Rozdział 38 • Intryga

Ogółem dziwna sprawa, Jazz wstaje rano, patrzy, nie ma Yoru. Trochę podejrzane, bo od jakiegoś czasu lubiła sobie pospać - pewnie odsypiała nieprzespane, koszmarne noce za czasów decepticonów. Tym razem jednak jest inaczej, no zniknęła gdzieś i nie ma z nią kontaktu.

Że też baba tak lubi znikać.

Jazz zeskoczył z łóżka i przeciągnął się przed tym, jak sprawdził jeszcze raz, czy aby na pewno jej nie ma. Chwycił za swoją poduchę i rzucił na samą górę piętrowego łóżka, jednak odpowiedzi nie dostał. Normalnie pewnie by już na niego warczała, jak to ma w zwyczaju, ale gdy odpowiedziała cisza, upewnił się jedynie w przekonaniu, że współlokatorka mu gdzieś zniknęła.

Mruknął coś pod nosem i podszedł do znajdującej się koło łóżka, metalowej szafki nocnej i złapał leżący na niej wizjer. Założył go sobie na optyki, uśmiechając się. Dopiero z nim zaczyna czuć, że on to faktycznie on.

No to co? Znaleźć ją i do roboty z normalną rutyną... Właściwie... To po co ma ją znaleźć? Powinien już dawno przestać traktować ją jak pięciolatkę, która potrzebuje ciągłej opieki i dać jej trochę przestrzeni. Z tyłu głowy cały czas miał myśl, że mogło coś się stać i że Yoru potrzebuje jakiegoś wsparcia, jak nie fizycznego to mentalnego i to te właśnie myśli kazały mu się nią opiekować.

Nie nie nie, dzisiaj nie. Trzeba dać jej spokój. Po za tym, samotny, poranny patrol zawsze dobrze działa na odświeżenie umysłu.

Zaraportował do kilku ludzi, że opuszcza bazę i wyszedł na plac główny. Było spokojnie ze względu na tak wczesną porę. Ludzcy żołnierze przygotowywali swoje sprzęty. Napełniali baki pojazdów benzyną, sprawdzali ich stan techniczny i gdy zachodziła taka potrzeba, naprawiali nieznacznie uszkodzenia. Niektórzy zajmowali się bronią palną, sprawdzali czy wszystko działa jak powinno i czy zapas amunicji jest odpowiedni. Poranek jak poranek, nic nadzwyczajnego.

No może oprócz tych nieznanych, czarnych pojazdów rządowych, które Jazz widzi pierwszy raz na optyki. Zmarszczył brwi pod wizjerem i stanął trochę bardziej za budynkami, aby nie pokazywać tym na zewnątrz, że któryś z robotów już wstał i przyjrzał się pojazdom. Stali przy nich ludzie, również ubrani w ciemne ciuchy, zupełnie jakby byli jakimiś agentami do zadań specjalnych czy coś takiego.

Zastanawiało go to strasznie, coraz więcej pytań wypełniało jego procesor. Po co, czemu i na co? Kim są ci ludzie i czemu rozmawiają z ich... Generałem? A to ciekawe. Coś pewnie ustalają. Jazz miał wyjątkowo złe przeczucia co do tego, dlatego wolał na razie trzymać się w cieniu i tylko słuchać, choć mało udało mu się usłyszeć.

Minęło może z dwadzieścia bądź piętnaście minut, coś koło tego. Po tym czasie, wszyscy rozeszli się w swoje strony, a czarne auta odjechały poza teren bazy. Jazz powoli wyszedł za swojej osłony i nie przejmując się nawet tym, że próbował podsłuchiwać rozmowę przedstawicieli rządu, podszedł do bramy, gdzie stał ich ludzki przyjaciel.

— Te, gate master! — Zawołał, a ciemnoskóry mężczyzna odwrócił w jego kierunku.

Z początku słysząc który bot do niego mówi ucieszył się, ale widząc jaką minę - nawet mimo wizjera - ma Jazz, przeraził się trochę.

— Uuh, do ciebie lepiej nie podchodzić jak masz taki humor, Jazz. — Skomentował, na co Jazz machnął ręką.

