Rozdział 31 • Arachnofobia
Nie polecam tego rozdziału osobom z arachnofobią
Tw: Dokładne opisy pająka.
.
Ciemność.
Wszechobecna ciemność zapanowała tak niespodziewanie, że nie pozwoliła na chwilę reakcji. Prowl powoli otworzył optyki, nie wiedząc co się stało i gdzie jest. Potrzebował dłuższej chwili, aby przypomnieć sobie co takiego się wydarzyło i pierwszą jego myślą było to, jakim idiotą jest.
Dopiero drugą myślą o dziwo było, dlaczego jest związany i wisi do góry nogami, ale to jest trochę mniej istotne. Teraz liczyło się to, żeby znaleźć Yoru i z nią-
Chwila moment, czemu on wisi do góry nogami? I czemu jest związany. Mech otrząsnął się z chwilowego szoku i próbował poruszyć, jednak ciasno związane wokół jego ciała sznury uniemożliwiały mu to całkiem skutecznie. Rozejrzał się po sobie i wtedy zobaczył, że to jednak nie jest sznur, a pajęczyna.
Potrzebował jeszcze dłużej chwili, aby zobaczyć gdzie się znajduje. Nadal jest w tym samym dziwnym kompleksie, tylko w innej jego części. Było tutaj kilka stołów, zakurzonych urządzeń i przyborów, a także jedna, mała lampka która aktualnie była jedynym źródłem światła. Gdyby nie ona, byłoby ciemno, aż czarno.
Bot szarpnął się parę razy, chcąc uwolnić ze swoich więzów, jednak nic z tego. Pajęczyna była tak ciasno owinięta wokół niego, że nie był w stanie jej zerwać i się uwolnić. Nie zmieniało to faktu, że dalej próbował.
Jego próby zostały przerwane, gdy usłyszał głośne, rozchodzące się echem cmokanie. Dźwięk odbijał się od ścian, stwarzając wrażenie rozległego, przez co nie mógł ustalić jego źródła. Rozejrzał się na tyle ile może, jednak niczego nie zauważył.
— Prowl... Prowl, Prowl, Prowl... Nie sądziłem, że ciebie jeszcze kiedykolwiek zobaczę... — Rozbrzmiał spokojny głos ze wszystkich stron. Miał taki... obrzydliwie rozluźniony ton, taki spokojny bez krzty złości.
Ten tak bardzo znajomy głos.
Mech znów spróbował się rozejrzeć w poszukiwaniu właściciela tego głosu, a z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej spanikowany. W pewnym momencie zamarł, gdy poczuł niewielkie wibracja, a po chwili coś nim szarpnęło. Spojrzał w górę, tam gdzie czerń maluje sufit, tylko po to, aby ujrzeć jak z ciemności wyłania się ogromny pajęczak. Przypominający tarantule stawonóg stawiał kroki ostrożnie i delikatnie, schodząc coraz niżej po pajęczynie, na której zawieszony był autobot. Pająk wszedł na mecha, wprawiając go w podrygi, gdy ostro zakończone kończyny wbiły się w grubą warstwę pajęczyny, rysując delikatnie biały lakier pod nią.
— Tarantulas... — Mruknął mrużąc optyki, a w głosie dało się wyczuć pogardę.
— Witaj, Prowl. — Przywitał się tym swoim spokojnym głosem, a ostre kły jadowe poruszyły się, szorując o siebie nawzajem. Nie dało się wyczytać z niego intencji czy emocji. — Ja również cieszę się, że cię widzę. — Dodał sarkastycznie.
Wielki pająk zszedł na ziemie, a odnóża zastukały o metalową posadzkę. Ruszał się powoli, ohydnie jak na pająka przystało. Widok tego robala przyprawiał mecha o mdłości i arachnofobie.
Prowl zmarszczył brwi. Skąd ten robal się tu wziął? Szczerze mówiąc, miał nadzieję, że zdechł jeszcze na Cybertronie... Oby tylko nie okazało się, że jest tutaj dla niego. Czemu akurat wybrał sobie Ziemie i tym bardziej dlaczego wykryli jego sygnał dopiero teraz. Ten parszywy, włochaty stawonóg jest nie dość że sprytny, to momentami inteligencją wyprzedza nawet Shockwave'a.
— Czego ode mnie chcesz? — Zapytał mając nadzieję, że nie usłyszy tego, czego nie chciałby usłyszeć.
