ROZDZIAŁ 1
DYLAN
DWANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ
Oglądanie zachodu słońca przez jedno z okien biblioteki nie do końca wpasowywało się w moje ulubione zajęcie. Zwłaszcza po tak męczącym dniu jak ten, kiedy moje mięśnie błagały o chociaż chwile gorącej kąpieli. Trwa właśnie sezon na rozgrywki i wszyscy naprawdę mocno przykładamy się do treningów i meczy, głównie dlatego, że niemal na każdym pojawiać się mogło kilku przedstawicieli profesjonalnych klubów sportowych i każdy myślał tylko o tym, żeby zagrać jak najlepiej. I w tym roku mieliśmy naprawdę dużą szansę, żeby wejść do play-offów. Trener doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego ostatnimi czasy rozgrzewki były mordercze, a coraz to nowsze sposoby na poprawienie naszej kondycji i koordynacji ruchowej, przypominały raczej tortury, niż ćwiczenia. Gdyby nie to, że nie widziałem dla siebie innej przyszłości, niż ta związana ze sportem, to już dawno dałbym sobie spokój. Czasami, w przypływie gorszych chwil, zastanawiałem się, jaki jest tego sens, skoro do profesjonalnych drużyn sportowych, wybierani są tylko najlepsi. Niestety znaczną większość czeka co najwyżej posada nauczyciela wychowania fizycznego w jednej z lokalnych podstawówek, a trzeba zaznaczyć, że perspektywa uczenia dzieci, przerażała mnie jak diabli. W takich chwilach żałowałem, że postawiłem wszystko na sport, a nie naukę, jak Poppy. Myśl o przyjaciółce na chwilę przywołała uśmiech na mojej twarzy, ale tym samym przypomniała mi, że to właśnie przyjaciółka jest powodem, przez który spędzam czwartkowy wieczór w bibliotece, a nie w wannie. Byłem naprawdę znudzony i głodny, ale Pole wydawała się tym nie przejmować i od dłuższego czasu nie odrywała nawet wzroku znad kartek zeszytu, w którym od przeszło trzydziestu minut notowała informacje znalezione w opasłym tomie książki. Z ciężkim westchnięciem podjąłem kolejną próbę wydostania się z tego pomieszczenia:
– Możemy już iść, proszę? – zapytałem, ziewając przy tym, żeby podkreślić jak bardzo zmęczony jestem. – Miałem dzisiaj ciężki trening i marzę już tylko o tym, żeby iść spać.
– Tak, dokończę tylko jeszcze jeden rozdział – zapewniła, przewracając pożółkłą ze starości kartkę. Książka wyglądała, jakby naprawdę wiele już przeszła, a ja na miejscu Poppy bałbym się jej dotknąć w obawie, że ją zepsuje, tym samym narażając się na gniew bibliotekarki.
– Mówisz tak już trzeci raz, a siedzimy tu od godziny. Jestem już naprawdę bardzo głodny i zmęczony – powiedziałem zgodnie z prawdą i jakby na potwierdzenie tego, zaburczało mi w brzuchu i było to na tyle głośne, że stara bibliotekarka spojrzała na mnie groźnie zza swoich okularów i pokręciła głowa z dezaprobatą, jednocześnie zaciskając swoje zmarszczone usta w wąską linię.
– Oczywiście, że jesteś głodny – mruknęła, spoglądając na mnie ze złośliwym uśmiechem – gdybyś położył się wczoraj o normalnej godzinie, zamiast grać do późna na konsoli, to może wstałbyś na czas i zdążył zjeść śniadanie, a może nawet, gdybyś wykazał się odrobiną sprytu, to miałbyś czas, żeby zapakować swój lunch i nie musiałbyś zadowalać się dzisiaj jedynie połową mojego.
– Mógłbym też zaoszczędzić ten czas, gdybym na przykład nie musiał po Ciebie przyjeżdżać. – Zripostowałem, wskazałem na plecak położony obok stolika i dodałem: – Jestem ciekawy, jakbyś tu dotarła z taką ilością książek
– Jakoś bym sobie poradziła. – Wzruszyła ramionami i wróciła do wertowania książki.
