Rozdział 30 • Prawda Zawsze Wyjdzie na Jaw
Yoru nie miała zbytnio co robić, wszystkie obowiązki jakie miała na dziś zaplanowane zostały przez nią szybko wykonane. Od wczorajszego wieczoru chodziła mocno nabuzowana, nie potrafiła się wyciszyć w żaden sposób zupełnie jakby z dnia na dzień dopadło ją jakieś wielkie ADHD.
Czy to uczucia tak namieszały jej w głowię?
Chodziła uśmiechnięta, pewnym, skocznym krokiem, była dla wszystkich wyjątkowo miła i potulna. Normalnie jak nie ona.
Ze względu na brak zajęcia postanowiła udać się na stołówkę mając nadzieję, że znajdzie tam Prowla, żeby z nim szczerze obgadać pewien temat, a tym tematem byli oni. Chciała wiedzieć na czym stoi i upewnić się, czy to co wczoraj się wydarzyło, aby na pewno było prawdą, a nie tylko jakimś wyjątkowo pięknym snem.
Jasne, mogłaby najpierw sprawdzić u niego. Miała kody na swojej własnej karcie do odblokowania jego kwatery, więc teraz wpadanie i wypadanie było wyjątkowo proste. Dostała je gdy wracali do bazy po wieczornym wypadzie, własnoręcznie jej ją przeprogramował i jedynym warunkiem było to, aby nie nawiedzała go co pięć minut i tym bardziej w środku nocy, co oczywiście było mówione żartem.
Albo i nie, może faktycznie myśli, że byłaby zdolna, albo raczej zdesperowana szukaniem bliskości na siłę. Zapewniła go oczywiście, że tak się prawdopodobnie nie stanie, choć na sto procent obiecać też nie może. Wszystko zależy od sytuacji.
Stanęła przed drzwiami stołówki, jednak wtedy wydarzyło się coś, albo raczej ktoś kogo nie trawiła całą iskrą i miała nadzieję, że w końcu decepticony zgaszą jej iskrę .
Bardzo mroczne marzenia, no ale co poradzić?
— Możemy zamienić parę słów? — Odezwał się głos Arcee.
Delikatne kroki różowej femme zbliżały się do predaconki, a z każdym, coraz głośniejszym, metalicznym tup, tup, tup, była coraz bardziej zdenerwowana. Działało to na nią jak czerwona płachta na byka lub krew na rekina.
Co nawet prawdą nie jest bo byki reagują na ruch, a rekiny... a rekiny w sumie to tak, reaguj na rybią krew.
— Nie, nie możemy i odwal się ode mnie. Nie mam zamiaru z tobą gadać. — Odwarknęła nawet na nią nie patrząc i otworzyła drzwi prowadzące do pomieszczenia.
Weszła do środka i próbowała ignorować femme, jednak ta była nie dość, że strasznie upierdliwa, to jeszcze miała jakieś życzenie śmierci. Jeszcze dosłownie chwila, mała chwilka, a razszarpie ją tu i teraz. Nie obchodziło ją, że jest tu od ciula świadków i może się to skończyć tragicznie nie tylko dla Arcee, ale też i jej samej.
Yoru poszła na koniec sali, a Cee podążała za nią wytrwale.
Próba morderstwa na swojej własnej frakcji u autobotów jeszcze nie wie jakie ma konsekwencje, ale pewnie za chwile się tego dowie. Niech jeszcze przez chwile testuje jej cierpliwość.
Femme starała się z całych swoich sił, musiała użyć sto procent mózgu, aby zaraz nie wpaść w szał. Sama obecność tej cukierkowo różowej pindy była jakimś rodzajem zapalnika jej gniewu, po prostu jej nie trawiła.
— Więc nie chcesz usłyszeć co mam ci do powiedzenia? — Kontynuowała.
— No co ty? Teraz ogarnęłaś? — Parsknęła sarkastycznie. — Nie, nie chce wiedzieć co ty masz mi do powiedzenia, ale miło, że sama się domyśliłaś. — Zawarczała, starając się dalej ignorować jej zaczepki, dalej "ciesząc się dniem".
W końcu jednak cierpliwość jej się skończyła.
Arcee stanęła, krzyżując ręce na swojej piersi. Na ustach wykwitł bezczelny uśmiech, który świadczył tylko i wyłącznie o czymś na prawdę złym.
