Rozdział 41 • Zagrożenie cz.1

Dwójka seekerów siedziała cicho nad krawędzią urwiska. Długa, kilku godzinna rozmowa sprawiła, że obaj "zmiękli", co najbardziej widoczne było w Starscreamie.

Ten zazwyczaj marudny con wyglądał teraz, jak gdyby szczerze wziął sobie wszystko do iskry. A może po prostu zrozumiał, jak bardzo brakowało mu jego dawnych kompanów?

Gdy po jakimś czasie samotnej rozmowy z Jetfirem, dołączył do nich Thundercracker, poczuł się jakby wszystko było po staremu. Niebieski seeker stał trochę bardziej z tyłu, nie chcąc przeszkadzać, ale i tak jego obecność była wystarczająca... Zrobiło mu się aż głupio, że zawsze ich tak źle traktował, gdy jeszcze był z decepticonami.

Wyżywał się po złych dniach Megatrona, chcąc poczuć wyższość, że jest taki ważny. Chciał, aby go szanowano, ale nieświadomie robił wszystko tak, że skutki były odwrotne do zamierzonych. Czy teraz to wie? Oczywiście, ale czy coś by zmienił? Być może. Szanse są bardzo małe.

- Właściwie to jak to jest, że Megatron jeszcze cię nie zgasił? W ogóle wie, że tutaj jesteś? - zapytał nagle Thundercracker, mając dość stania jak ten słup.

Starscream w odpowiedzi wzruszył ramionami.

- Nie wydaje mi się, żeby wiedział. Gdyby tak było, już by urządził obławę. - Prychnął, krzyżując ręce na piersi, jakby czymś urażony. - Już nawet na to nie zasługuje-

- Albo po prostu jest zajęty czymś ważniejszym niż ty - napomknął, czym jednocześnie zainteresował Screamera i go z lekka zdenerwował. Przymrużył optyki, domyślając się, że zaraz zdradzi co jest takiego ważniejszego. Odpowiedzi właściwie się spodziewał. - Odkąd Yoru zmieniła strony, Megatron stał się strasznie obsesyjny do tego stopnia, że nie potrafi nawet zapanować nad sytuacją.

- Nie musiała odchodzić, on i tak zawsze był obsesyjny na punkcie tego padalca. Się już wystarczająco nasłuchałem. - Machnął dłonią, chcąc zbyć Thundera i ten temat.

Z jednej strony zazdrość, z drugiej wielka radość, że ta "obsesyjność" padała akurat na nią, a nie na kogoś innego - czyli jego. Tego by mu jeszcze brakowało.

- Wiesz coś więcej? - zapytał Thunder, dziwiąc się trochę, że Starscream może coś wiedzieć na jej temat. Raczej interesował go czubek jego własnego nosa i nic innego.

- Nie więcej niż ty. Megatron i może się chwalił, gdy jeszcze jako tako mi ufał, ale najważniejsze informacje ma Shockwave, jeśli chodzi ci o coś poważniejszego.

- Na pewno nic nie masz? - dopytywał, chcąc pochłonąć jak najwięcej informacji ile tylko może.

- Woow, już wiem co miał na myśli Skywarp... - Przewrócił optykami. Oho, a jednak Starscream ma coś co może go zainteresować.

- Co to niby znaczy? - Podszedł do niższego seekera i stanął za nim tak blisko, że Starscream musiał się poprawić z tej niekomfortowej pozycji. Przysunął się bliżej Jetfire'a.

- Żalił mi się, ale to dawno już było, na Cybertronie jeszcze. Zajmujesz jakimś predaconem bardziej niż nim i takie tam. Ogółem to zazdrość z niego kipiała, ładnie mi na was gadał - opowiedział swobodnie, a Thunder cofnął się kawałek.

- W sumie to ta, typowy Skywarp... - Westchnął.

- Wybaczcie że wam przerwę, ale robi się późno, powinniśmy wracać... - Jetfire odwrócił się w kierunku Thundercrackera, a ten skinął głową na potwierdzenie. Zatrzymał się na chwilę w słowach i spojrzał na Starscreame'a. - Może-

- NIE. MA. MOWY. Wiem o co zapytasz i powinieneś wiedzieć, że moja odpowiedź to NIE! - odwarknął mu, wstając gwałtownie z ziemi.