— Humor mam świetny, tylko nie podobają mi się ci ludzie co tutaj przed chwilą byli. Wiesz o co chodzi, Bruno? W końcu ich tu wpuściłeś, musiałeś ich jakoś wylegitymować, czy coś. — Zapytał opierając się o metalową kładkę tuż nad bramą.

— Uwierz mi, że sam chciałbym wiedzieć to to byli za goście. — Odpowiedział, sprawiając że Jazz jedynie zaczął się bardziej zastanawiać. — Generał po prostu kazał mi ich wpuścić, bez zbędnych pytań. Chyba nie myślisz, że przez ten brak aktywności conów pójdziecie w odstawkę?

— My w odstawkę? — Zaskoczyło go rozumowanie człowieka, ale wtedy pojął, że on w sumie nic nie wie o tym nowym zagrożeniu. — Odkąd Megatron zabawił się w park jurajski ze smoko-vehicono-hybrydami, to raczej... Ouu, może to jest powód... Chociaż nie, nie możliwe. — Pomyślał na głos.

— Co jest nie możliwe? I o jakich ty hybrydach mówisz-

— A takie se, mało ważne. Ochrzciłem je predahiconami, Megatron stworzył hybrydę predacona i vehicona i szczerze? Nie radzimy sobie. Skubane ostatnio rozwaliły Blasterowi jego wierze nadawczą i na jakiś czas przez to straciliśmy kontakt z satelitą. — Wyjaśnił, bo najwyraźniej nikt nie raczył mu przekazać tak istotnych szczegółów. — A, no i zaczynają się troooszeczkę zbliżać do bazy. — Uśmiechnął się.

— Wiesz co? Następnym razem jak ktoś zaproponuje mi pracę z kosmitami robotami z innej planety, to zastanowię się dwa razy. — Stwierdził, czym jedynie rozbawił mecha. — I co? Myślisz, że rząd uważa że sobie ogólnie nie radzicie?

— Kto jak kto, ale my jesteśmy waszą najlepszą, jak nie jedyną formą obrony przed decepticonami, więc nawet jeśli uważają, że radzimy sobie do dupy, to nie mają co z tym zrobić. Bo co, zawieszą nas? I co? Kto wtedy będzie wam ratować skórę? — Powiedział, a jego słowa sprawiły, że Bruno musiał sobie to nieźle przemyśleć.

Jazz ma rację, gdyby coś odwaliło ich przywódcom i stwierdzili by, że roboty nie nadają się już do ochrony świata i po prostu zastąpili ich tym prymitywnym, ludzkim sprzętem, to co wtedy? Jakieś sobie karabinki nie dały by rady nawet drasnąć transformera, chyba że celowali by po optykach.

— Masz całkowitą racje, ale ty pamiętasz, że nawet my jako ludzie uważamy swój własny gatunek za pełen idiotów? Wiesz co, najlepiej będzie jeśli nie będziesz się tym przejmować, a ta rozmowa niech na razie zostanie między nami. Postaram się dowiedzieć czegoś więcej i będę cię informować na bieżąco o tym, czego się dowiem. — Zaproponował, a Jazz kiwnął głową. Wiedział, że akurat na tym człowieku może polegać.

Jazz powrócił do swoich planów, czyli samotnego patrolu. Oczywiście, przejmował się tym czego świadkiem był rano, ale starał sobie wmawiać, że to po prostu jakaś zwykła wizyta kogoś z góry.

Jebać, nie będzie czekać. Wyjechali niedawno, jeszcze zdąży ich dogonić. Jazz natychmiastowo transformował i pognał po leśnej ścieżce tyle ile moc silnika pozwalała, a gdy dojechał do asfaltowej drogi, wcisnął gaz do dechy prując ponad dwieście na godzinę. Jechał przez dość spory czas, nie doganiając nikogo. Po prostu zniknęli.

No nic, pokręci się jeszcze chwilę i może znajdzie te czarne wozy. Skręcił na niewielką drogę wiodącą przez ciemną część lasu, tym bardziej ciemną przez zimowy poranek. Godzina, późnej dwie, cały czas kręcił się po lesie, skręcając raz w głąb, a raz wracając na główną drogę. Robił to dla zabicia nudy, bo domyślał się, że niczego nie zdoła znaleźć.

