Rozdział 42 • Zagrożenie cz.2

Ignorują predaconkę, uniósł łapę skierowany w kierunku Prime'a, a ostre pazury błysnęły, wskazując na wielkie niebezpieczeństwo.

Szponiasta łapa zderzyła się, ale nie z idealnym, pomarańczowym lakierem mecha, a błękitną, przezroczystą ścianą. Predahicon zawarczał gardłowo i poprowadził łeb wzdłuż wiązki energii, która leciała tuż przy ziemi, aż do stóp femme. Bestia przekręciła lekko łeb, a jej ostro uzębiona szczęka poruszyła, wydając ledwo słyszalny warkot.

Jego ciało nie poruszyło się o nawet milimetr, stojąc w idealnym bezruchu i przyglądając się twarzy femme, chcąc wyczytać z niej jakieś emocje. Zupełnie jakby wyzywał ją na jakiegoś rodzaju pojedynek, sprawdzając ją. Yoru nie ugięła się, stała równie nieruchomo co on, nie chcąc pokazywać, że cała ta sytuacja tak naprawdę nieźle ją przeraża.

Niczym jeleń na środku drogi w obliczu pędzącego samochodu, wpatrujący się w oślepiające kule światła. Pytanie brzmi, co teraz?

Predahicon uniósł głowę wysoko ku niebu, a z jego gardła wydobył się głośny, przyprawiający o ból audio krzyk. Nie ryk, krzyk. Przeraźliwy odgłos, który pewnie przez jeszcze parę ładnych tygodni będzie nawiedzać ich w koszmarach. Oboje Yoru jak i Rodimus zakryli receptory audio na tyle ile mogli, odkrywając je gdy to bydle przestało. Co to było? Nad odpowiedzią długo nie trzeba było rozmyślać, brzmiało to zupełnie tak, jakby wzywał wsparcie.

.

A na Nemesis, drugi z predahiconów do tej pory leżał rozpłaszczony niczym ziemska żaba, nie przejmując się niczym ani nikim. Nie potrzebował nie wiadomo jak długiego czasu, aby usłyszeć wołanie swojego kompana. Uniósł łeb ku górze, a ruchome elementy po bokach łba poruszyły się.

Bestia stała się bardzo niespokojna. Gwałtownie wstała i wydała z siebie warkot, kręcąc łbem w nadziei, że któryś z decepticonów zauważy, że coś jest nie tak. Tak się stało, bo siedzący nieopodal Megatron widząc poruszenie predahicona, wstał ze swojego wygodnego miejsca i podszedł do niego.

Irytował się zachowaniem większej i silniejszej od niego istoty, mimo jego przekonania o pełnej kontroli dobrze wiedział, że gdyby taki predahicon chciał, to mógłby urwać mu łeb jednym pociągnięciem. Położył na jego ostrym ramieniu dłoń, chcąc ukoić jego niepokój, ale tej jedynie strzepnął jego rękę i zaczął chodzić w kółko. Domyślił się że na rzeczy jest coś więcej i pozwolił bestii przejąć dowodzenie z nadzieją, że będzie to warte jego czasu.

.

Wsparcie, huh. Nie poradzi sobie w pojedynkę z dwoma, małymi botami? Yoru sięgała mu dokąd, ledwo do biodra? Rodimus był odrobinkę wyższy, ale i tak nie dawało mu to kompletnie nic. Gdyby bestia się na niego rzuciła, nie miał by najmniejszych szans, nie w pojedynkę. Jedno uderzenie tą masywną, szponiastą łapą doprowadziłoby do poważnych obrażeń wewnętrznych i szybkiej, ale bolesnej śmierci.

Rodimus Prime, w końcu zauważając ich opłakaną sytuację, wycelował miotaczem w ostre plecy i pozwolił płomieniom zrobić swoje. Bestia czując piekący ból i powoli spływający, roztopiony metal, zapiszczała niemiłosiernie. Nie czekając, aż płomień przeżre się na wylot, odwróciła cielsko w kierunku bota i uderzyła w niego łapą z taką siłą, że ten dosłownie odleciał parę, jak nie parę naście ładnych metrów do tyłu. Zatrzymał się na drzewie z chrupotem pękającej kory, zmieszanej z tym który dochodził z jego żeber.