Wyglądała jakby mój komentarz o podwożeniu do szkoły nie zrobił na niej wrażenia, ale znałem ją za długo, żeby nie zauważyć jak ze zdenerwowaniem przygryza swój policzek. Zawsze tak reagowała, kiedy ktoś poruszał temat jej prawa jazdy, a ostatnim czego teraz potrzebowałem, była naburmuszona Poppy. Szybko więc postanowiłem przerwać niezręczną ciszę, która prawdopodobnie towarzyszyłaby nam do końca dnia.
– Mogłabyś czasami z wdzięczności zrobić mi lunch do szkoły. – Starałem się zmienić temat i chyba podziałało, bo z jej twarzy zniknęły oznaki zdenerwowania, a kiedy podniosła na mnie swój wzrok, kąciki jej ust podniosły się do góry.
– Chyba sobie żartujesz Dylanie Spencer – fuknęła – Nie jestem twoją mamą.
– Nie twierdzę, że jesteś. Mówię tylko, że jako moja przyjaciółka mogłabyś się czasami wykazać zrozumieniem. Poza tym to byłoby bardzo uprzejme.
– Dylanie – westchnęła i chwyciła moje dłonie. Nie wiem jak to możliwe, ale gdziekolwiek byśmy nie byli, niezależnie od temperatury, jej palce zawsze były zimne jak lód, więc kiedy przyłożyła je do mojej skóry, przeszedł mnie dreszcz. – Masz dwie rączki, jesteś już dużym chłopcem, więc potrafisz sam zrobić sobie kanapkę. Poza tym, niedługo będziesz się musiał wyprowadzić od mamy, a mnie nie będzie obok, więc powinieneś powoli uczyć się samodzielności.
Myśl o zbliżającym się rozstaniu skutecznie popsuła mój humor. Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że każdy z nas wybierze swoją własną drogę, zwłaszcza, że mieliśmy zupełnie inne plany na przyszłość. Poppy przez ostatnie lata ciężko pracowała, żeby mieć najlepsze stopnie, kursy i wolontariaty, głównie po to, aby dostać się na Stanford. Z jakiegoś powodu jej wielkim marzeniem było zostanie nauczycielką i uznała, że tylko uniwersytet na praktycznie drugim końcu kraju, był w stanie sprostać jej oczekiwaniom. Kiedyś w przypływie szczerości, powiedziała, że chodzi jej też o odległość od babci Esther i rodziców. Kiedy oznajmiłem jej, że dostałem stypendium sportowe na uniwersytecie stanowym, liczyłem, że pójdzie tam razem ze mną. Uczelnia jest przecież oddalona wystarczająco od naszego domu i również ma świetny program studiów, ale odmówiła, przez co czasami mam wrażenie, że ode mnie też chce uciec.
– Wszystko okej? – Z rozmyślań wyrwał mnie jej zaniepokojony głos. Spojrzałem na jej machającą przed moimi oczami dłoń, starając się ukryć swój smutek. – Nie powinieneś myśleć tak intensywnie, bo twój mózg nie jest do tego przyzwyczajony.
– Masz racje. – Przytaknąłem, zabierając butelkę wody z jej plecaka. – Słuchaj, nie jestem też przyzwyczajony do przesiadywania w bibliotece, więc chodźmy już.
Zaśmiała się krótko i pokręciła głową wracając do czytania. Przejechała palcem po kartce, a kiedy znalazła interesującą ją rzecz, uśmiechnęła się z zadowoleniem i sięgnęła po zeszyt.
– Nie możemy teraz wyjść, ponieważ muszę dokończyć jeszcze jedną rzecz. – mruknęła, notując zawzięcie w swoim zielonym zeszycie z wężem na okładce. Nie byłem wielkim fanem Harry'ego Pottera, ale zmusiła mnie do oglądania tych filmów tak dużo razy, że byłem pewien, że to godło jej domu. Slytherclov lub Slytherpuff. – Pan McClark zadał nam esej na bardzo ciekawy temat, aczkolwiek w całej bibliotece znalazłam jedynie dwie książki, które w szerszym stopniu poruszały... – reszta jej zdania została stłumiona przez moją dłoń.
– Po prostu się pospiesz.
