Rozdział 20 • Miniconowy Problem cz.2
Gorące, tak paskudnie gorące pustkowie... Piach, pełno go wszędzie, a i po powrocie zapewne będzie się go z podłóg bazy zbierać tonami przez kolejny miesiąc. Pustynia. Znienawidzona równie bardzo co klimaty w drugiej skrajności. Że też Ziemia nie mogłaby się zdecydować, czy ma być ciepła, zimna, czy umiarkowana.
Zmęczony Jazz szedł na końcu grupy, idąc z Sideswipem na samych tyłach, który również został wciągnięte w długi, nieprzerwany marsz po pustyni. Sunstreaker szczęściarz, na jego szczęście nie musiał z nimi iść. Pięćdziesiąt stopni w pełnym słońcu, bez nawet choćby przerwy czy zwykłego, głupiego cienia. A czemu to tak? A bo coś się Prowlowi ubzdurało, a przecież jego słowo jest świętością i trzeba się go słuchać. Nie wiadomo po co tak naprawdę to wszystko, bo nie raczył nawet wyjaśnić swoich planów, co jedynie potęgowało zaniepokojenie zebranych.
Zabrał ze sobą również Yoru, co szczerze nie podobało się Jazzowi, bo jako jej opiekun uważał, że wystawianie jej na jakiekolwiek niebezpieczeństwo było zwykłą głupotą. Ona sama pewnie nie chciała więcej nieprzyjemnych interakcji z decepticonami, skoro dalej jest na celowniku i prędko się to raczej nie zmieni.
Ale przecież tego upartego stratega nic to nie obchodzi, będzie stać przy swoim. Widać, że czegoś od niej chce. Tylko czego... Nawet za szczególnie się z tym nie kryje. Odkąd predaconka dołączyła do drużyny, Prowl zaczął za nią chodzić, uczepił się jak rzep psiego ogona i tylko ci którzy wystarczająco się temu przyglądają, zauważą że coś faktycznie jest na rzeczy.
Nawet teraz idą we dwójkę oddaleni o parę ładnych metrów, chociaż to wygląda bardziej na kontrolę, niż przyjacielski spacerek. Jazz chyba jako jedyny to zauważył i nie podobało mu się to. Czy był zazdrosny? Nie, o co niby? A może to coś innego.
— Hej, Jazz. Pytanko. — Przerwał mu szeptem przemyślenia Sides. Mech odwrócił się w jego kierunki i z wielkim zapytaniem wymalowanym na twarzy czekał na to "pytanko". — Ale tak szczerze, bez ściemy. Czy ciebie i Yoru coś łączy, że tak za nią latasz?
— Co takiego? — Słysząc to pytanie zapowietrzył się lekko. Niedowierzał w to co słyszy, co to za głupie pytanie? On za nią lata? Niby kiedy? Tylko się troszczy o nową.
Czy to naprawdę wygląda tak, jakby za nią latał? Laserbeak tak samo traktuje.
Mówiąc już o Laserbeak, ptaszor został sam w pokoju o czym Jazz również cały czas myśli. Cały czas zastanawia się, czy zostawienie jej samej jest dobrym pomysłem. Ufa, że nic tam nie nawywija, ale z drugiej strony to decepticon. Minicon i to w dodatku minicon SOUNDWAVE'A.
Czy jest tu w ogóle jakaś mowa o zaufaniu?
— No czy wy coś ten ten, no wiesz. — Dopytał, a żeby lepiej przekazać treść postanowił zademonstrować dłońmi pewien mały, bardzo dziecinny znak.
Jazz widząc to mentalnie strzelił sobie w łeb, a następnie wyobraził jak robi to jemu. Co to za insynuacje?
— Nie, nie sypiamy ze sobą. Co to za pytanie niedorzeczne? — Oburzył się lekko, albo i raczej BARDZO Jazz. — Nawet jeśli, to nie twój interes.
