Rozdział 21 • Miniconowy Problem cz.3
Yoru stała na środku pokoju Jazza, a wokół jej głowy ósemeczki robiła sobie Laserbeak, nie przejęta zupełnie niczym. Beztroska, mała ptaszyna.
Większość mebli była już w znacznym stopniu obdrapana przez ostre niczym brzytwy pazury minicona. Nah, jak ktoś zapyta, to zwali się na Yoru. Ona też ma ostre pazurki.
Femme spojrzała na radośnie latającego ptaszora, który wracał co jakiś czas w ramiona mecha po kawalątek przysmaczka. Łapała go w dziub, szybko zjadała i odlatywała znów bawić się w powietrzu.
Z jej skrzydłem było już znacznie lepiej, odpoczynek i odpowiednia opieka pozwoliły jej szybko wyzdrowieć, a co za tym idzie, można bez obaw ją oddać. Tylko właśnie, jak to zrobić? Jazz właściwie miał już pomysł.
— Czy ty dalej uważasz, że przetrzymanie jej tutaj, pozwolenie na dojście do siebie i oddanie spowrotem w ręce Soundwave'a to dobry pomysł? No wiesz, sytuacja jest trochę inna niż że mną. Ja zostałam, ona do nich wróci. — Słusznie zauważyła, na co Jazz machnął ręką.
— Pff, jasne że to głupie, ale co innego zrobię? No bo wiesz, dobro zawsze wraca, tak samo jak karma. Może kiedyś ona również się nam odwdzięczy?
— Ta, w twoich snach. — Pokręciła głową z lekka załamana. — Pomóc Ci się jej pozbyć?
— Nie mów tak brzydko do niej. — Skarcił ją pół serio a pół żartem. — Oddać jak już, nie "pozbyć". I nie, nie potrzebuje w tym pomocy, raczej sam powinienem sobie poradzić. Co złego może pójść? To nie tak, że oddaje minicona należącego do Soundwave'a, SOUNDWAVE'OWI, on mnie zabije- — Usiadł ciężko na krawędzi łóżka, a Laser podleciała obok niego i wskoczyła mu na kolana. Mech pogłaskał ją po dziobie i uśmiechnął się nieznacznie.— A może ją zatrzymamy?
— Pogieło?
— Dobra, dobra oddam ją... — Przewrócił swoimi błękitnymi optykami i ponownie stanął na równe nogi. — Tylko muszę ją jakoś przemycić do mostu ziemnego.
— A jak to zrobiłeś za pierwszym razem? — Przekręciła głowę, szczerze ciekawa jak udało mu się przemycić całego minicona, który jest prawie równie duży co ona sam.
— Cudem. Zaczekam aż się ściemni, większość botów pójdzie spać, tylko zostaje ostatnia kwestią. — Spojrzała na nią takim wzrokiem - mimo wizjera - że już było wiadomo, że zaraz o coś poprosi tą biedną femme. — Będziesz mnie kryć jakby coś się zaczęło sypać?
— To chyba jasne? — Uśmiechnęła się. — Przecież nie pozwoliłabym ci się wykopać. Tylko postaraj się to załatwić szybko, cicho i bez żadnej śmierci, okej?
— Masz to jak w banku.
.
Niewielki mech przemierzały przez las. Widoczność była znacznie ograniczona przez gęstą mgłe, bo jak na złość klimat zmienił się drastycznie parę minut po tym, jak przeszedł przez most ziemny. Z jasnego księżycowego blasku pełni, który odbijanymi od słońca promieniami tworzył mozaiki na pancerzu, do wilgotnej, prawie deszczowej pogody pełnej brudnobiałej mgły. Eh, znowu będzie trzeba się użerać ze rdzą po powrocie.
Laserbeak siedziała w jego ramionach. Nie widziało jej się latanie we mgle, ani tym bardziej bieganie za autobotem. Jego pięć kroków to tysiąc jej, przekleństwo krótkich nóżek. Nie zmieniało to faktu, że była bardzo zaciekawiona tym gdzie idą i wyciągała tą swoją dlugą szyję niczym żyrafa, sięgająca po najwyższe i najbardziej soczyste listki. Skanowała teren, można by przysiąc, że wypatrywanie kształtów w mgle było dla niej czymś w rodzaju rozrywki.
