Rozdział 22 • Wspólna Gra
Yoru wstała bardzo wczesnym rankiem, nie mogła zasnąć po rozmowie z Prowlem z późnego wieczora. Nie żeby czuła się teraz zmęczona, była wypoczęta po nieprzespanej nocy co jest aż dziwne, ale najwyraźniej ostatnio w ogóle się nie męczy. Rzadko wychodzi z bazy, jeszcze rzadziej z kimś rozmawia lub wchodzi w jakiekolwiek interakcję, ostatnio w ogóle nie chodzi na treningi. Zatraca się w nic nierobieniu.
Dzisiaj się to zmieni, znajdzie odwagę na coś bardziej szalonego - no może nie. Pójdzie do głównej sali, pomieszczenie rekreacyjne bazy. Tam zazwyczają są jakieś boty. Zeskoczyła z piętrowego łóżka i chciała obudzić Jazza, jednak ku jej zaskoczeniu jego nie było w łóżku.
"Tak wcześnie?" Było jedynym co jej przyszło do głowy. Myślała, że będzie chciał odespać po wczoraj, ale skoro tak, to trzeba go teraz znaleźć. Może i chce dzisiaj po raz pierwszy z własnej inicjatywy wyjść do botów, ale nie zrobi tego sama, na pewno nie. Nie jest aż tak szalona.
Wyszła z pokoju, w progu zatrzymała się i rozciągnęła przed tym, jak zablokowała drzwi za sobą. No, to teraz czas zobaczyć, co przyniesie ten dzień. Kolejne porażki? Czy może dla odmiany coś radosnego? Miło by w końcu było.
Pierwszą myślą było zobaczyć co dzieje się na stołówce, może Jazz wstał jeszcze wcześniej od niej i poszedł na śniadanie? Nie no, tak bez niej? Wiadomo co się mówi, przez żołądek do serca, sam by żreć poszedł i jej by nie obudził? Podłość. Krótka podróż minęła szybciej o tyle, że nikt jej po drodze nie wadził. Pusto było, co jest zrozumiałe ze względu na wczesną godzinę. Że też tak wcześnie musiała wstać.
W końcu dotarła na miejsce i otworzyła drzwi spodziewając się, że znajdzie w środku przyjaciela, albo raczej miała nadzieję, że tam będzie. Nie, wielkie rozczarowanie, jest pusto. Wczesna godzina raz jeszcze się kłania. No, może nie aż tak pusto, skoro jeden mech był na miejscu i korzystał z samotności.
Prowl. Ma już dość tego, że tak ciągle na niego wpada, jakby los chciał, aby byli widzeni w tych samych miejscach. Chciała powoli wycofać się zanim ją zauważy, jednak albo ona była za wolna, albo on za szybki.
— Już nie śpisz? — Zapytał, zwracając całą uwagę femme na swoją osobę. W dłoni trzymał kubek z energonem, z którego parowała niewielka mgiełka.
Podgrzany energon. Rozgrzewa organizm, pobudza i jest wyjątkowo paskudny. Gorzki posmak, do porzygu. Jak można to pić?
— Jak widać. — Odpowiedziała po krótkiej chwili namysłu. Jak już tu jest, głupio będzie wyjść, a może dowie się gdzie jest ten kurdupel. — Widziałeś Jazza?
— Prawdopodobnie urządził sobie z bliźniakami zawody. — Przerwał na wzięcie niewielkiego łyku. — Znajdziesz go w głównej sali, wiesz gdzie to jest?
— Już tam byłam, nie zgubię się. — Zawody? Jakie znowu zawody? — Um, a tobie nie jest głupio tak siedzieć samemu?
Pytanie femme zaskoczyło go i to bardzo. Czemu miałoby być mu głupio siedzieć w samotności? Lubi tą samotność, świetna jest. Boska wręcz.
Prowl spojrzał na nią przerywając swój poranny rytuał, zmarszczył lekko brwi.
— Nie, nie jest mi "głupio". Samotność mi nie przeszkadza, ale... Towarzystwem też bym nie pogardził. — Rzucił w jej kierunku, wracając do gorącego kubka, a Yoru mogła przysiąc, że widzi niewielki uśmiech na jego twarzy. Przymrużyła lekko optyki.
Czy jemu chodzi o jej towarzystwo? Serio? No dobra, niech mu będzie, ale niech nie liczy, że Yoru powstrzyma się od uszczypliwych uwag.
— Słabo ci wychodzi podryw.