— Spokojnie, Jazz. Nie denerwuj się. — Uśmiechnął się Sides rozbawiony taką reakcją. — Tak tylko zapytałem z ciekawości. Wiesz, boty mówią.
Domyślał się, że coś jest na rzeczy skoro tak zareagował, jednak nie wiedział, że rozkojarzenie i zdenerwowanie kolegi, spowodowane jest miniconem którego zabrał do bazy. Z minuty na minutę, coraz bardziej stresowała go obecność Laserbeak bez jakiegokolwiek nadzoru. Czy dobrze zrobił? Nie chciał, żeby miniconowi coś się stało i dalej uważa, że zabranie jej było najbardziej odpowiednie.
Modlił się w duchu, żeby po powrocie nie zastać jakiegoś kompletnego bałaganu w bazie, bo jeśli ktoś się dowie... Oj będzie źle.
— Przestań słuchać głupich plotek. — Było jedynym, co odpowiedział i zakończył temat. Teraz są ważniejsze rzeczy do roboty, na przykład dowiedzenie się gdzie i po co idą.
Dowiedzenie się jednak tego nie będzie prostym zadaniem, zważywszy na to, że ich przewodnik jest teraz zajęty czymś innym. Albo raczej kimś innym.
Yoru szła lekko skulona tuż obok Prowla, bojąc się odezwać. Po tej ostatniej akcji której stratega był świadkiem, obawiała się co może sobie teraz o niej myśleć. Albo co zrobi z tą wiedzą. Wykorzysta ją jakoś? Będzie szantażować? U conów takie zagrania były normalką. Ale nie. Ten milczał, nie chcąc odezwać się nawet słowem o tym co wtedy zaszło, zupełnie jakby o tym zapomniał.
W końcu wszyscy zatrzymali się na sporym terenie otoczonego żywymi, pomarańczowymi skałami, pnącymi się w górę na kilkanaście ładnych metrów. Prowl odwrócił się w stronę Jazza i Sideswipe'a chcąc wydać im rozkaz, aby zaczęli kopać w poszukiwaniach energonu, a następnie odwrócił się w stronę Yoru.
— Idziesz za mną. — Odpowiedział bardzo krótko i nie czekając na odpowiedź werbalną czy niewerbalną, podążył w stronę małego otwarcia, które prowadziło w pustynny kanion.
Yoru przez chwilę stała i cicho analizowała jego słowa, a także próbowała przewidzieć zamiary. Czemu chce ją widzieć na osobności? Czemu nie chciał z nią pogadać w bazie i dodatkowo zabierał towarzystwo? A może ma dla niej specjalne zadanie? Tyle pytań, a odpowiedzi jak nie było tak nie ma.
Femme podążyła za strategiem, a po chwili jej lekko błyskający w słońcu, matowy, szary lakier zniknął za bladopomarańczową skałą. Było wystarczająco dużo miejsca aby dorosły bot mógł się tam spokojnie przecisnąć, bez ryzyka zarysowania lakieru. Po kilku krótkich sekundach dogoniła mecha i wyrównała z nim kroku, czekając na to co powie. Nie chciała pierwsza się odzywać.
Żadna konwersacja, miła czy nerwowa nie nadchodziła jeszcze przez dłuższy czas, gdy Prowl prowadził ją w głąb kanionu. Im dalej tym otwarcie nad ich głowami robiło się coraz mniejsze, a promienie słońca nie miały już tyle miejsca, aby przebijać się przez szczelinę. Robiło się ciemniej i zimniej z każdym krokiem, a cisza dodawała niepokoju całej tej przechadzce.
— Jak się czujesz? — Zapytał, przerywając w końcu ciszę.
Yoru zdrygnęła się nieznacznie słysząc niski, poważny głos mecha. Spojrzała na niego niepewnie i spostrzegła, że ten zerkał na nią przez cały czas, jakby chciał się upewnić, że dalej za nim idzie.
— D-dobrze?
— Nie brzmiało to przekonująco. — Stwierdził, choć bardziej dla samego siebie niż niej.