— Tak bardzo chcesz dać dupy Prowlowi, że nawet nie zauważasz, że on to wszystko na pokaz robi? Znam go wystarczająco dobrze, na Cybertronie razem pracowaliśmy i nawet mi się chwalił, że, jak on to powiedział? "Nie jesteś trudna w kontroli". — Parsknęła na widok nagłej zmiany w mimice femme. — On potrzebuje predacona, nie laski.
— Kłamiesz... — Zawarczała przez zęby w odpowiedzi, jej dłonie zacisnęły się w pięści, a ciało zaczęło drgać, zupełnie jakby robiło to mimo woli w czystym gniewie.
— Skoro nie wierzysz moim słowom, to na pewno uwierzysz jego. — Mówiąc to, wyciągnęła małe urządzenie, coś w rodzaju dyktafonu, tyle że cybertrońskiego.
Ustawiła coś na nim i wcisnęła guzik, który sprawił, że nagranie głosów zaczęło lecieć. Yoru mimo tego, że bardzo nie chciała w to wierzyć, postanowiła wysłuchać tego co się tam znajduje i na prawdę tego zaczęła żałować. Wolałaby już chyba żyć w niewiedzy, choć co to za życie?
Nagranie prezentowało dwa głosy, Arcee i Prowla jak ze sobą rozmawiają. Padły tam dokładnie te same słowa, które przed chwilą wypowiedziała jej różowa autobotka, a także parę innych. Umie ją podejść? Ma na nią plan? Co to niby znaczy? Czy to wszystko czego się nasłuchała od innych, jest prawdą? Nie, nie możliwe... a to, co zaszło między nimi? To też jest kłamstwo?
Yoru stała w bezruchu, milion myśli przeleciało przez jej umysł a każda stawała w miejscu, analizując to co usłyszała. Czuje się teraz tak... pusto... Jakby ktoś wyrwał jej cząstkę i zdeptał. Znowu została zdradzona.
— To nie może być prawda... — Powiedziała sama do siebie, na tyle cicho aby tylko ona to usłyszała, jednak los chciał, że Arcee też to słyszała.
— Ty nadal próbujesz w to wątpić? Czy na prawdę jesteś aż tak durna, żeby tego nie widzieć? Rany, wiedziałam że predacony są głupie, ale nie sądziłam, że tak bardzo. — Parsknęła z pogardą i chciała odejść.
Skończyła tutaj, zrobiła co miała zrobić i da predaconce to przemyśleć w swoim własnym zakresie. Pewnie jest to dla niej dość sporo do przeprocesowania.
Nagle poczuła coś jeszcze. To nie był gniew, złość, irytacja tą botką, to nawet nie było rozczarowanie Prowlem za to, że tak perfidnie ją wykorzystywał, pozwolił, aby się w nim zakochała... Znów poczuła się tak samo źle, jak wtedy gdy znajdowała się u decepticonów, poczuła, że nie ma nikogo i że wszyscy wokół cały czas ją okłamywali.
Że nie chcą jej tu...
Yoru dalej stała w bez ruchu niczym słup soli, wgapiała się w jeden punkt martwym wzrokiem, aż coś w niej kliknęło. Jej optyki powoli powędrowały na odchodzącą śmiałym krokiem femme, była dumna z tego co udało jej się osiągnąć. Tak dumna, że nawet nie spodziewała się, jakie niebezpieczeństwo na siebie sprowadziła.
Wściekłość zaczęła ogarniać ciałem predacona, na tyle silnie, że było jej ciężko to kontrolować. Z jednej strony próbowała to stłamsić, z drugiej jednak chciała wypuścić cały ten gniew. Postawiła kilka kroków w kierunku odchodzącej botki.
— Arcee! — Zawołała do niej, przez co ta odwróciła się aby zobaczyć, co takiego od niej chce.
Nie spodziewała się, że jej twarz spotka się z pięścią predacona. Zaskoczona autobotka upadła na ziemie i spojrzała na swojego napastnika z przerażeniem w optykach.
Optyki Yoru za to wyrażały rządze krwi, a ich fioletowy odcień dodawał jedynie dzikości i szaleństwa, tak samo jak chęć mordu. Nie ruszając się nawet o milimetr, uniosła ogon w powietrze, a ostrze błysnęło w świetle lamp, ukazując w odbiciu przerażenie swojej ofiary. Ostry koniec zbliżał się, celując wprost w najważniejszy organ transformera, w iskrę.