Albo i może znalazł coś wartego uwagi. Po kolejnych piętnastu minutach jazdy, na horyzoncie zaczął malować się zarys ciemnego, dużego pojazdu. Bingo! Przyśpieszył znacznie i wyjątkowo niebezpiecznym manewrem wyprzedził goniony pojazd. Gładkim driftem zajechał mu drogę i transformował jakieś sto metrów przed nim z cwanym uśmiechem.

— No dobra to teraz- — Zatrzymał się w połowie wypowiedzi i zaświecił reflektorami w kierunku czarnego samochodu. No właśnie, "czarnego" bo w świetle okazało się, że tak na prawdę nie jest czarny, a ciemnoniebieski, wręcz granatowy z lekko fioletowawym połyskiem.

Pojazd zaczął zatrzymywać się z piskiem opon, próbując uniknąć kolizji i zaczął transformować, gdy znalazł się niebezpiecznie blisko autobota. Jazz musiał odskoczyć w las aby nie oberwać, gdy pięść decepticona znalazła się za blisko jego twarzy. Szybko otrząsnął się i stanął na równe nogi wstając z zaśnieżonej ziemi.

Szczerze mówiąc, nie spodziewał się że szukając ludzi, przypadkiem wpadnie na decepticona. Gdy zobaczył, że ten zbliża się z podłym zamiarem, wystawił przed siebie ręce aby pokazać mu, że wcale nie chce walczyć i to była tylko i wyłącznie jego pomyłka.

— Czekaj, Soundwave! — Krzyknął w jego kierunku i o dziwo zadziałało, bo dwa razy większy mech zatrzymał się i spojrzał na niego. — Wybacz, pomyłka. Wziąłem cię za kogoś innego. Serio, nie widzi mi się dzisiaj walka.

Był mało przekonywujący, ale chyba wystarczająco przekonywujący dla Soundwave'a, bo con postanowił opuścić mu i pozwolił odejść. Jazz odetchnął, że Soundwave również nie jest w nastroju na naparzanki i chciał odwrócić aby pojechać w swoją stronę, jednak wtedy z lasu wyskoczyło jedno z nowych zwierzątek Megatrona.

Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie, że nie zdążył zareagować. Wpierw bestia odwróciła się do Soundwave'a i podeszła o parę kroków bliżej aby go szybko obwąchać, aby upewnić, czy jego też powinien rozszarpać, ale czując decepticoński zapach, szybko zmienił cel na autobota. Dobrze zapamiętał jego woń i wygląd, wiedział, że to jeden z tych których ma zadanie zniszczyć, dlatego nie wahał się w zabiciu.

— Zostaw! — Krzyknął Sound w kierunku predahicona, żeby zostawił autobota, a ten zatrzymał i spojrzał na niego. — Nie teraz, masz wrócić do patrolowania. — Rozkazał, a ten jak gdyby nigdy nic odwrócił z powrotem do Jazza i zaczął podchodzić bliżej, ku przerażeniu bota.

Soundwave widząc, że bestia nie chce wykonać rozkazu, wysunął obie macki i zaczepił się nimi o pancerz po prawej stronie tego wielkoluda, rażąc go prądem. Podziałało bo się zatrzymał, ale nie tak jakby chciał.

Czerwone V odwróciło się powoli w kierunku decepticona, zupełnie tak jakby prąd nie robił na nim większego wrażenia. Jego trzypalczasta łapa chwyciła za dodatkową parę kończyn decepticona i wyrwała ją z trzaskiem przerywanego okablowania. Nie były one jakoś specjalnie unerwione, więc ból był nieznaczny, co nie zmienia faktu, że sam decepticon był wręcz przerażony zachowaniem stworzeń, które tak naprawdę stworzone były, aby służyć ich frakcji. A teraz? Nie reaguje na polecenia i w dodatku zaatakował OFICERA KOMUNIKACJI.

