Rozdział 37 • Zbrodnia i Kara
— Panie-
— Wezwij tutaj Thundercrackera, NATYCHMIAST.
Skywarp przez chwilę nie odpowiadał, zupełnie jakby analizował słowa Megatrona. Thundercrackera? Ale po co? Dopiero kolejny, wściekły ryk ze strony przywódcy wyrwał go z przemyśleń i w mgnieniu oka wezwał swojego przyjaciela na mostek.
Thundercracker wkroczył do pomieszczenia dopiero po może dziesięciu minutach, zatrzymał się przed Megatronem i ukłonił mu się, jak to miał w zwyczaju. Nie podejrzewał niczego, ale widząc minę Skywarpa domyślał się, że Megatronowi znowu coś nie pasuje. Szczerze mówiąc, męczyło go to już.
— Wzywałeś mnie. — Powiedział krótko, wstając z ziemi.
— Tak, wzywałem z pewnym pytaniem. Czy gdy zakładałeś obrożę predaconowi, zauważyłeś coś dziwnego? Może jakieś, no nie wiem, dajmy na to nieprawidłowości? — Zapytał, podchodząc bliżej niebieskiego mecha w próbę zastraszenia.
Thunder szybko zajarzył do czego pije Megatron i zmrużył optyki.
— Nieprawidłowości? — Odpowiedział pytaniem, udając głupiego.
— Nie udawaj DURNIA! — Wrzasnął Megatron uderzając w seekera tak mocno, że Thundercracker upadł. Skywarp chciał zareagować i jakoś pomóc przyjacielowi, jednak Megatron w porę mu w tym przeszkodził. — Ładunek został wyciągnięty i przeniesiony, a wiem, że ty i Yoru byliście blisko, więc nie udawaj głupiego i radzę ci, żebyś powiedział mi prawdę. Może potraktuję to łagodniej...
Thunder wstał z ziemi i stanął prosto, zupełnie jakby nic się nie stało. Minę miał poważną i zdeterminowaną. Megatron chyba zapomniał, że jego nie jest tak łatwo wystraszyć.
— W porządku, zrobiłem to. Wyciągnąłem ładunek, bo uważam, że to byłaby już przesada i nie mówię tego, bo chcę się uratować, tylko dlatego że wiem, że prędzej czy później Soundwave odzyska zapiski z kamer. Więźniom też pomogłem uciec. — Przyznał bez niepotrzebnego owijania w bawełnę.
Megatron był wściekły, tak wściekły że nawet od razu zareagować nie potrafił. Uprzedził go w tym Skywarp, który wyminął go i podszedł do Thundercrackera, nie wierząc w to co słyszy.
Jak on mógł? Jego najlepszy przyjaciel pomógł autobotom? No tak, wszystko przez tą femme! To pewnie ona namieszała mu jakoś w głowię. Wiedział, że z nią będą same kłopoty.
— Wsadź go do celi, bo przysięgam że jak ja go zaprowadzę, to zaprowadzę tam jego zwłoki... — Przecedził przez zęby Megatron i odwrócił się, nie mając najmniejszej ochoty patrzeć na jeszcze nie dawno jednego z jego najbardziej zaufanych seekerów.
Skywarp szybko chwycił go za ramie i wyprowadził siłą z sali, zanim Megatron jeszcze rozmyślił się z tą wyjątkowo łagodną decyzją. Czarny seeker wręcz rzucił nim w ścianę, sprawiając, że Thunder uderzył nieprzyjemnie plecami.
Nie zrobił tego specjalnie, ale był tak zdenerwowany, że nie potrafił zapanować nad emocjami. Jak on tak mógł? Czuł się zdradzony przez swojego najlepszego przyjaciela, który tak po prostu wziął stronę jakieś pierwszej lepszej femme.
Skywarp milczał, mając nadzieję, że Thundercracker sam raczy to jakoś wyjaśnić, no nie wie... Może zaraz okaże się, że to jakiś chory żart?
— Co? — Zapytał, nie wiedząc dlaczego mu się tak przygląda.
— Co? CO? Czemu to zrobiłeś? Ty dobrze wiesz, co Megatron ci zrobi za zdrade, na prawdę było warto? I to dlaczego? Dla KOGO, dla jakiejś femme?