Strateg momentalnie zachłysnął się energonem i starał się że wszystkich sił, żeby go nie wypluć co mu się ledwo udało, jednak przypłacił to potężnym atakiem kaszlu. Tego to się nie spodziewał i uspokojenie się trochę zajęło.
Był zaskoczony i zły gdy zobaczył wyszczerzoną japę Yoru. Ta małpa specjalnie to powiedziała, żeby sprawdzić reakcję.
Zadowolona z siebie predaconka podeszła do stolika przy którym siedzi i z gracją i swobodą zajęła miejsce naprzeciwko, byłaby bez iskry, gdyby go teraz tak zostawiła samego po tym, jak biedaka prawie udławiła. Uśmiechnęła się na widok jego zirytowanej mordki, która była wręcz urocza. Pierwszy raz widzi go takiego złego.
— Więc. — Odchrząknął, ogarniając siebie i swoje nerwy. — Po co szukasz Jazza? — Zapytał, wracając do samego początku. Nie spodziewał się, że femme faktycznie z nim zostanie, skoro ostatnio zaczął załazić jej za skórę więc i nie wiedział jak inaczej miałby poprowadzić rozmowę.
— Tak o, pospędzać czas, a coś nie tak?
— Nie nie. — Poprawił się szybko. — Po prostu często widzę was razem.
— Ostatnio... Mieliśmy takie, no wiesz... wspólne sprawy i w ogóle, szkoda gadać, nic niekawego. — Machnęła dłonią mając nadzieję, że nie będzie drążyć tematu głębiej. Na prawdę nie chciała szukać wytłumaczenia, bo przecież wprost nie może powiedzieć, że robią za plecami całej bazy i zajmowali się miniconem wroga. No, może tylko Jazz, ona jedynie pomagała ale i tak gdyby wyszło to na jaw, to jej też by się mocno oberwało.
Tym bardziej, że jej nie wszyscy ufają i mogłoby to nieźle zepsuć jej reputację, która świetna i tak nie jest.
— Sprawy? — Dopytał.
— Na prawdę, to mało ciekawe. Nie ma co. — Wzruszyła ramionami. — Um, a właściwie bo mnie trochę ciekawość zżera od paru minut, o jakich ty zawodach mówiłeś? — Powróciła do poprzedniego tematu, sprytnie schodząc z tego niewygodnego.
— Straszliwie głupie i dziecinne. Dostali od Prime'a konsole i spędzają na niej stanowczo za dużo czasu. Grają w jakieś gry wyścigowe, gdyby się na ulicy pościgali byłoby lepiej, przynajmniej to jakiś trening... — Odpowiedział brzmiąc wręcz na obrzydzonego. — Albo wolą się bić w grze, zamiast na sali treningowej, idiotyzm.
Mech jeszcze przez kilka minut intensywnie marudził na gry wideo, które jego zdaniem są stratą czasu i powodują totalne odmóżdzienie, a Yoru słuchała zaciekawiona. Brzmiał jak osiemdziesięcioletni staruszek wyżalający się jakiejś Grażynce, jaką to młodzież w tych czasach jest okropna i bez kultury. Po chwili zaczęło robić się już nudnawo, słuchała tego coraz bardziej zasypiając na ławce z nudów, bo szczerze mówiąc, ciekawiły ją te całe gry.
— Wiesz co? Może ja po prostu tam pójdę i sama się przekonam? — Przerwała mu wstając ze swojego miejsca. Mech spojrzał na nią jakby zawiedziony.
Yoru grzecznie porzegnała się z mechem i poszła tam, gdzie ją pokierował, czyli do głównej sali.
Docierając na miejsce, pod drzwiami usłyszała głośne śmiechy, chichy i okazjonalne krzyki. Musi się tam dziać coś ciekawego, lub na prawdę strasznego. W końcu odważyła się otworzyć drzwi i wejść do środka, a tam faktycznie siedzieli Jazz z bliźniakami.
Wygodnie usadowieni na miękkiej kanapie, Jazz i Sunstreaker trzymali w dłoniach kontrolery i wpatrzeli w ekran, ścigali się ze sobą w grze wyścigowej, której Yoru kompletnie nie znała. Ona żadnej gry nie znała. Podeszła do nich powoli, zastanawiając się kiedy w końcu zauważą, że przyszła.
Stanęła obok Sideswipe'a opierającego się o oparcie kanapy z tyłu, stojąc za nimi i obserwując grę, czekając na swoją kolej. O dziwo kibicował Jazzowi a nie własnemu bratu. Ach ta braterska miłość.