Femme zmarszczyła brwi. Ten mech... zaczyna ją coraz bardziej intrygować. Wcześniej wydawał się taki... No właśnie, jaki? Wtedy po tej nie przyjemnej sytuacji, wydawało by się że wręcz ją pocieszał, starał aby jej nerwowość ustała, a teraz? Znów powrócił do tego swojego paskudnie poważnego tonu.
— Po co o to pytasz? — Miała nadzieję na konkretną odpowiedź, jednak oczekiwała za dużo.
— Rozmawiałaś już z Jazzem?
— Nie... Nie ma kiedy. — Skłamała. Tak naprawdę bała się reakcji, nie chciała mieszać w nic poważniejszego nikogo więcej. Nie było takiej potrzeby, martwiłaby go jedynie, a zmartwień ma już wystarczającą.
Opuściła lekko uszy, jednak po chwili wróciły do stania na baczność w gotowości, gdy poczuła mocny chwyt na ramionach, po którym nastąpił ból w plecach. Głośny odgłos osuwających się luźniejszych kamieni z ściany kanionu dobiegł do jej audio, a po tym jak mech przycisnął ją do chłodnego kamienia. Spojrzała na niego z początku przerażona, nie wiedziała o co mu chodzi i nie miała pojęcia, co będzie chciał zrobić.
Patrząc na to jak mocno ją chwycił, to raczej to nie było nic przyjacielskiego. Prowl stał dumnie wyprostowany - jak zwykle - a na twarzy widniał poważny wyraz z nutą irytacji. No świetnie, czy ona coś znowu zrobiła nie tak?
Kogo chce oszukać, ona zawsze robić coś nie tak. Jest jedynym żywym predaconem o którym wiadomo, a nawet Megatron jej się w końcu pozbył, taka to z niej "groźna bestia"...
— Yoru weź się w końcu w garść! — Wręcz zawarczał na nią rozeźlony, tracąc resztki swojej cierpliwości. — Kryje cię po to, byś się w końcu ogarnęła, ale nie będę robił tego w nieskończoność. Jak Prime dowie się o mrocznym energonie to się ciebie pozbędzie.
— A-ale jak ty-
— Skąd wiem? Nie jestem głupi, Yoru. Dobrze wiem, że ten twój *incydent* był nim spowodowany, wiedziałem już przed nim. — Odpowiedział szybciej, niż zdążyła w ogóle zapytać.
Yoru przez chwilę stała tak w bez ruchu - nie żeby i tak mogła się ruszyć - i myślała nad jego słowami. Znów zmarszczyła brwi.
— Prime wie. — Odpowiedziała, starając się na jak najpoważniejszą mimikę jaką tylko może.
— Pri- Prime wie? — Zaskoczyła go odpowiedzieć jaka wyszła z jej ust. Więc Optimus już wie? I nie raczył podzielić się z nikim tą wiedzą? Trzymanie predacona z jakąś mroczną wścieklizną w bazie jest niczym mądrym.
— Nie musisz mnie już próbować szantażować. — Odwarknęła cicho.
Mech uniósł brwi w zdziwieniu.
— Nie próbowałem, tak tylko wtedy powiedziałem... — Puścił ją w końcu łaskawie, a predaconka odbiła się od kamiennej ściany z jękiem. Złapała się za plecy, chcąc trochę rozmasować ból.
— Ale chciałeś spróbować, po to mnie tu przyprowadziłeś? Nie udało Ci się... — Jęknęła cicho, prostując się że zgrzytem w kręgosłupie. — Nie jestem tak głupia za jaką mnie uważacie. — Dopowiedziała z cichym warkiem.
Prowl Westchnął cicho, zauważając swój błąd. Tak, faktycznie miał w planie ją może troszeczkę zaszantażować ALE w dobrej sprawie! Chciał wydusić z niej - trochę siłą - resztki potencjału, który na pewno gdzieś głęboko ukrywa. Chciał sprawić, aby ten predacon znów stał się groźny i użyteczny, a nie wiecznie przygnębiony i ciapciakowaty.
