Rozdział 36 • Królewska Wizyta

Od ostatnich wydarzeń minął miesiąc. Miesiąc? Wydawałoby się, że wszystko działo się wczoraj. Przez ten miesiąc było spokojnie, aż ZA spokojnie znając decepticony, których aktywność spadła do zera. Jedyne spotkania z tymi parszywcami były wtedy, gdy broniły swoich kopalni przy próbach przejęcia.

A oprócz tego? Cisza. Kompletna cisza i co najgorsze, nikt nie wiedział jaki będzie kolejny krok Megatrona.

Teraz to się nie liczyło, a przynajmniej nie na tyle, aby się nad tym zastanawiać i gdybać. Teraz liczył się ten wiatr między płytami pancerza, gdy ciężko uzbrojony w ostre kolce i gruby pancerz czworonóg biegł ile sił w nogach za swoją ofiarą. Zgrabnie przeskakiwała powalone, zasypane śniegiem kłody gołych drzew.

Była coraz bliżej terenowego pojazdu, wymijającego wszystkie przeszkody na drodze, którymi głównie okazały się zaspy zbitego śniegu. Normalnie wydeptana ładnie ścieżka, teraz był zlodowacona i wręcz śliska, czym samym manewry dla letnich opon były wręcz niemożliwe. Predacon raz przyśpieszał, a raz zwalniał przez śliski teren, zdeterminowany aby złapać uciekający w panice cel.

Jednym susem znalazła się tuż przy lewym boku pojazdu. Nie na długo, gdy przed nią wyrosło nagle drzewo i musiała je ominąć, tym samym zwalniając szybkiego biegu, aż do tempa galopu.

Było już tak blisko!

A niech te czterokołowce, zawsze trudno jest je dopaść. Gdy tylko zrobiło się większe otwarcie w osypanym, białym lesie, predacon wrócił do szybszego poruszania się. Cwałem znów dogoniła samochów i tym razem znalazła się po jego prawie stronie. Przyśpieszyła jeszcze bardziej, wrzucając ostatni bieg. Łapy ledwo nadążały w pogoni, jednak udało się wyprzedzić pojazd.

Predacon położył łeb i wsunął róg pod samochód, zahaczając go o podwozie. Szarpnęła głową do góry, tym samym wyrzucając tą uciekającą paskudę w górę, rzucając ją prosto w zaspę śniegu, gdzie się zatopiła bez możliwości wyjścia.

Samochód transformował, a właściciel trybu alternatywnego zawisnął nogami do góry, próbując wydostać się z tej zimnej i mokrej pułapki. Jaszczura podeszła i chwyciła bota za nogę, wyciągając go z zaspy i wyrzucając obok. Po chwili transformowała.

— Sorka Elita, poniosło mnie? — Chciała się upewnić, czy aby na pewno trochę za agresywnie nie podeszła do tego.

— Wyszło w porządku, w końcu to trening nie? Co prawda mogłaś sobie to ostatnie darować. Choć jasne, moja wina, nie zmieniłam opon. — Odpowiedziała i wyciągnęła w jej kierunku dłoń, aby pomogła jej wstać. Yoru szybciutko to zrobiła i Elita już za chwile stała na prostych nogach, otrzepując się z powoli roztapiającego puchu. — To co, jeszcze jedna rundka? — Zapytała, na co Yoru przytaknęła z uśmiechem.

O dziwo Elita sama wyszła z inicjatywą treningu polegającego na tym, że jedna - czyli predacon, oczywiście - goni, a druga ucieka. Taka trochę ekstremalna zabawa w berka. Różowa femme chciała się poznać z predaconką trochę bliżej, bo w końcu femme trzymają się razem! A przynajmniej byłoby miło, bo wielokrotnie widziała, jak Yoru "gryzie" się z Arcee, ale nigdy o to jeszcze nie zapytała.

Nie widziała co poszło między nimi i nie chciała się w to wtrącać. Po za tym w bazie panuje ważna zasada, aby nie wchodzić między wściekłego predacona a tego, kto śmiał go doprowadzić do tego stanu wściekłości.