Ogon ruszył z zamiarem przebicia iskry na wylot, jednak chybił, zatapiając się w betonowej posadce tuż obok. Ktoś ośmielił się ją odciągnąć na tyle, aby nie trafiła, jednak kto jest tak głupi, lub tak odważny? Odwróciła się w stronę stojącego obok Ironhide'a, który w dłoni trzymał wystający element na jej plecach. Czerwień optyk wróciła na swoje miejsce, czego nie można było powiedzieć o morderczych popędach.
Szara femme zawarczała na niego niczym wściekły zwierz i wyrwała się z jego uścisku. Chciała coś powiedzieć, nakrzyczeć, zdenerwować się, ale wtedy zobaczyła, że stała się widowiskiem. Wszyscy zebrani na stołówce patrzyli wprost na nią. Wzrok Ironhide'a również wyrażał dezaprobatę, pewnie teraz myśli, że Yoru to nie wiadomo jaki potwór. Czemu ona dała się tak z równowagi wyprowadzić!
Yoru raz jeszcze spojrzała na Arcee i warknęła zrezygnowana. Postanowiła wyjść i zrobiła to, dalej wściekła, ale nie aż tak jak wcześniej. Chciała uciec, uciec jak najdalej i nie mówić nikomu, gdzie. Na razie chciała mieć święty spokój, więc szybkim krokiem udała się do kwatery, gdzie chciała się zaszyć i z nikim więcej nie rozmawiać tego dnia.
Wchodząc do środka upewniła się, że jest pusto, a gdy tylko teren okazał się być czysty, położyła na dużym łóżku. Docisnęła twarz do poduszki, musiała sobie to jeszcze raz dokładnie przemyśleć...
Starała się to zrozumieć, wytłumaczyć, wyprzeć nawet, ale nie potrafiła! Czyli to wszystko to był tylko jego jakiś CHORY PLAN?! Rozkochał, by móc ją tutaj zatrzymać i wytresować?
Nie, to nie może być prawda, przecież... Przecież...
Była w tak ciężkim szoku, że nawet nie wiedziała jak reagować. Smutek? Złość? Może to się da jakoś wyjaśnić, albo po prostu śni najgorszy koszmar swojego życia.
To nie możliwe, że już drugi mech postanowił zabawić się jej uczuciami, to po prostu nie jest możliwe...
...A jednak...
Musi być jakiś sposób, żeby... No właśnie, żeby co? Żeby z nim to przegadać? I co by zrobiła? Powiedziałby "tak, jesteś na tyle głupia, że dopiero teraz zauważyłaś?" Albo musiałaby wysłuchiwać jego głupiego tłumaczenia, że to nie prawda lub coś w tym stylu, tylko po to, żeby nie odeszła bo straciłby swoją personalną broń zniszczenia.
Co za... Nawet nie wie jak miałaby go nazwać. Najgorsze obelgi nie były by dostatecznie mocne. Chyba zdradzona, to odpowiednie uczucie jakie może teraz odczuć.
Po prostu zdradzona, przez mecha któremu tak zaufała. Czemu ona? Co takiego zrobiła? Chciała jedynie zabłysnąć, stać się kimś ważnym, szanowanym, a wszyscy jedynie się nią bawią...
Nie nie nie, musiała coś źle zrozumieć? Ale wszystko się przecież zgadza. To pewnie ta różowa, autobocka szuja to uknuła! Ale czy mogłaby być do tego zdolna? Aż tak zdesperowana, aby pozbyć się femme? Aby sprawić, że kompletnie przestałaby ufać jej nowym przyjaciołom? Nie, to przecież nie miałoby sensu.
Jasne, nie lubią się, ale to jeszcze nie jest powód, by robić takie rzeczy? Po za tym, ten plan jest zbyt zagmatwany by mogła go wymyśleć na kolanie. Czyli te wszystkie rzeczy jakich nasłuchała się o Prowlu to prawda... Nawet gorsza prawda niż się spodziewała.
A ona tak mu zaufała, pokochała, ale na tym świecie chyba nie ma dla niej miejsca na szczęśliwe chwile. Tylko co ma teraz zrobić? Jak widać mile widziana tu nie jest, Jazz, First Aid i Sideswipe to chyba jedyne trzy boty z całej bazy, które faktycznie za nią przepadają, reszta nie może jej znieść mimo, że minęło już tyle czasu.