Najważniejszą zasadą w naszej przyjaźni, przynajmniej moim zdaniem, było to, że nigdy nie dawałem się wciągnąć w jej nudne wywody dotyczące esejów, czy tego co akurat przeczytała w jakimś naukowym czasopiśmie. Nie próbowałem zrozumieć podekscytowania w jej głosie za każdym razem, kiedy opowiadała o zadaniach domowych, książkach i generalnie wszystkim co tyczyło się poszerzania swojej wiedzy. To czyniło mnie czasami złym przyjacielem, a może nawet człowiekiem. Ale taki właśnie byłem, a Poppy to akceptowała. Ona sama nauczyła się ignorować mój stosunek do nauki, bo wiedziała, że od dawna to sport zajmował pierwsze miejsce na liście moich priorytetów, zwłaszcza od kiedy na początku roku zostałem kapitanem drużyny. Nic nie mogło się równać z tą adrenaliną, która towarzyszyła mi na boisku w trakcie gry, z tym niesamowitym uczuciem, kiedy po wygranym meczu wszyscy zasypują mnie gratulacjami i klepią po plecach. Natomiast nauka już dawno zeszła na dalszy plan, wykonywałem dosłownie minimum, które jest potrzebne, żeby zaliczać poszczególne etapy edukacji i byłem pewny, że gdyby nie inteligencja i duża pomoc ze strony Poppy, to na pewno bym sobie nie poradził. Za te wszystkie odrobione prace domowe, kiedy po meczach byłem tak zmęczony, że nie miałbym siły utrzymać w ręce nawet ołówka, byłem jej dozgonnie wdzięczny.
Im dłużej tu siedziałem tym bardziej nie mogłem zrozumieć jak Poppy mogła czerpać tak wielką radość ze ślęczenia nad książkami w ponurej bibliotece, otoczona przez duszący zapach stęchlizny. Oczywiście gdyby usłyszała, jak określam zapach panujący w czytelni, prawdopodobnie zdzieliłaby mnie jedną z książek, którą akurat miała pod ręką. Według niej, zapach sfatygowanych stron pomieszany z zapachem tuszu drukarskiego, był prawdopodobnie najpiękniejszym zapachem na świecie. Do tego te okropne krzesła.
Po raz kolejny tego dnia poprawiłem swoją pozycje, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Na krzesłach nie znajdowała się żadna poduszka, przez co siedzenie na nich było kurewsko niewygodne. Podziwiałem każdego kto był w stanie usiedzieć na nich tak długo. Ten ruch przykuł uwagę Poppy, która spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Czy ty możesz przestać się wiercić?
– Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą – Kurwa, jak ty możesz na tym siedzieć tak długo? Nie czuje już swojej dupy.
– Dylan! – fuknęła – Jesteś w bibliotece, uważaj na słowa.
– Przepraszam, wiem, że jestem w bibliotece, nie potrafię o tym zapomnieć nawet na sekundę. – Wyprostowałem nogi w nadziei, że przyniesie mi to ulgę. – Te krzesła przypominają mi o tym cały czas.
– Jeszcze tylko trzy strony – obiecała tonem, którego zawsze używała, kiedy chciała mnie do czegoś przekonać i choć oboje wiedzieliśmy, że to kłamstwo, pokiwałem głową udając, że jej wierzę i ze zrezygnowaniem położyłem głowę na wyciągniętym na stole ramieniu, zamknąłem oczy i cicho wymamrotałem:
– Okej, niech ci będzie.
Doskonale wiedziałem, że dziewczyna nie odpuści sobie, dopóki nie przerobi całej tej cholernej książki, a zostało jej jeszcze przynajmniej trzydzieści stron. Na samą myśl mój kręgosłup i żołądek zaprotestował.
– Dlaczego nie weźmiesz jej do domu? – zaproponowałem, wyjątkowo dumny ze swojego pomysłu.
– Bo wiem, że jeśli nie skończę robić tego teraz, to w domu na pewno przeszkodzisz mi ty, ponieważ znowu wymyślisz jakąś głupią wymówkę. – Spojrzała na mnie unosząc wysoko brwi. – Tak jak ostatnim razem, kiedy obiecałeś, że wspólnie pouczymy się do testu z literatury, a tak szybko jak dotarliśmy do twojego domu, puściłeś jakiś bezsensowny program telewizyjny.
