ROZDZIAŁ 2
DYLAN
Wchodząc do domu od razu wyczułem zapach pomidorów, bazylii i pieczonego sera. Z kuchni dochodziły odgłosy gotującej się w czajniku wody oraz stłumionej muzyki. W radiu leciała właśnie jakaś taneczna melodia i rozpoznałem w niej jedną z ulubionych piosenek mamy. Prawdopodobnie właśnie wesoło tańczy w kuchni, co jakiś czas kontrolując czas jaki został, do wyciągnięcia zapiekanki. Zawsze tak robiła podczas gotowania. Uśmiechnąłem się, kiedy w kuchni rozniosło się pikanie minutnika i usłyszałem, jak mama wyciąga coś z piekarnika. Nie przepadałem za tą zapiekanką, ale nie miałem serca mówić o tym mojej mamie, kiedy dzisiaj rano ogłosiła, że to właśnie zamierza przygotować na obiad. Pewnie i tak nie miałoby to większego znaczenia, bo to ulubione danie Poppy, a dla Anne, Poppy była prawdopodobnie ulubionym człowiekiem na ziemi. Nic dziwnego, skoro pilnie się uczyła, była zorganizowana i nie stwarzała problemów, w przeciwieństwie do mnie. Kiedy byliśmy dziećmi, sprawy wyglądały inaczej, bo to Poppy była największym diabłem w okolicy. Była jak tajfun, pojawiała się w pokoju, robiła bałagan i znikała. A ja musiałem to wszystko sprzątać. Wszystko się zmieniło, kiedy poszliśmy do szkoły i naszą nauczycielką została pani Wasilewsky. To ona rozbudziła w Poppy pasję do czytania i zdobywania wiedzy, a jej nieskończone pokłady cierpliwości sprawiły, że dziewczynka naprawdę się zmieniła. Ja natomiast trafiłem na swój pierwszy trening footballu. Nasze mamy często się śmieją, że po prostu zamieniliśmy się charakterami, ale prawda była taka, że jako mały chłopiec czułem ogromną potrzebę bycia najlepszym w jakiejś dziedzinie i skoro nie miałem żadnych szans, żeby pokonać Poppy w nauce, przerzuciłem swoje zainteresowanie na sport. Oczywiście kochałem to robić, ale czasami nie wiedziałem, czy to dlatego, że po prostu to lubię, czy może dlatego, że jestem w tym tak cholernie dobry.
Odłożyłem swoje buty i spojrzałem w stronę Poppy. Dziewczyna stała na jednej nodze i próbowała rozwiązać sznurówki swoich czarnych trampków. Zachwiała się, więc asekuracyjnie wyciągnąłem ręce i tylko dlatego zdążyłem ją złapać, zanim jej głowa uderzyła o szafkę. Poprawiłem jej pozycje i z rozbawieniem spojrzałem w dół.
– Dzięki. Zrobił mi się węzeł.
Kiedy upewniłem się, że stoi stabilnie, puściłem ją i uklęknąłem. Podniosłem jedną z jej stóp i położyłem na kolanie, żeby rozwiązać sznurówki. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią z powątpieniem.
– Jak ty chcesz iść na studia, skoro nie potrafisz zdjąć butów bez rozbicia sobie głowy?
Poppy spojrzała na mnie z irytacją i pokazała mi środkowy palec, a biorąc pod uwagę okoliczności wyglądała przy tym jak zbuntowana trzylatka. Zanim zdążyłem jej odpowiedzieć tym samym, w korytarzu zjawił się zaspany Marcel. Na widok brunetki szczeknął i radośnie merdając ogonem, podbiegł w jej kierunku. Poppy natychmiast kucnęła, żeby go pogłaskać.
– Jest mój kochany piesek. Dzień dobry – powiedziała, piskliwym i przesłodzonym głosem, którego zawsze używa tylko wtedy, kiedy mówi coś do zwierząt lub małych dzieci. Pies wykonał kilka obrotów i położył się na plecach, tak, żeby ułatwić dziewczynie dostęp do swojego brzucha – Przyszła pańcia do Marcelka?
Wstałem z podłogi i wywróciłem oczami na ten widok. To ja go karmiłem, wyprowadzałem i pielęgnowałem, a mimo to on zawsze wybierał brunetkę. Razem z Emmą i Poppy znaleźliśmy go sześć lat temu w rowie, kiedy był jeszcze szczeniakiem. Na początku miał zostać u rodziny Pole, ale nie dochodził do porozumienia z Bitterem, więc musiał zamieszkać u nas. Szybko okazało się, że z uroczego, małego szczeniaka, wyrośnie sporych rozmiarów pies w typie Golden Retrievera.