— Wiem, wiem... Nie jesteś głupia, nawet tak przez chwilę nie myśla- — Przerwał wraz z momentem, w którym poczuł, jak dłoń femme uderza go z całej siły w bark. Z początku chciał się na nią zezłościć, ale zasłużył sobie za te nędzne próby kontroli kłamst.
Yoru nic nie powiedziała, ale jej groźnie wyglądająca miną była wystarczająco przekonującą. Więcej niż tysiąc słów, nie musiała się w ogóle wypowiadać.
— Zacznijmy od początku. — Rzucił nagle, co trochę zrzuciło Yoru z tropu. Co to znaczy? Co on znowu próbuje ugrać? — Zapomnijmy o tym co się stało. Ja zapomnę o tym co widziałem, ty zapomnisz o tej rozmowie. Co Ty na to?
— Teraz próbujesz zamieść wszystko pod dywan? — Skrzyżowała na piersi ręce, unosząc brew ku górze. — Sprytnie... Ale nie ma mowy. Wiesz co ci powiem? Zaczynasz mi się coraz mniej podobać. — Stwierdził czym kompletnie Zaskoczyła Prowla, nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Miał nadzieję, że jednak przystanie na jego propozycje. — Słyszałam parę plotek na twój temat i nie były raczej dobre i wiesz co? Zaczynam w nie chyba wierzy- A ty gdzie idziesz?!
Nim zdążyła skończyć swoją wypowiedź, ten najzwyczajniej w świecie odwrócił się plecami i zaczął iść w głąb kanionu. Widok jego tyłów nie był niechciany, jednak w tej sytuacji wolałaby, aby od niej nie odchodził gdy jeszcze do niego mówi.
— Co? Dupka zapiekła? — Rzuciła, podążając za nim. — Możesz się łaskawie zatrzymać jak do ciebie mówie?!
— Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. — Jego ton zmienił się na oschły tak szybko, że Yoru domyśliła się, że faktycznie zapiekła go dupa. A więc obchodzi go zdanie innych? Sam nie potrafi się wpasować? Nie wygląda na mecha, który potrzebowałby towarzystwa lub chciał go.
— I co? Teraz zamierzasz się obrażać? Bo co? Bo niby ciebie obchodzi co myślą inni? — Ciche stukanie metalowych kroków próbowała nadążyć za niewiele większym mechem.
— Nie, nie obchodzi mnie to co myślą inni. — Odwarknęła jej, nie racząc spojrzeć na nią lub nawet zwolnić, przez co biedna musiała za nim gonić.
— To dlaczego uciekasz?
— Nie uciekam. — Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, intensywnie wywracając optykami aby pokazać, jak bardzo irytujące stało się jej gadanie. Yoru uniosła brew, czekając na jakąś konkretną odpowiedź. — Dobrze, dobrze, Przestań już tak na mnie patrzeć. — Westchnął. — Masz rację, chciałem cię zaszantażować, przyznaje się, ale w dobrej*sprawie. Potrzebuję predacona żeby znaleźć głębiej ukryte złoża energonu, masz świetne zmysły, kto jak nie ty sobie z tym poradzi? Energonu mamy coraz mniej, a decepticony zajmują coraz więcej łatwiej dostępnych złuż.
— To tyle? — Zdziwiła się. Szczerze nie takiej odpowiedzi się spodziewała, myślała, że chodzi o coś znacznie mroczniejszego. — To czemu nie poprosiłeś? Przecież zgodziłabym się, nie trzeba od razu zniżać się do szantażu. To po to nas tu sprowadziłeś?
— Tak, dokładnie dlatego... — Odpowiedział tym razem szczerze.
Tak, strasznie durne podejście. Wolał zniżać się do poziomu byle decepticona, niż najzwyczajniej poprosić o pomoc. Ten mech ma przeogromne ego, które nie pozwala na zwykłą prośbę o pomoc i tym bardziej przyznaniu się wprost, że faktycznie takie rozwiązanie byłoby znacznie prostsze.