– Ten program nie był bezsensowny. – powiedziałem z oburzeniem, wymierzając w jej kierunku palec wskazujący. – To, że jakiś program nie jest stricte naukowy, wcale nie oznacza, że jest pozbawiony sensu.
– Oczywiście. Program, w którym jedyną wartością jest seks i pieniądze ma w sobie ogromne pokłady sensu. – Ucięła szybko, wracając do lektury. – Nie przeszkadzaj mi, to szybciej skończę.
Spojrzałem na nią z wyrzutem i zauważyłem, że pasmo włosów wydostało się z nisko upiętego koka, lecąc dziewczynie na oczy. Bez zastanowienia wyciągnąłem rękę i zaczesałem niesforny kosmyk za jej ucho, tak żeby jej nie przeszkadzały. Uwielbiałem jej włosy, bo były miękkie i odkąd pamiętam pachniały malinami. Ten gest wywołał ciche westchnienie dwa stoliki dalej. Odwróciłem głowę w tym kierunku i dopiero teraz zauważyłem, że nie jesteśmy jedynymi osobami w bibliotece. Kiedy mój wzrok padł na blondynkę, ta niemal natychmiast się zaczerwieniła, natomiast jej ruda koleżanka uśmiechnęła się zadziornie i pomachała w moim kierunku. Byłem pewien, że poznałem ją na jednej z imprez organizowanych przez kolegę z drużyny, ale nie byłem w stanie przypomnieć sobie jak dokładnie miała na imię. To było coś na „V", Veronica lub Victoria. Nie chciałem być jednak niegrzeczny, więc również uśmiechnąłem się w jej stronę i odmachałem, a ona w reakcji na to zachichotała i nachyliła się do koleżanki, mówiąc coś do niej szeptem. Blondynka natychmiast poczerwieniała jeszcze bardziej i zakrywając włosami twarz, wstała i sięgnęła po swoją torbę. Rudowłosa – która być może miała na imię Victoria – poszła w ślad koleżanki, ale zanim wyszła, odwróciła się i przyłożyła do ucha dłoń ułożoną w kształt telefonu i wyszeptała „Zadzwoń".
Wtedy w mojej głowie narodził się naprawdę głupi pomysł i choć wiedziałem, że mi się za to oberwie i tak musiałem to zrobić. Odwróciłem się w kierunku Poppy i uważnie obserwowałem, czy ta, aby na pewno na mnie nie patrzy, a następnie pośliniłem swój mały palec. Ze skupioną miną zbliżyłem rękę w stronę jej ucha, uważając, żeby nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu, który mógłby przykuć jej uwagę, a kiedy byłem już wystarczająco blisko, wepchnąłem palec wprost do jej ucha.
– O fuj! – pisnęła, natychmiast zakrywając dłonią ucho. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! – Powiedziała, starając się zetrzeć ślinę rękawem.
W odpowiedzi na jej reakcję i oburzony ton, zaśmiałem się głośno.
– Jesteś taki obrzydliwy! Ile ty masz lat? Trzy?
Ze śmiechu rozbolał mnie brzuch, a po policzkach spłynęły łzy, zapomniałem już, jak zabawnie wyglądała ze swoją zszokowaną miną. Kiedy mieliśmy po 13 lat, robiłem tak cały czas, aż w końcu poskarżyła się mojej matce, która przeprowadziła ze mną poważną rozmowę. Teraz jednak, kiedy sobie o tym przypomniałem z zadowoleniem zdałem sobie sprawę, że już nawet Anne, nie jest w stanie mnie zmusić, żebym tak więcej nie robił.
– Proszę o ciszę! – nagła i głośna reakcja dziewczyny, spotkała się z oburzeniem bibliotekarki. Twarz Poppy oblała się szkarłatnym rumieńcem.
– Przepraszam. – Powiedziała i schyliła głowę w kierunku bibliotekarki w przepraszającym geście. Następnie odwróciła się w moim kierunku. – Jesteś niepoważny.
– Może i tak, ale czy teraz możemy już iść?