— O, część Yoru. — Zauważył ją po kilku ładnych minutach Sides, był wyjątkowo zajęty widowiskiem na ekranie, więc trochę mu to zajęło.
— Słyszałam, że macie jakieś zawody.
— I przyszłaś popatrzeć? — Uśmiechnął się. — Najprościej mówiąc, ten z najgorszym wynikiem sprząta całą bazę.
— Sideswipe zamknij łeb, rozpraszasz mnie. — Odezwał się milutko Sunny, przerywając ich krótką rozmowę.
— Nie marudź, ty i tak zawsze wygrywasz.
— A ty przegrywasz. — Prychnął, skupiony na grze.
Yoru zerknęła na ekran. Sunstreaker miał swój ekran u góry, jechał jakimś nieznanym Yoru marki, żółtym samochodem, kształtami przypominającego lamborghini. Na mapie w lewym górym rogu jego połowy ekranu, widać było niebieską kropkę daleko w tyle, która jednocześnie była wozem którym jedzie Jazz. On wybrał sobie porsche, dokładnie tak samo wyglądające jak jego alt'mode.
Chłopaki musieli sobie ustawić wyścigówy tych samych modeli co oni w realu, pewnie dla jakiegoś realizmu albo dla zwiększenia pewności, bo w końcu to ten sam samochód.
Jazz był równie skupiony na próbach nie tyle co wyprzedzenia swojego przeciwnika, a dogonienia go.
— Jazz, on cię zaraz będzie drugi raz wyprzedzać. — Oznajmił Sideswipe.
— Przecież widzę... — Mruknął zdenerwowany na komentarz kolegi.
Yoru dalej obserwowała, wciągając się coraz bardziej w ich grę, a po jakimś czasie nawet zapragnęła samej zagrać. Była pewna, że przegra i to widowiskowo, ale wydawało jej się to na prawdę ciekawe. Zupełnie przeciwieństwo tego, co mówił Prowl.
Po paru ładnych minutach, Sunny przekroczył line mety, a na ekranie pojawił się wielki napis "1st Place" z jego pojazdem w kinowym i epickim stylu. Po chwili pokazał się biały porsche, ohańbiony drugim, a zarazem ostatnim miejscem.
Sideswipe szybko przejął kontroler o Jazza i wskoczył w jego miejsce z wielkim entuzjazmem. Wierzył, że tym razem uda mu się pokonać swojego własnego brata, który zawsze z nimi wygrywa.
Wyścig nie trwał długo, Sunstreaker szybko dojechał na metę, znowu zaliczając pierwsze miejsce niczym prawdziwy mistrz gry. Sideswipe wyglądał na naprawdę złego, że znów mu się nie udało wygrać. Przecież jechali tym samym samochodem! Tylko kolorem się różnił.
Sunstreaker na pewno oszukuje! Nie może być aż tak dobry. Przecież on w życiu się nie ścigał poza grą, Sideswipe tak, a zawsze on wypada najgorzej. Co za ironią losu.
— Teraz przegrani grają że sobą. Ten kto teraz przegra, sprząta bazę. — Oznajmił Żółty mech, podając kontroler Jazzowi.
Jednak stało się coś niespodziewanego. Yoru szybko chwyciła za kontroler uprzedzając w tym Jazza i oddała go spowrotem do Sunstreakera, ku jemu wielkiemu zdziwieniu.
— Teraz ja. — Stwierdziła stanowczo z niewielkim, cwanym uśmiechem na twarzy.
Sideswipe widząc to uśmiechnął się półgębkiem i zszedł ze swojego miejsca, pozwalając jej usiąść wygodnie, natomiast Jazz wyglądał na przerażonego. Ona? Ona chce zagrać przeciwko Sunnemu? To samobójstwo! Przecież ona w życiu nie da rady, nigdy nie miała kontrolera w dłoni, jak miałaby wygrać z mistrzem?
Ona w ogóle wie co robi?
— No dobra, tylko później nie płacz, jak nie będziesz potrafiła mnie dogonić. — Odpowiedział Sunstreaker, ustawiając się spowrotem na siedzeniu i wciskając przycisk gotowości. Yoru jednak potrzebowała chwili żeby się przygotować, musiała znaleźć odpowiedni dla siebie samochód.
— Co powiesz na to? Przegrany teraz sprząta bazę przez miesiąc. — Uśmiechnęła się z pewnością wymalowaną na twarzy, podczas szukania tego jednego, małego samochodziku ze wszystkich tych wymyślnych modeli.
