Rozdział 34 • Próba Ratunku
Jazz jako pierwszy przeskoczył przez rozświetlony most ziemny, z wyciągniętą bronią i celując jak totalny debil po kątach, gdy już znalazł się po drugiej stronie. Prowl niepewnie przeszedł na drugą stronę tuż po nim, nie wiedząc co może spotkać go po drugiej stronie. Nie udało mu się dowiedzieć o co chodzi ze wsparciem i gdzie prowadzi most ziemny, ani nawet z kim się kontaktuje.
Musiał dopiero sam się dowiedzieć, gdy po drugiej stronie zobaczył ciemne pomieszczenie. W mgnieniu oka chwycił za pistolet, znajdujący się przy pasie jednak upuścił go, w momencie gdy próbował wycelować. Udawał, że nic się nie stało, ale no niestety, nie uda mu się tego ukryć.
Jazz spojrzał na niego z załamaniem wymalowanym na twarzy i postanowił to zignorować.
— wyluzuj, nic ci nie będzie. Soundwave nic nam nie zrobi, kręcimy ze sobą. — Przewrócił optykami i spojrzał na tego, kto tak wystraszył stratega samym istnieniem, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech.
Prowl schylił się po swojego gnata, ale wzrokiem nawet na chwile nie opuszczał Soundwave'a. Decepticon słysząc komentarz bota, zmarszczył brwi pod maską zniesmaczony takimi głupotami jaki wygadywał.
— Nie kręcimy ze sobą...
— No dobra, nie kręcimy ze sobą... — Poprawił się, a uśmiech zniknął, ale tylko na małą chwilę. — Ale jak coś to dzwoń. — Rzucił, układając dłoń w telefon.
— Nie zamierzam. — Prychnął, odwracając się i chciał wrócić do poprzednich zajęć, jednak Jazz wolał sprawdzić swoje szczęście
— Dobra dobra, jeszcze zadzwonisz. — Zaśmiał się i nim zdążył powiedzieć coś więcej, Prowl postanowił przerwać te niedorzeczne próby flirtu, czy nie wiadomo co to było.
— Jazz, możesz przestać z nim gadać, tylko wyjaśnisz mi o co tutaj chodzi?
— A, no tak. Soundwave, nie macie tutaj przypadkiem naszej jaszczury? — Zapytał, tym samym sprawiając, że Sound zareagował nieznacznym wzdrygnięciem.
— Ściśle tajne. — Odpowiedział, nie wysilając się na nic więcej.
— Czyli macie.
Po tym jak Jazz dopowiedział sobie sam, wskazał strategowi, aby ostrożnie wyszli na korytarz, żeby znaleźć miejsce w którym trzymają femme.
A o Yoru mowa. Siedziała speszona w zatoce medycznej, gdy Knockout opatrywał poważnie zranioną optykę Barricade'a. Dopiero po tym, jak wszelka adrenalina i emocje z niego zeszły, zaczął odczuwać ogromny ból, przez który medyk musiał podać mu tonę leków przeciwbólowych. Dopiero po nich przestał wszystkich przeklinać i wyzywać od najgorszych.
W tym czasie, trochę dalej w kącie, Megatron i Shockwave naradzali się co z tym faktem zrobić. Barricade wielokrotnie proponował, aby pozbyć się tego jej ogona, co naukowiec zrobiłby bardzo chętnie - cały końcowy segment ogona predacona mógłby nadać się wręcz idealnie do badań. Knockout natomiast był bardzo przeciwny takiemu okaleczaniu femme, bo mogłoby się to na nich źle odbić, co, o dziwo, ich władca poparł.
Ostatecznie ogon został na swoim miejscu bez większego przemyślenia tej sytuacji. Megatron domyślał się, że to Cade mógł w jakiś sposób sprowokować ją do takiej reakcji, dlatego nie chciał wyciągać z tego żadnych konsekwencji.
Po tych ustaleniach, Shockwave podszedł do femme i nie mówiąc za wiele, pobrał próbkę energonu predaconki, która posłuży do dalszych badań. Yoru nie reagowała na igłę, ani na pobranie energonu, ani nawet na to, że Shockwave wyjątkowo nią szarpie, cyklop niewyżyty.
Po wszystkim Megatron zaprosił ją do "przyjaznego" spacerku, aby porozmawiać. Był wyjątkowo łagodny, ale jak się zdążyła już domyśleć, było to jedynie tymczasowe.