To nawet nie jest taki długi okres czasu, wiadomo, że to nie mogło się udać. Po co w ogóle tu dołączyła, mogła od razu iść na dezerterke i nie musiałaby teraz przeżywać kolejnego zawodu.
Życie miłosne jest oklepane, lub po prostu nie dla niej, skoro zawsze kończy się w ten sam sposób. Albo to ona cały czas wybiera jakieś red flagi. Na samą myśl łzy cisnęły jej się do optyk, nie potrafiła ich nawet zatrzymać, tylko zaczęła szlochać cicho w poduchę.
Po gdzieś trzydziestu, maksymalnie czterdziestu minutach takiego leżenia z wielką załamką, drzwi do kwatery otworzyły się, a w progu stanął Jazz. Coś było nie tak, ten zawsze pogodny mech teraz nietęgi wyraz twarzy. Jazz podszedł do łóżka na którym leżała femme i stanął przy nim.
— Yoru, co ty wyrabiasz?! — Wrzasnął wściekły, jednak Yoru nic sobie z tego nie robiła, nie ruszyła się nawet o milimetr, tylko dalej trwała w tej pozycji. — Wiesz ile właśnie spędziłem czasu na przekonywaniu Prime'a, żeby cię nie zamykał w izolatce?! Ironhide nam o wszystkim opowiedział, co ci odwaliło, żeby próbować zabić Arcee? Ja wiem że wy się nie lubicie, ale to już jest przesada!
— Weź się po prostu zamknij... — Mruknęła w poduszkę, kuląc się lekko.
— Yoru, wstawaj natychmiast, zaraz przyjdzie Prowl i cię zabiera na zwiad, ma z tobą pogadać. Może on ci przemówi do rozsądku. — Warknął na nią. Pierwszy raz jest w takim stanie, Jazz nigdy się nie denerwuje, chyba, że faktycznie ma powód.
— Nie chce gadać z tobą, ani tym bardziej z nim. Zostaw mnie w spokoju. — Znów mruknęła, podpierając się na łokciach.
— Mam cię stąd siłą wyrzucić?
Yoru nie wytrzymała, była w tak poważnych nerwach, że im dłużej wykłócała się z Jazzem, tym większa szansa była aby powiedzieć coś o słowo za dużo. To słowo za dużo, niestety nie padnie z jej ust...
— Powiedziałam, żebyś się ode mnie odpierdolił! — Zawarczała wstając z łóżka. — Chcesz mnie wyrzucić?! Proszę bardzo! Albo wiesz co? Nie musisz, sama się wyrzucę!
— Yoru przestań zachowywać się jak dziecko i się trochę ogarnij!
Femme chciała powiedzieć coś więcej, jednak odgłos otwieranych się drzwi przerwał jej skutecznie. Do niezabezpieczonej kwatery wszedł Prowl, który również wyglądał na nie za szczególnie zadowolonego, ale o dziwo w tym samym czasie miał wyraz twarzy znacznie łagodniejszy od Jazza.
Oboje spojrzeli się na niego.
— No nareszcie, zabieraj ją bo serio nie wiem już jak z nią mam rozmawiać! — Burknął Jazz. — Uparty gad.
— Nigdzie nie idę. — Zawarczała, a widząc jej stan, Prowl postanowił zareagować.
— Chodź, odstresujesz się trochę i powiesz mi o co poszło. — Zaproponował nieświadomy tego, że to on jest głównym źródłem konfliktu.
Yoru już miała ochotę coś powiedzieć, wykrzyczeć mu to co o nim myśli i przekląć go, ale się powstrzymała. Użyła resztek siły, żeby niczego nie powiedzieć.
— Okej, okej macie rację. Zwiad mi dobrze zrobi. — Odetchnęła, chcąc się trochę uspokoić, choć trudno było. — Tak, porozmawiamy sobie, Prowl. Poważnie.
.
Yoru i Prowl szli spacerowym tempem przez las, gdzie podobno jest na prawdę dziwaczny sygnał. Raz jest, później nie ma, dlatego mają sprawdzić o co chodzi i co lub kto jest jego źródłem. W między czasie Prowl chciał się dowiedzieć o co poszło między nią a Arcee, skoro tak agresywnie zareagowała na nią.