Starscream był już gotów krzyczeć, piszczeć, wierzgać nogami i gryźć, byle by nie musieć dołączyć do autobotów. Był pewien na sto procent, że to właśnie o to go zapyta. Jetfire jednak go miło zaskoczył, czego kompletnie się nie spodziewał.

- Nie martw się, nie chcę ci proponować miejsca u nas - parsknął, rozbawiony tak gwałtowną reakcją seekera. - Chciałem zapytać, czy może nie potrzebujesz czegoś. Megatron zajął chyba każde złoże energonu o którym wiemy, a ty jesteś sam w środku jakiejś dziczy.

- Niczego mi nie potrzeba - prychnął w odpowiedzi Starscream.

- To co powiesz na zwykłe "powodzenia"? - Uśmiechnął się, czym lekko speszył przyjaciela. Nie spodziewał się tego, ale cóż. Nie jest przyzwyczajony do miłych słów. - Ale gdybyś czegoś potrzebował, po prostu zadzwoń. I uważaj na siebie, serio.

Starscream już nie odpowiedział, przekręcił jedynie optykami z bezczelnością, zupełnie jakby chciał powiedzieć, że go nic to nie obchodzi. Z drugiej strony przyjemne ciepło rozpłynęło się po jego iskrze, że ktoś faktycznie może być nie obojętny na jego los.

Tym bardziej, że to Jetfire...

.

W bazie głównej autobotów ZAZWYCZAJ jest spokój i wszyscy co do jednego bota tego pilnują. No może nie wszyscy, bo są jednostki które nawet gdy bardzo się starają, to wywołają gdzieś konflikt. Nawet nieświadomie.

Strateg szedł sprawnym krokiem w kierunku głównej sali, na której to miał nadzieje znaleźć Jazza. Chciał z nim zamienić parę szczerych słów, może trochę podpytać. Ostatnio jedyne czym się zajmuje to strategia i to w połączeniu z jego degradacją sprawiło, że nie jest aż tak obeznany w tym, co dzieje się na terenie bazy.

Tym bardziej nie wie, co robi tutaj ta pomarańczowa ozdoba choinkowa. Po co Optimus go tutaj wezwał? Bo to na pewno on go wezwał, Rodimus sam z siebie by nie pokazał tu swojej parszywej gęby. On MUSI coś wiedzieć, w końcu to Jazz, pupilek Prime'a.

Mech otworzył drzwi do dużego pomieszczenia i wzrokiem szybko odnalazł mniejszego mecha i poszedł w jego kierunku. Jazz był zajęty rozmową z bliźniakami i chyba świetnie się wszyscy bawili, bo co jakiś czas jego opowieść przerywana była przez śmiechy i chichot mechów.

Pierwszym kto go zauważył, był Sides. Był odwrócony akurat w kierunku z którego przychodzi i mina od razu mu zrzedła. Zauważając, że coś jest nie tak, Jazz odwrócił się za siebie, zauważając stratega. Położył dłoń na biodrze i czekał, domyślając się, że będzie czegoś chciał. Tak sam z siebie by nie przychodził.

- Możemy porozmawiać? - Zapytał Jazza, ignorując kompletnie bliźniaków i ich niezadowolone miny.

Jazz nabrał powietrza i westchnął cicho, zastanawiając się nad propozycją. Zrobił to wystarczająco zauważalnie, żeby dać Prowlowi do zrozumienia, że jakoś niespecjalnie chce z nim rozmawiać. Nie widzi mu się zamienianie choćby słowa z tym mechem w tym momencie, już wystarczająco został zrażony.

Ale postanowił się zgodzić. Niechętnie odszedł od swoich wcześniejszych kompanów, przepraszając ich na chwilę. Wyszli na zewnątrz, aby móc porozmawiać trochę bardziej prywatnie, bez zbędnych podsłuchujących uszu. Przy okazji nikt nie będzie musiał słuchać tego, jaką wiązankę zapoda Jazz a coś czuje, że to zrobi.

