Rozdział 29 • Randez-vouz
Yoru faktycznie udało się wyciągnąć stratega na spacer- znaczy na zwiad wokół bazy, a przy tym była punktualna. Nawet za bardzo punktualna, bo przyszła o pół godziny za wcześnie i to ona musiała na niego czekać.
Z początku zapowiadało się dosyć nudnawo, jednak po jakimś czasie Yoru postanowiła zadać pytanie, które chciała zadać już znacznie wcześniej.
— Prowl... Nie wiem czy to będzie zbyt osobiste lub prywatne, ale... Co ci się dokładnie stało w optykę? — Zapytała niepewnie femme po dłuższej chwili spędzonej w kompletnej ciszy, a jej wzrok spoczął na optyce w czarnej barwie.
Mech westchnął cicho i spojrzał na nią, starał się utrzymywać swoją poważną i profesjonalną twarz, jednak przebijało się przez nią coś innego. Coś łagodnego, przyjaznego, zupełnie jakby ten wiecznie naburmuszony strateg zaczynał się otwierać na femme coraz bardziej.
Nie lubił wracać do tego wspomnienia bo nie był z niego dumny, jednak coś podpowiadało mu, że akurat jej mógł o tym powiedzieć. Bez napomknięcia o tych mniej wygodnych szczegółach oczywiście, nie ważne jak bardzo chciałby jej zaufać, to i tak wolał kryć niewygodną prawdę.
— Pewnego razu ja i Prime mieliśmy trochę inne poglądy, doszło to sprzeczki... Fizycznej. — Odpowiedział odwracając wzrok w kierunku ciemnego lasu. — Ratchet ledwo zdołał wymienić mi optykę, to dzięki niemu nie jestem kompletnie ślepy na nią.
— Więc dalej możesz nią widzieć?
— Słabo. — Spojrzał na nią. — Dlatego nie przepadam za wypadami poza baze, chyba, że wiem że mogę czuć się bezpiecznie, wole z niej podejmować działania strategiczne. Po prostu czuje się bezpieczniej gdy nie narażam się w ogniu walki.
Yoru chwile milczała, chcąc przemyśleć to czego się dowiedziała. Jedna myśl zaczęła prześcigać drugą, zamyśliła się na trochę aż w końcu nie postanowiła znów przemówić. Starała się jednak aby jej słowa były ostrożne.
— Jeśli chcesz, mogę być twoją optyką. — Uśmiechnęła się słabo spoglądając na twarz stratega, aż w pewnym momencie ich optyki spotkały się ze sobą.
Nie było to jednak miłe spojrzenie, o nie. Oznaczało coś innego. Uśmiech zszedł jej z twarzy natychmiast w momencie, gdy zauważyła że cel wypowiedzianego przez nią zdania był inny, niż jej zamierzony.
Prowl nagle zatrzymał się co ona również uczyniła, teraz skierowani do siebie patrzyli jeden na drugiego.
— Nie potrzebna mi jest jakaś f e m m e do matkowania, to że słabo widzę na jedną optykę, nie znaczy że jestem niepełnosprawny i potrzebuje psa przewodnika. — Prychnął na nią zaciskając dłonie w pięści na znak irytacji jej propozycją.
Według Yoru to co powiedziała nie było takie kontrowersyjne, lub obraźliwe. To nawet nie była poprawna propozycja. Jedynym czego chciała, było danie znaku, że przy niej może się czuć bezpiecznie. Nie tak to odebrał.
Nie dobrze. Musi coś wymyśleć, aby załagodzić sytuacje.
— Prowl, ja...
— Co? Co ty znowu sobie- — Przerwał nagle. Prowl uspokoił się momentalnie, chwile trwał tak z lekko uchylonymi ustami, pięści dalej zaciśnięte jednak powoli zaczynały się rozluźniać. Wypuścił spokojnie powietrze i zamknął na moment optyki, aby za chwilę znowu je otworzyć i spojrzeć na wymalowany na jej twarzy smutek.
— Nie chciałam aby to tak zabrzmiało, nie chodzi mi o matkowanie cię. Ja po prostu... — Zatrzymała się na krótką chwilę, miała w głowie całe zdanie które chciała z siebie wypuścić, jednak postanowiła zmienić jego treść. — ...Po prostu chciałam być miła... I znowu mi nie wyszło...