Spojrzała na mnie groźnie i ze zrezygnowaną miną zamknęła zeszyt. Wzruszyłem ramionami i z uśmiechem na ustach zabrałem jej książkę, udając się z nią w stronę regału z napisem „KSIĄŻKI DO ODŁOŻENIA". Pani Ingrid Miller – szkolna bibliotekarka, wychodziła z założenia, że uczniowie nie są wystarczająco odpowiedzialni, żeby zapamiętać skąd zabrali dany utwór literacki, dlatego wolała nie ryzykować i każdy po przeczytaniu książki, musiał zostawić ją właśnie na tym regale, a ona w wolnej chwili zanosiła ją na odpowiednie dla niej miejsce. Dokładało jej to oczywiście dużo pracy, ale nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało.
Próbowałem wepchnąć książkę w jedyne wolne miejsce, ale półka wydawała się już przepełniona, a wiedziałem, że jeśli uszkodzę okładkę, spotka się to nie tylko z gniewem pani Miller, ale co gorsza Poppy również mnie ochrzani. Kiedy poważnie zastanawiałem się nad tym, żeby wykorzystać chwile nieuwagi przyjaciółki i porzucić książkę na byle jakiej półce, usłyszałem zza pleców zachrypnięty głos.
– Potrzebujesz z tym pomocy, Dylan?
POPPY
W czasie, kiedy pakowałam swoje rzeczy, kątem oka dostrzegłam jak spomiędzy regałów, wyłoniła się rudowłosa dziewczyna i zgrabnym krokiem podeszła do Dylana, z delikatnym uśmiechem na ustach chwyciła jego ramię. Nie wiem co mu powiedziała, ale najwyraźniej było to na tyle zabawne, że uśmiechnął się do niej pokazując swoje dołeczki w policzkach i przytaknął głową. Nie chciałam wyjść na dziwaka, większego niż jestem, więc postanowiłam, że nie będę się gapić. Szybko wróciłam do pakowania swoich rzeczy, starannie układając zeszyty w plecaku, uważając, żeby nie zagiąć rogów, bo nie było nic co bardziej psuło estetykę zeszytu, niż ośle rogi. Kiedy spakowałam resztę swoich rzeczy, ponownie spojrzałam w kierunku Dylana. Oczywiście, że nadal rozmawiają, co więcej odległość między nimi się zmniejszyła. Nie jestem jakimś specjalistą w dziedzinie odczytywania mowy ciała, ale według mnie stoją zdecydowanie za blisko siebie, żeby to mogła być rozmowa na temat książek i pracy domowej, a kiedy rudowłosa sięgnęła do swojej torby, żeby wyciągnąć telefon, mam już pewność co właśnie się dzieje. Doskonale zdaje sobie sprawę, że Dylan ze swoim wzrostem, sportową sylwetką i lśniącymi brązowymi lokami jest bardzo przystojny i stanowi ucieleśnienie wymarzonego chłopaka dla większości dziewczyn w szkole. Na ogół staram się nie zwracać na to uwagi, ale takie sytuacje, zwłaszcza że zdarzają się bardzo często, zawsze wprawiają mnie w zakłopotanie. Nigdy nie wiem, czy powinnam stać i czekać, aż skończą rozmawiać, czy może powinnam podejść i przerwać tą natarczywą próbę podrywu, narażając się tym samym na gniew kolejnej dziewczyny w szkole. A trzeba zaznaczyć, że i tak nie mam łatwo u płci pięknej. Przez jego popularność znają go niemal wszyscy, a ja jako jego najbliższa przyjaciółka również jestem w szkole znana, chociaż niekoniecznie lubiana. Większość dziewczyn mnie nie lubi, ponieważ widzą mnie jako przeszkodę na drodze do ich potencjalnego związku z Dylanem, ale są też takie, które widzą we mnie okazję, żeby się do niego zbliżyć. W obu tych przypadkach nie ma nawet mowy, o jakiejkolwiek sympatii.
Kiedy po pięciu minutach ich rozmowa nadal trwała, a chichoty rudowłosej zdarzały się coraz częściej, z goryczą zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Pani Miller jeszcze tego nie przerwała. Nie widziałam innego rozwiązania, jak opuszczenie biblioteki. Zarzuciłam swój ciężki plecak na ramię i skierowałam się w stronę wyjścia.
