Rozdział 49 • Lekcja historii
Most ziemny zamknął się tuż za Megatronem, gdy ten wpadł na mostek z hukiem, ledwo utrzymując na nogach. Myśliwiec transformował, hamując tuż przy szybie Nemesis, wprawiając wszystkie zgromadzone tam cony w niewielkie zakłopotanie.
Czyżby kolejny świetny plan Megatrona spalił na panewce?
Lord decepticonów milczał przez krótką chwilę, szybko otrząsając się z pierwszego szoku. Wyprostował się dumnie i pewnym, groźnym wręcz krokiem udał w kierunku stanowiska Soundwave'a, przy którym znalazł niewiele mniejszego decepticona, do tej pory pracującego w niezwykłym spokoju i ciszy. No do momentu gdy Megatron nie postanowił mu przerwać z rozkazem, którego w całym swoim życiu by się nie spodziewał. Przynajmniej nie teraz i w takim momencie.
— Soundwave! Skontaktuj się ze Spokojną Tyranią w tym momencie, wyślij im nasze współrzędne i ustal czas spotkania. Chce go tu widzieć jak najszybciej. — Rozkazał, sprawiając, że oficer komunikacji zląkł się.
— L-lordzie Megatrone, czy to aby na pewno dobry- — Przerwał raptownie, gdy masywna dłoń Megatrona chwyciła go za szyję, nie pozwalając na kolejne słowo.
— Czy ty mi się sprzeciwiasz? — Zapytał, na co Soundwave szybko pokiwał głową na nie. Pierwszy raz widzi swojego władcę w takim stanie i przerażało go to. Megatron pchnął swojego oficera tak mocno, że ten upadł w tył, następnie zrobił kilka kroków w jego kierunku. — Ja wydaje rozkaz, ty masz go wykonać bez pytania. Żeby nawet mój najbardziej zaufany decepticon mi zawadzał... — To ostatnie dodał już po tym, jak odszedł od niego.
Lord Megatron wycofał się poza mostek, wychodząc na korytarz i ledwo powstrzymał się od wybicia dziury w ścianie pięścią z gniewu. Miał ochotę krzyczeć ze złości a każdemu, kto podejdzie za blisko, wyrwać iskre z pięści.
Był teraz jak rozjuszone zwierze.
I nie pomagał mu odgłos lekkich kroków za sobą... Spojrzał przez ramie, aby spojrzeć kto za nim lezie i wściekł się bardziej, widząc, że to Barricade. Czego on znowu będzie od niego chciał? Zawracać dupe może komuś innemu, jemu nie potrzeba podlizywania się tego kundla do szczęścia.
Granatowo-biały mech z małym trudem dogonił swojego Pana i dorównał z nim kroku, teraz idąc tym samym tempem, postanowił odezwać się w najmniej subtelny sposób potrafił i zadać najbardziej - według Megatrona - idiotyczne pytanie, na jakie mógł wpaść. On się prosi o śmierć.
— Lordzie Megatronie, słyszałem co planujesz i nie uważasz, że jest to trochę zbyt ekstremalne? Tak się męczyć z jednym predaconem, nie lepiej dla twoich nerwów, żeby sobie wreszcie odpuścić? — Zapytał szczerze, domyślając się kto jest źródłem tego wzburzenia, starał się brzmieć najłagodniej jak tylko potrafił, licząc, że to pomoże w zachowaniu spokoju władcy.
Spoiler, nie, nie pomogło.
Megatron gwałtownie zatrzymał się w miejscu, tupiąc nogą, czym samym wystraszył mniejszego cona. Barricade wycofał się o krok, a później kolejny, gdy Megatron odwrócił się w jego kierunku. Minę miał raczej groźną i nieświadczącą o niczym przyjemnym.
— Chcesz wiedzieć, dlaczego tak męczę się z jednym, zwykłym predaconem? — Zapytał, wprawiając decepticona w zakłopotanie. Teraz to chyba nie specjalnie chce wiedzieć, zależy co to może oznaczać.
Megatron nic więcej nie powiedział, tylko poszedł dalej. Czy Barricade będzie chciał wysłuchać, czy nie, już od niego zależy, a sądząc po tym, że po chwili po korytarzu rozniosły się te same, lekkie kroki w jego kierunku, wywnioskował, że Cade zechciał pochłonąć trochę wiedzy. Tym bardziej o niej.
Po raz kolejny dorównał prędkością z Megatronem i zbierając w sobie resztki odwagi, czekał aż dowie się czego więcej. Czegoś, co pomoże w końcu rozwiać jego wątpliwości i zdradzić, czemu ten Predacon jest tak ważny dla sprawy.
