

— Sideswipe, proszę cię... — Wywróciła optykami zmęczona jego posądami. Zatrzymała się stając przy drzwiach swojej kwatery i odwróciła w jego stronę, a zarazem stronę drzwi naprzeciw, przy których ustawił się czerwony mech. — Nie wracaj do tego tematu, nie wspominaj o tym i błagam cię, nie myśl o tym. To jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.

Powiedziała, znikając za mrokiem spowijającym jej pokój.

•————•

Ostatecznie rozdział opublikowałam trochę później niż z początku zamierzałam bo nie miałam pojęcia jak chce zrobić jego układ, dlatego gdzieś w połowie jest trochę śmieszny przeskok czasowy. Ale przynajmniej rozdział jest dłuższy, a że i tak nie porusza jakichś większych wątków (minus Tarn on jest OGROMNYM wątkiem) to niech tak będzie.

•———•

🎭 Megatron 🎭

Macie pierwszego lidera (Tego bardziej sexy)

•—•

Słowa: 3855

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top