Taka gra "Myślę o", ale bardziej zmodyfikowana pod obecną sytuację i z samym sobą. Gdy wyłaniały się kontury drzew, wydawała z siebie cichutki pisk, natomiast gdy były to krzaki lub kamienie, zmieniała częstotliwość skrzeków na niższe i głośniejsze, zupełnie jakby mówiła co widzi. Jej mały, pierzastej ogonek merdał za każdym razem, gdy udało jej się dobrze odgadnąć obiekt we mgle, a chował smutno gdy nie podołała wyzwaniu.
Jazzowi trochę przeszkadzała jej gra, bo ogon cały czas gilgotał go po pancerzu, co straszliwie go rozpraszały. W pewnym momencie zatrzymał się i z cichym jękiem odstawił Laser na ziemię. Swoje to ona ważyła, a i w poruwnaniu do niego była na prawdę wielka.
— Ciężka jesteś, mała. — Westchnął łapiąc oddech. Położył obie dłonie na krzyżu i wygiął się do tyłu, rozprostowując obolałe kości. — Teraz musimy wykombinować jak sprowadzić tu twojego pana, jakieś pomysły? Może macie, nie wiem, jakieś czytanie w myślach czy coś?
Minicon spojrzał na niego jak na głupiego, przekręcając pierzastą głową w niezrozumieniu. O czym on, za przeproszeniem, pierdoli? Laserbeak czasem żałowała, że rozumie aż tyle słów cybertrońskiej mowy - w tym przypadku i ziemskiej, choć nie był to tak pokaźny słownik. Czasem po prostu gubiła się w tym co słyszy, tym bardziej gdy są to dziwne, niezrozumiałe dla jej ptasiego móżdżku słowa.
Jazz rozejrzał się po okolicy i co widzi? Jeśli odpowiedziałeś mgłe, to gratuluję! To świetna odpowiedź! Nie było widać żadnej poprawy, pogoda jak była do dupy, to nadal jest i nie ma szans na to, aby poprawiło się w najbliższym czasie.
Aktualnie jedynym planem jest czekać i mieć nadzieję, że decepticony wyłapią sygnał Laserbeak i Soundwave zam tu przyjdzie. W najgorszym wypadku sygnałem jaki uda i się złapać, będzie sygnał Jazza, a wtedy będzie miał spory problem. Po autobota wyślą całą kompanie, po minicona jedynie jego właściciela.
Na szczęście opcja numer dwa okazała się tą prawdziwą, bo po godzinie czekania i kręcenia się w kółko we mgle wraz z ptaszorem, dźwięk silnika i pracy ciężkiego wozu dobiegł do audio bota. Ktoś się zbliża, a tym nieznajomym musi być Soundwave. Pewnie szybko zauważył sygnał Laserbeak i popędził jej na ratunek.
Gorzej, jeśli okaże się, że to nie on. Albo lepiej? Teraz nawet nie wiadomo, która opcja jest bardziej korzystna. Jazz czekał, aż ciemny obrys opancerzonego samochodu pokaże się na horyzoncie, jednakże z nim pojawiło się coś jeszcze. Błysk. Niewielki, ale na razie. Z każdym metrem stawał się nie o tyle co większy, a intensywniejszy. Blask nawet zdołał na chwilę oślepić autobota, jednak szybką reakcja uchroniła jego cztery litery przed przejściem na drugą stronę.
Szybko złapał Laserbeak niczym wygłodniały pies indyka na świątecznym stole i wystawił ją przed siebie, aby pokazać decepticonowi, że posiada coś co należy do niego. Udało się, bo blask zniknął a zarys zanikł na chwilę, dokładnie przed tym jak znów pojawił się kilka metrów od Jazza, wyskakując z mgły jak wściekła bestia. Silnik zaryczał, a sporych rozmiarów działo na dachu obserwowało uważnie bota, wraz z miniconem na jego rękach.
Laser zaskrzeczała radośnie, widząc znajomy jej lakier i liczne zadrapania i blizny na pancerzu, których była autorką. Nie śmiała się jednak wyrwać co dziwne, grzecznie czekała w uścisku autobota, czekając aż jej papcio sam ją odbierze.
Dźwięk transformacji przeciął wilgotne powietrze, gdy wóz zatrzymał się. Już za chwilę przed nimi stanął Soundwave i o zgrozo, ale w mgle wyglądał jeszcze groźniej. Zabójczo można by powiedzieć.
Jazz dłuższą chwilę przyglądał się decepticonowi, to pierwszy raz gdy stanął z nim oko w oko, sam na sam. Znaczy, jasne, parę razy już się to zdarzyło, ale gdzieś w głowię zostawała myśl, że gdzieś niedaleko ma wsparcie, a teraz nawet tego nie ma. Aj cholera, a mógł zabrać ze sobą Yoru, choć ryzykowałby wtedy sprowokowaniem albo jej, albo Sounda, a to byłoby tragiczne w skutkach.