Na zewnątrz zrobiło się już całkowicie ciemno, przez co pusty o tej godzinie korytarz, wyglądał przerażająco. Ciszę przerywało jedynie pstrykanie jarzeniówek i odgłos moich trampek na linoleum, którym pokryty był korytarz. Ciaśniej oplotłam się swoim kardiganem, tak jakby mnie to miało uchronić przed ewentualnym atakiem. Kiedy zbliżałam się już do schodów prowadzących na parter, na końcu korytarza rozległ się huk zamykanych drzwi. Podskoczyłam i z sercem w gardle odwróciłam się przez ramię. Dylan opuścił właśnie bibliotekę i szybkim krokiem zmierzał w moim kierunku.
– Wybacz, zagadałem się z Victorią. – Wyjaśnił, zarzucając rękę na moje ramię, prawdopodobnie dlatego, że wyglądałam na przerażoną. – Mogłaś mnie zawołać.
– Ona ma na imię Veronica. – Powiedziałam, strącając jego dłoń. – Nie chciałam ci przeszkadzać.
– Jesteś zła? – Jego głos wydawał się zmartwiony, ale byłam teraz wściekła i nie zamierzałam się przejmować jego uczuciami.
– Tak, ponieważ mnie pośpieszałeś. – Mruknęłam. – Gdybym wiedziała, że zamierzasz flirtować, to dokończyłabym w spokoju swoją książkę.
– Nie kłamałem, naprawdę chciałem już iść, ale Victoria pytała mnie o szczegóły imprezy Halloweenowej, którą organizuje Nick.
– Veronica! – Warknęłam, tupiąc nogą. – Ta dziewczyna ma na imię Veronica i od roku chodzi z nami na hiszpański! Jak możesz nawet nie pamiętać imienia dziewczyny, z którą rozmawiasz, to jest kompletny brak szacunku Dylan.
– Wybacz, masz rację. Po prostu mam słabą pamięć do imion.
Postanowiłam, że nie będę kontynuowała tej rozmowy, bo nie było sensu się z nim dłużej sprzeczać, to nie była moja sprawa. Tym bardziej, że większości jego adoratorek nie przeszkadzało to, że notorycznie przekręca ich imiona, więc i ja nie zamierzałam się tym denerwować.
– Nie złość się na mnie, Kujonie. – zażartował, specjalnie używając przezwiska, które zawsze wyprowadzało mnie z równowagi.
– Nie jestem Kujonem! – zaprotestowałam natychmiast, tupiąc nogą. – to, że przykładam się do nauki, nie znaczy, że jestem Kujonem. Ponadto, źle używasz tego sformułowania – mruknęłam sięgając ręką do tylnej kieszeni spodni, aby wyciągnąć swój telefon, weszłam w przeglądarkę i wyszukałam interesujący mnie wyraz. Z triumfalnym uśmiechem wystawiłam telefon w jego stronę. – Kujon, to osoba, która uczy się na pamięć i bez większego zrozumienia tego czego właściwie się uczy, otóż ja mój drogi jestem tego kompletnym przeciwieństwem. Wszystko co czytam poddaje szczegółowej analizie.
– Wiem, dlatego spędziłaś właśnie dwie i pół godziny na nauce. – Zgodził się z uśmiechem ukazując jeden z dołeczków. – Kujonie.
– Nie mów tak na mnie! – oburzyłam się, zakładając ręce na piersi. – poważnie Dylan, zaraz cię uderzę.
– Och, nie gniewaj się. – Pochylił się i złożył na moim policzku delikatny pocałunek. Szybko przetarłam twarz dłonią, a on wykorzystał okazję i pociągnął mnie za włosy. Wywróciłam oczami, ponieważ naprawdę, czasami zachowywał się jak przerośnięte dziecko.
Kiedy wyszliśmy z budynku szkoły, uderzył w nas nieprzyjemny wiatr. Mocniej wtuliłam się w bok Dylana, starając się chociaż trochę zasłonić przed zimnym powietrzem. Pożałowałam tego, że ubrałam dzisiaj sukienkę, bo chociaż koniec września w Karolinie Północnej należał raczej do ciepłych, to wieczory czasami potrafiły zaskoczyć.