- No? Czekam. - Oparł się o ścianę, wyglądając teraz na wyluzowanego, choć tak wcale nie było. Napiął się strasznie bo dobrze wiedział, że rozmowa nie pójdzie za gładko.

- Nie będę cię okłamywać, że chce jedynie wiedzieć co tu robi Rodimus. Po co go wezwaliście? - zapytał, jedynie denerwując Jazza. No tak, jemu potrzebna jest wiedza, która może coś mu dać.

- Z tego co pamiętam, nie jesteś już autoryzowany, aby mieć takie informacje, więc po co pytasz? Dobrze wiesz, że ci nie odpowiem - powiedział ku niezadowoleniu większego mecha.

Prowl sapnął zirytowany, a jego wcześniej bezemocjonalna mimika teraz wskazywała narastającą w nim złość. Jego chęć kontroli była wyjątkowo silna i po prostu musiał dowiedzieć się, co się dzieje między ścianami bazy.

- Nie to nie, dowiem się w ten czy w inny sposób - odpowiedział pokonany w tej niewielkiej bitwie, jednak następne słowa które wyszły z ust Jazza sprawiły, że Prowl ledwo co nie stracił cierpliwości.

- A co, zazdrosny o Rodimusa? Nie wiem po co, przecież Yoru dała ci jasno do zrozumienia, że nie chce na ciebie patrzeć, przebywać w twoim pobliżu, czy oddychać tym samym powietrzem - wymienił, na co Prowl zacisnął dłonie w pięści i rozluźnił je po chwili, nie chcąc pokazać, że go to w jakiś sposób zdenerwowało. - Odpuść sobie, serio. Żałosne to się trochę już robi.

- Nie zamierzam odpuszczać-

- Tak, tak, tak... - Przerwał mu, przewracając optykami. - Po trupach do celu, wiem. Mam być z tobą szczery Prowl? Ty już się pogrążyć bardziej chyba nie możesz, więc równie dobrze mogę ci wszystko powiedzieć, ty zrobisz swoje, ktoś znowu ucierpi i winę zwalisz na wszystkich, tylko nie na siebie... Po prostu odpuść.

Cierpliwość mecha skończyła się już kompletnie, Jazz nie chce nic powiedzieć, oprócz tego swojego pieprzenia trzy po trzy. Machnął ręką widząc, że tu niczego się nie dowie, że też musiał się naobrażać...

Zaczyna powoli myśleć, że może faktycznie to on jest problemem, tak jak wszyscy wokół uważają. Czasem jednak chyba warto mieć kogoś bliskiego, a odpychanie wszystkich od siebie nie ma żadnego pozytywnego skutku.

Szybko sobie wyparł te beznadziejne i idiotyczne myśli z głowy, on? On kogoś by potrzebował? Nie, nie potrzebuje, a nawet jeśli by potrzebował, to i tak nikt nie potrzebuje jego. Jego nawet nie tolerują, więc po co to zmieniać? Pogrążył się do reszty i dobrze o tym wiedział, więc nawet gdyby bardzo chciał to zmienić, to jest już za późno.

Otrząsnął się i postanowił dłużej nie ciągnąć tej bezsensownej rozmowy między nimi, którą to właśnie on zainicjował. Szczerze mówiąc, nie sądził że Jazz tak długo będzie się gniewać. Zazwyczaj gdy już dochodziło do takich sytuacji w których ten mech na kogoś jest zły, szybko mu przechodziło.

Zapominał, albo wybaczał, po prostu pewnego dnia miał reset, a teraz? Teraz dalej i dalej nie można z nim porozmawiać bez wrednawych - ale prawdziwych - uwag.

Prowl nie żegnając się ani nic w tym stylu, odszedł w przeciwnym kierunku, pozwalając mechowi wrócić do wcześniejszych zajęć. On sam postanowił, że skoro i tak żaden z jego planów ostatnio nie wypalił, to poobmyśla strategie, które znając jego zakichane szczęście, Optimus i tak skarci za "niemoralność". Ehh, czemu wszyscy są po prostu tacy jacy są?