— Skywarp, ty nic nie rozumiesz... — Westchnął.
— To mi wytłumacz. Po co? Bo jakoś tego nie rozumiem. — Próbował udawać twardego, ale uczucie zdrady i myśl o tym, że Thundercracker pewnie skończy parę metrów pod piachem, sprawiała, że miał ochotę na prawdę się rozpłakać i nie obchodziło go, co mógłby sobie o nim pomyśleć.
— Czy ty na prawdę nie widzisz, że to co obiecał nam Megatron, to zwykłe kłamstwa? Miałem nadzieję na pokój, na zjednoczenie i na to poczucie, że wszyscy możemy być sobie równie, a on jakby o tym wszystkim zapomniał, czy ciebie to na prawdę nie przejmuje? — Zapytał, przez co Skywarp musiał się chwilę zastanowić w ciszy. Gdy nie dostawał odpowiedzi, chwycił przyjaciela za dłoń. — Sky...
— Czemu ty zawsze musiałeś być taki porządny... — Powiedział cicho, wyrywając rękę a w jego głosie dało się usłyszeć, że ledwo się trzyma.
Trzy tygodnie później.
Drzwi od bloku więziennego otworzyły się z charakterystycznym sykiem, wpuszczając do środka czarno-fioletowego seekera, w towarzystwie dwóch vehiconów strażniczym. Mieli za zadanie eskortować zdrajcę do sali przesłuchań - inna nazwa na sale tortur - gdzie miał zająć się nim Megatron. Nie pierwszy raz z resztą.
Thundercracker siedział skulony pod ścianą, a pod nim znajdowała dość spora kałuża zaschniętego energonu. Mech ledwo dychał, teraz będąc w stanie głębokiego uśpienia, nie chcąc marnować resztek energii.
Na jego ciele widniało wiele wgnieceń, zarysowań, lakier ledwo trzymał się powierzchni metalu. Cały był ubrudzony energonem, tym świeżym i tym starym po wielokrotnych torturach i karach, jakie zgotował mu Megatron. To było jeszcze nic, największy ból poczuł dopiero, gdy jego jeszcze niedawno władca, a teraz największy koszmar, powyginał skrzydła jego powietrznego trybu.
Ale trzymał się, ledwo bo ledwo, ale jego wola walki nie pozwalała mu zgasnąć.
Dobrze wiedział, że prędzej czy później i tak się to stanie, ale nie ważne ile będzie musiał jeszcze znieść, nie ma zamiaru pokazać, że tak łatwo go złamać.
Mech rozbudził się, a jego systemy powoli uruchamiały ze stanu uśpienia, gdy usłyszał jak czyjeś kroki zbliżają się do jego celi. Zignorował wielokrotne wołanie o pomoc jego własnych podzespołów i uniósł głowę, widząc jak ktoś staje pod jego celą. Potrzebował chwili, aby optyki wyostrzyły obraz i zobaczyły tak dobrze znajomy lakier.
— Okropnie się na ciebie patrzy... — Skomentował Skywarp i rozkazał otworzyć vehiconowi cele.
Ten zrobił to posłusznie i siłą wyciągnął seekera ze środka, za co Sky skarcił go wzrokiem. Może i był dalej na niego zły, że wybrał niewłaściwą stronę, ale w głębi iskry bolał go widok cierpienia tak naprawdę jedynego przyjaciela.
Skywarp wtedy też kazał im odejść, a sam przejął ex-cona zdrajcę i podniósł go za ramię. Thundercracker ledwo utrzymał ciężar własnego ciała, ale udało mu się ustać i iść o własnych siłach.
Wyprawa do sali była niezwykle niezręczna, wypełniona ciszą. Sky nie mógł już wytrzymać i chciał jakoś zacząć rozmowę, najmniejszą wymianę zdań, byle by pogadać. Nie wiedział, ile jeszcze zdarzy mu się takich okazji, a coś mu podpowiadało, że to może być ostatnia.
