Rozdział 11 • Pierwsze kłody pod nogi cz.I
Nad ranem Jazz wstał jako pierwszy, a towarzyszył mu na prawdę dobry humor. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest to aż podejrzane, aby z rana mieć tak pozytywne nastawienie do dnia.
Spojrzał na łóżko na piętrze z niecnym uśmiechem i chwycił jedną z leżących na ziemi pustych puszek, a następnie wycelował w miejsce w którym "spała" femme. Przymierzył się do tego dokładnie, tak jakby jego życie zależało od tego trafienia.
Rzucił. Puszka trafiła o sufit, od którego odbiła się z metalicznym "boink", lecąc wprost na leżącą predaconke. Odbiła się od niej z kolejnym stukiem, co potwierdziło jedynie Jazzowi. że trafił idealnie.
Yoru podniosła się z warkiem i spojrzała na mecha z wściekłym wyrazem. Odrzuciła mu puszkę, nie próbując nawet w niego trafić. Po prostu chciała ją jak najdalej od siebie.
- Ruszaj cztery litery, idziemy. - Rzucił krótko i wstał z łóżka, a raczej zeskoczył z niego z pozytywną energią. Yoru dalej jej nie rozumiała. Podszedł do drzwi i odczekał chwilę, a raczej dłuższą chwilę, aż ta postanowi się zwlec na dół.
Zajęło jej to dobre pięć minut jak nie więcej, bo takie miała szybkie tempo. W końcu podeszła do mecha i stanęła obok niego, czekając na jakieś odpowiedzi.
- Gdzie znowu? - Zapytała ni to miło, ni to wrednie. Coś na skraju "mało mnie to obchodzi" a "chce mi się spać".
- Ew, masz taką energie że żyć się odechcewa. - Skomentował jej nastawienie, a uśmiech nie schodził z twarzy. - Idziemy na stołówkę. Poznasz trochę więcej botów, uzupełnisz energon, na pewno dobrze ci to zrobi i przestaniesz chodzić jakbyś miała kija w dupie.
Warknęła na komentarz, choć bardziej zaniepokoiło ją "poznawanie więcej botów". Czy była już gotowa na konfrontację? Na pewno nie i nie będzie przez najbliższe... najlepiej lata. Ale prędzej czy później to musi się stać, choć na prawdę wolałaby postawić na później.
Jazz nie czekając na jej zgodę czy marudzenie, złapał ją za nadgarstek i na sile wyciągnął z kwatery. Szarpania ciąg dalszy. Przewróciła optykami i poszła za nim nie sprawiając większej ilości kłopotów niż to konieczne.
Jazz poprowadził ich na lewo, gdzie parę kroków dalej było rozwidlenie. Poszli na prawo, bo tam znajdowało się wejście na tą całą stołówkę. Nie była to taka stołówka jak te z których korzystają ludzie, było to bardziej miejsce aby uzupełnić poziom energonu - w płynny czy stały sposób -, pogawędzić z innymi botami i posiedzieć w przyjemnej atmosferze, gdy nie ma obowiązków.
Po paru minutach dotarli pod drzwi. Jazz bez ostrzeżenia otworzył je, przez co femme nie miała nawet szansy na przygotowanie się. Botów było tam więcej niż się spodziewała, a miała nadzieję na to, że będą może dwa lub trzy maks.
Pomieszczenie było całkiem obszerne, choć nie tak bardzo jak centrum dowodzenia. Stoły były okrągłe, co jedynie nadawało całemu układowi klasycznego wyglądu takiego miejsca.
- YO! Sunstreaker, Sideswipe! - Zawołał do siedzących przy stole bliźniaków.
Nie tylko zwrócił uwagę tej dwójki, ale również innych autobotów, których wzrok powędrował nie na niego, a na Yoru. Na jej nieszczęście stała się główną atrakcją. Złapała się za uszy i naciągnęła je sobie na optyki, bo przecież jak ty nie widzisz ich, to oni nie widzą ciebie?