Co gorsze, na tym się nie skończyło. Bestia obrała sobie nowy cel, po tym jak Soundwave zdenerwował ją i próbował kontrolować. Nie obchodziło go tak naprawdę to, że robiąc to może chcieć ochronić autobota, ale samo to, że w ogóle robi coś, co przeszkadza jej we własnych planach? Niesłychane, co za zniewaga.

Bestia wyskoczyła w jego kierunku, mech chcąc obronić się wyciągnął ramie przed siebie co ani trochę nie pomogło. Został za nie chwycony, a ostre kły wbiły się w pancerz, wyginając i dziurawiąc go, przez co energon zaczął lać się strumieniem niemal natychmiast.

Zaskoczony Soundwave nawet nie miał chwili aby jakoś zareagować, nawet nie pozwoliło mu to odczuć bólu. Hybryda z piekła rodem uniosła go ku wschodzącemu słońcu i rzuciła w kierunku lasu, wyrywając większy kawał pancerza na przedramieniu.

Jazz zdążył się już otrząsnąć z pierwszego szoku i nie czekając aż nadejdzie drugi, wyciągnął broń i zaczął ostrzeliwać plecy pełne kolców. Nie robiło to na napastnikowi nawet małego, malutkiego wrażenia. Nie mniej jednak, zirytowało to bestie na tyle, aby odwróciła się w jego kierunku z morderczym zamiarem.

Widząc że może skończyć podobnie jak Soundwave, chwycił za spoczywający przy pasie granat dźwiękowy i nie myśląc długo, rozbrojił go i rzucił w kierunku bestii. Ta odsunęła si o krok zaskoczona widokiem małej, metalowej piłeczki. Przekręciła głowę na moment przed tym, jak granat uruchomił się, wydając z siebie niezwykle nieprzyjemny, bolesny wręcz odgłos. Bestia zapiszczała przeraźliwie i od razu zwiała gdzie pieprz rośnie.

Jazz domyślał się jednak, że gdy tylko to cholerstwo otrząśnie się po tym, jak jego audio receptory zostały potraktowane, wróci z podwójną wściekłością. Autobot podbiegł do leżącego w rowie Soundwave'a i chciał zapytać, czy wszystko w porządku, jednak widząc że con totalnie stracił przytomność, odpuścił sobie.

Powolnym kroczkiem podszedł i kucnął tuż przy jego klatce piersiowej chcąc zrobić coś, za co pewnie Soundwave go zabije w momencie gdy się obudzi, ale teraz to mniej ważne. Chwycił go za tą masywną, MMM, klatę i wsunął palce pod element pokrywy, za którą trzyma minicony- minicona. Pociągnął ją mocno i widząc, że ta ani drgnie, szarpnął parę razy aż mocowania nie puściły, uwalniając Laserbeak, gotową do działania.

Pewnie wyszła by wcześniej gdyby nie to, że klatka piersiowa cona zablokowała się, uniemożliwiając jej wyjście. Laser otrzepała się czując lekkie zawroty głowy, po tym jak jej chodzący dom został tak rzucony, ale ucieszyła się w mgnieniu oka i podleciała w górę, widząc tak dobrze znanego jej autobota. Usiadła na ramieniu Jazza witając go i dziękując za to, że nie spierdzielił przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pomiziała go dziobem po policzku i zeskoczyła, chcąc upewnić się że jej pan jeszcze dycha. Zeskanowała go, widząc że sygnatura życia jest wysoka więc domyślała się, że pewnie nic mu nie będzie.

Nie mniej jednak, martwiła się. Soundwave miał dosyć spory wyciek, a taki dość szybko może sprawić że ze stanu "nic mu nie jest" może przejść na stan "ON UMIERA!!!". spojrzała tymi swoimi głupiutkimi oczkami na Jazza zupełnie jakby prosiła go o dalszą pomoc. Mech długo nie myśląc, postanowił pomóc swojej ptasiej przyjaciółce.

Wpierw musiał upewnić się, że Soundwave jest w stabilnej pozycji więc trochę go - z wielkim trudem - poprzewracał, opierając o drzewo modląc się, żeby się nie przewróciło gdy usłyszał jak coś w nim pęka, a kora w paru miejscach po prostu "wyskoczyła" z pnia.