Dziewczyny wróciły do zabawy w berka, jednak ta "jedna rundka" zmieniła się w kilka. No ale kto im zabroni? Decepticony siedzą gdzieś schowane i nawet nie reagują, gdy pojawi się sygnał autobota.

Niska aktywność nie oznacza jednak zerowych obowiązków, patrole odbywały się normalnie, a dzisiaj przypadł on Jazzowi i bliźniakom. Mówiąc, że Sunstreaker i Sideswipe byli wielce niezadowoleni, gdy Prowl wprosił się na ich wycieczkę, byłoby za mało powiedziane. Jazz również nie był jakoś specjalnie szczęśliwy z tego powodu, ale machnął ręką i pozwolił mu iść, nie często się to zdarza.

Spacer przez skraj lasu był długi i wyjątkowo cichy. Jedynie co, to słyszeli jak śnieg chrupie pod ich stopami i widzieli, jak topnieje od ciepła metalowych ciał. Czy to ta niezręczna aura stratega? Czy to taki cichy dzień sobie wybrali na patrol.

Jazz i jego ekstrawertyzm powoli nie wytrzymywały, za długo był cicho i się nie odzywał, ani nikt do niego nie raczył się odezwać. Mech odwrócił się do bliźniaków chcąc jakoś zagadać, jednak wtedy, tak niespodziewanie i tak soczyście dostał sporą śnieżką idealnie w twarz.

Przykleiła się z takim satysfakcjonującym plaskiem i zjechała powoli, sprawiając, że wszyscy się zatrzymali, a Sides wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Ledwo utrzymał się na prostych nogach, gdy jego kolana zaczęły uginać się z rozbawienia.

Mniejszy mech starł pozostałości śniegu dłonią i otrzepał ją z niewielkich kropelek wody. Spojrzał na czerwonego bota z naprawdę wielkim załamaniem. Nie chciał przyznać, że jego też to bawiło - no bardziej by bawiło, gdyby role odwróciły się.

— On tak czterdzieści minut czekał, aż się odwrócisz... — Westchnął załamany dziecinnością brata, Sunstreaker.

— A mam ci zrobić krzywdę? — Zapytał żartobliwie Jazz. — Bo ja chętnie.

— Wy tak zawsze? Nic dziwnego, że mamy tak niską wydajność. — Wtrącił się Prowl.

Słysząc jego pretensjonalny ton, bliźniaki zaczęły przewracać optykami. Wystarczyło, żeby się odezwał, a wszystkim udzielał się grobowy humor, tak samo jak chęci do życia po prostu ulatywały.

— Ty ostatnio też wydajnością się nie popisałeś. — Uśmiechnął się cynicznie Sides, nawiązując do tego, co stało się miesiąc temu.

Prowl jedynie przymrużył optyki i gryząc się w język, poszedł dalej nie czekając na resztę. Odszedł kilka metrów, słysząc jak boty za nim zaczynają cicho komentować, co wiadomo że go denerwowało, ale nie reagował. Szczerze? Nie chciał się już bardziej kompromitować, nie był dumny z tego, co zrobił, a wszyscy dalej wierzyli, że jest na odwrót.

Myślieli, że nie chce o tym słyszeć bo jego plan się posypał, a prawda była taka, że wstyd mu było z tego, że w ogóle wyleciał z takim planem. Są granice, których nawet on się trzyma, ale czy dalej warto? I tak już spaprał sprawę, przynajmniej raz w ciągu dnia próbuje przepraszać femme którą tak skrzywdził, dodając jeszcze do tego co zrobiły jej już decepticony.

Ale ta nie chce go ani widzieć, ani słyszeć. I słusznie zresztą.

Prowl widząc, że bliźniaki dalej szeptają sobie coś z Jazzem z tyłu, zatrzymał i odwrócił w ich kierunku. Otwierał usta aby coś powiedzieć, ale wtedy przerwał mu odgłos mrożący krew w żyłach.

Głośny, oddalony ryk rozbrzmiał gdzieś po jego lewej, gdzieś z wnętrza lasu. Ale że tak w ciągu dnia? Demony raczej wychodzą po zmroku.