— Chcesz sprzątać przez tydzień? Nie będę cię w takim razie zatrzymywać, ale nie musimy o to grać skoro tak. — Parsknął i zerknął na Sideswipe'a. — Dzisiaj ci się upiecze, masz nową sprzątaczkę.
Predaconka zignorowała go kompletnie. Jej uśmiech poszerzył się gdy w końcu znalazła samochód, którego tak intensywnie szukała. Bugatti divo. Tak, ona również chce się ścignąć swoim modelem.
— Y-yoru, ale ty wiesz, że tym się okropnie jeździ? — Zapytał zmartwiony Jazz. Miał rację, rozpędzone divo pędzi niczym wiatr, jednakże kosztem zerowej skrętności, ogromnym poślizgiem i ciężką kontrolą.
On jednak nie wiedział jeszcze, że jej tryb samochodu to dokładnie ten model. Wie jak jechać, żeby uzyskać maksymalna prędkość i nie wypaść z drogi wprost na drzewo. Oj słoneczko będziesz zaraz leżał i kwiczał...
Femme w końcu wcisnęło przycisk gotowości i zaczęło się odliczanie do startu. Yoru i jej predacońska, ciekawska natura pozwoliła na poważne obserwacje poprzednich dwóch rund gdy te dwa biedaki ścigały się z Sunstreakerem. Wie co i gdzie wcisnąć, żeby ruszyć, skręcić i się zatrzymać, a to jest jej najbardziej teraz potrzebne. Zaraz im pokaże, jak się jeździ tym Bugatti.
.
I zwycięzcą zostajeeee, Yoru! Tak jest proszę państwa, ta femme, ta femme która NIGDY w życiu nie grała w gry wideo, wygrała z mechem, który w bazie miał status najlepszego gracza wyścigowego. Teraz okazuje się, że autoboty mają nową wyścigówe.
Aw, biedny Sunny. Minęło już dziesięć minut od jego przegranej, a biedaczek dalej wpatruje się w wyłączony ekran ku uciesze jego bliźniaka. Sides był pierwszym, kto gratulował femme, żeby jeszcze bardziej go zdołować.
Cały poranek czwórki autobotów został spędzony na demoralizowaniu predacona i zapoznawaniu jej z wielkiemu światem gier wideo. Wyścigowe, te bardziej przemocowe i łagodniejsze, chillowe gierki. Podobało jej się to, im chyba też. Znaleźli sobie nową kumpele.
Po skończonej, wielokrotnej rozgrywcę, Yoru i Jazz zostawili bliźniaków samych, żeby mogli sobie pograć we dwójkę, a oni sami udali się na patrol i uwaga uwaga, z inicjatywy Yoru. Tak, to właśnie ona zapytała o patrol. Chciała się wyrwać z bazy, czuła się dzisiaj wyjątkowo pewnie jak na siebie.
Mech osobiście postanowił wybrać miejsce, coś nie za zimnego - nadal leczy traumę po biegunie - i nic za ciepłego. Nie miał zamiaru znowu się przegrzewać. Nic nadzwyczajnego, zwykłe wybrzeże, od zarypania piasku, trochę wody i upierdliwe mewy, co krzyczą jakby coś je rozrywało żywcem.
Po pół godzinnym marszu po rozgrzanym piasku, usiedli sobie przy brzegu, pozwalając słonym falą muskając ich pancerze. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył gdzieś z boku, to by pomyśleli, że są parką. Ta dwójka potwierdza, że przyjaźń między mechem a femme nie jest tylko mitem.
— Jak ci idzie z resztą? — Zapytał nagle Jazz, przerywając ciszę między nimi. Femme zerknęła na niego.
— Jeśli pytasz, czy udaje mi się dogadać z innymi autobotami, to chyba tak. — Wzruszyła ramionami. — Ostatnio chyba jest... No wiesz, w pożądku. Przestaję się czuć jak intruz, a bardziej jak członek drużyny. — Westchnęła rozmarzona.
— Nie brzmisz za pewnie. — Zauważył Słusznie.
— Nadal trochę martwię się co z tym całym mrocznym energonem... Niby ostatnio czuje się dobrze, ale obawiam się, że to może być jedynie cisza przed burzą. — Skuliła się leciutko, przechylając swoje ciało bliżej morza. Uszy opadły zdradzając smutek.
Jazz lekko tyrpnął ją w ramię, pomagając trochę się rozluźnić i przypominając jej, że w nim zawsze może mieć wsparcie.