— Myślisz, że będzie zły że mu grzebałem pod maską? — Zapytał, zerkając na ptaszora, który w odpowiedzi pokiwał dziobem na tak. — Nie pociesza mnie to... Hej, Laser, wiesz coś więcej może o tych paskudach?

Laserbeak trwała w bezruchu rozmyślając. Czy ona coś o nich wie? Oczywiście, że nie. Soundwave nawet blisko nich jej być nie pozwalał, chyba że bezpiecznej w zaciszu jego schowka. Sama dzisiaj była zaskoczona, że tak potraktowały decepticona, bo powinni mieć nad nimi całkowitą kontrolę. Soundwave jedynie kazał mu się wycofać, nie posłuchał, użył siły, więc on też to zrobił i próbował go zabić.

Jest do dosyć niepokojące, bo jeśli i Megatron straci kontrolę nad czymś, czego ledwo jest skrzywdzić, to co wtedy? Bo na pewno nie przyjdzie o pomoc w problemie do nikogo. Nawet on będzie bezradny, chyba że pod ręką będzie mieć atomówkę.

Jazz tak zastanawiał się co ma zrobić, kucając nad Soundwavem, aż con nie zaczął się wybudzać. Próbował wstać gwałtownie, ale skończyło się to jedynie ponownym upadkiem.

— Zluzuj chłopie. — Pomógł mu się wygodnie usadowić Jazz. Laserbeak usiadła koło prawej nogi Sounda i potrąciła go dziobem, pokazując że z nią wszystko w porządku. Domyśliła się, że zaraz zacznie panikować, więc chciała tego uniknąć. — Posiedź sobie chwile bo nie dojdziesz na Nemesis. Czekaj, opatrzę cię.

Jak Jazz powiedział, tak też zaczął robić i nie obchodziło go zdanie decepticona. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, jak to mawiają, a teraz i Soundwave jest na celowniku tych jebańców pseudopredaconów.

— Po co mi pomagasz? — Zapytał, obserwując uważnie jak mech zawija poharatane przedramię w kawałek materiału, żeby choć trochę zatamować wyciek.

— Bo jeśli będziemy się wszyscy gryźć na wzajem, to w końcu się zagryziemy, a coś mi mówi, że plan Megatrona legnie w gruzach szybciej, niż się tego spodziewa. — Wytłumaczył. — Poza tym ja mam dla ciebie lepsze pytanie. Czy one nie powinny słuchać się conów?

— Powinny... Tyle że nie jestem pewien jak je zaprogramowano. — Dodał, a Jazz zatrzymał się na chwilę i spojrzał na niego.

— Jak to nie jesteś?

— Jedynie Shockwave zna szczegóły ich stworzenia, to jego kreacje, no i Megatron oczywiście. Ostatnio mnie w ogóle w nic nie wtajemniczają i każą pilnować swojego nosa. — Powiedział, co jedynie bardziej zaintrygowało autobota.

— No proszę, taki świetny żołnierz, a Megatron zaczyna mieć na ciebie wyjebane. Jak się czujesz z tym, że Shockwave zajmuje twoje miejsce pupilka? — Parsknął sarkastycznie i nie spodobało się to Soundwave'owi. — Skończyłem, jako tako się trzyma i lepiej zmykaj na Nemesis. Wyjaśnij to lepiej z Megatronem, bo jak zrobią rewolucje to i my i wy będziemy mieć  problem. Dwa wielkie problemy, jeśli mam być dokładny. Po za tym Laser ma chyba dość wrażeń na dzisiaj.

— Nie mam się ochoty z tobą zgadzać, ale masz rację... — Powiedział wyciągając zdrową rękę w kierunku ptaszyny, a ta chętnie weszła na nią.

Ułożył ją przy klatce piersiowej i chciał otworzyć, ale wtedy spostrzegł że już została otwarta przez KOGOŚ. Spojrzał niezadowolony na autobota, a ten jedynie uśmiechnął się głupkowato i wycofał, bo jeszcze się mu oberwie i tyle będzie.