Pająk zatrzymał się, a jego odwłok zaczął prawie niewidocznie drgać przez chwilę, aż się nie zatrzymał. Małe włoski na nim najeżyły się, po czym znów opadły, przywierając do największego segmentu ciała.
Kończyny pokryte tymi samymi włoskami obróciły wielkim cielskiem z taką nienaturalną swobodą, pozwalając małym oczkom spojrzeć się na autobota, wypalając w nim jakąś dziwną dziurę. Oświetlające ciało z jednej strony ciepłe światło obrysowało pajęczaka mrocznym kontrastem. Przednie odnóża wyprostowały się, pozwalając głowotułuwowi unieść się wysoko na poziom twarzy autobota.
— Od ciebie? Dobrze wiesz czego pragnę, nie potrzebuje wypowiadać tego na głos. — Powiedział, a szczękoczułki poruszyły się, prawie dotykając twarzy mecha. Ślino-podobna substancja na nich skapywała na podłogę, tworząc niewielkie, lepkie plamki.
— Nie ma mowy! — Warknął przez zęby Prowl, domyślając się o co chodzi. — Nie mam zamiaru z tobą już więcej współpracować.
— Prowl, ranisz mnie. — Odpowiedział, przekręcając lekko swoim robaczym łbem. — Zachowujesz się, jakby to ja był tutaj potworem, a dobrze wiemy, kto nim na prawdę jest... Uwierz mi, że nie zapomniałem o tych wszystkich okropnych rzeczach, które uczyniłeś na Cybertronie. Znam wszystkie twoje sekrety... — Wyszeptał ostatnie zdanie i odszedł kawałek do tyłu, dając mu trochę więcej przestrzeni. — Nie potrzebuję wiele, a ty lepiej zastanów się, co dla ciebie najlepsze.
— To ty powinieneś zastanawiać się teraz, czy twoja iskra jest tego warta. — Prychnął śmiało. — Jestem tu z predaconem i jak tylko tu przyjdzie, to-
— Oh, z tym z którym się tak posprzeczałeś? Wyjątkowo głośna z niej kreatura... — Przerwał, a na twarzy mecha zaczęło pojawiać się przerażenie. No tak, Yoru tak głośno wyrzucała z siebie to co o nim myśli, że echo pewnie poskarżyło się już tutejszemu mieszkańcowi. — Nie sądzę, żeby- Powiedziałeś predaconem? Hmm...
— Żadne "Hmm"! Jeśli jej coś zrobisz to przysięgam- — Tarantulas przerwał mu po raz kolejny.
— Tylko nie mów mi, że zależy ci na tym... — Zastanowił się chwilę jakby to ubrać w słowa. — ...Stworzeniu. Tobie zależy na samym sobie, Prowl. Pokazywałeś to wielokrotnie. Byłem twoim jedynym przyjacielem, a ty i tak postanowiłeś się ode mnie odwrócić, jak od wszystkich.
Prowl pozostał w ciszy, musiał zastanowić się nad słowami Tarantulasa. Ten diabelski pająk ma racje, dlaczego on ma rację?! Został sam, zupełnie sam... Odtrącił od siebie dosłownie wszystkich, czy było mu z tym źle? Nie do końca... A może i było? Emocje są takie skomplikowane...
Ogarnęła go samotność. Nie miał nikogo i dodatkowo został na łasce wielkiego, metalowego pająka który może zgasić jego iskrę w każdej sekundzie. Jeszcze tego nie zrobił, więc domyśla się, że plany jakie co do niego przygotował, są dosyć poważne. Tylko co to będzie?
Nie ważne co, nie miał zamiaru uczestniczyć już w chorych eksperymentach Tarantulasa. Chorych, nawet jak na standardy tego autobota.
— Nie byliśmy przyjaciółmi. Jedyne co nas łączyło, to biznes. — Odezwał się w końcu, czy uciszył na chwilę swojego dawnego towarzysza.
—Aww, a ja myślałem, że to było coś znacznie więcej — Jego kończyna wyprostowała się, aby dotknąć policzek bota — Hmm... Skoro tak, widzę, że nie zdołam cię przekonać. — Odsunął się, a stukanie odnóży wypełniło pomieszczenie na kilka ładnych sekund. — Zapasy energonu się kończą, a jak sam dobrze wiesz, nasze organizmy mają go pod dostatkiem. Cóż, nie popieram kanibalizmu, ale skoro nie jestem takim cybertrończykiem jak ty, czy kto inny, to chyba nie powinienem czuć się winny, prawda? — Powiedział, a jego ton stawał się mniej łagodny. O nie, on chyba nie planuje go zjeść...? — Ale nie martw się, mój drogi Prowlu, jeszcze przydasz mi się żywy bardziej, niż martwy, potrzebuję na coś złapać tego predacona...