Yoru odwróciła się nagle i szybkim krokiem udała w głąb lasu, a Prowl mógł przysiąc, że słyszał nieznaczne pociąganie nosem. Nie chcąc tracić za dużo czasu postanowił udać się za najprawdopodobniej szlochającą teraz femme. Musiał załagodzić sytuację, nie chciał aby tak się czuła tylko dlatego, że ON poczuł jak jego duma zostaje urażona, z tak błahego powodu jak troska femme.
Zaczął iść w stronę w którą poszła Yoru, slalomem omijając gęsto porośnięte sosny i przewalone kłody. Po drodze myślał jakby powinien ją przeprosić tak, aby wiedziała że jest to szczere, ale że nie jest to znak jego słabości. Prowl prychnął pod nosem.
Słabość. To nie nią powinien się teraz przejąć, a femme. To Yoru powinna być teraz jego piorytetem, a nie jakieś podrzędne negatywy.
Po paru minutach udało mu się ją odnaleźć. Siedziała na krawędzi klifu lekko zgarbiona, gdzie drzewa robiły się coraz rzadsze i rzadsze, aż las nie przeobraził się w niewielką polankę nad przepaścią. Spoglądała na jasno świecący księżyc w pełni, który był teraz tak wielki i bliski Ziemi, że wyglądał zdumiewająco.
Mech mimowolnie uśmiechnął się pod nosem i podszedł do niej powoli, aby jej nie przestraszyć swoją obecnością. Gdy usiadł na lekko wilgotnej ziemi tuż obok niej, postanowił nie odzywać się. Nie na razie, chciał dać jej chwile, aby odezwała się pierwsza.
O ile w ogóle będzie chciała się jeszcze do niego odzywać, wtedy sam postanowi wykonać krok ku pogodzeniu się. Na szczęście nie było takiej potrzeby.
— Nie chciałam, żebyś tak to odebrał... — Zaczęła z opuszczoną głową i parą dużych uszu.
— Wiem... — Mruknął i zamilkł na chwilę. — Przepraszam. Wiem że chcesz dobrze, uniosłem się ego... niepotrzebnie. — Odwrócił się w jej stronę i spostrzegł, że femme cały ten czas patrzyła na niego.
Szybko speszyła się i najpierw odwróciła przed siebie, jednak szybko postanowiła przechylić się w tył i uderzyć plecami o trawę, kładąc się tym samym ciężko na ziemi. Ułożyła dłonie na swoim brzuchu i westchnęła ciężko, obserwując gwiazdy na nocnym niebie, które jak się okazuje stały się bardziej interesując niż jej kompan.
Prowl postanowił zrobić dokładnie to samo na znak solidarności i teraz oboje leżeli spokojnie obok siebie, obserwując jasno świecące punkciki. Trwali w długiej ciszy, chcąc jedynie cieszyć się widokiem, choć mimo to Prowl myślami był zupełnie gdzie indziej. Nie potrafił cieszyć się widokami, nie potrafił już.
Był zawsze taki zajęty swoją pracą, że tak podrzędne sprawy jak ziemskie krajobrazy, naturalne widoki przyrody i piękno tej planety nie były przez niego dostrzegane.
— Prowl... — Zaczęła nagle, a mech odwrócił głowę w jej stronę. — Jedynie chciałam żebyś wiedział, że przy mnie możesz czuć się bezpiecznie. Nie pozwoiłabym aby stała ci się krzywda, albo żeby twoja niedoskonałość cię ograniczyła, lub sprawiła że czujesz się słabo...
— Teraz to widzę. Jeszcze raz przepraszam, ostatnio robię to coraz częściej... — Uśmiech na twarzy zaczął powoli formować się i u niego, jak i u niej.
— Gorsze rzeczy się słyszało, lub widziało. Wybaczam. — Poszerzyła uśmiech zerkając na mecha i odwróciła głowę z powrotem w stronę ciemności nad nimi. — W bazie ich tak nie widać. — Napomknęła, kierując palec wskazujący na gwiazdy. Prowl spojrzał w ich kierunku.
— Jesteśmy zdala od nienaturalnych źródeł światła które mogłyby przyćmić ich blask.
— Niebywały widok... — Mruknęła błogo, było jej teraz tak dobrze...
— Racja... Niebywały... — Potwierdził jej słowa cicho, przez co odwróciła się w jego kierunku. Jej twarz nagle spoważniała.
Dopiero teraz spostrzegła, że mech patrzy prosto na nią. Zakłopotała się nagle, a na jej polikach zagościł jasny błękit, zamalowujący jej jasny, szary lakier twarzy. Iskra zabiła mocniej, a świat zaczął powoli wirować.