Yoru warknęła klnąc pod nosem i wycelowała blastery w kierunku tej paskudy, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Nie ważne jak bardzo może mieć dość mechów i ich indywidualnych, wyjątkowo wkurzających zachowań, to nie mogła pozwolić, aby stała się mu jakaś krzywda.

Długa seria wystrzałów pozwoliła odwrócić uwagę predahicona od Rodimusa, co za tym idzie, teraz była zainteresowana nią. Na zmianę strzały i uniki, strzały i uniki, aż powoli zaczynała tracić siły na tej zabawie w kotka i myszkę. Zmęczenie dawało jej się we znaki, gdy jej nogi plątały się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu nie upadła, potykając się i zakopane w ziemi korzenie pobliskich drzew.

Przeklęła w głowie gdy jej plecy zderzyły się z twardą ziemią i w trybie natychmiastowym chciała wykonać sztuczkę z wcześniej. Gdy predahicon chciał ugodzić ją pazurami, ta wyciągnęła dłoń i modląc się o co najlepsze, zamknęła optyki. Minęło może kilka sekund, zanim znowu je otworzyła. Myślała, że ukaże jej się wszechiskra, czy co tam do czego idą predacony po śmierci, ale nie.

Pierwszym co jej się rzuciło, była sfrustrowana japa predahicona, gdy szorował pazurami o pole ochronne. Powarkiwał i skomlał, starając się dostać do femme.

Yoru uśmiechnęła się zwycięsko widząc, że jej nie aż tak przemyślany plan wypalił, jednak co dalej? Nie może siedzieć tak w nieskończoność, w końcu zapasy energii się jej skończą, a wtedy zostanie skazana na potencjalne rozszarpanie.

Pomyślmy...

Rodimus leży, więc od raczej nie pomoże - a miał być taką świetną pomocą na dłuższą metę, jak widać duma go trochę zgubiła. Mogłaby wezwać wsparcie, ale co to da? Więcej rannych. Mostem ziemnym też ryzykować nie mogła, bo gdyby udało mu się przejść na drugą stronę... Lepiej nawet nie myśleć o spustoszeniu, jakie mógłby tam wywołać. Myśl Yoru, myśl...

Tak bardzo skupiła się na obmyśleniu planu, że nie zauważyła od razu jak ktoś się zbliża. W sumie to nawet więcej niż jeden "ktoś". Szybkie, rytmiczne kroki stawały się coraz głośniejsze wskazując na to, że ktoś zbliża się w bardzo szybkim tempie, a tuż za nim ten charakterystyczny dla odrzutowców świst turbin.

Predahicon również skupił się na nowych dźwiękach, ale na pewno nie przejął, nawet na chwilę. Odwrócił łeb i cofnął, odsuwając tym samym od femme i jakby czekał, aż ten kto się zbliża, zbliżył się na tyle, aby znaleźć się obok.

Długo nie musiał czekać, bo już za chwilę pojawił się jego równie paskudny kompan, a tuż za nim sam Megatron. Jeszcze jego tu brakowało! Władca był w obecności niewielkiego szwadronu vehiconów, gotowych na wszystko, a jednocześnie na nic. Chyba zrobiły się już trochę za pewne tego, że ich z lekka zmodyfikowany kuzyn załatwi całą brudną robotę.

Megatron wskazał ruchem dłoni, aby predahicon zaprzestał prób dobrania się do femme i odsunął. Jeszcze pozwoli mu się zabawić, obu pozwoli, ale nie teraz. Teraz to on potrzebuje chwili rozrywki.

Teraz jednak wie, że nie może jej lekceważyć tak, jak zawsze to robił. Z dnia na dzień ta femme staje się coraz silniejsza fizycznie, jak i duchem. Zacmokał głośno, chcąc zwrócić na nią całą swoją uwagę.

— Nawet nie wiesz, jaką słodyczą na moje optyki jest ten widok — skomentował, małymi kroczkami podchodząc bliżej niej. Yoru mimo braku chwilowego niebezpieczeństwa utrzymywała tarcze, tak naprawdę nie wiedząc jak ona to robi. Megatron zwrócił głowę ku leżącemu nieprzytomnie Prime'owi. — Pochlebiacie mi, prosząc o pomoc drugiego Prime'a, szkoda tylko, że najgorszego w historii... Zabić.