Oboje trwali w dłuższej ciszy, Yoru nie chciała już bardziej Prowla dobijać swoim czepianiem się. Jest specyficzny, ciężko go zrozumieć i rozgryźć więc dogadanie się jest wyjątkowo ciężkim zadaniem.
Predaconka pokręciła głową z rozbawiony uśmiechem na twarzy. Z początku była na niego zła, na granicy ciężkiego pogniewania się, jednak teraz widząc jego zakłopotanie, rozśmieszyło ją to. Wybacza mu tym razem, bo w końcu to tylko głupie nieporozumienie.
Już parę razy pokazał, że mimo groźnej miny i poważnego nastawienia do tak naprawdę wszystkiego, można na nim polegać.
Strateg po jakimś czasie Oznajmił powrót do pierwotnego celu ich niewielkiej misji, gdzie Jazz i Sideswipe pracowali w pocie czoła, rzucając co jakiś czas pod nosem podwórkową łaciną. Ilekroć zdążyli odsłonić twardą skałę, sypki, palący piach zasypywał całą ich ciężką pracą.
Nie skomentowali powrotu ich znajomych, ani tego że poszli gdzieś we dwójkę, ani tego że zostawili ich samych i zarzucili najcięższą pracą. Yoru łaskawie dołączyła i niepewnie zmieniła formę na wielką jaszczura, której łapy były idealne do takich zadań. Z jej pomocą wszystko poszło znacznie szybciej i po pół godzinie, zdołali odsłonić piaskowiec pod nimi.
Tyle kopania tylko po to, aby odsłonić skały? A gdzie ten trudno dostępny energon? No tak, jest trudno dostępny więc pewnie, że nie będzie to takie proste. Predacon machnął parę razy masywnym łbem, aby dwójka botów odsunęła się na bezpieczniejszą odległość, a następnie, niczym śnieżny lisek szukający jedzenia pod grubą warstwą śniegu, wyskoczyła do góry i przednimi łapami uderzyła w, jak się okazuje, wyjątkowo kruchy piaskowiec.
Piaszczysta skałą popękała z charakterystycznym odgłosem, jak i z pustym niczym łeb nie jednego bota dźwiękiem, zdradziła pustą przestrzeń pod sobą. Po drugim uderzeniu, piaskowiec nagle runął w dół, ujawniając zapadlisko. Piach zaczął zsypywać się niczym wodospady z każdej strony na sam dół, tworząc niewielką górkę.
No proszę, tu się ukrył... Faktycznie ten energon jest wyjątkowo dobrze schroniony przez naturę Ziemi, decepticony albo jeszcze go nie odkryły, albo nie chciały męczyć się ze sprzeciwnościami zdradliwego pustkowia. Ale co to dla autobotów? Są wystarczająco zdesperowane, aby próbować.
Yoru zeskoczyła jako pierwsza, uderzając w szczyt piaszczystego wzniesienia, wyrównując jego czubek. Środek był ciemny, BARDZO ciemny. Nie było niczego widać na odległość większą niż parę metrów.
— Sideswipe, zostajesz ze mną. Będziemy pilnować terenu, decepticony mogły już złapać wydostający się sygnał energonu. — Oznajmił Prowl ku wielkiemu niezadowoleniu Sideswipe'a. Biedaczek wolałby już wskoczyć do tej dziury i łazić po kompletnych ciemnościach, niż siedzieć tu na górze z NIM. Ani nie można się rozluźnić, ani pogadać bo zaraz Pan "mam kija w dupie" będzie marudzić. — Jazz, ty i Yoru znajdziecie energon i go tutaj przyniesiecie. — Zwrócił się do mniejszego mecha. Jazz kiwnął krótko głową, na znak iż rozumie.