— Wszystko się jeszcze ułoży. Teraz nie jesteś z Megatronem, więc nie ma jak cię kontrolować ani robić żadnych świństw, jakie robił. Przestań się tak smucić. — Uśmiechnął się.
— Wiesz co? Masz rację. Masz absolutną rację. — Wyprostowała się i postanowiła zmienić temat. — Zostało mi jeszcze parę godzin do spotkania z Prowlem, a nie ukrywam, trochę się go obawiam więc chyba się przelecę do bazy, nie będę wracać mostem. Akurat zdążę do wieczora, trochę ochłonę...
— Nie dziwię Ci się. — Parsknął. — Miłego lotu, płazie.
.
Ciemne, ponure pomieszczenie było rozświetlone jedynie przez niewielkie światło wydobywające się z ekranu data-pada. Znudzone, czerwono-niebieskie optyki decepticona podążały za numerkami, cyferkami i obrazkami na ekranie, szukając czegoś, na czym można by się skupić.
Mijamy sekundy, minuty, aż w końcu godziny. W końcu jednak zatrzymał się na pewnym artykule, który niezwykle go zaciekawił tak samo, jak czytelników to, że umie czytać. Barricade kliknął na ekran, wchodząc w niewielki artykuł naukowy na temat ostatnich wykopalisk, jakie odkryli ludzcy paleontolodzy.
"Niezwykłe znalezisko.
Grupa paleontologów z Maroko wykopała dzisiejszego ranka niezwykłe znalezisko. Czaszka nieznanego do tej pory gatunku zwierzęcia, nigdy nie spotkanego do tej pory.
Czaszka ma pięć metrów długości - dla porównania, rekordowa czaszka wymarłego już torozaura osiągnęła trzy metry długości. Odnaleziona kość posiada róg na środku nosa, łudząco przypominający róg nosowy ceratopsów, jednak po dalszych oględzinach udało znaleźć się pozostałości zębów i szczęki. Pół metrowe kły wskazywały na drapieżnika, największego do tej pory znanego ludzkości.
Ta prawdziwa bestia pozostawiła po sobie jedynie czaszke, szczękę, pozostałości zębów, kilka kręgów i rzeber, jednak każda z tych kości uległa zniszczeniu podczas dzisiejszej burzy[..]"
Barricade nie doczytał artykułu do końca, tylko od razu zjechał na sam dół, wprost do galerii gdzie znajdowały się zdjęcia z wykopalisk. No proszę, tego to by się w życiu nie spodziewał.
Czaszka nowo odkrytego zwierzęcia była łudząco podobna do kształtu głowy pewnej zdrajczyni, a dokładniej jej zwierzęcej formy. Predacon na Ziemi? To nie byłoby takie dziwne, gdyby nie to, że szczątki szkieletu wyglądały na bardzo stare. A co jest jeszcze dziwniejszego od tego? Były w stadium rozkładu. To były naprawdę, naprawdę stare kości.
Megatronowi na pewno spodoba się to odkrycie, szkoda jednak, że kości zostały zniszczone. Nic dziwnego, pewnie były niezwykle delikatne i każdy zły ruch mógłby skończyć z tym samym efektem.
Głupi ludzie, nie wiedzą jak wielkie odkrycie udało im się no... No odkryć. Mech wstał od biurka i wyszedł na korytarz, który był równie ponury co jego kwatera, ale nie tak ciemny. Delikatne, mroczne światło padało na decepticona tworząc tańczące za nim i przed nim cienie, gdy zmierzał w kierunku kwatery lorda Megatrona. Ryzykuje teraz rychłą śmiercią, chcąc zaraportować swoje znalezisko w środku nocy, budząc tym samym swojego pana.
Jeśli to się okaże fałszywym alarmem, a odnaleziony szkielet to rodzaj jakiegoś prechistorycznego nosorożca lub ceratopsów typu triceratops albo styrakozaur - bo te posiadały długi róg na środku nosa, jednak o tym Barricade akurat nie wie - to Megatron rozszarpie go na miejscu za budzenie. Ma wystarczająco dużo roboty na głowię, chciałby się wyspać i przynajmniej w nocy nie musieć użerać z tymi idiotami.
Pseudo-policjant doszedł w końcu do kwatery lorda i stanął przed masywnymi drzwiami. Zawahał się. Inteligentniejszym byłoby gdyby poczekał do rana, w ten sposób nie będzie musiał ryzykować, ale czy dotrwa do ranka? Na pewno nie.