— Nawet nie próbuj jej niczego robić... — Wycedził trochę ciszej przez zęby.
— Znasz mnie, wiesz, jak ja uwielbiam takie obiekty do badań. — Oznajmił, odwracając powoli swoim ciałem, aby następnie wyjść z pomieszczenia, w którym przetrzymywał autobota.
.
Yoru krążyła po całej tej "opuszczonej" placówce, gubiąc się w ciemnych, zniszczonych korytarzach. Metalowe płaty schodziły ze ścian niczym skóra, a wystające pręty i zwisające, przerwane okablowanie stały się istnym torem przeszkód. Omijała je tak, aby przypadkiem nie nadziać się na nie i nie zrobić krzywdy. Całe to miejsce było jak z jakiegoś horroru.
Czemu tu nadal jest? Bo może i boli ją to, co zrobił Prowl, ale nie pozwoli, aby stała mu się krzywda. Nie póki sama go nie dorwie. Po za tym nie ma ochoty tłumaczyć się jak wróci do bazy w pojedynkę.
Przecież nie mógł daleko odejść, a może wrócił tą samą drogą i jest już na powierzchni? Może to tylko ona siedzi tu na dole jak jakaś idiotka, zamiast samej znaleźć wyjście. Teraz będzie to trudne zważywszy na to, że już się zgubiła. Nie była pewna, gdzie się znajduje. To miejsce to jeszcze większy labirynt, niż ten, który panuje na Nemesis.
W pewnym momencie takiego krążenia po nieznanym miejscu, usłyszała głośny dźwięk. Zupełnie jakby metalowa rura spadła gdzieś na inny kawał metalu, wydając przy tym taki nieprzyjemny brzdęk. Yoru poskoczyła lekko, wystraszona tym nagłym odgłosem, ale pierwszą myślą było, że to może być mech którego tak usilnie próbuje znaleźć. Odwróciła głowę w stronę w którego doszedł dźwięk i spostrzegła rdzewiejące już od dłuższego czasu, metalowe drzwi z zabrudzoną szybką.
Przetarła brud dłonią, jednak z drugiej strony znajdował się ten sam cuchnący syf, uniemożliwiający jej spojrzenie na drugą stronę. Panujące tutaj ciemności w niczym nie pomagały.
Spojrzała obok, wzrokiem spotykając coś w rodzaju bardzo brudnego i starego panelu sterowania. Położyła na nim dłoń, wciskając z trudem spory przycisk. Chwilę odczekała, ale gdy się nic nie stało, ponowiła próbę wejścia do środka. Energiczne, agresywne wręcz klikanie w guzik nie pomogło, a drzwi pozostały zatrzaśnięte.
Yoru mruknęła coś pod nosem, najprawdopodobniej na temat tego, jak bardzo zaczyna ją przerażać to miejsce. Nie była typem, który łatwo wystraszyć, ale tutaj dzieje się coś niedobrego. Po prostu czuje jakąś... Zła aurę wokół siebie, czyhające na każdym kroku niebezpieczeństwo. Otrząsnęła się szybko z tego dziwnego uczucia i poszła dalej. Zatrzymała się jeszcze szybciej, gdy usłyszała jak drzwi, które do tej pory były zamknięte, otworzyły się powoli z piskiem.
Zimny dreszcz przeszedł ją po plecach, gdy zamarła w miejscu. Niedorzeczne, pewnie otworzyły się z opóźnieniem, a ta już myśli, że to duchy czy jakieś inne straszne zjawy. Nie mniej jednak wolała to sprawdzić. Podeszła powoli do otwartego przejścia i wyjrzała zza niego, aby sprawdzić gdzie prowadzi. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją i może jeszcze trochę przeraziło.
Korytarz, ciemny, wydający się wręcz nieskończony przez panujący mrok, pokryty gęstą siecią. Ściany, sufit, podłoga, wszystko oplecione było tym białym cholerstwem, niczym portal do innego wymiaru. Postawiła krok do środka, stawiając stopę na lepkim podłoży i natychmiastowo przykleiła się do niego. Machnęła nogą, uwalniając się z tego słabej pułapki i weszła drugą nogą z nie małym obrzydzeniem.