Oboje podeszli do nich, choć Yoru zrobiła to bardziej z przymusu. Najchętniej zniknęła by stamtąd i ukryła gdzieś. Zacisnęła zęby i starała uspokoić nerwy idąc za mniejszym botem.
Jazz był radosny, wyluzowany i nie przejmował się zupełnie niczym. Nie wie, czy robił to przypadkiem, czy specjalnie doprowadzał do takich konfrontacji z innymi, ale nie podobało jej się to. Przeczuwała, że w końcu stanie się coś czego nie da rady wytrzymać i dobra mina do złej gry nie wystarczy.
Biały autobot usiadł na łukowatej ławce przy stole i zaczął rozmowę z bliźniakami. Yoru niepewnie podeszła. Z początku zawahała się aby usiąść, jednak z drugiej strony nie będzie przecież jak jakaś idiotka stać. Usiadła zatem i nie odezwała się ani słowem, nawet nie spojrzała na nich.
Chwile tak siedziała, wsłuchując się jedynie w rozmowę trzech botów, aż w pewnym momencie Jazz nie postanowił ich opuścić. Chciał podejść po energon dla siebie i dla Yoru - ależ z niego gentelman -, bo w końcu głównie po to przyszli. Zapadła niezręczna cisza, która trwała dosłownie chwile bo Yoru postanowiła zacisnąć poślady i ją przerwać.
- A to nie was wtedy tak poturbowałam? - Zapytała, kojarząc tą dwójkę z ich spotkania, które miało miejsce kilka miesięcy temu.
- No nas. - Odpowiedział Sideswipe, trochę zdziwiony że to właśnie tak chciała rozpocząć z nimi rozmowę.
- Uh, wybacz. Nie jestem za dobra w takich... interakcjach społecznych...
Sideswipe zauważył, że jest jej ciężko złapać kontakt, więc postanowił trochę pomóc. Na twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
- Domyślam się, że stresująca sytuacja? Nowe twarze, otoczenie. Pewnie nie jest ci łatwo się wpasować.
- Nawet nie wiesz jak... Ale czuje, że dobrze robię. Mam przynajmniej taką nadzieję. - Wyraziła swoją niepewność.
- No wiesz, na pewno łatwo ci nie będzie. Dla nas wszystkich jest to nietypowa sytuacja, właściwie to nikt się tego nie spodziewał. Obstawiałbym każdego decepticona, na prawdę, nawet Megatrona, ale nie ciebie, że wykażesz inicjatywę zmiany stron. No może trochę przesada z tym Megatronem... Ale wiesz o co mi chodzi.
- Aż tak złą mam opinie? - Uśmiechnęła się nerwowo półgębkiem, ale uśmiech szybko zniknął.
- Trochę... - Odpowiedział i chwilę pobłądził wzrokiem, aż nie uśmiechnął się naglę. - U decepticonów jest pewnie piekło odkąd od nich zwiałaś. - Odpowiedział, chcąc trochę podnieść ją na duchu, rozweselić.
- Ta. - Parsknęła. - Mogę to sobie wyobrazić jak wściekły jest teraz Megatron...
- Teraz nie dość, że część autobotów cię, najłagodniej mówiąc, nie lubi, to w dodatku każdy decepticon będzie pewnie próbował zabić w pierwszej kolejności. - Dodał Sunstreaker. - Ale tu na pewno cię zaakceptują, w bardzo dalekiej przyszłości, ale w końcu ten dzień może nadejdzie.
- Zdążyłam zauważyć, że nie jestem lubiana. Ironhide i Ratchet... nie mogą mnie przetrawić. - Stwierdziła wzdychając.
- Oni są starej daty. - Wtrącił się nagle Jazz, siadając obok niej. W obu dłoniach miał niewielkie szklane naczynie, przypominające szklankę wypełnioną prawie po brzegi płynnym energonem. - O ile Ironhide nie lubi wszystkich decepticonów, to Ratchet po prostu nie potrafi przeżyć predacona w bazie, ale i tak podziw dla nich, że starają się tego nie pokazywać wprost. Aż tak-
Podał Yoru szklankę po swoim wywodzie, którą ta przyjęła ostrożnie i odłożyła na stole przed sobą.