Rozkaz natychmiastowo dotarł do audio receptorów bestii, które zwróciły się do autobota. Optyki Yoru rozszerzył się słysząc to, chciała coś zrobić, ale jednocześnie nie mogła ryzykować tym, że sama też stanie się ofiarą.

Wstała szybko, wyskakując zza osłony i jednym susem doskoczyła do predahiconów, transformując w połowie drogi. Megatron w tym czasie, niczym nie wzruszony, stał w miejscu obserwując i wyobrażając sobie, jak predacon jest rozrywany metal po metalu. Żeby się nie przeliczył...

Bestia stanęła tuż przed dwoma amalgamacjami, szczerząc ostre kły. Zupełnie jakby chciała powiedzieć "Trzymajcie się z dala!". Obserwowała ich uważnie, raz na jakiś czas zerkając na Megatrona, denerwując się gdy widziała ten jego uśmiech. Miała tak wielką ochotę zetrzeć go na dobre. Cholerny Megatron...

Jej czerwone optyki powędrowały z powrotem na predahicony, jednak nie na długo. Poruszenie tuż za nią sprawiło, że się rozproszyła. Spojrzała za siebie tylko po to, aby zobaczyć jak Rodimus próbuje wstać cały obolały i poobijany. Natychmiast po tym poczuła jak rząd zębów wbija się w niezwykle gruby pancerz na jej karku na tyle, ile długość kłów predahicona pozwoliła.

Niezwykle gruby pancerz, który nigdy nie został nawet poważny uszkodzony teraz pękał pod siłą szczęk tej piekielnej hybrydy. Łapy predaconki ugięły się pod ciężarem napierającego na grzbiet wroga, a raczej wrogów gdy drugi postanowił chwycić ją na grzbiet i przycisnąć do ziemi. Yoru zawarczała z zaciśniętymi szczękami, walcząc o dominację nad jej własnych ciałem, próbując z całych sił ustać na wszystkich łapach i nie ryknąć z bólu, przez ten rozrywający ból w karku.

Nie mogła nawet poruszyć łbem aby wybronić się, a jedynym co teraz widziała, to Megatron. Wpatrywała się w niego z nienawiścią. Jeśli faktycznie dzisiaj zgaśnie, to równie dobrze może mu dać do zrozumienia to, że jak kiedykolwiek spotkają się w wszechiskrze - albo raczej w antyiskrze - to sprawi że będzie to dla niego prawdziwe piekło jeszcze większe, niż w które trafi.

Wtedy coś nagle... pękło. Nie był to jej pancerz, nie był to kark, ani nie był to kręgosłup, na który tak bardzo napierał predahicon. Optyki predaconki przybrały ciemniejszej barwy, powoli przeradzając się w fiolet. Ten widok sprawił, że uśmiech z ust decepticona zniknął w ekstremalnym tempie, przeradzając się w zaskoczenie? Przerażenie? Może i to i to.

Nacisk na jej ciało stał się słabszy, teraz mogła dosłownie strzepnąć szponiaste łapy z siebie, a wcześniej wbite zęby wysunęły się z poniszczonego, czarnego pancerza. Czerwone "V" na twarzy predahiconów przygasiło się, powoli przeradzając się w fioletową barwę, bardzo podobną do tej, która teraz widniała w optykach femme.

Megatron cofnął się o krok, co było jedyną jego reakcją. Był... Na prawdę przerażony, domyślał się co właśnie dzieje się przed jego optykami. Nie spodziewał się tego, nawet w najstraszniejszym koszmarze... Femme nawet nie tyle, że zdołała przekonać predahicony, a PRZEJĄĆ nad nimi kontrolę. Tylko jak?

Jak to się stało? Przecież wszystko było tak dobrze przemyślane! Nie, co za durne kłamstwo, NIC nie było przemyślane. Nie przemyślał tego, że hybryda utworzona z CNA predacona będzie w stanie wytworzyć jakiegoś rodzaju więź z osobnikiem od którego pobrano gen. Nie był w stanie przemyśleć, że...