Ale co teraz? Już tu jest, musi mu oddać ptaka - to nadal okropnie brzmi - tylko co powiedzieć? Musi coś mówić? Na pewno musi coś powiedzieć.
— Emm, chyba znalazłem twoją zgubę. — Zaczął głośno przełykając ślinę, wystawił ręce do przodu, oddając tym samym ptaszynę.
Sound w tempie ekstremalnym odebrał Laserbeak i dokładnie ją obejrzał, aby upewnić się, że nic jej nie jest. Wyglądała w porządku, zachowywała się... w miarę w porządku, pomijając to że dała się nosić tak autobotowi, co do niej jest właściwie bardzo podobne. Ten minicon ma serduszko że złota i jedyne do czego się nadaje, to do obserwacji i zwiadów z góry.
— Gdzie jest haczyk. — Odezwał się w końcu decepticon, a jego niski, groźne brzmiący głos wywołał niemały dreszcz u dwa razy mniejszego bota.
Jazz wziął mały wdech.
— Nie ma, po prostu oddaje ci twojego minicona, o-okej? Wtedy na biegunie znalazłem ją w śniegu, moi musieli ją zestrzelić i nie chciałem jej zostawić, a-a wiem jak silna jest więź z miniconem i-
— I co? Postanowiłeś mi ją tak po prostu oddać? — Zapytał, a jego ton stawał się coraz groźniejszy. Nie wierzyła mu, był pewien za motywami autobota kryje się coś więcej.
Prawda była taka, że Jazz serio chce ją oddać bezinteresownie. Zależało mu, aby minicon czuł się dobrze. Ona nikomu nie zawiniła, po prostu trafiła na decepticony, ale właśnie ten con który przed nim stoi, opiekuje się lepiej niż nie jeden człowiek swoim zwierzakiem. Nie było potrzeby oddawać jej w ręce sprawiedliwości, lub co gorsza zgasić. Najlepszą opcją wydawało się zwrócenie jej po zapewnieniu odpowiedniej opieki.
A i może trochę się już przywiązał do tego przerośniętego gołębia?
— Tak, bo wiem, że więź z miniconem jest silna, a taka rozłąka może zaszkodzić i tobie i jej... Głównie jej- — Poprawił się szybko. — Dlatego oddaje ją bez żadnych haczyków, podstępów ani nic. Weź ją i opiekuj się nią. — Postarał się aby jego ton był wypełniony pewnością siebie.
Soundwave milczał, analizował każde słowo bardzo uważnie i próbował wyczuć jakiekolwiek kłamstwo, ale... Nie mógł się skupić. Laserbeak dawała mu dziwne sygnały, zupełnie jakby chciała go przekonać co do prawdomówności i dobrych chęci autobota. Zaczął coraz bardziej mieszać się w swoich myślał.
Może mówi prawdę? Wygląda na to, że Laserbeak mu ufa, może on też powinien? Nie! Przecież to autobot, a on jest decepticonem, nie ma tutaj mowy o zaufaniu. Jednak czy tak czy siak ma u niego dług wdzięczności za pomoc jego jedynej przyjaciółce.
Może i jest z niego kawał cona, ale nie chuja. Odpuści mu ten jeden raz, nie będzie próbował go zabić lub złapać i zanieść Megatronowi, to byłoby nie w porządku. Zaopiekował się Laserbeak, to się liczy...
— Wierzę ci. — Odpowiedział prostując się dumnie z zamiarem odejścia, jednak nawet on musiał zatrzymać się jeszcze na chwilę widząc minę autobota.
— N-naprawdę? Wierzysz mi? Ty mi wierzysz? I co, nie będziesz próbował mnie zamordować? — Zapytał, jedynie naciągając swoje szczęście.
— Laserbeak by mnie zabiła gdybym coś Ci zrobił. — Odwrócił się, jednak zatrzymał na jeszcze małą, krótką chwilę spoglądając na niego kątem optyki. — Masz szczęście, że cię polubiła.
Mówiąc to decepticon zniknął z gęstej mgle, odchodząc w swoją stronę. Teraz najważniejsze było, aby odstawić Laser na statek i pozwolić jej odpocząć. Za dużo miała ostatnio atrakcji, na pewno jest zmęczona.