W trakcie tej przechadzki było bardzo...niezręcznie. Na początku nikt nawet się nie odezwał, a femme jedynie wsłuchiwała się w jego ciężkie kroki. Robiło się coraz bardziej niepokojąco, aż w końcu Yoru nie postanowiła zabrać głosu.
— Co zamierzasz zrobić? — Zapytała, a Megatron spojrzał na nią trochę zaskoczony.
— Jeszcze zdążysz się przekonać. — Odpowiedział krótko, nie chcąc zdradzać za wiele szczegółów, czym jedynie zirytował femme.
— Tak coś czułam, że nie będziesz chciał nic powiedzieć. Dobrze, że sama zdążyłam się już dowiedzieć. — Rzuciła z ledwo widocznym uśmiechem, bo dobrze wiedziała że zaniepokoi tym Megatrona. — Widziałam te zaszyfrowane pliki, daliśmy radę je odszyfrować.
— Doprawdy? — Zatrzymał się, poświęcając całą swoją uwagę na femme.
Yoru zrobiła to samo i zatrzymała się obok. Chciała coś powiedzieć, najpewniej rzucić jakimś uszczypliwym komentarzem, jednak wtedy coś jej przerwało, a raczej ktoś. Niewielkie kroki zwróciły ich uwagę, a gdy odwrócili się aby spojrzeć w kierunku tych kroków, oboje nieźle się zdziwili widząc dwójkę autobotów.
Prowl i Jazz nie byli za szczególnie dyskretni z tym, że przemierzają korytarze statku wroga i dosyć szybko dali się złapać. Uszy femme powędrowały do góry widząc ich, szczerze była szczęśliwa widząc kogoś ze swojej drużyny, co nie zmienia faktu, że była równie zaskoczona.
Że też musieli się na nią natknąć akurat, gdy Megatron też tu jest. Skoro o Lordzie mowa, jasne, był zdziwiony widokiem nieproszonych gości na swoim terenie, ale nie przejął się nimi za specjalnie. Spojrzał w kierunku femme z bezemocjonalnym wyrazem twarzy.
— Wiesz co masz robić, inaczej pożegnaj się z głową. — Rzucił na odchodne i udał się w przeciwnym kierunku, a gdy znalazł się wystarczająco daleko, skontaktował z kimś przez swój komunikator. — Skywarp, zajmij się nieproszonymi gośćmi.
Seeker potwierdził przez komunikator przekaz i nie tracąc czasu, przerwał swoje dotychczasowe zajęcia i udał się w miejsce, z którego skontaktował się z nim Megatron.
Oczywiście, że jej ani trochę nie ufa i domyśla się, że nie będzie próbowała nawet zaatakować swoich pożal się Boże przyjaciół, więc wysłanie do tego kogoś bardziej kompetentnego jest najlepszym wyjściem.
W tym czasie Yoru odczekała, aż Megatron odejdzie i zniknie za rogiem korytarza, a wtedy podeszła przeszczęśliwa do dwójki mechów. Nie myśląc za dużo, praktycznie rzuciła się do Jazza i przytuliła tak mocno, że autentycznie usłyszała jak coś mu chrupie. Jazz chętnie odwzajemnił taką formę przywitania, klepiąc ją po plecach.
Ogon predaconki zaczął latać w tą i z powrotem, sygnalizując jej zadowolenie. Cieszyła się, zupełnie jakby minęły lata, a nie może z pół dnia odkąd ich widziała.
— Co tu robicie, idioci? — Zapytała, na co Jazz zaśmiał się.
— Wakacje, a co? No wiadomo, że skoro nie mieliśmy między sobą sygnału to przez to, że coś go zakłóca. — Uśmiechnął się dumnie.
— Nawet nie pytam jak się tutaj dostaliście, ale musze przyznać, kocham tą twoją intuicje, Jazz. Tyle że nie musieliście się pokazywać tak Megatronowi. — Walnęła go w ramie delikatnie.
— To akurat nie było specjalnie, choć faktycznie, kiepsko wyszło...
— Lepiej chodźmy, porozmawiacie sobie jak będziemy w bazie. — Przerwał im Prowl tą cudowną scenkę pojednania. — Tym bardziej, że nie wierzę, że Megatron od tak o pozwala nam tutaj być.