Powstrzymywała się, aby nie skomentować tego na głos. Po prostu... Ew. Tylko co lub kto mógł zostawić tyle pajęczyny? To nie jest normalne. Starała się wyprzeć z siebie myśl o wielkim pająku, bo tego to by pewnie nie wytrzymała psychicznie. Wielki, włochaty, brr, ciarki przechodzą na samą myśl!
Z każdym nowo postawionym krokiem, miała wrażenie, że tunel wydłuża się coraz bardziej a końca jak nie było, tak nadal nie ma. Po paru minutach powolnego i ostrożnego marszu, dotarła na sam koniec i znalazła... ślepy zaułek...
No pięknie, tyle czasu zmarnowane tylko po to, aby zobaczyć na końcu ścianę z tego samego, paskudnego materiału. Odwróciła się chcąc wyjść z powrotem na tamtą część korytarza, jednak wtedy poczuła jak coś z dużą siłą uderza nią o ścianę. Mimo pajęczyny która była miękka w dotyku, metal znajdujący się po drugiej stronie i impet, z jakim uderzyła, wystarczyły, aby utracić przytomność w trybie natychmiastowym.
Zsunęła się powoli po ścianie, a jej energon wymalował pajęczynę, niczym błękitna, neonowa farba na białym płótnie. Upadła z głuchym dźwiękiem, padając tuż pod ohydnymi odnóżami swojego oprawcy...
.
.
.
Świat zaczął wirować, coraz szybciej i szybciej, nie chcąc się zatrzymać nawet na sekundę. Femme powoli otworzyła optyki, ale czując jak zawroty głowy przejmują kontrolę, zamknęła je ciasno, starając myśleć o czymś przyjemniejszym, niż miejsce w którym się znajduje. Gdy ten stan ustał, znów otworzyła optyki.
Czuła się tak okropnie słabo, nie potrafiła wstać bez odczucia mdłości. Uniosła się na chwiejnych rękach i spostrzegła niewielką kałużę niebieskiej substancji. Przymrużyła lekko optyki chcąc się jej przyjrzeć i wtedy też pojęła, że to jej własny energon. Wyciągnęła jedną dłoń, aby chwycić się za tył głowy upewniając się w swoich przypuszczeniach. Stąd ten energon i stąd ten nieziemski ból.
Przyglądała się przez chwilę kałuży, chcąc doprowadzić do emocjonalnego porządku. Dalej źle się czuła, ale wszelkie zawroty i mdłości powoli znikały, pozostawiając po sobie jedynie złe uczucie.
Zmrużyła optyki.
Chyba nieźle musiała oberwać w łeb, skoro w odbiciu widzi wielkie pająka... Chwila moment, ona na prawdę widzi wielkiego pająka. Stawonóg czaił się na suficie, zwisając z grubej liny z jego własnej pajęczyny. Zjeżdżał po niej coraz niżej i niżej, aż Yoru mogła poczuć ciepło jego ciała na swoich własnych plecach.
Wszystkie systemy mówiły jej o zagrożeniu, podpowiadały ucieczkę, ale ona jedynie przyglądała się odbiciu z przerażeniem. Z wszystkich stworzeń, musiała trafić akurat na wielkiego pająka. Dokładnie widziała jego ostre kły, każdą parę odnóży i każdy, najmniejszy metalowy włosek na jego ciele, poruszający się w drgających ruchach. Nie ma arachnofobii, ale przeraża ją to, czego nie zna, tym bardziej że jest to coś, czego nawet nie potrafi dobrze określić.
Wielki pająk, ale taki... Dziwacznie przerażający. Tak przerażający, że braknie słów na opisanie go.
— Nie boisz się mnie, prawda? — Przemówił, dalej zwisając nad jej głową. Szczękoczułki poruszały się, wydychając gorący powiew oddechu tej paskudy. — Predacon nie powinien się bać zwykłego pajączka.
W tym spokojnym tonie dało się wyczuć jakąś dziwną grozę, sadystyczną nutkę. Nie podobało jej się to, czuła, że zaraz dopiero zaczną się kłopoty i, o dziwo, zaczynała się martwić, że ta kreatura zdołała znaleźć Prowla pierwsza.