– Jesteście już? – Mama wyszła z kuchni, wycierając dłonie o fartuszek. Kompletnie zignorowała moją osobę i natychmiast podeszła do Poppy, zamykając ją w matczynym uścisku. – Cześć kochanie, dawno cię tutaj nie było! Stęskniłam się za tobą.
– Dzień dobry Anne – odpowiedziała, wtulając się mocniej. – Ja za tobą też.
Mama wypuściła ją z objęć, odsuwając się na odległość wyciągniętych ramion i zacmokała z niezadowoleniem.
– Czy ty coś w ogóle jesz? Bardzo schudłaś kochanie. – Zrobiła zmartwioną minę. – Mówiłam Theodorwi, że mogę wam gotować. Wiem jaka zabiegana jest Marla, od kiedy dostała ten projekt w pracy i pewnie nie miała czasu przygotować wam zapasów.
– Nie chcemy ci sprawiać kłopotu, poradzimy sobie z tatą, to tylko kilka dni, a my jesteśmy dorośli.
– Wiecie dobrze, że to dla mnie żaden problem. – Machnęła ręką. – Zapiekanka jest już gotowa. Miałam przygotowaną też porcję żebyś zabrała ją dla taty, ale Robert cię ubiegł. W sklepie jest awaria i razem pojechali dopilnować fachowców.
Wymiana uprzejmości trwałaby pewnie jeszcze wieki, a ja naprawdę musiałem coś zjeść, więc chrząknąłem, żeby zwrócić na siebie uwagę.
– Cześć mamo, ciebie też dobrze widzieć – powiedziałem, naśladując przy tym jej przesadnie uprzejmy ton – u mnie też wszystko okej, dzięki, że pytasz.
– Daruj sobie złośliwości Dylan, widzieliśmy się rano i przecież wiem, że wszystko u ciebie dobrze. – Pokręciła głową z dezaprobatą. – Pewnie jesteście głodni, zmykajcie do łazienki umyć ręce i zapraszam was do kuchni.
Chwile później usiedliśmy w jadalni, a mama postawiła przed nami talerze z parującą jeszcze zapiekanką. Sięgnąłem po sztućce, podając Poppy jeden komplet. Rozdrobniłem swój kawałek na mniejszy i zacząłem dmuchać, żeby przyspieszyć proces studzenia. Dziewczyna najwyraźniej była głodniejsza niż sądziła, bo w trakcie rozmowy, nie patrząc nawet na talerz, nabiła jeden z makaronów na widelec i zanim zdążyłem ją powstrzymać, włożyła go do ust. Natychmiast pisnęła, sięgając po szklankę wody.
– Kochanie, wszystko dobrze? – Mama wyglądała na naprawdę przejętą. – Dopiero co wyciągnęłam to z piekarnika, jest jeszcze gorące.
– Tak, nic się nie stało. – Machnęła ręką, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy. Wypiła jeszcze kilka łyków i uśmiechnęła się w kierunku Anne. – Po prostu wiesz, jak uwielbiam Twoją zapiekankę, a dodatkowo siedzieliśmy w tej szkole tak długo, że wprost umieram z głodu.
– Ciekawe przez kogo spędziliśmy tam tyle czasu. – Marudziłem, zamieniając nasze talerze. – Masz, moja już trochę ostygła.
Poppy uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i tym razem upewniając się, że mam rację, nabrała makaron na widelec. Przez resztę posiłku rozmawialiśmy o tym jak minął nasz dzień, mama opowiedziała o tym jak Marcel próbował wnieść do domu ogromny kij, który znalazł wcześniej na spacerze, a na dowód pokazała nam również krótki film. Mimo, że kiedyś była przeciwna posiadaniu psa, teraz są najlepszymi przyjaciółmi i pewnie, gdyby musiała wybrać swoje ulubione" dziecko", byłby to właśnie Marcel. Mama wyglądała czasami na samotną, zwłaszcza teraz kiedy zatrudniła w cukierni dziewczynę na stanowisku kierownika, więc miała dużo wolnego czasu, a przez większość dnia jej jedynym towarzystwem był pies. Emma wyjechała na studia, mój tata rozwijał kolejny sklep z narzędziami, a ja byłem zajęty szkołą i treningami, więc przez większość czasu po prostu nie było nikogo w domu.