Mały, biały bot stanął nad krawędzią zapadliska i spojrzał w dół. No, dla tak dużego predacona wejście było łatwizną, on jakby próbował zeskoczyła to by pewnie złamał nogę, żebro i kręgosłup w pięciu miejscach. No ale raz się żyje. Powolutku, ostrożnie zeskoczył na dół, gdzie Yoru pod postacią wielkiej jaszczury pomogła mu stanąć na równych nogach. Po chwili wróciła do swojej humanoidalnej formy.
Oboje uruchomili znajdujące się na ich klatkach piersiowych reflektory trybu samochodu, rozświetlając te kompletne ciemności. Przed marszem w głąb, obkręcili się parę razy aby sprawdzić, czy aby na pewno teraz jest wystarczająco bezpieczny.
— No dawaj dawaj, idziemy mumii szukać. — Rzuciła bardzo dziwnie poważnie jak na nią predaconka. Jazz spojrzał na nią słysząc ten serio brzmiący żart i podążył jej krokiem.
Cisza długo nie trwała.
— Co chciał od ciebie Prowl? — Zapytał z ciekawości, jak i z najzwyklejszego zmartwienia. Możnaby było nawet pomyśleć, że ten niewielki mech jest o coś zazdrosny, ale prawda jest taka, że po prostu martwił się o tą lekko durnowatą jaszczurke.
Yoru z dnia na dzień można by przysiąc, że radzi sobie coraz *gorzej*. Ciągłe rozkojarzenie, lęki, niepewność... Nie są to typowe dla tego stworzenia cechy. Predacony powinne być pewnymi siebie, majestatycznymi kreaturami, ale nie chodzącą kulką pełną nerwów.
— Co chciał Prowl? Nic nie chciał Prowl. Po co pytasz? — Zamieszała się trochę, starając nie rozwijać tematu bardziej, niż jest to konieczne.
— Upewnić się tylko chciałem, że wszystko w porządku. Jesteś dzisiaj jakąś dziwna. Bez urazy- — Poprawił się szybko i nim zdołał powiedzieć coś więcej, Yoru go uprzedziła.
— Ja? Dziwna? Dzisiaj? Jazz. Ja od zawsze byłam dziwna. A teraz to w ogóle. — Przerwała na chwilę, chcąc znaleźć odpowiednie słowa do opisania sytuacji. Zatrzymała się, stając na chłodnym piaskowcu, z którego była zbudowana całą tą grota, w którą poprowadziło ich pustynne zapadlisko. — Nie mówiłam Ci, ale ostatnio stało się coś... Czego sama nie umiem wytłumaczyć. — Westchnęła jakby zmęczona tym wszystkim, pozwalając sobie na chwilę oddechu. Suchość panowała nawet pod ziemią, co jeszcze bardziej utrudniało skupianie się na tym, na czym powinna. — Powiem tak. Można powiedzieć, że zrobiłam się głodna, a vehicon wyglądał bardzo smacznie, wszystko widział Prowl, teraz chciał o tym pogadać, trochę się sprzeczyliśmy ale wszystko jest w porządku. Miałam ci powiedzieć już wcześniej, ale chyba rozumiesz, że ciężko jest mi o takim czymś mówić?
— Ooookej... chyba rozumiem? Znaczy, nic nie rozumiem, ale rozumiem cię. Kompletnie nie rozumiem. — Zmieszał się, ale szybko parsknął, zdradzając swoje niewielkie rozbawienie. — Oboje ostatnio weszliśmy w erę dziwności.
— To znaczy? — Spojrzała na niego, ruszając dalej z miejsca.
— Jakby to ująć... Przygarnąłem Laserbeak-
— Laser- LASERBEAK?! JAZZ CZY CIEBIE DO RESZTY POGIĘŁO?! Znaczy, mnie też przygarnąłeś i na dobre to wyszło, ALE LASERBEAK? PTAKA SOUNDWAVE'A? Nie czekaj, to źle brzmi- Jego papugę. Albo orła? Nie mam pojęcia czym jest ta przerośnięta kaczka. — Zaskoczyła ją to co słyszy, jednak nie sama Laserbeak jest tutaj problemem. Yoru dobrze wie, że Laser jest łagodnym ptaszorem i na prawdę przyjacielskim miniconem, nawet jak na decepticona, ale ojoj, jej panciuś to już inna historia. — I co jeszcze? Może następnym razem samego Soundwave'a przygarniesz?