Nagle Jazz uśmiechnął się głupkowato w stronę Yoru, co ta jednoznacznie stwierdziła, że jest podejrzane. Przeczuwała, że Jazz zaraz palnie coś durnego, ale jeszcze nie wiedziała co. Na szczęście powstrzymał się od otwierania gęby, ale za to zaczął dziwni machać łbem. Femme spojrzała na niego dziwnie, aż nagle coś się nie stało.
Jej zainteresowanie przykuło nagle coś innego, a mianowicie kroki, których jeszcze nie zdążyła sobie skojarzyć, więc nie była pewna do kogo należą. Zalety wyczulonego słuchu są takie, że potrafi wyłapać czyjąś obecność szybciej niż ktokolwiek inny. Rzuciła w tamtą stronę spojrzeniem, zauważając wchodzącego bezsłownie Prowla.
Jej ucho poruszyło się mimowolnie, śledząc mecha. Sama nie chciała wlepiać w niego wzroku, żeby nie wyglądała jak głupia lub nienormalna, ale jednocześnie chciała wiedzieć co tu robi. Nie będzie oszukiwać, że ten mech zaintrygował ją gdy pierwszy raz go zobaczyła i poznanie go bliżej nie jest takim złym pomysłem. Przynajmniej nie dla niej.
- Oho, Prowl przyszedł. - Zauważył Sunstreaker. - Zaraz pewnie wyjdzie. Mógłby chodź raz pokazać pozytywne emocje i zostać, a nie bierze energon i wraca do siebie. W sumie to i może lepiej. - Dodał.
- Już nie bądź taki cięty na niego. - Skarcił go Jazz. - Prowl wcale nie jest taki zły, za jakiego go uważacie.
Huh, czyli również Prowl nie ma najlepszej opinii wśród swoich? Ciekawe co musiało się zadziać.
- Zaraz, to wy go nie lubicie? - Wtrąciła Yoru, przekręcając lekko głowę, tym samym dając uszom opaść na jedną stronę bezwładnie.
- Niespecjalnie. - Odpowiedział krótko Sunstreaker, wzruszając ramionami. - To dupek.
Jazz znowu wtrącił się żółtemu mechowi, tym samym zaczynając małą, niegroźną kłótnie której Yoru nie przysłuchiwała się jakoś specjalnie. Jej optyki powędrowały na stratega, przyglądając się mu uważnie gdy zabiera porcje energonu dla siebie.
Zawahała się, po głowie chodziło jej podejść i zagadać, po przyjacielsku oczywiście. W końcu trzeba zdobywać znajomości i punkty na plusie u swoich byłych przeciwników, nie?
Femme płynnie obróciła się na ławce wyskakując z niej z chwilowym przypływem pewności siebie, tym samym przerywając mechom obok. Byli nieco zdziwieni, ale nie przeszkodzili jej. Nie ważne co się stanie, będzie to dla nich źródło rozrywki.
Yoru przybrała przyjazny - na swoje możliwości - i pewny wyraz twarzy, gdy stawiała kroki w stronę mecha. Już miała zagadać, przywitać się jakoś, może zatrzymać go na dłużej, albo przynajmniej na tyle aby zamienić dwa słowa i lepiej się poznać, gdy nagle upadła.
Poczuła jedynie jak jej noga uderza w coś twardego, potykając się tym samym i upadają na podłogę. Tuż pod nogami Prowla... Nie taki był plan, ale to już jest najmniejsze zmartwienie. Czemu upadła?
Aż taką sierotą jeszcze nie jest, aby się o własną nogę potknąć, ale nie widziała niczego na podłodze, więc o co niby się potknęła? Warknęła cicho i podparła się na rękach, aby wstać. Cała jej uwaga na osobie Prowla uleciała.
- Uh oh... - Wyrwało się z ust Jazza. Z ich perspektywy wszystko było jasne, tak samo jak to, że ktoś najprawdopodobniej zaraz straci życie lub godność.