Wszyscy spojrzeli się na siebie, nie wiedząc co o tym myśleć. Predacon? Nie, nie możliwe przecież. Predacony nie należące do żadnej frakcji wydzielają silny sygnał, a ich systemy nie sygnalizowały żadnego zagrożenia, a jak wiedzą, decepticony już nie mają żadnej jaszczury na pokładzie.

Yoru też to raczej być nie mogła, bo ona bawi się z Elitą i poza tym, nie jest tak wokalna jeśli chodzi o jej formę bestii. W ogóle rzadko z niej korzysta, zacznijmy od tego.

Strateg zrobił parę kroków w stronę reszty tej niewielkiej eskapady i szybko zatrzymał się, odskakując do tyłu gdy coś ogromnego wyleciało z lasu, uderzając grzbietem o ziemie i rozbryzgując śnieg i błoto, które się od niego zrobiło. Szybko odwróciło się z powrotem na cztery łapy i spojrzało gdzieś w głąb lasu, rycząc tak samo jak to, co słyszeli przed chwilą.

Było wściekłe, tylko dlaczego? I czemu na nich nie reagowało? Było zajęte czymś innym, czymś znacznie bardziej dla niej opłacalne, niż grupka małych botów. Po może minucie przyglądania się głębi lasu, wyleciał z niego drugi, trochę mniejszy osobnik tego... Dziwnego gatunku. Uderzył w tego większego, posyłając go do piachu, ale tylko na trochę.

Obaj wstali i odskoczyli, stając na dwóch nogach w pozycji humanoidalnej, gdy z lasu wyskoczyło coś jeszcze... Tego jegomościa akurat dobrze znali. Szaro-czerwony lakier z błyszczącymi, złotymi elementami i charakterystyczne, czerwone, pióro podobne płyty pancerza biegnące wzdłuż grzbietu przeplatające wraz z krótkimi, grubymi kolcami, kończyły się niewielkim "pióropuszem" na końcu ogona.

Dinobot, jeden z największych i najbardziej zabójczy z całego swojego gatunku ganiał teraz nie wiadomo co. Dinobot zaryczał tak głośno, że zgromadzeni musieli zakryć audio receptory aby sobie ich nie uszkodzić. Następnie nastąpił już tylko pisk, bo częstotliwość ryku była tak wysoka.

Stał w bezruchu obserwując ich, czekając aż wykonają ruch, aby móc zaatakować. Mniejszy z nich w końcu ryknął piskliwie i stając na wszystkich kończynach, wyskoczył tuż w stronę dinobota. Chwycił się ostrymi, trójpalczastymi łapami boku mechanicznego dinozaura, robiąc niej trzy, głębokie rany przed tym, jak został złapany za nogę i brutalnie wyrzucony.

Dinobot zrobił pare kroków, podczas których ziemia zatrzęsła się i przygniótł go potężną łapą, a nim zdążył się obejrzeć, z wnętrza gardła wydobył się syk, a następnie oślepiające światło. Płomień uderzył w to coś, paląc i topiąc go żywcem aż przeraźliwe piski nie ustały, a szarpiące się ciało po prostu nie przestało ruszać. Wtedy dopiero przestał i spojrzał na swoje dzieło przez krótką chwilę i chwycił je w zęby. Powolnymi ruchami sprawił, że kupa złomu zjechała w głąb przełyku, aż do żołądka. Odzyskanie choć niewielkiej ilości energonu po wyczerpującym polowaniu jest zawsze dobre.

W tym czasie drugi stwór wyczuwając swoją przegraną pozycję po prostu odwrócił się i na czterech łapach pognał ile sił w nogach, uciekając jak najdalej od zajętego dinobota.

Gdy skończył swoją ucztę, spojrzał na autoboty dopiero je zauważając. Był tak pochłonięty walką, że nawet nie zauważył, że ma widownie. Zbliżył do nich masywny łeb i powąchał, aby upewnić się że to aby na pewno przyjaciele. Wydech tak dużego stworzenia sprawił, że Jazz dosłownie walczył o życie żeby nie odlecieć.