Obiecałem, że posprzątam po posiłku, żeby mama mogła pójść do sypialni i w spokoju skończyć książkę, o której opowiadała przez ostatnie dziesięć minut. Oczywiście zadeklarowała, że jak tylko ją przeczyta, przekaże ją Marli. Z pomocą Poppy, zaniosłem wszystkie naczynia do kuchni. Marcel wstał, przeciągnął się z głośnym ziewnięciem i zaspany ruszył za nami, tylko po to, żeby wygodnie ułożyć się w progu i znów zasnąć.
– Zostaniesz u nas na noc? – zapytałem, wkładając naczynia do zmywarki. Poppy w tym czasie usiadła na kuchennym blacie i zaczęła jeść babeczkę, którą dała jej mama. – Przygotuje ci pokój Emmy.
– Dzisiaj chyba nie dam rady. Tata napisał mi właśnie, że naprawa zajmie im jeszcze sporo czasu, a on zapomniał nakarmić Bittera. – westchnęła. Poprawiła swoją pozycję na blacie, tak, że teraz dłonie opierała po obu stronach nóg. Energicznie zaczęła machać stopami, aż jeden z pantofli zsunął się z jej stopy i uderzył o kafelki kawałek dalej. Znałem ją wystarczająco długo, żeby rozpoznać w tym oznaki jej zdenerwowania. – Poza tym widzę, że jesteś zmęczony i powinieneś położyć się spać. Nie musisz mnie odwozić, przejdę się.
– Rozumiem. – Ustawiłem odpowiedni program w zmywarce i odwróciłem się w jej kierunku. – Odprowadzę cię, jest już ciemno, nie powinnaś chodzić sama.
– To dosłownie dziesięć minut spaceru, bez przesady. – Machnęła ręką, zeskakując z blatu. – Nic mi nie będzie.
– I tak muszę zabrać Marcela na spacer. – Pies natychmiast rozpoznał swoje imię, bo podniósł łeb z podłogi i zamerdał ogonem. – Teraz nie mam już wyboru.
Wyciągnąłem dłoń w stronę Poppy, żeby pomóc jej zejść z blatu, ta jednak zamiast złapać moją rękę, pokiwała przecząco głową i zeskoczyła. Zgrabnie wylądowała na ziemi z dumnym uśmiechem na ustach jednak, kiedy zrobiła krok do przodu, potknęła się o pantofel, który nadal leżał na ziemi i tylko dzięki mojemu refleksowi nie upadła na ziemię. Moje ręce znalazły się na jej biodrach, a jej ramiona mocno zacisnęły się na mojej koszulce. Z westchnięciem ulgi poprawiła swoją pozycję, tak że teraz stała naprzeciwko mnie. Przez różnicę wzrostu jej wzrok znajdował się idealnie na linii mojej klatki piersiowej. Zaśmiała się cicho, opierając swoją głowę na moim ramieniu.
– Wszystko w porządku? – Odsunąłem ją, żeby przyjrzeć się jej twarzy. Zielone oczy błyszczały z rozbawienia, a usta rozciągnęły się w uśmiechu. – Co cię bawi?
– Twoja mina, strasznie zbladłeś. – Zaśmiała się ponownie. – Nic takiego się nie stało.
– Mogłaś po prostu podać mi rękę, nie musiałaś się popisywać – powiedziałem, upewniłem się, że stabilnie stoi i zabrałem dłonie z jej bioder. – Mogłaś skręcić kark.
– Bez przesady Dylan, nie skoczyłam z drugiego piętra, tylko z blatu.
– Nie potrzeba dużej wysokości, żeby coś sobie złamać, czasami wystarczy beznadziejna technika skoku.
– Zapamiętam to sobie na wypadek, gdybym brała udział w kolejnych skokach w dal z mebli kuchennych. – Poklepała mnie po ramieniu i z uśmiechem na ustach poszła w stronę toalety. – Zbieraj Marcela, zaraz wychodzimy.
Westchnąłem i spojrzałem na psa, który uważnie śledził każdy mój ruch. Idąc na korytarz, podniosłem smycz, a on w mgnieniu oka był obok mnie. Grzecznie poczekał, aż założę mu szelki.
POPPY
Na zewnątrz przywitał nas zimny wiatr i po raz kolejny pożałowałam tego, że wybrałam sukienkę. Ciaśniej oplotłam się swetrem, w nadziei, że to uchroni mnie przed ewentualnym przeziębieniem. Ostatnie czego teraz potrzebowałam, to katar i gorączka. Spojrzałam na Dylana, który zarzucił na siebie jedynie koszulę w kratę i wcale nie wyglądał jakby było mu zimno. Marcel z zadowoleniem szedł przed siebie, co jakiś czas podnosząc uszy w zaciekawieniu.