Jazz nie chciał sprawdzać swojego szczęścia i wezwał do swojej pozycji most ziemny. Nie mógł ryzykować, że skoro cony są w pobliżu, to podążą za nim do bazy. Ostatnio są coraz bliżej i robi się to niepokojące, trzeba chyba będzie wzmocnić jakoś maskowanie.

Mech miał nadzieję, że Soundwave również pierwsze co zrobi to w tył zwrot i od razu do Megatrona. Niech wie, że jego kundle zaczynają odwalać i atakować swoich, a to chyba w jego zamiarze nie było. Chyba-

Na szczęście Soundwave tak właśnie zrobił. Otworzył most ziemny na swojej pozycji zdalnie i wrócił na Nemesis, gdzie otworzył drugi koniec mostu, prowadząc na mostek statku. Nie miał zamiaru szczypać się z Megatronem, tylko powie co o tym myśli - gadanie autobota trochę pomogło mu się ogarnąć, co jak co, ale w tej kwestii Jazz ma rację. Megatron ostatnio zrzuca go na drugi plan, a nawet trzeci i to nie jest coś, co mu się podoba.

— Lordzie. — Zaczął podchodząc do Megatrona, który akurat omawiał coś z Shockwavem. Obok nich stała ta pokraka, ale nie dokładnie ta, która zaatakowała Soundwave'a. Tamta jest jeszcze w terenie.

Wtargnięcie mecha sprawiło, że oboje Megatron jak i Shockwave odwrócili się w jego kierunku. Naukowiec nie chcąc przeszkadzać, odsunął się ze swoim zwierzątkiem na bok, gładząc je jedyną dłonią, delikatnie po rogatym łbie.

— Co ci się stało? — Zapytał, jakby niezadowolony tym, że przeszkadza mu w jakimś snuciu planów czy kij go wie. — Wyglądasz okropnie.

— One miały nas nie atakować.

— Słucham? — Dopytał, jakby zaskoczony pytaniem. Soundwave postanowił mu je naprostować w dość... mało łagodny sposób.

Już miał się odezwać, gdy most ziemny nagle otworzył się za jego plecami. Vehicony kontrolujące w tym czasie most ziemny poprzez kontrolkę stacjonarną dostały sygnał o chęci otwarcia go. Te bestie robią się coraz inteligentniejsze, bo zaczynają umieć porozumiewać się z normalnymi transformerami, nawet jeśli nie są w stanie wypowiadać słów.

Druga z tych paskud przeszła przez portal i ominęła oficera, zupełnie jakby nic nigdy między nimi nie zaszło i podeszło do swojego kompana, który aktualnie dostawał całej miłości od naukowca, jakiej tylko mógłby sobie wymarzyć. Soundwave jedynie odprowadził go wzrokiem, upewniając się, że nie będzie próbował wrócić i znów go zaatakować. Teraz pewnie udaje potulnego.

— Dosłownie przed chwilą mnie zaatakował. — Wskazał palcem na nowo przybyłego, a Megatron spojrzał na niego, a następnie znów na Sounda.

— Doprawdy? Nie wygląda, jakby miał do ciebie jakiś problem. — Wzruszył ramionami, ignorując skargi mecha. — Poza tym, nawet jeśli to prawda, to na pewno miał powód.

Soundwave zamrugał parę razy, słysząc co do niego powiedział Megatron. Że niby ON mu coś zrobił? Co jak co, ale Sound na zwierzętach się zna, a Laserbeak jest tego żywym przykładem.

— Nie wykonał mojej komendy, musiałem użyć siły żeby mnie posłuchał, a ten zamiast tego zrobić, zaatakował mnie! — Wściekł się tym, jaki stosunek miał to całej sprawy Megatron. Lord jedynie przewrócił optykami, nie chcąc mu się tego słuchać.

W jego optykach były idealne, stworzenia perfekcyjne które słuchają się jego rozkazów i są na każde skinienie palca. Czemu miałby się nie posłuchać? A może właśnie słuchają się tylko JEGO, dlatego nie przyjmują komend rzucanych przez inne decepticony? No, może jeśli faktycznie to prawda i nie są tak idealna, trzeba będzie jakoś je poinformować, że Soundwave'a też mają się słuchać. Nie chciałby stracić swojego jedynego oficera komunikacji, innego nie ma.