Domyślał się, że to było coś dosyć poważnego i pewnie znowu próbowała jej jakoś przygadać, ale lepiej będzie, jeśli się dowie. Będzie wtedy wiedzieć, jak może ją pocieszyć, lub przynajmniej trochę załagodzić tą napiętą sytuację.
Najchętniej nakrzyczała by na niego, zwyzywała od najgorszych i stwierdziłaby, żeby się jebał. Zerwanie relacji to byłoby najłagodniejsze podejście. Chciała się jeszcze dowiedzieć dlaczego, po prostu dlaczego? Czemu musiał to zrobić? Czemu musiał ją tak podejść? Pf, no tak, przecież jest łatwa w kontroli. Znalazł se zwierzaczka.
Była tak przejęta tą całą sytuacją i tym, że świat po raz kolejny jej się wali, że nawet nie zauważyła zmiany scenerii. Las stawał się coraz bardziej szary, drzewa potraciły liście a konary wyglądały na martwe. Wszelka roślinność pousychała, a zwierzęta już dawno pouciekały w poszukiwaniu nowego schronienia. Nie mówiąc nic o tym, że ziemia w tych rejonach bardziej przypominała popiół.
Mech rozejrzał się wokół, dokładnie badając okolice. Grobowa cisza dodawała mrocznego klimatu, wszystko było takie... martwe. Postanowił coś w związku z tym sprawdzić. Przez chwilę szedł w ciszy, aż nie odezwał się w jej stronę.
— Promieniowanie. — Powiedział krótko. — Pewnie dlatego wszystko tutaj wygląda tak jak wygląda. — Dodał, bardziej sam do siebie niż do niej.
— Wow, ale żeś mądry... — Mruknęła nawet nie racząc na niego spojrzeć.
Jej uszczypliwy komentarz sprawił, że Prowl zatrzymał się. Chciał się w końcu dowiedzieć o co jej chodzi.
— Yoru, powiesz co cię gryzie? Czemu się tak zachowujesz?
— Domyśl się, podobno taki inteligentny jesteś. — Prychnęła z pogardą w głosie.
— Nie podoba mi się ten ton, zrobiłaś się oschła. To przez Arcee? — Drążył temat ku jej niezadowoleniu. — Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć, wysłucham cię.
Wysłucha? Pewnie, ale czy weźmie to do iskry? A chuj go wie. Już nie potrafi mu zaufać, nie po tym czego się dowiedziała i po tym, co z nią próbował. Tak długo próbowała mu ufać, nawet gdy ją odtrącał. Jaka ona była głupia.
Yoru nie odpowiedziała, tylko szła dalej apatycznie, a jej twarz prawie by nie ukazywała żadnych emocji, gdyby nie to, że widać było w jej optykach gniew, nieprzerwany i płonący jasnym płomieniem. Nadal zastanawiała się, jak ma się za to zabrać.
Szła dalej, nie zważając nawet na to gdzie idzie. Zwróciła uwagę na swoją trasę dopiero, gdy kopnęła nogą w jakieś patyki lub coś w tym stylu. Potknęła się, ledwo utrzymując równowagę, a zmartwiony Prowl próbował jej pomóc, jednak ta pomoc skończyła się jej powarkiwaniem. Nie potrzebowała jego pomocy.
Nie potrzebowała go już, ale dalej nie potrafiła z siebie tego wydusić. Teraz powinna liczyć się dla niej misja, bo o dziwo miał być to jedynie zwiad, ale chyba zakończy się to na czymś znacznie poważniejszym.
Bez słowa stanęła i spojrzała pod siebie, w miejsce w którym się potknęła. Obszar tutaj był dziwnie podwyższony, a owe podwyższenie ma kształt koła o średnicy może z pięciu metrów max. Femme przyjrzała się dokładnie, widząc, że coś jej sporo nie tak z tym miejscem. Przekręciła lekko głowę, zapominając na chwilę, że jest zła na Prowla.
— Pomóż mi z tym. — Powiedziała tak obrzydliwie bezemocjonalnym tonem.
Mech nie mówiąc wiele, a raczej nie mówiąc nic, podszedł do niej i pokierował się jej wytycznymi. Yoru chwyciła za jedną stronę, wsuwając palce pod podwyższenie, a Prowl tuż obok. Przy użyciu odrobiny siły, dali radę unieść coś, co okazało się być dobrze ukrytym włazem. Blacha przykryta uschniętymi liśćmi i gałęziami i przysypana ciemną ziemią.