Na parkingu szkolnym poza czarną Kią należącą do Dylana stało jeszcze kilka innych samochodów. Między innymi niebieski pickup, wokół którego zebrało się kilku uczniów, większość z nich to koledzy z drużyny Dylana. Wyprostowałam się szybko, zwiększając przestrzeń między nami, kolejny raz dzisiaj ściągnęłam jego dłoń ze swojego ramienia i niemal od razu tego pożałowałam, bo razem z ręką Dylana, zniknęło także ciepło jego ciała. Bardziej od zmarznięcia, bałam się jednak reakcji uczniów. Nie chciałam, żeby ktoś znowu plotkował o naszym zmyślonym związku, bo zawsze wtedy mam wrażenie, że gdziekolwiek nie pójdę ludzie w szkole szeptają za moimi plecami i odwracają się za mną z zaciekawieniem i prawdopodobnie również niedowierzeniem. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że stanowimy kompletne przeciwieństwa, on był sportowcem, wszyscy chcieli się z nim zadawać, był też częstym gościem na imprezach i nie mógł się wręcz opędzić od ludzi, w tym głównie kobiet. Natomiast moje życie towarzyskie? Cóż, nie istniało. Poza Dylanem utrzymywałam kontakt z grupą jego najbliższych przyjaciół, co też przychodziło mi z trudem. No i było jeszcze moje kółko literackie, ale to była zupełnie inna sprawa. O jego istnieniu wiedzą nieliczni, ponieważ Panna Grace nie reklamowała go w szkole, a dodatkowo zorganizowała je, prawdopodobnie specjalnie, w takich godzinach, że nawet gdyby ktoś o nim wiedział, to i tak nie chciałby na nie przyjść. Spotykaliśmy się tylko w ósemkę w bibliotece w piątki po lekcjach, kiedy cała szkoła szła na boisko, żeby obejrzeć mecz lub trening. Ja sama dowiedziałam się o nim zupełnie przypadkiem. Nie miałam, jak wrócić do domu, bo Dylan grał, a oni akurat tam byli. Plus świetnie to wygląda w zgłoszeniu na studia. We wszystkich innych przypadkach ludzie zapraszali mnie na imprezy, tylko dlatego, że Dylan na to nalegał, a i tak każdy wiedział, że najpewniej nie przyjdę, a nawet jak już się pojawie to i tak zniknę nim impreza na dobre się rozkręci. Nie przeszkadzało mi to, uwielbiałam być przeciętną dziewczyną, tym bardziej ciężko mi było znieść plotki, które pojawiały się od czasu do czasu. A fantazja nastolatków nie zna granic. Na początku zeszłego roku, kiedy Dylan na stałe dostał się do głównego składu drużyny i zdobył decydujący punkt, na jakimś ważnym meczu powstał nawet artykuł o naszym sekretnym związku. Poświęcono mi całą stronę szkolnej gazetki i to był dosłownie najgorszy okres w moim życiu, bo ludzie zaczęli snuć swoje domysły, począwszy od tego, że moi rodzice opłacają Dylana, żeby się ze mną spotykał – co nie miało żadnego sensu, bo sytuacja materialna rodziny Spencer była dużo lepsza niż nasza – a skończywszy na tym, że chłopak jest ofiarą szantażu z mojej strony.
Kiedy przechodziliśmy obok grupy składającej się głównie z chłopaków ubranych w bluzy z logo naszej drużyny, Dylan przywitał się z każdym przybijając piątkę. Stanęłam nieco z tyłu, żeby zastanowić się co powinnam zrobić w tej niezręcznej sytuacji. Nie wiedziałam, czy powinnam podejść i wymienić uprzejmości z każdym, narażając się tym samym na dziwne spojrzenia, jeżeli akurat nie będzie tam nikogo z kim wcześniej rozmawiałam, czy może bezpieczniej będzie, jeżeli schowam się za Dylanem z nadzieją, że nikt mnie nie zauważy, co przy mojej posturze było całkiem możliwe. Rozważałam też, czy nie udawać, że zapomniałam zabrać ważnej rzeczy z szafki, wtedy mogłabym bez skrupułów, wrócić do szkoły i przy odrobinie szczęścia zajęłoby mi to wystarczająco dużo czasu. Nie zdążyłam podjąć żadnej decyzji, bo ktoś stanął za moimi plecami i zamknął moje ramiona w uścisku, krzycząc powitanie do mojego ucha.