— W takim razie sprawdźmy, jak dobrze słuchają rozkazów. — Powiedział i od razu gwizdnął w kierunku bestii, a te niczym jeden mąż odwróciły łby w kierunku swojego pana.

Jeden z nich bacznie go obserwował, drugi był ogólnie trochę mniej agresywny, więc przekręcił zaciekawiony łbem, czekając co nastąpi dalej. Megatron wtedy uniósł dłoń i powoli, nie śpiesząc się niczym, pokierował ją na pierwszego lepszego vehicona, który jeszcze nie spodziewał się tego, co zaraz z nim się stanie.

Predahicony wtedy odwróciły łby w kierunku cona i rzuciły na niego niczym wygłodniałe psy, rozrywając go na strzępy tak szybko, że biedak nawet nie zdążył krzyknąć. Jeden z nich chwycił od razu za gardło, rozgniatając i rozrywając przetwornik mowy, a drugi z nich zajął się nogą, unosząc ją i niczym dwa szczeniaki, zaczęły najzwyczajniej bawić się w przeciąganie, aż kończyny nie poleciały.

Wystarczyło kilka minut, aby mostek zamienił się w rzeźnie, pełną zakrwawionych szczątek, elementów pancerza, przewodów i innych komponentów transformera. Jeszcze kolejne minut, a wszystko lśniło czystością, gdy oboje wysprzątały wszystko na błysk, wrzucając odpady wprost do żołądków.

— Jak dla mnie wszystko jest tak, jak powinno. — Stwierdził Megatron i powrócił do swoich wcześniejszych zajęć, uprzednio odwołując Shockwave'a, aby on również zajął się eksperymentami czy co on tam teraz robi.

Soundwave chwilę stał w szoku, ale widząc jak Shockwave odchodzi, otrząsnął się i poszedł za nim. Gdy byli już poza pomieszczeniem, chciał z nim porozmawiać na temat jego kreatur.

— Shockwave, co to było? — Zapytał, a jednooki spojrzał na niego, nie wiedząc do końca o co pyta.

— Pokaz siły i lojalności. — Odpowiedział krótko, czym jedynie rozzłościł oficera.

— Lojalności? Ciekawe czy tak samo będziesz mówić, jak w końcu przestaną się słuchać. Mieliśmy mieć nad nimi pełną kontrolę, a dzisiaj jeden z nich pokazał mi, że ma własną wole i jak chce, to zignoruje co się do niego mówi. O to ci chodziło? Żeby twoje dzieło nie było idealne? — Te słowa mocno uderzyły w naukowca mocno.

Jego dzieło nieidealne? JEGO?! Jak Soundwave w ogóle śmie tak mówić! Ale skoro tak mówi, to faktycznie coś jest na rzeczy. Nie powiedziałby tego tak o, bo chce. To nie w jego stylu.

Poza tym Shockwave szanuje jego opinię, jak i całą jego osobę więc powinien posłuchać, co ma do powiedzenia. Zatrzymał się w pół kroku, a jego czerwona, pojedyncza optyka spojrzała w jego kierunku.

— Co sugerujesz?

— Popraw je jakoś, albo w ogóle zniszcz, zanim zaczną sprawiać problemy. — PFFF, ZNISZCZYĆ! Ależ on dzisiaj zabawny.

— Zniszczyć? — Gdyby mógł, zmarszczyłby brwi w niezadowolonym grymasie.

— Zniszczyć i udoskonalić. Pomyśl sobie, gdyby nagle wykształciły własną wole i zaatakowały Megatrona. Kto byłby pierwszym winnym? Ty, bo ty je stworzyłeś, stworzyłeś je z usterką. Nie chciałbyś tego, prawda?

Shockwave chwile myślał. Jak on mógł tego wcześniej nie zauważyć.

— Twoje rozumowanie jest logiczne. Pobiorę ich próbki i sprawdzę, co można zrobić najpierw bez niszczenia ich. — Stwierdził, a Soundwave odetchnął ulgą, że go w ogóle posłuchał.