Yoru spojrzała w górę tylko po to, aby zobaczyć, że ktoś zakrywa jej widok. Autobot, a raczej autobotKA której jeszcze nie zdążyła poznać, a przynajmniej nie osobiście. Kojarzyła ją z pola walki, często zdążyło się, że staczały ze sobą pojedynek podczas misji i zwiadów. Nigdy jakoś specjalnie nie przepadała za nią, zawsze była upierdliwa.
O tyle bardziej, że przez jej mały rozmiar ciężko było ją trafić, a i zwinne to zawsze było. Można by się pokusić, że zwinniejsza od Yoru, a przegonić predacona nie jest łatwo.
Yoru zawarczała jeszcze raz gdy wstała, tym razem głośniej, aby dać do zrozumienia, że nie jest zadowolona. Niezadowolona i zaskoczona takim zachowaniem, jak do tej pory nie była aż tak źle traktowana, jak myślała że będzie. A tu proszę, ktoś w końcu przypomniał jej, że nie jest miło widziana.
- A to niby za co było? - Warknęła na drobniejszą, różową femme. Ogon ujawnił się, wracając z formy peleryny i machnął na boki.
- Jeśli myślisz, że ktoś nabierze się na tą twoją nagłą zmianę na "lepsze" to się grubo mylisz, nie jesteś tu mile widziana, tacy jak ty się nie zmieniają. Po co cię tu Megatron przysłał, huh? Żeby nas powybijać? Zebrać informacje? Może położenie bazy? - Naskoczyła na nią Arcee.
- Co takiego? - Zapytała zaskoczona takimi insynuacjami, tego raczej się nie spodziewała. Znaczy spodziewała, ale nie w tej sytuacji
- Nie udawaj głupszej niż i tak pewnie już jesteś. - Fuknęła, a na sam komentarz Yoru znowu zawarczała, tym razem pokazując zęby wraz z ostrymi kłami.
- Jedyne co udaje, to że jestem w tym momencie miła. - Mruknęła przez zaciśnięte zęby. Dłonie zacisnęły się w pięści, a umysł starał uspokoić ciało, aby nie zareagowało w głupi sposób. - Odwal się, nie gadam z czymś co wygląda jak lala Barbie.
- Wole wyglądać jak "lala Barbie" niż taka do przelecenia.
Arcee jednym zdaniem podpisała sobie w tym momencie swój testament...
Źrenica predacona zwężyła się ukazując jedynie gniew. Femme zawarczała głośno i uniosła rękę w błyskawicznym tempie, aby zaatakować pazurami u dłoni. Jej niezwykle nerwowa i niekontrolowana odpowiedź została przerwana, gdy biały mech złapał ją mocno za nadgarstek, powodując nieznaczny ból.
Uspokoiła się momentalnie i opuściła uszy, gdy zobaczyła, że to właśnie Prowl przywołał ją do porządku.
- A niech sobie odreaguje! Pokaże jaka naprawdę jest. - Burknęła, opierając dłonie o biodra. - Nie wiem po co przyprowadzaliście predacona do bazy, wielki kłopot.
Yoru opuściła uszy, tym samym zdradzając, że słowa botki dotknęły ją. Nie chciała tego przyznawać, ani pokazywać, ale taka była prawda. Wie, że tu nie pasuje.
Nie pasuje, ale próbuje się wpasować. Nie trzeba jej tego jeszcze bardziej utrudniać.
Wyrwała nadgarstek z uścisku mecha wystarczająco spokojna, przez co dalsza interwencja nie jest potrzebna. Nie wydała z siebie dźwięku, nie powiedziała nic, nie warknęła czy nawet nie mruknęła niczego pod nosem. W ciszy odwróciła się i po prostu udała się do wyjścia i wyszła.
I tak już wystarczające widowisko zrobiła. Dała się sprowokować i zareagowała ku ucieszy femme. Zacisnęła zęby mocniej i ledwo słyszalnie zawarczała gardłowo. Odwróciła się w stronę wyjścia i po prostu wyszła wściekła. Nie miała zamiaru tam dłużej przebywać, nie z takim towarzystwem.