Femme opuściła lekko uszy, podpierając się w tym samym momencie łokciami o trawę. Chciała spojrzeć na niego w wygodniejszy sposób.
Czy to już ten moment?
Czy powinna zaryzykować?
Ostatnia jej próba zbliżenia się poskutkowała złością ze strony Prowla... Nie, moment jest zbyt przyjemny, zbyt miły aby go teraz niszczyć. Odpuściła...
A jednak...
...Czy on się do niej zaczął przybliżać? Yoru zgłupiała, leżała niczym powalona kłoda, bez ruchu i bez wydawania najmniejszego dźwięku, jedynie przyglądała się mechowi, który teraz był na wyciągnięcie ręki od niej.
Może jednak powinna.
Powoli sama zbliżyła się nieznacznie i przymknęła optyki na tyle, aby dalej widzieć jego twarz, jednak na tyle wąsko aby on o tym nie wiedział. Poczuła nagle jak jego usta muskają jej, przez co postanowiła zamknąć optyki kompletnie, pozwolić oddać się tej chwili.
Wyciągnęła dłoń w stronę jego policzka i położyła ją na nim delikatnie, gładząc łagodnie jasny metal, czym jedynie pomogła pogłębić i tak już nieśmiały pocałunek. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale te kilka sekund w zupełności wystarczyło jej, aby nakręcić się na stratega.
W mgnieniu oka uniosła się do pozycji klęczącej czym samym zaskoczyła Prowla. Nie wiedział co chodzi jej po głowie i obawiał się jej zamiarów. Yoru nagle usiadła na jego podbrzuszu okrakiem, z jej gardła wyrwał się ledwo słyszalny pomruk.
Wtedy też Prowl położył obie dłonie na jej talii i... Utrzymał dystans.
— Yoru, zapędzasz się trochę. — Powiedział, czym zakłopotał femme jeszcze bardziej, a rumieńce na jej twarzy pogłębiły się natychmiast.
— J-ja, uh-
Nie dokończyła gdy szybko przerwała próbę tłumaczenia się ze swojego własnego zachowania. Szybko z niego zaskoczyła i usiadła obok, pozwalając Prowlowi podnieść się do pozycji siedzącej.
Zepsuła, musiała zepsuć moment. Oczywiście. Przecież nie byłaby sobą gdyby nie zrobiła czegoś spontanicznego i głupiego, co jej przyszło do głowy?
Nagle napaliła się? Myślała, że on również będzie miał ochotę? Może to tylko mroczny energon znów zaczął przez nią przemawiać, ostatnio zdarza się to coraz rzadziej, co nie zmienia faktu, że próby kontrolowania różnych zapędów są coraz trudniejsze. A już myślała, że zaczyna jej się poprawiać.
Z drugiej jednak strony, lepsze to niż gdyby nagle miało jej odwalić na tyle mocno, że próbowałaby go skrzywdzić.
Przez dłuższy czas siedzieli obok siebie, a żadne nie odważyło się odezwać. Zaczęło robić się coraz bardziej krępująco, aż w pewnym momencie, Prowl przysunął się do niej. Widać było, że chce jej coś powiedzieć, ale nie może się na to zebrać.
— Wybacz, sytuacja jest dla mnie trochę... nowa... — Powiedział w końcu.
— Nowa? — Przekręciła lekko głowę ze zdziwieniem. — Dlaczego? Nigdy się z nikim nie całowałeś? — Zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co mu chodzi.
— Nie... No może trochę też. Ale chodzi mi o to, że nigdy nie byłem w sytuacji, w której ktoś okazuje mi uczucia... A przynajmniej nie te pozytywne. — Odpowiedział szczerze. Właściwie to dlaczego to robisz?
— Co robię? Chodzi ci o to, że cię lubię? Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Nie potrafię ci tego wyjaśnić, ale gdy pierwszy raz cię poznałam, zobaczyłam... Wtedy coś po prostu, no wiesz, "przeskoczyło". Próbowałam się zbliżyć, nawet gdy mnie odpychałeś.
— A ja tobie nie wierzyłem... Nie sądziłem, że twoje uczucie do mnie... Może być prawdziwe.
— A teraz już wierzysz...? — Uśmiechnęła się ciepło.
— Teraz tak, choć nadal jest to dla mnie bardzo dziwne... Masz kiepski gust.
— Już to raz słyszałam. — Parsknęła i wstała z ziemi. Rozciągnęła się z uśmiechem na twarzy i znów zwróciła do mecha. — Chodź już, masz wybaczone za tamto.