Mijaliśmy kolejne domy z zadbanymi podjazdami i idealnie przystrzyżonymi trawnikami. W niektórych budynkach paliło się jeszcze światło, ale w większości panowała ciemność. Gdyby nie uliczne latarnie, byłoby tu całkiem upiornie i naprawdę cieszyłam się, że Dylan zdecydował się mnie odprowadzić. Co prawda okolica, w której dorastaliśmy była uznawana za jedną ze spokojniejszych, dlatego była tak chętnie wybierana przez rodziny z dziećmi. Z uśmiechem przypomniałam sobie, jak oczarowana byłam tym miejscem, kiedy się tu wprowadziliśmy. To właśnie na tej ulicy uczyłam się jeździć na rowerze i rolkach, to po tym chodniku rysowałam kredą i to tutaj rozkręciliśmy swój pierwszy poważny biznes ze sprzedażą domowej lemoniady. Czasami zastanawiałam się, czy wybranie uczelni tak daleko od domu, było dobrym pomysłem. Już teraz zaczynałam tęsknić za przyjaznymi twarzami swoich sąsiadów.
Ze smutkiem spojrzałam na Dylana, który również wyglądał na nieobecnego. Wiele bym dała, żeby chociaż na chwile wejść w jego głowę. Pomimo tylu lat znajomości, czasami miałam wrażenie, że nie znam go wcale. Zwłaszcza teraz, kiedy oddaliliśmy się od siebie, głownie z mojej winy. Nie chciałam, żeby nasz ostatni rok był przepełniony niedomówieniami i sprzeczkami, więc kiedy przechodziliśmy obok domu Collinsów, westchnęłam i odwróciłam się w jego kierunku.
– Boje się prowadzić samochód, ponieważ nie mam wtedy pełnej kontroli nad wszystkim. Nie chodzi tylko o to, że jestem beznadziejnym kierowcą. Tego da się nauczyć, wyćwiczyć swoje reakcje. – Wzruszyłam ramionami. – Chodzi o to, że nigdy nie możemy przewidzieć, kogo spotkamy, możemy być ostrożni, a i tak ktoś może wjechać w nas z zawrotną prędkością i nie mamy na to żadnego wpływu.
– Jak na wszystko w naszym życiu, Poppy. – Dylan stanął i spojrzał na mnie z poważną miną. – Nie musisz prowadzić samochodu, żeby spotkać pirata drogowego. Nie jesteś też w stanie przewidzieć wszystkiego w swoim życiu. Nigdy nie wiesz kogo spotkasz.
– Wiem. – Westchnęłam. – Ale możemy przecież minimalizować ryzyko, prawda?
– To nie jest dobry sposób na życie – zauważył – jeśli unikasz wszystkiego co niesie za sobą ryzyko, to wydaje mi się, że tracisz dużo więcej dobrego, niż złego. Poza tym twój argument jest gówniany, nie trafia do mnie. Przyznaj po prostu, że jesteś okropnie złym kierowcą i denerwuje cię to jak diabli, że nie potrafisz opanować jakiejś umiejętności, ale nie chcesz tego przyznać głośno, więc wymyśliłaś na poczekaniu głupią historyjkę tylko po to, żeby wyciągnąć ze mnie coś o Stacy.
– Okej, zmyśliłam to.
– I? – zapytał, podnosząc jedną brew w górę.
Wywróciłam oczami i przygryzłam wargę.
– I jestem okropnym kierowcą, nie potrafię opanować jazdy samochodem – przyznałam na jednym wdechu, wywołując u niego śmiech. – A teraz powiedz mi kim jest ta Stacy.
– Jesteś strasznie ciekawska – skwitował i poszedł przed siebie.
Prychnęłam i ruszyłam za nim. Musiałam podbiec, żeby zrównać się z nim krokiem. Kiedy dotarliśmy pod mój dom, wyprzedziłam go i zagrodziłam mu drogę. Przez różnicę wzrostu, musiałam mocno zadrzeć głowę, żeby spojrzeć na jego twarz. W świetle latarni jego długie rzęsy rzucały cień na ciemne, niemal czarne oczy.
– Poznałem Stacy na imprezie, trzy tygodnie temu. – Głos Dylana przerwał ciszę panującą między nami. – Widziałem się z nią kilka razy od tego czasu i jest naprawdę miłą dziewczyną.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
– Bo chyba nie chciałem wyprzedzać faktów. Nie poznałem jej jeszcze za dobrze, ale wydaje się całkiem sympatyczną dziewczyną.
– Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego mi o niej nie powiedziałeś.
– Nie chciałem zawracać ci głowy, wiem, że jesteś teraz bardzo zajęta.