Prowl podszedł do nich, tym samym sprawiając, że dinobot zdenerwował się. Gwałtownie odwrócił całe swoje ciało w jego kierunku i ryknął krótko, strasząc tym samym autobota.

— Spokojnie, Grimlock! To tylko Prowl, pamiętasz Prowla nie? Też autobot! — Wskoczył między nich Jazz, sprawiając, że dinobot zatrzymał się i wydał z siebie coś w rodzaju warczenia.

Zwierzęta Prowla nie lubią, trzeba to sobie gdzieś zapisać dla pamięci. A może wyczuwają czegoś, czego w nim nie lubią.

Dinobot przetransformował, ukazując swoją humanoidalną formę i spojrzał na niskiego bota, mrużąc optyki pod złotym wizjerem. Chwycił się nagle za bok, czując jak adrenalina z niego schodzi, a co za tym idzie, ból uderza niczym rozpędzony pociąg.

— Grim, co to było? — Podszedł Sideswipe, chcąc dowiedzieć się od dinobota czegoś więcej i przy okazji to przeżyć. Zwierzęce instynkty potrafią czasem uderzyć w tego dinobota znienacka, a wtedy nie warto być blisko.

— Nieprzyjaciel... — Odpowiedział krótko. A co ma mu powiedzieć? On nie ma zielonego pojęcia z czym walczy! Wiedział tylko tyle, że  cuchnie predaconem i decepticonem jednocześnie, dlatego tak bardzo chciał pozbawić ich iskier.

Autoboty chwile myślały. Dosłownie chwile, bo plan dalszego działania nie był ciężki do wymyślenia.

— Grimlock, co powiesz na to, że pójdziesz z nami do bazy, Ratchet cię opatrzy, First Aid wygłaska, a w tym czasie opowiesz co się stało? — Zaproponował Jazz, a dinobot zgodził niechętnie. Nie chciał przebywać w pobliżu autobotów, wolał swoje własne towarzystwo, ale te rany które dzisiaj mu zadano były niepokojąco poważne. A na pewno poważniejsze, niż obrażenia których normalnie doznaje.

Procedura była ta sama, wezwanie mostu i powiadomienie o ukończeniu misji, a także przygotowanie Optimusa na przybycie dinobota. Most ziemny otworzył się na głównym placu, gdyż Grim był stanowczo za duży dla ich bazy, a tam czekał już Optimus wraz z Ratchetem u boku.

Dinobot usadowił się na metalowych skrzyniach, które popękały pod ciężarem jego ciała, ale dzielnie się trzymały w jednym kawałku. Ratchet zaczął opatrywać głębokie rany dinobota, a w tym czasie Prime wypytał, a Jazz towarzyszył. Po paru minutach przyszedł jeszcze First Aid z porcją - OGROMNĄ - energonu.

— Więc mówisz, że zaatakował cie niewiadomego pochodzenia... No właśnie, co? — Zaciekawił się Jazz, zerkając na Optimusa, czekając co on ma do powiedzenia na ten temat. — I to tak po prostu?

— Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją... — Skomentował. Szczerze mówiąc był zaskoczony tym, czego się dowiaduje.

— Ale jeśli mam być całkowicie szczery, to jak to widzieliśmy na własne optyki, to trochę przypominały vehicony ale takie... Wykokszone. Taka wersja 2.0, trochę powalona bo z kolcami i rog-...

Iiii w tym dokładnie momencie, Prime i Jazz spojrzeli się. Niczym za dotknięciem magicznej różdżki, zajarzyli co takiego grasuje im po terenie.

.

W tym czasie Elita i Yoru wracały do bazy po męczącej serii treningów. Ze względu na porę roku, zaczynało się robić już na prawdę ciemno i po jakimś czasie, femme musiały wracać po ciemku. Ale przeszkadzało im to? Ani trochę!