— Mmm, nie przeszkadzałoby mi to, jakoś specjalnie. — Uśmiechnął się, jednak uśmiech szybko zszedł widząc minę Yoru, która dosłownie teraz wyglądała jak "._.". — Ranna była, co miałem zrobić, na śmierć ją zostawić?
— A jeśliby Laserbeak nie była tak przyjazna jaką jest i by komuś krzywdę zrobiła? Albo wysłała jakieś delikatne informacje do Nemesis? Pomyślałeś o tym?
— Jak ciebie przygarnąłem to nie myślałem o tym, więc jasne, że nie pomyślałem. — wzruszył ramionami.
— A gdzie teraz ona jest?
— Jak gdzie? W bazie.
— Czy ty ją zostawiłeś samą w bazie-
— Być może? Przecież sama mówiłaś przed chwilą, że jest przyjazna. — Uśmiechnął się półgębkiem.
— Przyjazna jasne, ale młoda i ciekawska. Jak ktoś ją zobaczy, to będziesz mieć przerąbane. Prime pewnie każe się jej pozbyć, a ciebie... A ciebie pewnie zabije za zabawę w schronisko.
— Nie jeśli się nie dowie.
— Uhu, oho, no proszę, jak niegrzecznie. Zatajasz takie rzeczy przed Primem? — Uniosła brew, na co Jazz Pokręcił chwilę wzrokiem po grocie.
— Właściwie to myślałem, żeby ją oddać. Upewnić się że aby na pewno nic nam nie zawinie, i oddać. Jedynie obawiam się spotkania z Soundwavem, chciałby to jednak przeżyć. — Oznajmił, tłumacząc swój jakże genialny plan.
— Aaaah, no i co? Oddasz Soundwave'owi ptaka, to dalej źle brzmi- I co? Myślisz, że z wdzięczności do nas dołączy? Soundwave to nie ja, on jest lojalny Megatronowi I nie ma takiej siły, która by sprawiła, żeby zmienił strony. Co jak co, ale ja cony znam dobrze, a napewno lepiej od was-
Hm, plan w sumie genialny. Durny jak chu- ale genialny. Jasne, Yoru ma pełno, ale to na prawdę BARDZO PEŁNO racji. Soundwave jest lojalny niczym dobrze tresowany pies, tak łatwo od Megatrona nie odejdzie, nie ważne co. Jazz teraz pcha się w paszcze lwa, w pewną śmierć, może I z nią mu się udało, ale że Soundwave? Nie, to głupie.
Jednak gdyby sobie tak pogdybać, Soundwave-autobot byłby tak zacnym dodatkiem do drużyny, że ło panie. A jak Megatron by się zdenerwował? Bezcenne. Ale ale, jego lepiej już bardziej nie denerwować, bo jak się w końcu wkurzy, to biada wszystkim.
— To się nie stanie, a szkoda. Przydałby się nam ktoś taki jak Soundwave. — Odpowiedział szczerze, a Yoru zamilczała na chwilę. Oj Jazz bardzo chce chyba przyprowadzić kolejnego cona do bazy, Oj bardzo.
Femme nawet nie zdążyła znaleźć dobrej odpowiedzi na to co właśnie usłyszała, bo światła ich reflektorów zgasły nagle. Oboje zatrzymali się, jednak Jazz z cichym "oof" wpadł na plecy Yoru, nie zdążając wystarczająco szybko wyhamować. No tak, to jeszcze nie jest koniec niespodzianek na dziś.
Ciemność pochłonęła całe podziemia, nawet predacon z wzrokiem nocnego łowcy nie był w stanie niczego dotrzeć, a Jazz nie posiadał niestety w wizjerze noktowizji. Eh, bez tego może sobie jakoś poradzą. Jednak pytanie brzmi, kto zgasił światło?