– Bez przesady Dylan – wywróciłam oczami – Jakoś nie miałeś skrupułów, kiedy przez godzinę kazałeś mi oglądać komplikacje filmików, na których ludzie bekają po wypiciu Sprite.
Zaśmiał się, zwracając na siebie uwagę Marcela.
– Musisz przyznać, że to było zabawne.
Pokręciłam głową z niesmakiem. Tego rodzaju rozrywka nie do końca wpasowywała się w moje klimaty. Ale dzielnie obejrzałam te filmiki, tak jak wszystkie poprzednie, które mi pokazywał. Starałam się nie komentować głupoty takich challengy, tak długo jak Dylan nie nakłaniał mnie do wzięcia w nich udziału. Również tym razem postanowiłam to przemilczeć, jednocześnie nie dając mu powodu, żeby zmienił temat.
– Wolałabym zamiast tego, usłyszeć cokolwiek o Stacy. Jaka ona jest?
– Stacy jest miła.
– Miła? – zapytałam i spojrzałam na niego z powątpieniem. Jeśli myślał, że zadowoli mnie taka odpowiedź, to był w błędzie. – Konserwator w naszej szkole też jest bardzo miły, ale z jakiegoś powodu nie zapraszasz go na urodziny Sophie.
Dylan wyglądał na pokonanego. Przetarł twarz dłonią i z ciężkim westchnięciem, jakbym co najmniej zmuszała go do triatlonu, spojrzał na mnie.
– Stacy jest miła zabawna i mamy ze sobą naprawdę wiele wspólnego. – Wcisnął dłoń do swojej kieszeni i uśmiechnął się zadziornie. – Gdybyś widziała jak dobrze poradziła sobie, kiedy byliśmy w łazience i...
Zasłoniłam uszy dłońmi, bo naprawdę nie chciałam tego słuchać. Uważałam, że rozmawianie w taki sposób o innej kobiecie, kiedy jej tutaj nie ma było moralnie niewłaściwe. Cokolwiek robiła z Dylanem w łazience, bezwzględnie powinno pozostać między nimi. Chłopak z rozbawieniem pokręcił głową i odsłonił moje uszy.
– Przecież żartuje. – Pokręcił głową z uśmiechem. – Nic się nie wydarzyło, a nawet jeśli to i tak bym ci przecież o tym nie opowiedział. Wiesz, że nie jestem takim mężczyzną, prawda?
Nie byłabym tego taka pewna, ale dla własnego spokoju przytaknęłam. Dylan był bardzo atrakcyjny i na pewno nie brakowało dziewczyn, chętnych na chwilę uniesień. Nawet w cudzej toalecie, na imprezie, co jest dość obrzydliwe. I faktycznie nigdy wcześniej nie zdradzał mi szczegółów swoich podbojów miłosnych, ale nie byłabym taka przekonana, czy w rozmowie ze swoimi kolegami, również wykazywał się takim taktem.
– Więc jest miła i zabawna tak? – Postanowiłam poprowadzić tą rozmowę z powrotem na właściwe tory. Kiedy skinął głową, kontynuowałam. – W takim razie cieszę się, że będę mogła ją poznać.
– Nie nastawiaj się jakoś specjalnie Poppy.
Skinęłam głową w odpowiedz. Jego głos wydawał się smutny i chociaż Dylan nie powiedział tego wprost, podejrzewałam, dlaczego trzymał Stacy w sekrecie przede mną. Wszystkie jego dotychczasowe związki kończyły się klapą głównie z mojego powodu. Zazwyczaj jego dziewczyny miały pretensje o to, ile czasu spędzamy razem. Starałam się odsunąć na bok, za każdym razem, kiedy poznawał jakąś dziewczynę, ale to nigdy nie wystarczało. To kolejny powód, dlaczego chciałam iść na inną uczelnie. Przyjaźń z Dylanem była najlepszą rzeczą w moim życiu, ale czasami miałam wrażenie, że to też nasze przekleństwo. Może to głupie, ale wydawało mi się, że dopóki się nie rozdzielimy, nie będziemy w stanie zbudować poważnej relacji z innymi.
– Dzięki, że mnie odprowadziłeś – powiedziałam, przekręcając klucz w zamku – Do zobaczenia jutro.
– Przyjadę po ciebie rano.
Pogłaskałam Marcela i zabrałam od Dylana swój plecak. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie i weszłam do domu. Bitters powitał mnie już w progu głośnym miauczeniem. Kilka razy otarł się o moją nogę, a następnie z podniesionym wysoko ogonem udał się do kuchni.
– Tak wiem, że jesteś głodny – powiedziałam i ruszyłam za nim. – Zaraz cię nakarmię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top