— Megatron mnie awansował... — Zaczął, nie wiedząc jak inaczej to zrobić. Thundercracker jedynie prychnął w odpowiedzi. — Stwierdził, że nadaję się aby zająć miejsce Starscream'a...
— Gratulację... — Warknął cicho.
Choć szczerze miał w sobie trochę podziwu. Po tym, jak Starscream opuścił szeregi decepticonów i został okrzyknięty zdrajcą, Megatron nie dopuszczał nikogo do tego stanowiska. Ale szczerze? Cieszyło go szczęście przyjaciela, nawet jeśli sprawy miały się tak jak miały.
Trzeba widzieć pozytywy, nawet w tak opłakanych sytuacjach.
— Wiem, nie chcesz o tym słyszeć... — Westchnął smutno, domyślając się że jego gadanie może jedynie bardziej zdołował mecha.
Cisza jednak nie potrwała długo.
— Przepraszam...
— Za co- — I bam! Leży na ziemi ze złamanym nosem. Thunder pielęgnował w sobie resztki energii, aby w najmniej spodziewanym momencie zaatakować.
Umierać to mu się jeszcze nie widziało.
Nie tracąc czasu, transformował z wielkim bólem, ignorując liczne ostrzeżenia o krytycznym stanie i odleciał na najwyższych obrotach, nie czekając, aż Skywarp odpali alarm lub poleci w pogoń za uciekinierem. Obijał się lekko o ściany korytarzy, nie mogąc ustabilizować lotu przez obrażenia skrzydeł, jednak to Thundercracker. To nie byle seeker, tylko doświadczony w boju żołnierz.
Na jego szczęście grupka vehiconów wracała akurat z lądowiska, więc udało mu się trafić na moment, w którym brama będzie otwarta. Przeleciał przez nią, przyprawiając vehicony o zawał i hacząc o ziemię, wyleciał. Nikt nie spodziewał się, że ledwo żyjący więzień da radę jeszcze tak uciekać, więc pewnie zanim ktoś za nim pogoni, to będzie już dawno poza zasięgiem Nemesis.
.
Dziś.
Nad ranem femme została dosyć brutalnie zbudzona przez Jazza, gdy ten postanowił zrzucić ją z łóżka. No tak, niech najlepiej sobie kręgosłup połamie, wstrząśnienia dostanie i w ogóle co kogo to obchodzi. Wstała gwałtownie z podłogi totalnie rozbudzona i spojrzała na mecha, cicho na niego warcząc.
— Później się powściekasz, akcja jest! — Zawołał jedynie i wyskoczył z kwatery, jakby się paliło.
Yoru przekręciła lekko głowę i poleciała za nim, aby dowiedzieć się o co chodzi.
— Jaka akcja? Co się dzieje? — Zapytała, dorównując z nim kroku.
— Te predahicony wyniuchały Blastera, dostaliśmy przed chwilą wiadomość z prośbą o pomoc. — Wyjaśnił szybko i wparował do głównej sali.
Mech dopadł do kontrolki i odpalił most ziemny na pozycji, w której stacjonuje ich przyjaciel. Nie tracąc ani chwili czasu, przeszli na drugą stronę, a ich oczom ukazał się Blaster, ledwo trzymający na szczycie metalowej konstrukcji, gdy te bestie powoli wspinały się do niego. No, jedna się wspinała, druga próbowała wszystko przewrócić w pizdu i w ten sposób posłać go do piachu.
Blaster strzelał do nich od góry, ledwo trafiając w cokolwiek w co powinien, gdy wieża zaczęła się bujać na boki i z trzaskiem przechyliła. Coś na dole popękało, coś się zaiskrzyło gdy parę przewodów zostało przerwanych. Że też musiały go napaść akurat, gdy naprawiał coś na górze. Bez możliwości ucieczki, przecież jeśli się do niego wdrapie, to będzie po nim.
Bo co niby ma zrobić, skoczyć?
— Jaki plan? — Zapytał Jazz i niczym za usłyszeniem komendy, oba, predahicony jak to pięknie je nazwał, odwróciły łby w ich kierunku.
Znajdujący się wyżej osobnik zeskoczył, wprawiając ziemie w ruch, a drugi wypuścił metalową konstrukcje z pyska i postawił kilka kroków w ich kierunku.