Femme cicho na niego zawarczała, z jego widoku akurat się nie cieszy. Mógłby sobie zostać w bazie, choć dziwi ją, że z niej wyszedł i tak ryzykuje swoim jakże wspaniałym życiem. Z tym drugim jednak ma dużo racji, jeśli ona ich nie zabije, tak jak sobie tego zażyczył, to wyśle do tego kogoś innego.
Bo jakoś jej się nie chce wierzyć, że po takim trudzie jaki włożył w schwytanie jej, teraz sobie tak o po prostu jej pozbędzie. To byłoby znacznie za szybko.
— Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, jestem trochę niedysponowana, jeśli chodzi o wyjście ze statku. — Prychnęła z bezczelnością. Wtedy też obaj zauważyli znajdującą się na jej szyi obrożę.
— Niech zgadnę, nic przyjemnego? — Rzucił Jazz, podchodząc bliżej aby przyjrzeć się tej ozdobie. Yoru kiwnęła głową na potwierdzenie, a mech zaczął cicho dumać, zastanawiając się, jak wyjść z tej sytuacji.
— Bomba. Megatron ma kontrolkę do niej, więc jak tylko spróbuje zrobić coś, co mu się nie spodoba, to odpali ładunek. — Wyjaśniła, na co Jazz raczej nie był za bardzo zadowolony, tym bardziej Prowl, choć on tego aż tak nie pokazywał, co chyba jeszcze bardziej ją tylko denerwowało. — Mówię to z bólem iskry, ale powinniście iść. Ja sobie jakoś poradzę, ale słyszałam jak Megatron wzywa Skywarpa, a jak on was dopadnie, to nie będzie za fajnie.
— Nie ma mowy, nie idziemy bez ciebie. — Wtrącił w końcu strateg, na co Yoru jedynie zawarczała głośniej, pokazując, że jego zdanie mało ją obchodzi.
— Teraz ci się zebrało na bycie porządnym? Trzeba było myśleć o tym szybciej, teraz to se możesz chcieć.
— Starczy, za nim skoczycie sobie do gardeł i się rozszarpiecie, choć to raczej tyczy się tylko jednej strony. — Stwierdził, rzucając jej wymowne spojrzenie, na co przewróciła optykami. — Co prawda wykorzystałem swoją karte przetargową jak się tu dostać, ale Yoru ma racje. Teraz wiemy jak wygląda sytuacja, powinniśmy się na razie wycofać.
— Chyba sobie żartujesz?! — Wściekł się Prowl, słysząc jego słowa. Taki niby z niego strateg, ale teraz to procesorem ciężko mu ruszyć.
Yoru zaczęła zastanawiać się, czy on to robi teraz na pokaz, czy może faktycznie tak mu zależy? Nie, nie, przecież to nie możliwe, chociaż? Ugh, na razie i tak musi pomyśleć o tym, jak tu przeżyć i pomóc tej dwójce nie stracić życia. Znaczy, no miło że tak się troszczą i wskoczyli w paszcze lwa, żeby jej pomóc, ale zrobili to w bardzo głupi sposób.
Jazz z Prowlem mieli już się wycofać, gdy wystrzał, który nie miał nikogo trafić, a raczej wystraszyć, trafił tuż pod ich nogi. Gdy spojrzeli w tamtym kierunku, uśmiechnięta morda Skywarpa przywitała ich ciepło, tak samo jak jego rozgrzana lufa. Szybko tu przylazł, lizus walony, chce się podlizywać Megatronowi, jebaniec-
Yoru opuściła uszy widząc go i to jaki bezczelny uśmiech tu posyła. Jazz chciał zareagować i wyciągnąć broń, żeby mu się odwdzięczyć tym samym, jednak Yoru chwycił go za nadgarstek i przerwała. Wiedziała, że byłaby to walka jeden na jeden, bo Prowl nie wychodzi tyle na misje, aby zapewne wiedzieć jak się zachować w tej sytuacji.
Czasem lepiej odpuścić, niż niepotrzebnie ryzykować. Tutaj Skywarp ma przewagę, to teren decepticonów. Autoboty odpuściły, czym jedynie jeszcze bardziej zadowoliły seekera. Misja wykonana bez problemów, bez zbędnej strzelaniny tym bardziej, że to właśnie Yoru musiała pomóc mu zaprowadzić ich dwój nowych więźniów do cel, gdzie zajmie się nimi już Megatron, jak zdążyła się już domyśleć.