Szła wściekła z rękoma oplecionymi o tors, była lekko zgarbiona, a niewielkie kolce na plecach najeżone, mówiąc tym samym "nie zbliżać się". Z każdym krokiem jej mina stawała się coraz to bardziej łagodna, pokazując tym samym jak obecne emocje zaczynają opadać, a zastępuje je coś nowego.
Smutek.
Wróciła do kwatery współlokatora i zamknęła za sobą drzwi. Zrobiła to łagodnie i cicho, żeby nie narobić zbędnego hałasu. Nie miała na to siły.
Nie miała siły na nic, nawet na to aby podejść do krzesła czy do łóżka aby usiąść. Uderzyła plecami o ścianę tuż obok drzwi i zjechała po niej w dół, aż nie zatrzymała się na podłodze. Głowę oparła o ścianę, przechylając ją do tyłu.
Walczyła ze sobą przez dłuższą chwilę, aż nie przegrała. Poczuła jak po policzku spłynęły jej pojedyncze łzy, przez co zakryła obie optyki dłonią, aby zatamować ten niespodziewany i nienawidzony przez nią wyciek.
Ew. Pokazywanie emocji. W dodatku tak żałosnych jakim jest płacz.
- Po co ja odeszłam... - Zaszlochała cicho, oddając się żalu w całości. Wszystkie emocje w końcu z niej uleciały po tylu dniach.
rwała tak w tym stanie przez naprawdę długi czas, aż w pewnym momencie musiała zmusić się aby przerwać, gdy usłyszała jak drzwi zaczynają się powoli otwierać. Szybko przetarła dłonią optyki i pociągnęła parę razy nosem, jednak mimo starań, gołym okiem dało się zobaczyć, że najzwyczajniej w świecie się rozryczała.
Ściągnęła dłoń z optyk, pozwalając jej opaść na bok ciała, tuż na podłogę. Spodziewała się Jazza. Miała już nawet zacząć zaprzeczać, że jest w jakkolwiek złym stanie, mówić, że wszystko w porządku i tak naprawdę w ogóle się nie przejęła żadnym słowem wypowiedzianym przez Arcee. Jak zwykle, kłamstwa.
Nie był to jednak Jazz, a autobot który również posiadał w większości biały lakier. Jakim wielkim zdziwieniem było dla niej zobaczyć Prowla.
Chciał jej zwrócić uwagę? Dobić? Bardziej upokorzyć? To, że widzi ją w takim stanie jest już wystarczającym upokorzeniem. Żaden bot, nieważne której frakcji nie powinien jej tak widzieć. Co za wstyd.
- Rozmazałaś się. - Yoru spojrzała na niego nie rozumiejąc z początku.
- Oh, um... - Pociągnęła szybko nosem przed kontynuacją wypowiedzi. - Tak, ja... Poprawiałam ostatnio lakier pod optykami i... Jazz miał jedynie zwykłą farbę pod ręką, więc wiesz... nie jest za szczególnie trwała. - Parsknęła, a raczej zmusiła się do tego, starając na siłę pokazać, że ma dobry humor i próbuje obracać wszystko w żart.
Nie szło jej to dobrze, były policjant patrzył na nią z politowaniem, co jedynie bardziej ją zdołowało. Nie potrzebowała niczyjego współczucia, jedyne czego pragnęła to święty spokój.
- Mam lakier samochodowy u siebie, mogę ci pożyczyć jeśli nadal go potrzebujesz.
Yoru patrzyła tak na niego z dołu przez chwile, jakby chciała w głowię przeanalizować, czy to co właśnie usłyszała to nie jest jakiś wymysł jej umysłu. Zamrugała parę razy, aż w końcu nie otrząsnęła się ze swojego chwilowego oszołomienia spowodowanego propozycją. Niby tak błaha rzecz, a wprawiła ją w osłupienie.
Prowl widząc jej wahanie, wyciągnął w jej stronę rękę w celu podania dłoni, żeby mogła swobodnie wstać. Chwile patrzyła na niego jeszcze bardziej zdziwiona niż sekundę temu, jedna przyjęła jego dłoń. Chwyciła dalej niepewna i podpierając się dodatkowo drugą ręką o ścianę za nią, podniosła się i stanęła na równe nogi.