Femme mruknęła coś pod nosem widząc głębokie przejście, prowadzące nie wiadomo gdzie. Było wyjątkowo ciemno, więc ujrzenie dna graniczyło z cudem. Jej to nie przeszkadzało, postanowiła wejść tam jako pierwsza, nie zważając na trudy jakie napotkała po drodze w dół. Rozciągające się, ohydne pajęczyny, wszelakiego rodzaju robactwo i brak sensownego zejścia, a jedynie wystające niewiele elementy. Dla niej będzie to wyzwanie, a co dopiero dla niego? Będzie musiała poczekać dłuższą chwilę, aż zejdzie, a w międzyczasie się pewnie jeszcze powkurza.
Będąc już na tyle nisko, aby móc zobaczyć dno pionowego tunelu, zeskoczyła z niego i zgrabnie upadła na ziemie, nie tracąc równowagi. Rozejrzała się w poszukiwaniu niebezpieczeństw, ale było bardzo cicho.
Miejsce wyglądało na opuszczone i co gorsza, nie wyglądało na nic, co mógłby zrobić człowiek. Zawarczała pod nosem mając złe przeczucia co do dzisiejszej misji.
Czerwone lampki rozświetlały długi korytarz, migając co jakiś czas i strzelając iskrami. Trzeszczały poruszane słabym wiatrem, czym jedynie dodawały mrocznego klimatu, niczym z filmu grozy.
Rozejrzała się w obu kierunkach, czekając na swojego towarzysza niedoli. Najchętniej zostawiłaby go tutaj samego i no sama nie wie, może powiedziałaby wszystkim, że go jakiś wielki pająk zeżarł? Taki super-kątnik. Widziała te paskudy już parę razy i mimo tego, że bardzo lubi zwierzątka te Ziemskie jak i Cybertrońskie, to to cholerstwo wygląda jak coś, co właśnie opuściło najgłębsze czeluści piekła na warunkowym.
W końcu usłyszała jak mech zeskakuje tuż za nią. Nie raczyła na niego zerknąć, za to postanowiła przejąć kontrolę nad sytuacją. Ruszyła korytarzem w kierunku totalnych ciemności, gdzie czerwone światło przestawało już działać. Nie czekała na jego zgodę czy aprobatę, i tak nie był już odpowiedzialny za dowodzenie, więc równie dobrze to ona może się dzisiaj rządzić.
Czuła jak Prowl się przez to denerwuje i satysfakcjonowało ją to.
Po jakimś czasie znaleźli się przed sporymi wiatrakami. Ostre łopatki wirnika kręciły się z ogromną prędkością, nie pozwalając na dalsze przejście. Mech chciał już zawracać i znaleźć inną trasę, jednak Yoru miała inne plany. Chwyciła za wystający kawał grubego pręta i wyrwała go z ziemi, następnie podeszła do wiatraka i wycelowała, czekając na odpowiedni moment. Gdy ten moment już nastąpił, dźgnęła go, przez co łopatki zatrzymały się ze zgrzytem, robiąc przejście.
— Brawo Yoru. — Pochwalił ją Prowl mimo jego zdenerwowania tymi cichymi dniami, dodatkowo położył dłoń na jej plecach i jakby "pogłaskał".
Kolce na plecach femme rozłożyły się, sprawiając, że Prowl musiał szybko zabrać rękę. Okej, nie ma ochoty na dotykanie. Nie odezwała się, tylko przeszła na drugą stronę i nie czekała na niego. Wtedy też zrobiła coś całkiem niespodziewanego. Przechodząc na drugą stronę, owinęła ogon wokół pręta i wyrwała go, nie pozwalając mechowi za nią iść.
Stanęła po drugiej stronie i wyrzuciła trzymany przedmiot na bok. Pręt odbił się od ziemi z metalicznym odgłosem i przeturlał się gdzieś pod ścianę.
— Yoru?! Co ty do robisz? — Zapytał zdenerwowany.
Odpowiedzi szybko nie dostał, tego było już za wiele... Yoru czuła, jak zaraz wybuchnie. Wszystkie emocje w środku krzyczały, żeby zostać wypuszczone. Chciała płakać, krzyczeć, kląć, wyrzucić to wszystko i powiedzieć co o nim myśli. Zamiast tego zaczęła płakać.
Jej ciało zaczęło się trząść się niekontrolowanie od przypływu negatywnych emocji. Stała tak jeszcze przez chwilę, aż nie zaczęła mówić...