Trochę porozmawiały, omawiały to co poszło dobrze, a to co mogło pójść lepiej, choć pod koniec, Yoru gonitwa szła już na prawdę dobrze. Parę razy dała radę pochwycić Elite już w pierwszych kilku minutach, z czego później cieszyła się, jakby  zrobiła nie wiadomo co. No ale niech się cieszy, niech ma.

Zatrzymały się nagle, gdy Yoru odskoczyła słysząc w lesie coś, czego Elita nie była w stanie usłyszeć. Różowa femme spojrzała na nią.

— Yoru, co jest? — Zapytała, a predaconka nie odpowiedziała od razu.

— Nie, nic... Wydawało mi się, że coś słyszę...

— Weź tak nawet nie mów, bo bać się zacznę. — Parsknęła, chcąc załagodzić sytuację. Widziała, że Yoru się czymś zestresowała, tym bardziej, że te dwa radary na jej łbie nie są po nic. Predacon słyszy więcej. — W ogóle jak tam Prowl? — Zapytała trochę wrednawo, po dłuższej chwili milczenia.

— He? Po co o niego pytasz? — Odwróciła się gwałtownie i momentalnie zamarła, widząc cień, rzucany przez coś na prawdę wielkiego.

Złowrogie, czerwone V spoglądało w kierunku predaconki, omijając wzrokiem Elite. Drążyło w niej głęboką dziurę.

Z początku pomyślała, że to może jakiś zbłąkany vehicon znudził się siedzeniem na Nemesis, jednak vehicony nie są AŻ TAK DUŻE. Kto to, bądź co to jest?

Gdy zauważyło, że femme się mu przygląda, odszedł na czterech łapach w głąb lasu, a co straszniejsze, zrobił to bezszelestnie. Żadnego odgłosu z siebie nie wydał, po prostu zaczłapał omijając gałązki, krzaki i inne przedmioty, które mógłby być głośne.

Elita odwróciła się, aby zobaczyć na co tak Yoru patrzy, ale niczego nie zauważyła. Spojrzała na nią znowu.

— Zaczynasz mnie przerażać.

— Po prostu wracajmy do bazy. — Powiedziała szybko i zaczęła iść, wymijając femme.

— No przecież to robimy?

— To róbmy szybciej. — Warknęła jakby wystraszona i chciała odwrócić się do Elity, jednak w tym właśnie momencie, coś wyskoczyło na nią z lasu.

Bezgłośnie wyskoczyło z pazurami i jedyną reakcją femme, była transformacja. Pognali turlając się w dół górki niczym dwa walczące koty, warcząc nawzajem. Uderzając w twardą ziemię, rozłączyli się od siebie, padając w dwóch różnych miejscach.

Predaconka wstała natychmiast na dalej chwiejnych nogach i otrzepała się z nadmiaru śniegu. Napastnik w tym czasie również wstał, podpierając się na wszystkich czterech łapach, kręcąc łbem. Gdy się otrząsnął spojrzał w kierunku stojącego predacona i zawarczał gardłowo. Stanął na tylnych kończynach i otworzył paszcze, rozwierając ją szeroko, a dolna szczęka podzieliła idealnie na środku, sprawiając, że długi jęzor zwisał przez nią. Z gardła wybrzmiał ryk, przeraźliwy i piskliwy, tak jakby kogoś obdzierano ze skóry.

Pokryty kolcami grzbiet i kark nastroszył się, ukazując ostre płaty w całej swej chwale. Próbował pokazać, że jest większy i groźniejszy i właściwie, to miał z tym rację. Był spory, może nie tak duży jak predacon stojący przed nim, ale na pewno miał znacznie silniejsze instynkty zabijania.

Ruszyło na predaconkę, a ta nie tracąc czasu wystrzeliła w to coś wyładowaniem elektrycznym prosto z pyska. Napięcie rzędu miliona woltów uderzyło go prosto w klatkę piersiową, odrzucając w pobliskie drzewa.

Ciężkie cielsko zmiotło roślinność z powierzchni ziemi, zatrzymując się dopiero kilkanaście metrów dalej, gdy spadło jeszcze niżej z górki. Yoru warknęła i postawiła kilka kroków, aby upewnić się czy aby na pewno zabiła to coś. Pff, no przecież że zabiła! Nikt nie przeżyłby takiego uderzenia, a nawet jeśli, to pewnie nie byłby w stanie już nigdy się poruszyć. Stałby się warzywem.