Nie odezwała się ani słowem, żaden dźwięk nie mógł przejść jej przez gardło, przez co wyglądała jeszcze żałośniej. O dziwo nie przeszkodziło jej to tak tym razem, nie przejęła się. Kiwnęła głową, na znak że potrzebowałaby tego lakieru.
Nie czuła się komfortowo gdy nie miała swoich rozpoznawczych krech pod optykami. Co one oznaczały? Kompletnie nic, były typowo estetyczne, choć ich brak sprawiał, że czuła się niepewnie, jakby kompletnie traciła swoją pewność siebie, wraz z utratą tych małych, nieznacznych wzorków. Taka mała rzecz, a z nią czuła się po prostu... sobą.
Mech wyprowadził ją z kwatery kolegi i poprowadził do jego własnej. W czasie tej krótkiej wędrówki Yoru po raz pierwszy zaznała spokoju. Było to aż dziwne. Czuć się tak... po prostu spokojnie. Nie martwiła się czyimś zdaniem, tym że padną na nią pogardliwe spojrzenia ze względu na jej dawne sprzymierze, ale teraz... po prostu spokój.
Łzy na jej policzkach zaschły, zostawiając po sobie nieprzyjemne uczucie którego nie potrafiła zignorować. Zniknęło dopiero po paru przetarciach twarzy dłonią, przez co rozmazała tanią farbę jeszcze bardziej, a reszta drogi zeszła jej na tym, aby zmyć to kompletnie jedynie za pomocą suchej ręki. Pewnie jedynie rozmazała się jeszcze bardziej i wyglądała jak jeszcze większa idiotka.
U niej coś normalnego.
Gdy oboje dotarli pod drzwi prowadzące do pokoju Prowla, mech zatrzymał siebie i ją. Wbił odpowiedni kod do konsolki panelu sterującego drzwiami, a te rozsunęły się z cichym, metalicznym sykiem.
Wszedł do środka samemu, bezsłownie każąc Yoru zostać na zewnątrz. Femme musiała odczekać na korytarzu aż Prowl znajdzie puszkę czarnego lakieru samochodowego i wróci do niej, jednak dzięki otwartym drzwiom mogła zerknąć do środka. Światło o chłodnej barwie rozświetliło pomieszczenie.
Jasny, niemal oślepiająco biały pokój z równiutko ustawionymi meblami. Sporym biurkiem z wieloma monitorami nad nim i wygodnie wyglądającym krzesłem przed, znajdującymi się po prawej ścianie od wejścia. Równolegle do niej było łóżko, niewielkie, wystarczające dla jednego bota jego rozmiarów.
Kilka półek, większość pustych, czekających aż coś nowego zostanie na nich wyeksponowane, a część z nich miało idealnie poukładane datapady i inne tym podobne przedmioty. Nic oprócz tego nie przykuwało uwagi, bo tak naprawdę nic innego tam nie było.
Czysty, schludny pokój jakiego można by się spodziewać po tak opanowanym i ścisłym mechu, jakim jest autobotcki strateg.
Wystarczyło mu otworzenie jednej szafki w biurku, aby znaleźć przedmiot poszukiwań. Podrzucił puszkę ku górze i złapał gdy opadała. Odwrócił się w stronę otwartych drzwi, przez co Yoru aż spięła się cała, gdy jego wzrok zatrzymał się na niej, podczas jej obserwacji pokoju autobota.
Cała uwaga Yoru została skupiona na Prowlu i na odwrót, gdy ten podszedł do niej, aby podać lakier. Wyprostował rękę aby jej podać trzymany przedmiot, a ta zrobiła dokładnie to same, tyle by go odebrać. Chwyciła za puszkę ostrożnie, jakby bała się, że mech ja ugryzie, lub puszka nagle eksploduje. Albo to właśnie puszka ją ugryzie.
- Mm... Dzięki... - Powiedziała bardzo cichym głosem, jednak ton stał się znacznie spokojniejszy i nie tak drgający jak wcześniej. Gdy mówiła "Dzięki", jest to coś co na prawdę miała na myśli. Po prostu szczere podziękowanie za tak mały gest.