Zakręcili w korytarzu na prawo, dochodząc do sporego pomieszczenia. Było dobrze oświetlone, co było aż dziwne, gdyby porównać to ze standardami Nemesis, nie mówiąc już o tym, jaki porządek tu panował, mówiąc o ułożeniu wszystkiego. W kwestii syfu, jaki nagromadził się na metalowych powierzchniach... lepiej o tym nie mówić. Warstwy kurzu sprawiały, że meble o lekko fioletowej poświacie stały się całkowicie szare, puchate wręcz.
Stare archiwa.
Nie odwiedzane już, zapomniane. Stały się historią tak samo jak to, co tu przechowują, ale dzisiaj ta historia zostanie raz jeszcze odkryta. Megatron podszedł do największego, głównego komputera i dłonią zdarł warstwe kurzu, spojrzał na nią z obrzydzeniem i wytarł o swój bok. Uruchomił całą machinerię modląc się w duchu, że Nemesis od tego nie wysiądzie.
Ekran rozświetlił się, tak samo jak wszystkie neonowe elementy wokół komputera. Niewielkie wzory na ścianach i podłodzę niechętnie przybrały bladobłękitnej barwy, tylko po to żeby za chwile zgasnąć, niechętne do dalszego żywotu. Komputer dalej buczał, uruchamiając się z zawrotną prędkością, a w międzyczasie trwała niezręczna cisza między zgromadzonymi.
Po kilku minutach, ekran pokazał kilkadziesiąt różnych plików, we wnętrzu każdego było kilkadziesiąt innych i tak to leciało. Megatron uruchomił jedynie kilka z nich, ignorując resztę a w między czasie gdy czekał, aż system w ogóle raczy się ruszyć, postanowił trochę podpytać policjanta z lekcji historii.
— Znasz historię Primus'a i Unicrona, prawda? — Zapytał, klikając leniwie w klawiaturę co jakiś czas i w międzyczasie czekając, aż wszystko się załaduje, tylko po to aby mógł powtórzyć proces. Barricade pokiwał głową na tak, nie rozumiejąc do końca do czego to zmierza. — Uwierzyłbyś mi, gdybym powiedział, że było trzecie bóstwo? Między Primusem i Unicronem stała Genesis, stwórczyni życia, Bogini nowego początku. Mówią, że jest patronką predaconów, że z chęci przypodobania się Primusowi, stwórcy naszego życia, chciała pokazać że ona również jest zdolna do cudów. Primus zachwycił się umiejętnościami siostry i pomógł jej w stworzeniu nowej rasy, rasy predaconów.
— Tak, wszyscy to wiedzą. To podstawowa wiedza. — Potwierdził Barricade, przyglądając się ścianie tekstu na ekranie, która pojawiła się dosłownie przed chwilą.
Po chwili tekst zniknął, a zastąpił go obrazek przedstawiający Trio Stwórców, z Genesis po środku, najmniejszą z całej trójki w postaci i tak wielkiej bestii o sześciu skrzydłach, zza której bił blask tak wielki, że pozostawał jedynie czarny zarys Bogini.
Obrazek przewijał się dalej i dalej, aż nie stanął na mroczniejszych barwach, przedstawiając Unicrona.
— Nie wszystkiego cię nauczą w szkole. — Rzucił Megatron, dziwiąc trochę Barricade'a. Co znaczą te słowa? — Unicron, napędzany złością i zazdrością, zaporzyczył sobie pomysł Genesis, chcąc namieszać rodzeństwu i najlepiej je zniszczyć, stworzył swoje własne bestie. Zrodzone z anty-iskry predacony miały zniszczyć ich "dobrych" kuzynów...
Ekran zmienił się po może minucie, zostawiając ich trwających w kolejnej niezręcznej ciszy. W końcu kliknęło, a na monitorze ukazał się zarys predacona o charakterystycznym rogu na nosie w formie rysunku, przypominający starożytny hieroglif.
Momentalnie zapaliła się lampka w procesorze mniejszego cona. Mech przyjrzał się dokładnie pozbawionego szczegółów, ale nie potrzebował ich, żeby zrozumieć.
— To znaczy że...
— Mamy do czynienia z pomiotem Unicrona. Autoboty nie zdają sobie z tego sprawy, ona pewnie też nie. — Dokończył za niego Megatron. — Dlatego Yoru jest dla mnie takim piorytetem, skoro nie można jej kontrolować, to trzeba ją zniszczyć. Ten predacon ma siłę zdolną do pustoszenia cały planet i nawet o tym nie wie. Nie ważne jak beznadziejna może się wydawać, nie możemy tego lekceważyć.