Ale nie, podchodząc bliżej krawędzi terenu, który schodzi w dół, zobaczyła jak trójpalczasta łapa chwyta się ziemi, wbijając w nią swoje ostre szpony. A następnie druga, zrobiła dokładnie to samo i za chwile znalazł się na górze, zupełnie jakby nic się nie stało. Jedynie jego matowy, fioletowy lakier stał się lekko osmolony, ale po za tym? Nic, kompletnie nic.

Cofnęła się parę kroków, przecież jak to możliwe? Stanęła w bezruchu, gdy przeciwnik podchodził bliżej i bliżej, aż w końcu stał tuż przed nią. Dzieliła ich może odległość metra, gdy schylił łeb i patrząc jej prosto w optyki, zawarczał. Płaty na pysku poruszyły się w nieprzyjemnym grymasie, a następnie wszystko ucichło. Zrobiło się tak cicho, a zimowy, ciemny krajobraz nie pomagał w utrzymaniu choć trochę mniej mrocznego klimatu.

Jednak Yoru jeszcze żyje, czyżby to coś ją tylko sprawdzało? Cofnęło się i stanęło na wszystkich nogach, gdy miało ku temu odpowiednią ilość miejsca, a następnie po prostu odwróciło i poszło. Dopiero wtedy mogła odetchnąć z ulgą, że jeszcze żyje.

Ledwo, oj ledwo. Wszystko ją bolało po tym, jak się tak sturlali i w dodatku musiała upaść na łapę tak niefortunnie, że najpewniej ją skręciła. Ledwo stawiała ją na ziemi.

Odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała jak coś zjeżdża z pagórka z którego spadli, ale widząc, że to tylko Elita, odetchnęła z niemałą ulgą.

— Co to było? — Zapytała zdziwiona tym spotkaniem, z no właśnie, czym? Po chwili zauważyła łapę, którą trzymała w górze. — Wezwę most ziemny.

Chwile trwała w bezruchu z dłonią przy głowie, chcąc skontaktować się z bazą i poprosić o transport, ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Spróbowała jeszcze raz, ale skończyło się to tak samo. Przeklęła coś pod nosem i chciała coś powiedzieć, jednak Yoru przerwała jej trąceniem nosem. Predacon ruszył, domyślając się że nie ma z nikim kontaktu i że stanie tu jak para kołków w niczym nie pomoże. Co prawda ryzykuje tym, że to coś mogłoby pójść ich śladami, ale czy tak czy siak, zostanie tutaj nie jest najlepszym wyjściem.

Minęło sporo czasu, zanim udało im się wrócić do bazy, ale najważniejsze że zrobiły to w jednym kawałku. Nie wydawało się też, że coś za nimi szło więc chyba mogły odetchnąć z ulgą.

Elita widząc, że na głównym placu się coś dzieje, poszła jako pierwsza i nie musiała nawet prosić o otwarcie bramy, bo ta była już otwarta. Pierwszym kto rzucił jej się w optyki, był Prime, dlatego to właśnie do niego poszła pierwszego.

— Co się dzieje, czemu nie ma z wami kontaktu? — Wyskoczyła z pretensją i nim zdążyła powiedzieć coś więcej, zauważyła leżącego na ziemi dinobota w swojej dinozaurzej formie.

Przy jednym boku stał Ratchet, opatrując głębokie rany, a po drugiej stronie, tuż przy wielkim pysku stał sobie zadowolony First Aid, głaszczą go kojąco po nosie. Elita spojrzała się na Prime'a, oczekując jakichś wyjaśnień.

— Wybacz, wszyscy byliśmy trochę tutaj zajęci. Dzisiejszy patrol znalazł Grimlocka gdy walczył z czymś, czego pochodzenia nie znamy. — Wyjaśnił.