- Nie masz za co. To tak na... - Zastanowił się chwilę. - Poprawienie humoru. - Dokończył po chwili, a na twarzy zawitał niewielki uśmiech, który zniknął równie szybko co się pojawił, w momencie gdy mech przywołał się do porządku. - Mmm, coś jeszcze?
- Nie, nie nie nie, ja już miałam iść, po prostu... nieważne- - Zgubiła się lekko w słowach, próbując wyjaśnić swój chwilowy brak reakcji. Wycofała się z framugi drzwi, pozwalając mechowi zamknąć je swobodnie.
Postała chwilę przed szarymi drzwiami, wpatrując się w nie bez celu i rozmyślając nad tym co zaszło. Kompletnie zapomniała o sytuacji z rana, myśli zastąpiło jedynie miłe odczucie. O końcu odwróciła się, nie chcąc stać tam dłużej jak kompletne idiotka i pokierowała się w stronę swojej tymczasowej kwatery, którą Jazz musiał - niestety - z nią dzielić.
Jej wewnętrzny konflikt trwa już od paru ładnych dni, a nie zrobiła jeszcze nic, co by mogło pomóc go zakończyć, lub przynajmniej załagodzić. Ale to przejdzie, musi przejść. Jeszcze zdąży się zaaklimatyzować, zapomnieć i żyć w zgodzie z nową sytuacją.
Z dnia nadzień pokazuje sobie jednak, udowadnia, że nie potrafi. Inni również dają jej to do zrozumienia.
Yoru weszła do przestronnego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi z łagodnością, której nie wiedziała nawet, że posiada. Po drodze zdążyła się uspokoić, opanować emocje z dzisiejszego dnia i wrócić do "normy".
Zdążyła postawić jeden, może dwa kroki zanim została zatrzymana, tym samym zmuszona do tego, aby unieść wzrok znad ziemi i spojrzeć na niższego od niej samej mecha. Jazz, co dziwne, wyglądał na zdenerwowanego? Zirytowanego. Coś się stało? Odpowiedzi przyjdą szybciej niż mogłaby o to prosić.
- Yoru, szukałem cię wszędzie! Nie możesz od tak sobie iść i znikać nie wiadomo gdzie! - Powiedział podniesionym tonem, w którym można było wyczuć zmartwienie.
- Minęło piętnaście minut-
- Mam cię pod swoją opieką, mam za zadanie cię pilnować, przecież Prime by mnie chyba z bazy wyrzucić, nie wiem. - Kontynuował swój wywód, chodząc w kółko, tym samym ignorując ją. - Ja wiem, Arcee trochę mocno przegięła, no ale bez przesady, żeby tak od razu znikać?
- Jazz... ja się nawet tym nie przejęłam. Po prostu musiałam wyjść żeby się uspokoić. - Uspokajała mecha, a na usta wkradł się niewielki, z lekka wymuszony uśmiech.
- Na pewno? Na sto procent? Chce żebyś czuła się tu dobrze, dobrze...? - Dopytywał, na co ta jedynie kiwnęła głową, aby go upewnić. W pewnym momencie zauważył, że coś mu się nie zgadza. - Ty, a ty skąd masz lakier?
- Oh, to? - Opuściła wzrok na trzymany w dłoni przedmiot. - Twoja farba jest do dupy, więc pożyczyłam jakąś NORMALNĄ.
- Niech ci będzie. - Przewrócił optykami, ale na ustach szybko zagościł uśmiech. - Pomóc ci?
Yoru przez chwile się zawahała, ale ostatecznie zgodziła się aby mech pomógł jej pomalować wzory pod optykami. Zerknęła na ręcznie malowaną ścianę i uśmiechnęła się, artysta z niego na pewno lepszy niż z niej.
•
Ten rozdział miał być dłuższy, ale ostatecznie postanowiłam podzielić go na dwa, bo i tak pousuwałam z niego DUŻO (przed było ponad 4k słów).
•
Słowa: 3536
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top