— O wszystkim wiem...
— O czym ty teraz mówisz? — Zapytał marszcząc brwi. Szczerze nie wiedział, o co jej teraz chodzi.
— O czym? — Ponowiła jego pytanie i odwróciła się do niego, żeby spojrzeć mu prosto w twarz. — O CZYM?! Nie udawaj głupiego! Na prawdę chciałam nie wierzyć temu co o tobie mówią, ignorowałam to i wypierałam, ale jaka ja głupia musiałam być, żeby uwierzyć dopiero, gdy przekonałam się o tym na własnej skórze! Arcee mi o wszystkim powiedziała, ba! Nawet dowód ze sobą miała! Serio? SERIO?! Fajnie, że dla ciebie jestem tylko czymś, co można kontrolować...
— Y-yoru... — Prowlowi zrobiło się momentalnie słabo. Nie sądził, że się o tym dowie ani tym bardziej, że w taki sposób.
— CO?! Co? Nie będziesz się tłumaczyć? — Zawarczała wściekle z łzami w oczach. — Plan ci się sypie i nie wiesz nawet co powiedzieć? No proszę! Chętnie usłyszę, co mi masz teraz do powiedzenia.
— Ja... — Zawahał się, chciał to dobrze ubrać w słowa, przekonać ją, że to nie tak, ale nie wiedział jak ma to zrobić. Żadne słowa przeprosin nawet na chwilę nie przyszły mu do głowy. — Ja ci to wyjaśnię... Ale wróćmy na razie do bazy, dobrze?
— Nie masz nawet jaj, żeby mi to powiedzieć tu i teraz... — Prychnęła i odwróciła się na pięcie. Chwile tak jeszcze postała plecami do niego, aż nie zaczęła iść.
Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby mu powiedzieć. Nie tak sobie wyobraziła tą rozmowę, emocje kompletnie przejęły kontrolę. Odeszła ciemnym korytarzem, chciała znaleźć gdzieś drugie wyjście.
Prowl w tym czasie krzyczał coś jeszcze za nią, nie rozumiała go, myślami była kompletnie gdzieindziej, a emocje dalej buzowały jak szalone. Tak oszukana... tak zdradzona.
Co on sobie myślał? Co ONA sobie myślała? Że zauroczy się w mechu, o którym słyszy same złe rzeczy i faktycznie odwzajemni jakieś uczucie? Mogła się domyśleć, że tak będzie! Ale nieee, ona przecież wie lepiej. Idiotka...
Przetarła dłonią mokre optyki i pociągnęła nosem, powoli uspokajała emocje i znów powróciła do swojego normalnego stanu. Wyrzuciła z siebie co chciała i nie musi już tego w sobie tłamsić, czy było jej dobrze? Nie, oczywiście że nie. Wolałaby, żeby do takiej sytuacji nigdy nie doszło, ale czy z drugiej strony, chciała by żyć w kłamstwie? Może byłoby lepiej, nie byłoby jej teraz tak przykro.
Idąc korytarzem usłyszała jakiś odgłos. Nie była w stanie zidentyfikować jego źródła, ani też jego samego więc zatrzymała się. Uszy latały jej jak radary, próbując coś wyłapać, jednak nie udało się. Rozejrzała się, ale nie widząc niczego, ruszyła dalej i... Znów zatrzymała się.
Teraz to coś ją zatrzymało, a mianowicie metalowy mebel, który spadł tuż przed nią. Odskoczyła do tyłu wystraszona, a gdy tylko jej iskra przestała bić tak mocno, podeszła do tego, co ją prawie przygniotło. Było to metalowe biurko, dość typowe dla cybertronu.
Pokryte było... Jakimś czymś. Biała, lepka substancja, konsystencją przypominająca... Pajęczynę? No, kątniki to raczej nie są, ani inne Ziemskie pajęczaki. Nie byłyby w stanie unieść czegoś tak wielkiego i ciężkiego i przymocować tego do sufitu, nawet, gdyby to była cała armia pająków.
Spojrzała w górę... a tam znacznie więcej najróżniejszych przedmiotów, każdy innego kształtu i koloru, a także sposobu użytkowania. Mhm, to na pewno nie są kątniki...
.
O wow, pierwsza poważniejsza drama w tej książce. Ciekawa jestem jak ona się zakończy 👀
.
Słowa: 3825
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top