— Takie duże fioletowe, pełno kolców i przyłbica jak u vehicona? Ta, z Yoru właśnie wracamy po spotkaniu z tym i jej też przyda się medyk. — Dopowiedziała, a Optimus popatrzył na nią zdziwiony. No to świetnie, nie dość, że jest ich nie wiadomo ile, to w dodatku są wyjątkowo odważne, skoro zaatakowały i dinobota, i predacona.

Prime zawołał First Aida, aby pomógł kulejącemu predaconowi. Gdy tylko jego przyjemna dłoń opuściła masywny pysk dinobota, Grimlock uniusł głowę i... zobaczył predacona, który również na początku go nie zauważył.

Dinobot podniusł się gwałtownie, wywracając medyka do tyłu i ruszył wściekle na predaconke, która nie spodziewając się nagłej agresji z początku nie wiedziała, jak ma zareagować. Była już wystarczająco obolała, nie musiała dodatkowo oberwać od dinobota, który był dość duży i najpewniej nie należał, do najlżejszych.

Optimus Prime nie myśląc wiele, wskoczył między te dwójkę, chcąc zatrzymać rozlew krwi, nim jeszcze się zaczął. Dinobot zahamował gwałtownie. Gdy odgłosy ciężkich kroków ucichły, można było usłyszeć wydobywający się od strony predacona wściekły warkot.

No tak, smok nie lubi dinozaura, dinozaur nie lubi smoka, kto by się spodziewał? Nikt, ale gdy już do takiej sytuacji doszło, to nagle wszystko stało się jasne.

Grimlock transformował i nadal wściekły spojrzał na predaconkę, która nie poruszyła się nawet o milimetr, jedynie wydając z siebie ciągły, nieprzerwany warkot. Dinobot splunął w jej kierunku.

— Tylko utwierdzam się w przekonaniu, że autoboty nie są warte żadnego zachodu, skoro trzymacie tu predacona. — Zawarczał.

Yoru przestała warczeć i transformowała, ledwo utrzymując się na nogach.

— Odezwał się dinobot. — Prychnęła z pogardą do gatunku Grimlocka.

Dinobot cofnął się nie chcąc nawet przebywać w pobliżu tej uskrzydlonej jaszczurki i transformował z powrotem do dinozaurzej formy, pozwalając Ratchetowi dokończyć łatanie boku. W tym czasie First Aid podszedł do Yoru, gdy upewnił się że nie wpadnie w środek jakichś porachunków międzygatunkowych. Nie chciałby stać się papką na asfalcie, gdy wpadnie pod czyjąś łape.

Pomógł jej przekuleć do pobliskich skrzyń i stanął po jednej stronie tak, aby zakryć widok na drugiego agresora. W międzyczasie starał się jakoś pocieszyć femme i sprawić, aby myślami powędrowała gdzieś indziej niż ból, czy - według niej - nieproszony gość.

Po paru ładnych minutach, albo raczej po parudziesięciu, z bazy wyłonił się niewielki, biały mech. Jazz widząc, że Yoru wróciła i że jest przy niej medyk, domyślił się, że coś poszło nie tak, podczas jej treningu z Elitą. Stanął obok, a First Aid odsunął się z drogi, kończąc opatrywać jej rany.

— Nie gadaj, że to samo co zaatakowało Grimlocka, zaatakowało i ciebie? —Zapytał, domyślając się powodu. Yoru kiwnęła głową potwierdzająco. — Myślisz, że to może być to coś z planu Megatrona? No wiesz, z tych plików, które Blaster pomagał nam rozszyfrować?

— Nie myślę, ja to wiem. To na stówe to coś. To wyglądało jak, no nie wiem sama, jakaś wyjątkowo powalona hybryda. — Odpowiedziała ściszonym głosem. — W ogóle jak długo tu będzie? — Zapytała zerkając na dinobota, a Jazz w odpowiedzi wzruszył ramionami.

Yoru warknęła coś pod nosem widząc reakcje na jej pytanie. No świetnie, będzie musiała się użerać teraz z dinobotem. Oby poszedł sobie jak najszybciej...

.

Słowa: 3518

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top