Hm, nie poszło tak źle. Nadal żyje. Jest cały i zdrowy. Ptaszor oddany. Można by uznać tą misję za udaną. Teraz tylko powrót, dobre stanie i udawanie, że nic się nie stało i w bazie na pewno nie było cona. Byle by Laserbeak faktycznie okazała się w pożądku i jutro nad ranem do drzwi zapuka Megatron z kawalerią. Optimus chyba specjalnie by poprosił go, aby poczekał ze swoim mordowaniem, bo sam ma egzekucję w planie. Prime może i jest w porządku, ale każdy ma swoją cierpliwość, nawet on.
CHWILA MOMENT, CZY SOUNDWAVE POWIEDZIAŁ, ŻE LASERBEAK GO POLUBIŁA? Zaplusował u kolejnego cona! Hah, on to ma ten urok osobisty i zajebistą charyzmę.
Z uśmiechem na twarzy, Jazz wykonał szybki telefon do Yoru i z radością w głosie, poprosił o most ziemny. Domyśliła się, że plan poszedł idealnie, skoro A. Nadal żyje i B. Ma tak dobry humor po spotkaniu z conem. Aż dziwne. I lekko podejrzane-
Ale kim ona jest żeby oceniać?
Jazz opowiedział po krótce jak wyglądało przekazanie Laserbeak, dokładnie mówiąc o szczegółach tego krótkiego, aczkolwiek bardzo emocjonującego dla mniejszego bota spotkaniu. Sam na sam z Soundwave'em i w dodatku Laserbeak go polubiła! To wielki krok do robienia nowych znajomości, choć tą znajomość ciężko będzie zrobić... Ale z predaconem się udało, prawda? Prawda! W teorii nie-predacon powinien być prosty.
Widać, że był niezwykle podekscytowany tą myślą, jednak jego radość potrwała do momentu, gdy przypadkowo wpadli na pewnego, z lekka marudnego i wiecznie niezadowolonego mecha. Nie, nie chodzi o Ratcheta, choć on również pasuje do tego opisu. Mowa o Prowlu, który ostatnio cały czas pojawia się w tym samym miejscu co femme, która widząc go, jako pierwsza pochmurniała.
— Co tu robicie tak późno? — Zapytał wcalezl-nie-miło, co właściwie było normalką.
Jazz już chciał odpowiedzieć, znaleźć jakieś dobre kłamstwo, jednak Yoru uprzedziła go, nie pozwalając na jakąkolwiek wypowiedź.
— O to samo możemy zapytać ciebie. — Skrzyżowała ręce na piersi, a jej ogon machnął dość agresywnie na prawo, prawie zderzając się że ścianą. Od ostatniego incydentu z Prowlem, była do niego nastawiona w trochę bardziej bojowym nastawieniu niż wcześniej. Starała się wypierać złe myśli, tak jak zawsze próbowała, ale nie udawało jej się to. Niby chciała go lubić i serio próbowała, ale z drugiej strony coś mówiło jej, że chyba nie warto.
— Co to za ton?
— Do ciebie? Normalny. — Zawarczała. — Co chciałeś?
— Nic, przypadkiem na was wpadłem, ale skoro już tak się stało, to miałem do ciebie sprawę. Przyjdź jutro do mnie o osiemnastej, równo osiemnastej. — Oznajmił i nie czekając na odpowiedź, negatywnej czy pozytywnej, odszedł w swoim kierunku.
Yoru przez chwilę odprowadzała go wzrokiem, obserwowała jak dobrze zbudowana sylwetka mecha znika z każdym krokiem w ciemnym korytarzu. Wtedy też Jazz postanowił ponowić próbę odezwania się.
— Co tu właściwie zaszło? — Zapytał, zerkając na Yoru, która dalej patrzyła na miejsce w którym ostatni raz widziała Prowla przed tym, jak zniknął za zakrętem na końcu korytarza. Jej ogon machał na boki z taką dziką agresją, którą najchętniej by teraz na kimś wyładowała.
— Ostatnio nie potrafimy się dogadać. Nie ma czym się przejmować, załatwię to jutro. — Stwierdził, zastanawiając się o co może mu tym razem chodzić.
Nie ma sensu teraz się tym przejmować, do godziny spotkania jeszcze szmat czasu, choć gdy ten czas już nadejdzie, oby Primus dał jej cierpliwości, bo jak da jej siłę, to kogoś rozszarpie.
.
SPÓŹNIŁAM SIE, NIE WIDZICIE TEGO. Dzisiaj krótrzy, poprawiany z telefonu rozdział, ale planuje kolejny zrobić dłuższy.
.
Słowa: 2252
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top