Yoru nie odpowiedziała, zastanawiając się nad tym co może zrobić. Może jak uda, że go nie widzi, to sobie pójdzie? Po za tym, dlaczego ten robal ma racje! Jest predaconem, a boi się jakiegoś stawonoga? To tak samo, jakby kot bał się myszy.
— Hm, jesteś mało rozmowna... — Ponowił próbę komunikacji. Po chwili huk rozniósł się po pomieszczeniu, gdy pająk zeskoczył z sieci tuż za femme. — Twój przyjaciel był znacznie bardziej skory do rozmów... — Dodał rozmyślając na głos.
Predaconce w końcu coś przeskoczyło w procesorze. Powoli odwróciła głowę, chcąc spojrzeć na szkodnika, a jej optyki napotkały jego złote, jarzące się ślepia.
— G-gdzie on jest? — Zająkała się, zdradzając swój strach.
Przez chwilę nastała cisza, jednak po jakimś czasie dźwięk transformacji przerwał ją, a za femme stanął mech, w tych samych purpurowych barwach. Kończyny z jego alternatywnego trybu teraz spoczywały na plechach, jednak nadal były wystarczająco ruchome. Był lekko przygarbiony, co dodawało jego postaci więcej mroku.
— Martwisz się o niego? — Przekręcił lekko głowę. — Jeszcze nic mu nie zrobiłem. Mogę cię do niego zaprowadzić, jeśli sobie tego życzysz.
Propozycja nie była ani trochę interesująca dla niej, ale skoro jest szansa, że faktycznie ją do niego zaprowadzi, to czemu by nie skorzystać? Jasne, pomysł durny, ale nie ma innego wyjścia. Przynajmniej raczył poruszać się teraz w formie odrobinę mniej przerażającej.
Tarantulas zaczął stawiać kroki w stronę najbliższych drzwi, albo raczej bramy. Była spora, w wielu miejscach oklejona pajęczyną. Yoru niechętnie podążyła za nim, obserwując każdy ruch swojego nowego "znajomego". Gdy szła, czuła się dziwnie, nadal było jej słabo, jednak teraz to uczucie było inne... Nie była pewna jak ma to opisać...
Mech ustawił się przy panelu kontrolnego i przycisnął kilka przycisków. Dzięki odpowiedniej kombinacji, brama zaczęła rozsuwać się z trudem na boki.
Pierwszym co ukazało się predaconce, była ogromna sieć, w której skład wchodziła nie tylko pajęczyna, ale i również jakieś losowe przedmmiony, elementy wystroju i umeblowania. Mogłaby też przysiąc, że widzi części ciał...
Kolejnym co dała radę zobaczyć, był zwisający na sznurze pajęczyny mech którego tak usilnie próbowała znaleźć. Usta miał zaklejone, więc każda próba nawiązania kontaktu kończyła się stłamszonymi, nie dającymi się zrozumieć słowami. Optyki Yoru rozjaśniły się widząc, że nadal żyje. Ucieszyła się, choć na prawdę nie chciała pokazywać tego nikomu.
— Wybacz, że nie będziecie mogli sobie porozmawiać, ale chyba nie będzie to potrzebne... I nie miej mi tego za złe, to sprawa między mną a Prowlem. Ty miałaś wielkiego pecha i się wpakowałaś w nasze porachunki, jesteś jedynie przypadkową ofiarą. — Stwierdził, a Yoru momentalnie zajarzyła.
Zdążyła zrobić krok w tył i upaść, potykając się o jakieś porozwalane po ziemi śmieci, które uratowały ją przed zostanie szaszłykiem. Tarantulas zamachnął się ostrym odnóżem, chcąc ugodzić femme w najważniejszy organ, jednak chybił.
Prowl w tym czasie szarpnął się próbując uwolnić z pajęczej pułapki, ale wszystkie jego próby były na marne.
— Nie próbuj uciekać, toksyna nie działa wiecznie. — Rzucił, stawiając krok w jej kierunku.
A więc toksyna, to dlatego tak dziwnie się czuje! To dziwaczne oszołomienie jest zapewne spowodowane jadem pająka. No tak, skubany musi być jadowity.
— Radzę ci się odsunąć! — Krzyknęła w jego kierunku, na co odsunął się o parę kroków.
— Ugh, jesteś strasznie głośna...