Zapukał, a odgłos obijania metalu o metal rozniósł się po korytarzu echem. Po chwili głośne tup tup, a następnie syk otwieranych drzwi, a w progu stanął Lord. Przymrużone optyki i wyjątkowo spokojny jak na niego oddech wnioskował o zmęczeniu.
Barricade stanął tam na granicy pokoju i korytarzu niczym dzieciak, który budzi matkę w środku nocy aby powiedzieć, że na rano potrzebuje przybory na plastykę. Otrząsnął się i odchrząknął.
— Lordzie Megatronie, wybacz mi za tą późną wizytę, jednak odkryłem coś, co może cię zaciekawić. — Zaczął policyjny mech, faktycznie zaciekawiając byłego gladiatora.
— Mam nadzieję, że będzie to czegoś warte, bo przysięgam, że jeśli budzisz mnie z głupotą, to noc spędzisz w jednym z Ziemskich oceanów. — Odpowiedział i odsunął się. — Wejdź.
Czy Megatron właśnie zaprosił go do swojej kwatery? Ma się cieszyć czy bać? Że też kopnął go zaszczyt.
Wszedł do środka, zachłannie łapiąc każdy, najmniejszy szczegół kwatery swego przywódcy. Była obszerna, ogromną, idealna dla rozmiarów tak wielkiego mecha jakim jest Megatron. Była zadbana, idealnie oświetlona i taka schludna. Coś, czego szczerze niespodziewał się po tak brutalnym decepticonie. Spodziewał się raczej czegoś- A właściwie czego? Przecież to jest sam Pan i władca decepticonów, wiadomo, że jego kwatera wygląda jak wyciągnięta z jakiegoś katalogu Ikea.
— Więc co to za odkrycie, przez które mnie budzisz?
Barricade z początku nie odezwał się, tylko wyciągnął swojego data-pada na którym dalej miał odpalony artykuł z ludzkiego internetu i odwrócił ekran w kierunku lorda. Megatron przyjżał się dokładnie małemu ekranikowi, zachłannie pochłaniając każdy szczegół tych kolorowych pikselików, tworzących obraz.
Czy to jest to, co widzi? Czy on DOBRZE widzi? Nie, nie możliwe. Szczątki predacona na Ziemi, w dodatku predacona który łudząco przypomina femme, którą tak zajadle próbuje pojmać i poddać bolesnej każe. Może to inna odmiana? Bardzo podobna?
Tylko jak?
Jakim, na Primusa, cudem?
Czaszka jest za duża, aby należała do niej, więc pewnie przez te kilka miesięcy jeszcze nie zdążyła zdechnąć, więc do kogo? Tyle pytań, a brak jakichkolwiek odpowiedzi. Zapewne jak już nadejdą - o ile nadejdą - przyniosą ze sobą jeszcze wiele więcej dodatkowych pytań.
— No brawo Barricade, wyjątkowo żeś spostrzegawczy, jak się wystarczająco postarasz. — Zaczął chwalić mniejszego mecha, jednak pochwała miała jakąś dziwną nutę sarkazmu w sobie. — Zajmiemy się tą sprawą nad ranem, pomyślę co z tym zrobić i skonsultuje się z Shockwavem. Czekaj na moje rozkazy, gdyby okazało się że takich dziwności jest więcej.
Barricade skinął głową i nim zdołał coś powiedzieć lub zrobić coś więcej niż wycofanie się z kwatery, Megatron zatrzasnął drzwi mu praktycznie na twarzy. Niby zadowolony, pochwała wleciała na konto, ale widać że zirytowany.
Nie dziwi mu się, w końcu obudził go w środku nocy, ale na jego własne szczęście, nie była to głupota i Megatron faktycznie zaciekawił się. Teraz tylko czekać na dalsze rozkazy.
.
Jak obiecałam, rozdział jest dłuższy i w sumie tyle, nie wiem co mogę tu więcej napisać. Może to, że kolejny znowu prawdopodobnie będzie krótszy, chyba że w ostatniej chwili postanowię dodać jakiś wątek totalnie z dupy, tak jak w tym xD
.
☀️ Sunstreaker ☀️
Wasze prośby zostały wysłuchane 😌
Oto Sunny i jego piękna, promienna mordka. To nie będzie chyba za duży spoiler, że w kolejnym pojawi się jego brat? XD
.
Słowa: 3257
.
📊 Size chart 📊
Nie pobrałam se przed tym jak wstawiłam dwa kolejne boty więc musiałam zakryć żeby spoilerów nie było xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top