Shockwave poszedł dalej, a Soundwave dalej stał na środku korytarza jak ten słup soli. Nie jest typem, który obawia się za bardzo, ale po tym czego dzisiaj doświadczył i co zobaczył, zaczął się martwić i to nie na żarty. Poza tym, jego głównym priorytetem jest ochrona Laserbeak, a nie jest w stanie tego robić, gdy po statku pałętają się nie wiadomo co.

.

Późnym wieczorem naukowiec przemierzał puste, mroczne korytarze statku. Rozmyślał trochę nad tym co powiedział mu Soundwave, dlatego postanowił wpaść na wizytę do swoich wyjątkowo paskudnych podopiecznych. Na pewno ucieszą się z niespodziewanych badań przed snem.

Kartą dostępu, którą miał jedynie on i tylko on - żeby ktoś przypadkiem nie przeszkodził w odpoczynku, bo mógłby skończyć jako szaszłyk - otworzył drzwi prowadzące do sporego, nie oświetlonego pomieszczenia. Zawitał do środka uruchomił wcześniej przygotowaną latarkę. Nie było tam nawet świateł, które można włączyć, dlatego jedyna opcja widzenia czegokolwiek w tych ciemnościach, to latarka.

Shockwave wpierw poświecił na ziemie, aby przypadkiem nie zaświecić im po optykach i rozwścieczyć, a tam zobaczył elementy pancerza. "Czułki" na jego głowie uniosły się, w zastanowieniu nad tym czym to jest. Pobiły się? Pogryzły? Pozabijały?

Przekierował strumień światła wyżej, a tam ujrzał spoczywające predahicony. Oba całe i zdrowe, jednak widniały na nich blade plamy, jakby lakier zaczął zmieniać swoją barwę w losowych miejscach. Zaskoczyło go to, ale podszedł bliżej i natychmiast zatrzymał, gdy jeden z nich poruszył gwałtownie.

Nie wydał żadnego dźwięku, oprócz szurania metalu o metal. Zatrząsł się, zupełnie tak jakby strzepywał coś ze swojego ciała. Nie pomylił się, bo za chwile jasny element pancerza upadł z niewielkim, metalicznym hukiem na ziemię, a bestia jakby westchnęła w uldze i znów położyła, wracając do spoczynku.

Drugi również się poruszył, żłobiąc tylną łapą w metalowej podłodze, aby za chwilę zawarczeć. Po może minucie pojawił się ogon. OGON. Kręgosłup w jakiś dziwny sposób po prostu się przedłużył, budując dodatkową kończynę. Nie była rozbudowana, ale posiadała niewielkie kolce jak i większe ostrze na samym końcu.

One nie spały, ale też nie były rozbudzone. Coś po między, nie ważne jakby to nazwać. Jakaś dziwna... Hibernacja? Shockwave obserwował je jeszcze przez dłuższą chwilę, przyglądając temu niezrozumiałemu procesowi. Było to na prawdę fascynujące, a zarazem przerażające, gdy nie wiedział co się z nimi dzieje. Nawet chwycił kilka odrzuconych płatów i schował je do dalszych badań, a po wszystkim wyszedł, dając im spokój.

.

Ten rozdział miał być krótszy i poruszyć dwa wątki, ale się wczułam za bardzo LMAO. Ale za to kolejny będzie cały poświęcony dla tego którego dzisiaj nie było.

.

Wiecie, czego dawno nie było?

Arcików.

🦖 Predahicony 🦖

W końcu skończyłam ich design.

Ogółem tak. Oba wyglądają tak samo, był jeszcze trzeci, trzeci dednoł bo był najmniej rozwinięty.

Koniec historii

.

Słowa: 4127

.

📊 Size Chart 📊

Nawet nie będę się wysilać w usuwaniu/zamalowaniu tych którzy będą w przyszłych rozdziałach. Macie i pijcie z tego wszyscy, oto jest moja wola (to chyba jakoś inaczej szło-)

Wgl dwie rzeczy:

1. Wow ile ja ich już narobiłam.

2. Widać progress jak spojrzycie na pierwsze, a ostatnie designy B)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top