Gdyby tego nie zrobiła, to pewnie by naskarżył, lub pewnie sam próbowałby ją jakoś ukarać. Teraz czuje się pewnie, jak z resztą nie tylko on, gdy predaconka ma na szyi obroże z ładunkiem wybuchowym wbudowanym w nią.
Jeśli to przeżyje, to jeszcze zdąży się im wszystkim odpłacić za to, że ją tak lekceważą i traktują jak zwykłe zwierzątko.
.
Yoru smutno zaprowadziła oba mechy do swoich cel wraz z czarno-fioletowym seekerem, a na miejscu zostali przejęci przez vehicony, które miały tam swoją warte strażniczą. Chwile jeszcze tam postała, gdy Skywarp odszedł, aby zapewne pochwalić się Megatronowi. Nikt jednak z trójki autobotów nie raczył odezwać się nawet najmniejszym, najkrótszym słówkiem. Zupełnie jakby teraz wszyscy byli czymś speszeni.
Nie tak to wszystko miało wyglądać...
Femme chciała dotrzymać im towarzystwa jak najdłużej tylko mogła, nie zważając na to, jakie spojrzenia rzucają im strażnicy. Długo tak nie postała, bo wtedy do bloku więziennego wszedł Thundercracker. Jak zwykle, pojawia się w najmniej spodziewanych momentach.
Seeker podszedł do niej i położył dłoń na plecach, ku - o dziwo - niezadowoleniu Prowla. Czyżby był zazdrosny? Mimo, że nie są razem ani nic? Nieee, nie możliwe, przecież mu na niej nie zależy. Choć w tym optykach widnieje teraz zazdrość... Yoru odrzuciła tą myśl na dalszy plan i zwróciła się w kierunku wysokiego mecha. On za to był skierowany w stronę dwójki botów.
— Trochę nieprzemyślany był ten wasz plan. — Skomentował.
— No, w sumie tutaj nie było planu. Ani przemyśleń. — Stwierdził w odpowiedzi Jazz, a w jego głosie nie dało się usłyszeć ani grama złości. Jego ton był raczej przyjaźnie nastawiony do decepticona, mimo obecnej sytuacji. — Ani żadnych innych procesów mózgowych. — Dodał jeszcze.
— Jazz, przestań próbować z wszystkimi robić sobie przyjaciół. — Skarcił go Prowl, a Jazz nawet nie myślał o tym, żeby choć trochę łagodnie mu odpowiedzieć.
— A ty może w końcu wyjmij kija z dupy? Wkurzać mnie serio zaczynasz, Prowl. — Odpowiedział, nie wysilając się na żadne miłe słowa, tylko wprost powiedział to, co sobie teraz pomyślał. Nie ma mowy, że teraz będzie się hamować i tym bardziej do niego. — Tobie się w końcu przydałoby, żebyś zaczął robić sobie przyjaciół, bo jak na razie to tracisz tych, których jakimś cudem chcieli nimi być. Najlepiej to się tam zamknij i siedź cicho.
Yoru mimo tego, że dalej była zła na Prowla, to po prostu nie mogła patrzeć na to, jak się kłócą. Westchnęła cicho i spojrzała po kolei na obu.
— Przestańcie, na prawdę. Nikomu to nie pomoże. — Odpowiedziała, a jej ton znacznie złagodniał.
Obaj odeszli z dala od kraty swoich cel i udali się w oba różne kierunki, jak takie obrażone dzieci. Że też musieli się wszyscy teraz na siebie naobraać, a to TYM BARDZIEJ nikomu nie pomoże. No trzymajcie ją...
Widząc tą niezręczną scenę, seeker postanowił zareagować i delikatnie pociągnął femme, żeby z nim gdzieś poszła. Pewnie sam domyślił się, że zabranie jej z tej sytuacji będzie najlepszym wyjściem.
Yoru odwróciła się i bez słowa pożegnania udała wraz z seekerem. Oboje wyszli z bloku więziennego i teraz szli spokojnym krokiem przez korytarz.
— Trzymasz się? — Zapytał z troski. Femme z początku nie odpowiedziała, potrzebowała krótkiej chwili, aż w końcu westchnęła.
— Ta. Trzymam się. — Westchnęła. — Po prostu... Mam już dzisiaj wszystkiego dość.
— Chodź, odpoczniesz. — Uśmiechnął się słabo, sprawiając tym samym, że Yoru również się uśmiechnęła, a jej humor znacznie poprawił.
.
Słowa: 2144
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top