— Chyba się zbliżamy. — Rzucił Jazz, wymijając femme, przy okazji zderzając się z nią poraz kolejny.
Faktycznie zbliżali się do celu. Im dalej w głąb, tym grota rozświetlała się błękitnym światłem, aż w końcu bwójka botów dotarła na miejsce ekspedycji. Wychodzą zza zakrętu i omijając kilka większych i mniejszych, luźnych skał, ich oczom ukazał się sporych rozmiarów kryształ energonu.
No no, Prowl miał rację z tymi ukrytymi złożami - Ale skąd on o nich wie? Ten mech ma jeszcze sporo tajemnic, które zapewne za szybko na światło dzienne nie wyjdą.
Teraz zadanie pójdzie szybciutko, raz dwa i po kłopocie, można wracać. Yoru wróciła do czworonożnej formy i z użyciem niewielkiej siły i pomocy - równie niewielkiej - że strony Jazza, przytargała kryształ prosto pod wielkie dziursko, którym przyszli. Coś jednak było nie tak... Jest cicho. Za cicho.
Jasne, Prowl pewnie nie jest jakoś za szczególnie rozmowny, okej, ale że Sideswipe nie nadaje? Aż tak się go boi? Gardłowy, niski warkot wyrwał się z gardzielą bestii, wskazując na to, że coś nie gra. Jazz szybko podłapał, bo siedział cicho i przygotował broń palną w pogotowiu.
Yoru postanowiła wyjżeć, sprawdzić co się dzieję, czy Chłopaki nie potrzebują z czymś lub kimś pomocy. Decepticony? No tak, przecież sygnał zaczął się już ulatniać, a cony jak to cony, albo będą chciały zająć tą miejscuwkę, albo puścić ją z dymem tylko po to, aby autoboty nie dorwały się do tak cennego surowca, jakim jest energon.
Predacon wyskoczył nagle na powierzchnię zostawiając swojego mniejszego kompana w dole. Najpierw musiała sprawdzić co się dzieję i czy aby napewno okolica jest bezpieczna. Szybko transformowała.
— Czego tak cicho tu siedzicie? — Zapytała, na co Prowl szybko przyłożył sobie palec do ust, na znak ciszy. Palcem wskazującym pokazał ku niebu, a femme spojrzała w tamtym kierunku.
— Decepticony już wysłały patrole. Macie energon? — Zapytał półszeptem, na co Yoru kiwnęła głową na potwierdzenie. — Dobrze, wyciągnijcie go szybko i wracamy, lepiej żeby nas nie zauważyli.
Femme znów kiwnęła, tym razem aby potwierdzić to, że rozumie rozkaz i za chwile już znalazła się znowu pod postacią bestii nad otworem w ziemi, aby pomóc Jazzowi wyciągnąć kryształ, jak i jego samego. Vehicoński patrol z każdą chwilą krążył coraz bliżej i niżej ich pozycji, jednak ku szczęściu autobotów, nie wykryli ich w porę i misja zakończyła się sukcesem.
Po wykonanym zadaniu i słownym poklepaniu przez Prime'a po ramieniu za kawał dobrej roboty, nawet jeśli jest nie takich pokaźnych rozmiarów, Yoru zatrzymała Jazza na korytarzu tuż przed drzwiami do głównej sali. Wpierw mech nie wiedział o co jej chodzi jednak domyślił się szybko, że chodzi o ten mały problemik w jego kwaterze.
— No chodź ty mały głupku, zobaczymy co da się zrobić z tym twoim ptaszorem...
.
Myślałam, że w życiu tego rozdziału nie skończę.
Dzisiaj i jutro arta nie będzie, z lekka źle się czuje, zatrułam się czymś albo tasiemca zjadłam, idk. Kolejne rozdziały powinny już mieć, jednak nie wiem za kogo się zabrać.
Możecie mi powiedzieć kogo chcecie zobaczyć z moim wykonaniu to zobaczę co da się zrobić.
.
Słowa: 3870
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top