— Czy przeżycie jest dobrym planem? — Mech pokiwał energicznie głową na tak.
Yoru transformowała w formę bestii i... No właśnie, co i? Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, para petard popędziła w kierunku podstawy wieży, eksplodując przy kontakcie i tym samym strasząc dwie bestie.
Pylon przechylił się jeszcze bardziej z głośnym trzaskiem, a cała podstawa zaczęła pękać. Blaster ledwo co utrzymał się na szczycie, gdy cała konstrukcja runęła, zatrzymując się idealnie parę metrów nad ziemią sprawiając, że nie uległa kompletnemu zniszczeniu. Tym samym bot mógł odetchnąć z wielką ulgą.
Predahicony - ta nazwa chyba już przyjmie się na stałe, brawo Jazz za kreatywność - uciekły w popłochu, wystraszone zagrożeniem, które nadeszło znikąd. Jazz podbiegł do przyjaciela pomagając mu zejść, a w tym czasie Yoru była cały czas nastawiona bojowo, gdyby okazało się, że ich tajemniczy wybawca wcale takim wybawcą nie jest.
— Co to były za cholerstwa?! — Wrzasnął nadal roztrzęsiony Blaster. Zaczął mamrotać coś dodatkowo o lęku wysokości, chyba nieźle się wystraszył.
— To jest ciekawa historia, ale mnie trochę bardziej ciekawi kto nam pomógł... — Słusznie zauważył Jazz.
Nie musieli długo czekać, żeby się dowiedzieć. Odrzutowiec wystrzelił nad nimi niczym z procy i wprawiając wszystkie drobinki w ruch, poleciał dalej. Sprawnym manewrem zawrócił i spowolnił tuż przy autobotach, zatrzymując się kompletnie tym samym zaciekawiając femme która... Poznaje ten lakier.
Yoru transformowała z powrotem do humanoidalnej formy i podeszła, a odrzutowiec transformował.
— THUNDERCRACKER?! — Zdziwiła się. — Co ty odstawiasz?!
— Ratuje was? Chyba potrzebowaliście wsparcia, ale skoro nie to przepraszam, zaraz mogę zawołać pieski Megatrona z powrotem. — Zażartował i szybko zamknął, gdy femme wyskoczyła na niego z uściskiem. Spojrzał na Blastera i Jazza, nie wiedząc jak ma zareagować.
— Ostatnio jej się tak udziela. — Wzruszył ramionami Jazz, a Thunder niepewnie poklepał ją po ramieniu, nie spodziewając się takiej chęci bliskości.
— Tylko po co nas ratowałeś, jeśli można wiedzieć? Nie jesteś przypadkiem decepticonem? — Słusznie zauważył Blaster, na co Thunder pokręcił głową, aby zaprzeczyć.
— Już od tygodnia nie. Megatron dowiedział się, że pomogłem im uciec ze statku i prawie mnie zgasił, ale udało mi się uciec. — Wyjaśnił, a Blaster spojrzał na Jazza.
— Fajnie, że jestem informowany o takich rzeczach.
— Aj no, nie przesadzaj. — Parsknął Jazz, na co Blaster zdzielił go w ramie tak mocno, że mniejszy mech aż syknął z bólu.
Yoru słysząc to, nie traciła czasu z pytaniem, które dosłownie przed chwilą wykreowało się w jej głowie.
— Przygarniemy go? — Zapytała Jazza z gwiazdkami w optykach.
Jazz poprosił o most ziemny i przy okazji przygarnął również Blastera, bo skoro cony dowiedziały się o miejscu jego stacjonowania, to pewnie nie byłoby to bezpieczne, aby został. Przyda mu się poza tym opieka medyczna, bo był trochę poobijany.
Po drugiej stronie mostu Jazz po krótce wyjaśnił wszystko Prime'owi, a Thunder opowiedział wszystko od swojej strony. Optimus nie musiał się długo zastanawiać, słysząc takie delikatne szczegóły od razu zaufał seekerowi, że ma dobre intencje. Yoru również była przy rozmowę i zapewniała, że Thundercracker jest bezpieczny.