Że to nie jest możliwe... Nie był w stanie tego przemyśleć, to nie jest możliwe ani z naukowego, ani biologicznego punktu widzenia, aby predacon z którego pobrano CNA mógłby być w stanie "zainfekować" mrocznym energonem predahicony... To jest coś co jej dano, nie z czym się narodziła...

A teraz ten "dar" który dostała od decepticonów, jest przeciwko nim użyty.

Predahicony pokręciły łbami, jakby chciały oprzeć się wpływowi ich należytej Pani, ale nie były w stanie. Wola femme była zbyt silna, a więź nie do przerwania.

Wściekły fiolet optyk przeszywał byłego gladiatora na wylot, nie pozwalając mu się poruszyć. Teraz role się odwracają, a ofiara staję się należytym łowcą.

Pysk predaconki otworzył się nieznacznie, wydobywając z siebie cichy warkot, po którym nastąpił głośniejszy, a raczej dwa głośniejsze ryki, próbujące się "przekrzyczeć" jakby walczyły o dominacje. Predahicony wściekle ruszyły na decepticony, sprawiając że Megatron otrząsnął się z tego wielkiego szoku. Rozkazał swoim vehiconom ostrzał w swoje byłe zwierzątka, a sam odleciał w popłochu.

Dobrze wiedział, że gdyby ten jeden raz nie stchórzył, skończyłby martwy. Tworzył potwory które mógłby kontrolować, a teraz te potwory znalazły nowego władcę. Historia lubi się powtarzać...

Yoru w tym czasie gdy pozwoliła predahiconom się zabawić, truchtem podbiegła do przytomnego już Rodimusa. Transformowała do swojej humanoidalnej formy, a w trakcie jej optyki powróciły do oryginalnej, krwistej barwy. Przykucnęła na jedno kolano i położyła dłoń na jego klatce piersiowej, nie pozwalając wstać z ziemi.

— Nie wstawaj, przy takim uderzeniu możesz mieć obrażenia wewnętrzne — poleciła poważnym tonem, chcąc mu pokazać, że to nie jest moment na żarty i zgrywanie twardego.

Chyba nawet nie myślał o tym aby grać macho, bo wydał z siebie cichy jęk spowodowany bóle i położył się z powrotem.

— Jak sytuacja? Nie umarłem jeszcze, nie? — parsknął cicho po chwili ciszy między nimi, a femme przewróciła optykami w odpowiedzi.

— A widzisz gdzieś tu aniołki? — Uniosła brew, nie licząc na odpowiedź.

Oczywiście nie liczyła na nią, ani tym bardziej nie spodziewała, ale gdy tylko ją uzyskała, załamała się.

— Widzę diabełka. — Wyszczerzył się głupio.

— Przysięgam, że cię dobije — warknęła. — Leż tu, zaraz wszystko-

Przerwała gwałtownie, gdy coś ciężkiego upadło tuż za jej plecami. Oboje wzdrygnęli się od nagłego dźwięku. Rodimus był pierwszym, który zobaczył powód tego odgłosu i natychmiastowo zamarł. Yoru odwróciła się i zobaczyła predahicona, lekko merdającego ogonem, a pod jego stopami była wyrwana z torsu ręka vehicona, ociekająca energonem.

Femme powoli wstała i odwróciła w ich kierunku, będąc gotową na ewentualne bronienie się, ale predahicony nie atakowały. Dlaczego? Myślała, że bycie miłymi już im przejdzie, a ten zamiast tego po prostu przyniósł jej prezent.

Zerknęła na Rodimusa. Mech zdążył już zauważyć intencje bestii i przestał się tak spinać na ich widok.

— Wiiiięc co? Zostałaś ich matką? — Zapytał pół żartem pół serio, łapiąc się za bok gdy próbował usiąść. Yoru pomogła mu zmienić pozycje do siedzącej.

— Po moim trupie — odpowiedziała trochę ciszej, nie chcąc aby ją usłyszały. — Trzeba coś z nimi zrobić, póki im się jeszcze nie odwidziało.

— Zabić?

— Nie... Nie wiem z resztą — dodała z cichym warkiem. Sytuacja w której teraz się znalazła była dość ciężka... Choć może i nie aż tak ciężka, jak mogłoby się zdawać. — Ale mamy baze na biegunie, ostatnio się tego dowiedziałam bo nikt oczywiście nie raczył powiedzieć. Można byłoby je zamrozić, ale najpierw wypadałoby to ustalić z Optimusem... Ale jeszcze wcześniej trzeba ciebie poskładać.