Barricade wszystko już rozumiał. Całe te polowania na jednego predacona, zdenerwowanie Megatrona i jego ciągłe rozkojarzenie. Chęć jak najszybszego działania, niekoniecznie efektywnego. To wszystko po to, aby pozbyć się najgroźniejszego wroga, zdolnego zmieść ich armie z powierzchni ziemi.
— Możesz iść.
Odpowiedział krótko, na co mniejszy con zostawił go samego bez odpowiedzi. Jedynie krótkie, słabe skinięcie głowy. Potrzebował czasu aby wszystko sobie poukładać w głowie, tyle informacji w tak krótkim czasie i tyle nowych rzeczy do przemyślenia.
Miał teraz w sobie tyle różnych emocji, których nie potrafił nazwać, nie wiedział czy ma się zająć najpierw całą sytuacją ze Spokojną Tyranią, czy z nową wiedzą na temat predacona. Nie ważne co teraz zrobi, czy pomyśli, nie będzie w tym sam.
Ruszył w kierunku zatoki medycznej, po drodze zastanawiając się jeszcze, czy aby na pewno chce tam wchodzić. Szczerze? Nie może sie już więcej okłamywać.
On polubił Knockouta.
Tym bardziej, że to faktycznie jest jeden jedyny mech na całym tym zakichanym statku, który będzie chciał go wysłuchać. A teraz? Teraz ma do powiedzenia bardzo dużo, poza tym, chętnie usłyszał by jeszcze jedną opinie o sytuacji z DJD, taką która nie jest jego.
Mech wszedł tam jak do siebie, nie zważając na niezadowoloną minę medyka, który siedział teraz jak gdyby nigdy nic na krześle tuż obok blatu, noga założona na noge. Totalna wyjebka, popijając energon.
— Megatron postradał zmysły. — Rzucił, nie zwracając nawet uwagi na obecnych Breakdowna i Blitzwinga, który dalej kurował swoje skrzydło.
No takie obrażenia to potrzebują sporo czasu na pełną regeneracje.
— Ohh, wierny piesek przestał podzielać jego poglądy? — Parsknął Knockout, jednak kolejnej rzeczy którą usłyszał, kompletnie się nie spodziewał.
— Przestałem gdy skontaktował się ze Spokojną Tyranią-
Przerwał szybko, prawie dławiąc się energonem którego łyk akurat brał, a część substancji popłynęła ciurkiem po brodzie. Wytarł się szybko dłonią i spojrzał na niego w niedowierzaniu, zupełnie jakby się przesłyszał.
Nawet spokojna twarz Blitzwinga teraz ukazywała niewielki strach. Spokojna Tyrania jest przecież statkiem bojowym D.J.D.! Siedlisko najbardziej przerażających, najbardziej skutecznych i morderczych decepticonów jakie stąpały po Cybertronie. Psychole jakich mało.
— Uuuh, czy to źle? — Zapytał Breakdown, widząc że nastała cisza między zgromadzonymi. Przecież to decepticony jak każde inne, co w nich jest takiego złego?
— UUH, TAK?! TO JEST ŹLE! — Stwierdził dramatycznie Knockout. — Megatron i tak ma już wystarczająco nierówno w tym swoim procesorze, niech mu sie coś odwidzi, a wszyscy po kolei będziemy lądować na liście. To ON o niej decyduje, a ten lizodupiec Tarn zrobi wszystko żeby go zadowolić i nawet by sie nie zająknął gdy Megatron wyda rozkaz. — Wyjaśnił wstając ze swojego miejsca i zaczął chodzić w kółko cały poddenerwowany. — Primusie nie moge się tak stresować! To źle działa na lakier...
Breakdown szybko zaczął uspokajać partnera, bo zaraz mu chyba iskra stanie od tego panikowania! Knockout zachowuje się, jakby to był jakiś koniec świata, a... A może i nawet to będzie koniec świata. Tak naprawdę można sobie teraz jedynie gdybać, zastanawiać jak to będzie dalej.
Na pewno atmosfera stanie się jeszcze bardziej napięta niż już jest, wszyscy będą się bali wejść Megatronowi w drogę, spojrzeć będą się bali! A skoro same decepticony są tak przerażone wizją D.J.D. w pobliżu, co mają powiedzieć autoboty? Jakby to w ogóle jakiegoś cona obchodziło.