Na samym końcu pozwolił jej przejąć mecha i oprowadzić go po bazie, a także pokazać mu jego mową kwaterę i zaprowadzić do medyka, jako taki punkt kulminacyjny wycieczki. Po wszystkich znów poprowadziła go do kwatery, domyślając się, że tyle emocji w ciągu tak krótkiego czasu mogą źle wpływać na organizm.
Nie trzeba było go długo przekonywać. Im więcej autobotów, a tym mniej decepticonów, tym lepiej dla ich sprawy. Po za tym, domyślał się, że skoro Thundercracker do tej pory był takim zaufanym żołnierzem, to na pewno ma od groma informacji, które mogą się przydać autobotom.
Tym bardziej kolejny seeker??? To jak wygrana na loterii, lotnicy im się przydadzą.
Jazz poprosił o most ziemny i przy okazji przygarnął również Blastera, bo skoro cony dowiedziały się o miejscu jego stacjonowania, to pewnie nie byłoby to bezpieczne, aby został. Przyda mu się poza tym opieka medyczna, bo był trochę poobijany.
Po drugiej stronie mostu Jazz po krótce wyjaśnił wszystko Prime'owi, a Thunder opowiedział wszystko od swojej strony. Optimus nie musiał się długo zastanawiać, słysząc takie telikatne szczegóły od razu zaufał seekerowi, że ma dobre intencje. Yoru również była przy rozmowię i zapewniała, że Thundercracker jest bezpieczny.
Na samym końcu pozwolił jej przejąć mecha i oprowadzić go po bazie, a także pokazać mu jego mową kwaterę i zaprowadzić do medyka, jako taki punkt kulminacyjny wycieczki. Po wszystkich znów poprowadziła go do kwatery, domyślając się, że tyle emocji w ciągu tak krótkiego czasu mogą źle wpływać na organizm. Wcale to nie tak, że wie to z własnego doświadczenia.
Ale tak, myśl o tym, że Thundercracker będzie teraz z nimi w bazie? Na szczęście Optimusa długo nie trzeba było przekonywać, Thunder jest bardzo charyzmatyczny, gdy się postara. No i oględziny Ratcheta dodatkowo potwierdziły słowa seekera, więc nie było cienia wątpliwości, co do jego prawdomówności.
Nie podobało się to wszystkim. Prowl widząc jak femme staje po stronie ex-cona, robił się na prawdę zazdrosny. Mimo, że Yoru nie chce mieć z nim nic wspólnego, to myśl, że ktoś może tak po prostu wskoczyć w miejsce, w którym on by mógł być.
Czy to trochę za dużo? Chyba trochę przesadza-
Nieee, na pewno nie.
Strateg powolnym kroczkiem szedł do centrum dowodzenia, na wieczorne, no, strategowanie. Moooże obrał trochę inną trasę, trochę dłuższą, ale taką, która ma większą szansę na spotkanie się z femme. Moooże tak na prawdę zrobił to wszystko specjalnie, bo po mimo tak długiego czasu jaki minął, on i tak dalej się nie poddaje?
Choć próby podbojów kończą się porażką za każdym jednym razem, bo Yoru dalej nie ma ochoty go widzieć. Ani słyszeć. Ani w ogóle nie mieć z nim nic wspólnego.
Ale nie, po co, lepiej dalej robić z siebie idiotę. To ostatnio wychodzi mu najlepiej.
Mech przechodząc obok drzwi kwatery, zerknął na nią i spowolnił. Myślał, czy nie warto zapukać i nawet zapytać, jak się czuję? Może powinien obrać metodę małych kroczków? Zacząć od początku. Tak, do jest dobry plan.
Nie, to tragiczny plan, pomyślał odsuwając się od drzwi. Westchnął wściekły na samego siebie i odszedł w swoją stronę. Powinien w końcu pogodzić się z tym, że spieprzył.
.
Nie wiem co sie odjebawszy z rozdziałem, ale wattpad mi jakoś głupio go zduplikował i musiałam sie nakombinować, żeby to naprawić, ale jakby sie okazało że nie wszystko jest git to nie zdziwcie się, jeśli rozdział po prostu zniknie.
.
Słowa: 2508
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top