.

Po tym jak Yoru wezwała most ziemny do swojej pozycji, prosząc o przybycie Optimusa i Ratcheta - uprzednio oczywiście informując ich o tym, co zastaną na miejscu - femme ustaliła wszystko ze swoim dowódcą. Długo zajęło im ustalenie odpowiedniego planu na to, co zrobić z predahiconami. Ostatecznie doszło do ich eutanazji, nie chcąc ryzykować, że Megatron mógłby chcieć je kiedyś odbić.

Nie żeby jeszcze próbował, widząc jak Yoru przejmuje nad nimi kontrolę tak po prostu. Nie wiedzieli też jak długo zostaną pod kontrolą autobota, więc ryzykowanie atakiem również nie wchodzi w grę

Na tym rozmowa się jeszcze nie skończyła. Yoru miała jeszcze jeden temat do omówienia, a mianowicie mroczny energon. Ratchet z Perceptorem postarali się, aby miała odpowiednio dobrane dawki zwykłego energonu aby wypłukać jego mroczny odpowiednik, jednak po dzisiejszym dniu, wątpiła w skuteczność tych zabiegów. Znowu czuła to... dziwne uczucie, którego nawet nie potrafiła opisać.

Optimus powiedział, żeby nie przejmowała się tym na razie i póki to była tylko jedna taka sytuacja, to najlepiej będzie wprowadzić obserwacje. Poza tym chcąc podnieść femme na duchu, pochwalił ją za doskonale poprowadzoną akcję i za jej o dziwo nie najgorsze zdolności dowodzenia. Yoru oczywiście podziękowała szczerząc się jak nie wiadomo co, czuła się dobrze słysząc miłe słowa, nie to co na Nemesis.

Za to co złe karać, a to co dobre to udawać że się nie widzi. Typowe decepticony, taki to by spróbował komuś powiedzieć "dobra robota"... Ta, prędzej by żywcem się z lakieru razem z pancerzem obdarł.

Po wszystkich atrakcjach nastąpił powrót do bazy, jednak to nie był jeszcze koniec na dziś. Gdy tylko dostała zgodę aby odwiedzić Rodimusa, zrobiła to od razu. Chciała dowiedzieć się, jak się mech czuje i jak długo potrwa dojście do siebie.

— Długo Ratchet każe ci tutaj tak leżeć? — zapytała z całkiem poważną miną.

— A co? Chcesz się mnie już pozbyć? — zaśmiał się. — Trochę tu posiedzę, ale nie śpieszy mi się. Ale dzięki za troskę.

— Nie przeszkadzasz mi tu, czego nie można powiedzieć o reszcie. Niektórzy pewnie chętnie by cię wywalili. — Parsknęła, rozchmurzając się nie wielce.

— Domyślam się kto. Coś mówili?

Zależy o co pytasz. — Przekręciła nieznacznie głowę.

— Ogólnie. Z ciekawości pytam... Nie ważne z resztą. A jak ty się czujesz? Ciebie też chyba trochę poturbowali. — Zapytał, chcąc poznać jej stan zdrowia, może aż tak nie był zmartwiony predaconem, domyślał się że jest silna, ale nawet ze zwykłej grzeczności. Nie wyglądała, jakby coś jej się stało, przynajmniej nie z zewnątrz.

— Małe draśnięcia, nic specjalnego. Ty gorzej oberwałeś, Roddy.

— Ta, słyszałem, że zawdzięczam ci życie. Dzięki, serio. — Podziękował, co nie brzmiało bardzo przekonująco, ale było wypowiadane z głębi iskry. — Idź już, nie ma co żebyś się mną zajmowała. First Aid zaraz pewnie wróci i mnie trochę pomęczy.

Oboje pożegnali się ze sobą. Rodimus był w dobrych rękach, więc nie miała powodu do denerwowania się lub zamartwiania się. Wróciła do kwatery swojej i Jazza, gdzie mogła odpocząć po na prawdę długim i ciężkim dniu.

.

🕷 Tarantulas 🕷


Pajączej pajączek, bez nóżek i rączek.

.

Słowa: 2630

.

📊 Size chart 📊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top