Kolejna z kończyn wystrzeliła w kierunku femme, a przez tą cholerną toksynę nie mogła nic zrobić! Próbowała odsunąć się, jednak ostro zakończone odnóże wbiło się w jej łydkę, wywołując spory ból. Starała się z całych sił, aby nie wrzasnąć. Jedynym odgłosem jaki wydała, był stłamszony wark.
— To nie potrwa długo, o ile nie będziesz się stawiać.
— O c-co między wami poszło? — Zawarczała, starając się ignorować ból.
Pytanie sprawiło, że Tarantulas zatrzymał się na moment, aby pomyśleć.
— Oh, o co nam poszło? — Przekręcił lekko głową i wyciągnął pajęczą nogę z łyski femme. Odwrócił się i przy pomocy dodatkowych kończyn, wspiął po pajęczynie na której był Prowl. — Myślę, że możesz się domyśleć... W końcu wiesz, jakim uczuciem jest zdrada.
— Więc ciebie potratraktował podobnie, jak mnie? — Warknęła trochę łagodniej, gdy ból przestawał być taki silny. — Więc mamy odrobinę wspólnego... Chcesz, żeby cierpiał?
— Oh i to jak... — Mruknął do audio mecha, przez co przeszły go nieprzyjemne dreszcze. Nie miał jak zareagować, jak cokolwiek powiedzieć, wybronić się... Czuł się taki bezradny. Tarantulas skierował wzrok na femme. — Może faktycznie mamy ze sobą coś wspólnego, predaconie. Skrzywdził nas oboje... skrzywdził tak wielu innych... — Dodał przekręcając powoli głową.
Tarantulas powoli zszedł na dół i podszedł do femme, która wstała powoli i kulejąc, starała się zachować równowagę. Czekała cierpliwie, aż mech znajdzie się przed nią.
— Może ta wspólna nienawiść pozwoli nam- — Przerwał natychmiastowo.
Tarantulas powoli skierował swój wzrok w dół, napotykając ostrze wysunięte prosto z nadgarstka femme, przebijające jego klatkę piersiową. Optyki mecha błysnęły, po czym zaczęły powoli tracić swój złoty blask. Czuł jak życie powoli wypływa z niego, tak samo jak litry energonu, które teraz tworzyły sporą kałużę pod nim. Spojrzał na femme, a dokładniej w jej optyki. Nie mógł wyczytać z nich żadnych emocji...
Yoru wcisnęła ostrze głębiej, słysząc jak coś przerywa się i chrupocze w mechanicznym ciele bota. Powoli wysunęła ostrze, a ciało upadło z głuchym dźwiękiem.
Chwilę patrzyła na swoją robotę, nie czuła się z tym dobrze, ale wiedziała, że to konieczność. Był za dużym zagrożeniem.
W następnej chwili popatrzyła się na Prowla który dalej wisiał na pajęczynie i przyglądał się jej, a także temu co zrobiła. Był jej ogromnie wdzięczny. Zaczął już myśleć, że weźmie stronę Tarantulasa i będzie chciała mu pomóc zemścić się za to, czego się dokonał. Na szczęście Yoru nie wybrała tej ścieżki.
Femme podeszła do pajęczyny i ostrożnie, zważając na to gdzie i jak stawia kroki, wspięła się po niej. Dostała się na poziom mecha i tym samym ostrzem którym przed chwilą zgasiła czyjąś iskrę, uwolniła mecha.
Prowl upadł, nadal będąc uwiązany pajęczą siecią parę metrów w dół z cichym warkiem, spowodowanym niewielkim bólem. Yoru zeskoczyła tuż obok niego i pomogła mu się uwolnić, a kiedy już stał o własnych siłach, postanowił przemówić.
— Yoru, ja...
— Nawet nic nie próbuj mówić, bo przysięgam że zmienię zdanie. — Odwarknęła przerywając mu.
— Po prostu chciałem powiedzieć, że dziękuję... — Spojrzał w podłogę.
Yoru przez chwilę zastanawiała się jak zareagować na słowa podziękowania.
— Wracajmy już do bazy...
.
NIE WIEM JAK MI WYSZŁO, ALE STARAŁAM SIĘ ZROBIĆ TARANTULASA TAKIEGO TROCHĘ CREEPY I UNCANNY. Po za tym, wzorowałam go na pająku z Spaceman, którego ofc imienia kompletnie nie pamiętam.
.
Słowa: 3167
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top