Gdyby się go słuchali, pewnie już dawno mieliby przewagę w tej wojnie, wszystko działoby się znacznie dynamiczniej, a nie. Małymi kroczkami do przodu. Po co robić małe kroczki, skoro można zrobić mniej, ale większych? Bezsens.

Będąc pod drzwiami swojej kwatery, otworzył je kodem i wszedł, zamykając się w środku na reszte dnia. Jego i tak nikt nie będzie potrzebować. Uruchomił komputer, stukając przez chwile na klawiaturze jakieś dane, współrzędne i inne numerki. Analizował je, później przechodził do kolejnych i tak w kółko, aż do znudzenia. Ta rutyna powoli zaczynała go denerwować.

W pewnym momencie zatrzymał się w swoich pracach i oparł plecami na niewygodnym krześle, prostując obolałe od jednej i tej samej pozycji kości. Czy zaczynało mu brakować tej z lekka spontanicznej, ale ciekawej natury femme? Oczywiście. Z nią nie bał się opuścić bezpiecznych ścian bazy, trochę zaryzykować, a teraz?

Teraz znowu jedyne co mu zostaje, to jego ukochana praca.

Czy ona również myślała tak samo? Nie, pewnie nie. Czego mogłoby jej brakować w nim? Nie było takiej cechy, której by w nim lubiła, który byłaby jakoś specjalna... A przynajmniej tak myślał. Z każdym mechem wokół dogaduje się sto razy lepiej od niego.

W czasie gdy tak rozmyślał, trochę poruszony rozmową z Prowlem Jazz wracał do swojej kwatery. Zdenerwował go, nie ma co ukrywać. Powiedział Sidesowi i Sunnemu, że humor na rozmowy mu przeszedł i chce wrócić do siebie, a ci uszanowali jego decyzje i pozwolili odejść.

Wszedł do środka, a pierwszym co rzuciło się w jego optyki, była leżąca plecami na jego łóżku femme. W dłoniach trzymała datapada, unosząc go wysoko nad twarzą i przeglądając jakieś pliki, była wielce skupiona. Skupiona na tyle, że nie zauważyła jak drzwi otwierają się.

Dopiero gdy mech podszedł do łóżka i na nim usiadł, odwróciła głowę w jego kierunku. Uniosła brew, jakby chciała zapytać o co chodzi. Jazz jedynie westchnął, ale nie chciał mówić o co chodzi, a przynajmniej nie od razu.

— Co robisz? — zapytał, chcąc się dowiedzieć dlaczego tak leży i wpatruje się w ekran.

— Mam dość mechów — odpowiedziała krótko, nie odpowiadając wprost na pytanie, ale i ta odpowiedź była wystarczająco zadowalająca.

No tak, ktoś jej znowu coś zrobił na tyle strasznego i okropnego, że postanowiła zaszyć się samej w pokoju. Samej do momentu gdy Jazz nie przylazł.

— Prowl?

— Nie, tym razem nie on. — Wstała do pozycji siedzącej i odwróciła się w jego kierunku. — Ale domyślał się, że w twoim przypadku to był on. Wyglądasz na zdenerwowanego.

— Zgadłaś. — Uśmiechnął się, aby nie wyglądać tak jak wygląda, bo skoro ktoś potrafi tak szybko wyczytać z jego mimiki, że jest zły, to faktycznie jest źle. — Ale raczej wątpię, że chce ci się o nim słuchać. Tobie kto nadepnął na odcisk?

— Rodimus. Myślałam, że będzie trochę bardziej poważny, a przynajmniej taki się wydawał przy pierwszym spotkaniu. Jutro mam z nim pierwszą misję w terenie, trochę boje się jak ona przebiegnie. — Westchnęła, zmęczona na samą myśl o jutrzejszej misji. — Jest taki, że no- UGHH! Najchętniej bym udusiła!

— Ajj... — Odsunął się bliżej krawędzi, widząc jej zdenerwowanie. Nie chciał paść przypadkową ofiarą kobiecego gniewu. — Jedyne co mogę powiedzieć ci w tej sytuacji, to powodzenia.

— Przydadzą mi się...

.