Na ustach stratega mimowolnie pojawił się uśmiech. Poszedł w jej kroki i wstał, a następnie stanął obok i po chwili ruszyli w stronę bazy.
Spacer minął im w zupełnej ciszy, ale czy to był jakiś problem? Nie, Yoru cieszyła się, że Prowl w końcu przełamał się do niej, pokazał, że ma tą swoją uczuciową stronę i że potrafi mu na kimś zależeć.
Teraz już Yoru przynajmniej wie, dlaczego był taki dla niej oschły i tak usilnie starał się ją do siebie zniechęcić. Bał się, bał się własnych uczuć. Dla niej wydawało się to wręcz zabawne, choć sama przez długi czas miała kompletny mętlik w głowię.
Gdy dotarli na miejsce, Prowl odprowadził ją do kwatery i pożegnali się, odchodząc w dwie różne strony. Yoru z wielkim uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi, a fala światła uderzyła ją nagle w optyki, czym samym oślepiła. Femme zawarczała na ból optyk i zakryła je od razu dłonią.
— Jazz?! Co do chuja?! — Warknęła na niższego mecha, jednak ten nie odpowiedział na pytanie.
Światło w kwaterze zapaliło się atakując jej i tak delikatne optyki, czym samym jeszcze bardziej i boleśniej oślepiło ją.
— Gdzie byłaś? — Zapytał stanowczo, wyłączając latarkę którą użył do zamachu na nią. — Przyszedłem późno i co widzę? Że cię nie ma! Znowu.
— A ty co? Mój ojciec żeby mnie przesłuchiwać gdzie jestem? — Znów warknęła, na co Jazz westchnął.
— Nie, ale martwię się gdy mi tak znikasz, a ostatnio robisz to dosyć często. O co chodzi? Coś jest nie tak? — Zapytał, a ton głosu wskazywał na jego zmartwienie.
Femme uśmiechnęła się mimo woli, tym samym zdradzając swój dobry humor. Zmieszało to Jazza jeszcze bardziej. Z początku się nie odzywała tylko podeszła do łóżka i położyła się na nim na brzuchu, a jej ogon leciutko falował, jeszcze bardziej ją zdradzając.
— Chcesz wiedzieć? — Zapytała, czym sprawiła, że ciekawość mecha sięgnęła zenitu. Coś było mocno na rzeczy, skoro jest taka zadowolona. Usiadł na łóżku obok niej i czekał, aż zdradzi mu tą tajemnice państwową. — Bo mooooże trochę, no wiesz, tak niewiele zaczęłam kręcić z Prowlem.
— Pierdolisz-
— No właśnie nie.
— Ale jak to ze sobą kręcicie? Tak oficjalnie? — Zdziwił się.
— Chyba? Znaczy, pocałowaliśmy się więc chyba to coś znaczy, nie? — Przekręciła się na plecy rozmarzona. Przez chwilę patrzyła w sufit, aż spojrzała na Jazza gdy zaczął mówić.
— PRZELIZALIŚCIE SIĘ?! Ale z języczkiem? Bo bez się nie liczy, musisz dokładnie wylizać migdałki.
— O czym ty teraz pierdolisz, Jazz? Czasem jesteś po prostu głupi jak chuj. — Zmarszczyła brwi słysząc te głupoty, o których mówi. — Jak ty to robisz?
— Co? Mówisz o mojej inteligencji? Mam tak wysokie IQ, że nie rozumiesz moich alegorii. — Parsknął. — Ale teraz tak na serio, to co, będziecie teraz chodzić za rączkę na korytarzu i w ogóle?
— No nie, raczej nie. Na pewno nie, nie mam zamiaru się z tym tak obnosić. — Stwierdziła.
— No proszę, udało Ci się złapać naszego gburowatego stratega w sieć. Gratulacje, jesteś jedyną której się to udało. I która w ogóle próbowała.
Oboje rozmawiali jeszcze długo, chyba z pół nocy zajęły im plotki, aż nie zasnęli tak jak siedzieli. Zmęczenie dało się w końcu we znaki, ale co poradzić? To był ciężki, jak nie fizycznie to emocjonalnie dzień.
.
BYŁO LIZANIE, PRZELIZALI SIĘ.
Nawet nie wiedzie, jak długo ten rozdział siedział już napisany, chyba z parę ładnych miesięcy 💀 JA GO JESZCZE NA WYJEŹDZIE PISAŁAM A TO BYŁO CHYBA Z PÓŁ ROKU TEMU.
Słowa: 2240
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top