— To nie jest jedyna rzecz, którą chciałeś się podzielić, prawda? — Rozbrzmiał niespodziewanie głos Blitzwinga, który do tej pory siedział cicho i słuchał.
Barricade spojrzał na niego, jakby nie rozumiał o co mu chodzi. Dopiero po chwili zajażył i musiał się zastanowić, ale czy powinien podzielić się tą drugą rewelacją? Nie wie czy powinien, rozpowiadanie plotek, których nawet nie ma sposobu potwierdzić byłoby głupotą.
Choć teraz nie daje mu to w ogóle spokoju.
— Nie. Ale wolę na razie zachować to dla siebie. — Odpowiedział szczerze, a mech nie drążył tematu. Nie było potrzeby, to nie jego sprawa, choć Barricade został okrzyknięty jego partnerem w boju, więc szczerość i zaufanie między nimi byłaby mile widziana.
•—•
W bazie autobotów było spokojnie, nikt nie spodziewał się tego co miało za niedługo nadejść, nawet w swoich najgorszych koszmarach.
Prowl krążył przed zamkniętą bramą do zatoki metycznej, chodząc w lewo i w prawo i w lewo i w prawo... i tak w kółko aż do znudzenia i zawrotów głowy. Wtedy zatrzymywał się, ale tylko na chwilkę, bo szybko rozpoczynał rytuał na nowo.
Powód?
Ratchet nie wpuścił go do środka, stwierdził że jedynie będzie denerwować odpoczywającą, podpiętą do aparatury femme. Po powrocie, gdy tylko zobaczył jej stan i ociekającą energonem, fioletową dziurę, szybko zadecydował o trochę bardziej ekstremalnych środkach leczenia.
Lepiej było nie ryzykować rozległymi infekcjami, tym bardziej mrocznym energonem. Mogło by znowu jej odwalić, lub iskra nie wytrzymałaby takich skoków energetycznych.
Póki co First Aid pełnił role jej strażnika, dopilnowując czy wszystko jest w porządku.
W ambulatorium posiedział może z piętnaście minut na leczeniu swoich własnych ran, ale jedna metalowa łata zespawana do rany i po kłopocie.
Tylko kiedy w końcu raczą go wpuścić do środka w odwiedziny? Ile jeszcze Prowl musi tu koczować, czekać aż łaskawie pozwolą mu się z nią spotkać? Może i sobie większość wyjaśnili, ale na pewno nie wszystko.
Czy to samolubne?
Chyba faktycznie powinien sobie na razie odpuścić i pozwolić jej się w pełbi zregenerować. Na szczęście z pomocą przybył Jazz, który zaczął o dziwo spowrotem odzywać się do stratega, w dodatku w miły sposób. Teraz było też nie inaczej.
— Ty nadal próbujesz się prześlizgnąć? — Zapytał z niewielkim uśmieszkiem na twarzy, tym samym zwracając uwagę stratega. — Dobrze wiesz, że Ratchet teraz cie nie wpuści.
— Wiem.
— Ale i tak próbujesz? — Uniusł brew pod wizjerem.
— Mhm.
— Determinacja godna pochwały, ale i tak odpuść, szkoda twojego czasu i nerwów staruszka. Jak będziesz mógł to wejdziesz i z nią pogadasz. — Zapewnił, nieświadomie go uspokajając.
Prowl westchnął ciężko i potrzebował chwili aby sobie to przemyśleć, tylko po to aby i tak wybrać najsensowniejszą opcję. Zmęczony tym wiecznym czekaniem, poszedł wraz z Jazzem, chcąc zająć czymś umysł.
W międzyczasie w środku ambulatorium działo się istne pobojowisko, predaconka walczyła z jednym i drugim medykiem o jakąś dominacje. Chciała pokazać, że jest już zdrowa i może sobie iść, co Ratchet kategorycznie zabraniał. Była jego pacjentką, wyjątkowo irytującą i trudną pacjentką, ale wciąż pacjentką o której dobry stan zdrowia jeszcze musi trochę powalczyć.
Że też ten uparty gad musi być taki przeciwny medykom, gdyby nie to, może byłoby znacznie łatwiej, a uporanie się z nią byłoby szybsze. Ale nieee, ona musi wiedzieć lepiej, upierać się swojego, że zdrowa jest. A to że ugina się z bólu i warczy przy każdym, nawet najmniejszym ruchu to już nie ważne.
Ale co poradzić, gdy trzeba radzić sobie z żywą skamieliną?
•————•
Słowa: 2209
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top