Kolejnego dnia odbyła się ta nieszczęsna i bardzo nieoczekiwana misja z Rodimusem. Mech o dziwo przez większość czasu był bardzo cicho, głównie odzywał się tylko wtedy, gdy chciał rzucić jakąś uwagą na temat zwiadu, lub odpowiadał na pytania femme.

Mimo swojej wyższej pozycji, słuchał jej uważnie i stosował do wszelkich zaleceń, będąc wręcz przesadnie miłym. Chyba wiadome to było, że choć od niej chciał i długo czekać nie musiała, aby się o tym przekonać.

— Wiesz... Nie ciężko było mi zauważyć, że między tobą, a Prowlem jest jakieś napięcie. — Uśmiechnął się cwanie, podchodząc bliżej. Otarł się lekko o jej bok, co sprawiło że femme wzdrygnęła się. — Zdradzisz co nieco?

Jego z lekka przesłodzony głos zaczął ją powoli irytować, tym bardziej łącząc go z tym pytaniem. Po kiego chciał to wiedzieć? Znaczy jasne, sama już zdążyła zauważyć, że między tą dwójką jest jakiegoś rodzaju napięcie, ale po co mu znać szczegóły napięcia jej i Prowla? Oby nie po to, aby mu jakoś zaszkodzić. Może i ona przestała go lubić, ale to nie znaczy, że może mu próbować truć życie.

Nie jest takim typem bota. Po za tym, on już dostał wystarczająco bolesną nauczkę od życia. Nie musi bardziej go dobijać.

— Po co pytasz? — Uniosła brew i zerknęła nieznacznie na mecha.

— Z ciekawości. — Wzruszył ramionami w odpowiedzi i widząc jej minę, wyrażającą niewielki niepokój, szybko się poprawił. — Nie chce przecież się jakoś na nim mścić ani nic, po prostu chce wiedzieć co mech który mi zaszedł za lakier, zrobił takiej femme. — Uśmiechnął się po wypowiedzeniu tego zdania.

— Nie próbuj mnie przekonywać. Nie będę ci zdradzać szczegółów ze swojego życia — odpowiedziała wyjątkowo miło jak na nią w takich sytuacjach.

— Oh, czyli to już zalicza się do sytuacji z życia? Czyli coś grubego — dopowiedział sobie, a uśmiech stał się jeszcze szerszy, wskazując o jego jakichś intencjach i to zapewne nie najlepszych.

— Błagam cię, przynajmniej ty daj mi spokój... — poprosiła, mając nadzieję, że mech to uszanuje. O dziwo tak właśnie się stało, bo przeprosił i postanowił iść dalej w ciszy. Minęło sporo czasu, a Yoru zaczeła mieć złe przeczucia. Odwróciła się w kierunku Rodimusa, który spowolnił kroku i teraz był może z dwa metry za nią. — Nie odpuścisz tak łatwo, prawda?

— Przecież nic nie mówię, ani nic nawet nie robię. — Bronił się, udając że nie wie o co jej chodzi. Taki insynuacje? I to w jego kierunku?

— Nie urodziłam się wczoraj — zawarczała przez zęby, chcąc pokazać że nawet przez chwilę nie żartowała. Dopiero to zadziałało, bo powaga wróciła na usta młodego Prime'a. — Jeśli faktycznie chcesz coś wiedzieć, to jedyne co zamierzam powiedzieć to tyle, że to jest coś o czym na prawdę nie chcę rozmawiać. Wystarczająco już się namęczyłam u decepticonów, o niektórzych rzeczach najlepiej nie pamiętać...

Jej słowa tym bardziej sprawiły, że Rodimus stał się potulny jak baranek i nie był już ani trochę irytujący. No tak, ex-con. Nie musi i on jej bardziej dobijać i zachowywać się jak jakiś rozpieszczony chujek, co nie wie czym jest słowo "nie".

Reszta drogi była na prawdę spokojna, szli w głównej mierze w ciszy, przerywanej o dziwo miłymi słowami od Rodimusa. Chyba faktycznie zauważył swój błąd i chciał to jakoś wynagrodzić femme, nie potrzebnie ją męczył. Teraz na szczęście już to widzi.

A i Yoru stała się trochę bardziej rozmowna, coraz chętniej odpowiadała i wciągała się w konwersację z mechem, aż nie przerwało im równomierne pikanie, wydobywające się ze skanerów otoczenia. Yoru zatrzymała się, sprawdzając swoje systemy i przesłała obraz z nich do Rodimusa, który nie zdołał jeszcze niczego zauważyć. Coś ruchomego znajdowało się niedaleko nich.

Femme ruchem dłoni pokazała, aby szedł za nią i trzymał odpowiedni, niewielki dystans i żeby był uważny. Żarty się skończyły, bo jeśli okaże się, że to ten predahicon nieszczęsny, to mogą mieć spory problem.

Nawet jeśli jeszcze ich nie wyczuł, zaraz może to zrobić. Geny predacona są wystarczająco silne, aby zdominować te należące do vehiconów, przez co nie ma innej opcji, jak ta, że ich zmysły są wyczulone o parę naście razy.

— Wracamy — rzuciła femme po jakimś czasie, robiąc parę kroków w tył. Nie chciała ryzykować, dlatego powolne odejście e przeciwnym kierunku będzie najlepszym rozwiązaniem.

— Nie bądź taka strachliwa, masz mnie, a ze mną nie zginiesz. — Uśmiechnął się, chcąc dodać jej trochę otuchy, a i trochę podroczyć się.

Czy on na prawdę nie widział powagi tej sytuacji? Yoru zawarczała cicho, nie chcąc powiedzieć czegoś nieodpowiednego.

— Nie mam zamiaru ryzykować, tylko dlatego że tobie się tak widzi. — Opuściła uszy zdenerwowana jego nastawieniem. — Niby Prime, a nieodpowiedzialny jak nie wiem — dodała, co niezbyt spodobało się mechowi.

— Nie to że nie jestem odpowiedzialny, po prostu nie kule pod siebie ogona. — Poszerzył uśmiech wiedząc, że jedynie bardziej rozjuszy to femme. Igrał z ogniem.

— Rodimus, do cholery-!

Przerwała nagle, czując czyjś wzrok na swoich plecach. Wszystkie jej zmysły stały się o przynajmniej kilkadziesiąt razy czulsze, wiedząc, że przeciwnik czai się tak blisko. Pozwoliło jej to momentalnie się uspokoić, a widząc naglą i niespodziewaną zmianę nastawienia, sam Rodimus spoważniał.

Nawet nie tyle, że przez zmianę nastawienia, ale stojąc w pozycji w której widział co znajduje się tuż za plecami femme, kryjąc się w mroku drzew. Zrobił powolny i ostrożny krok w jej kierunku, aż ślimaczym tempem nie znalazł się tuż obok.

Jedna z jego dłoni powędrowała ku górze, celując miotaczem ognia znajdującym się na przedramieniu w kierunku czychającego niebezpieczeństwa. Yoru pokiwała głową na "nie" chcąc pokazać, że irytowanie go może jedynie przynieść odwrotne skutki do tych, które najlepiej byłoby osiągnąć. Czyli przeżyć.

Mech bez ostrzeżenia buchnął ogniem w kierunku w którym znajdowała się postać o na pewno nie pokojowych zamiarach i spłoszył ją z przeraźliwym piskiem. Zniknęła może na parę sekund przed tym, jak wyskoczyła z ciemności natychmiast po tym, jak źródło ognia zgasło. Rodimus chyba nie przemyślał tego za bardzo, a jedynym co mu zostało w tej sytuacji to zejść z drogi.

On odskoczył na lewo, Yoru na prawo, a bestia między nich. Zwracając całą swoją uwagę na mechu, który zdążył już zajść mu za skórę. Czuł, że femme, która jest predaconem, może być znacznie większym zagrożeniem niż zwykły transformer, ale teraz liczyło się bardziej unieszkodliwienie kogoś, kto może po prostu być upierdliwy na dłuższą metę. Ignorują predaconkę, uniósł łapę skierowany w kierunku Prime'a, a ostre pazury błysnęły, wskazując na wielkie niebezpieczeństwo.

.

🛫 Jetfire 🛬

Wasz ulubiony Samolot ogień.

.

Słowa: 3147

.

📊 Size chart 📊

He big

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top