– Cześć Poppy!
– Hej Noah – odpowiedziałam, starając się ukryć twarz. Moje nadzieje na pozostanie niezauważoną, spełzły na niczym za sprawą blondyna.
– Nie widziałem cię bardzo długo. – Zmienił pozycję, tak że teraz obejmował moją szyję jedną ręką, a drugą zwinął w pięść i potarł nią moje włosy. Nie sprawił mi tym bólu, ale i tak zażenowanie osiągnęło poziom maksymalny, bo nawet jeśli wcześniej nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, to teraz oczy wszystkich były skierowane na nas. – Zacząłem nawet podejrzewać, że się przed nami ukrywasz.
Od odpowiedzi uchronił mnie trzask zamykanych drzwi. Z auta wyskoczył Nick, a zaraz za nim drobna dziewczyna i dopiero po chwili rozpoznałam w niej Sophie. Z wielkim uśmiechem odsłaniającym jej idealnie proste, białe zęby ruszyła w moją stronę, spod różowej czapki z daszkiem wystawały drobne, ciasno plecione warkoczyki, beżowa sukienka z prążkowanego materiału idealnie podkreślała jej piękną figurę, a kolor doskonale współgrał z jej ciemną karnacją. Sophie zawsze wiedziała, jak dobrać strój, tak żeby podkreślał wszystkie jej walory, czym różniła się ode mnie.
Kiedy podeszła wystarczająco blisko, pochyliła się w moją stronę i złożyła szybki pocałunek na moim prawym policzku, odepchnęła blondyna i zajęła jego miejsce. Delikatnym ruchem starła pozostałości truskawkowego błyszczyka z mojej skóry.
– Oczywiście, że się ukrywa. Też bym się ukrywała, gdybyś mi tak robił – fuknęła i nachyliła się w moją stronę, tak żebym tylko ja usłyszała, co ma mi do powiedzenia. – Ale ma racje, nie widzieliśmy cię od wieków.
– Wiem, przepraszam. Mam ostatnio bardzo dużo na głowie – przyznałam ze skruchą, bo faktycznie ostatni miesiąc nie uczestniczyłam w żadnym spotkaniu, które proponował mi Dylan, co nawet jak na mnie było przesadą. Wszyscy przywykli, że nie pojawiam się często, ale przynajmniej raz w tygodniu, porzucałam swoją strefę komfortu.
– Rozumiem. – Przytaknęła głową. – Ale oczywiście przyjdziesz w sobotę?
Mimowolnie zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Dylana, który podszedł bliżej z miną, która wskazywała na to, że właśnie został przyłapany na gorącym uczynku. Sophie również musiała zauważyć zmieszanie na jego twarzy, bo sapnęła, zakładając ręce na biodrach.
– Nie przekazałeś jej? – fuknęła i zanim chłopak zdążył się jakkolwiek obronić, machnęła na niego ręką i odwróciła się w moim kierunku. – W sobotę organizuje urodziny.
– Myślałam, że twoje urodziny są dopiero za dwa tygodnie – zauważyłam, mając nadzieje, że nie pomyliłam daty.
– Zgadza się.
– Okej. – Spojrzałam na Dylana, który jedynie wzruszył ramionami, jakby sam do końca nie wiedział, jak zareagować.
– Moje urodziny wypadają tydzień przed Halloween, a jak na pewno wiesz – przeniosła wzrok na chłopaka, szukając potwierdzenia swoich słów, bo kiedy przytaknął, spojrzała na mnie ponownie – Nick organizuje wtedy imprezę przebieraną. Rozumiesz prawda?
– Nie, chyba nadal nie rozumiem.
Sophie westchnęła, jakby właśnie miała wytłumaczyć najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem.
– Impreza Halloweenowa będzie wymagała od nas przygotowań i jeśli tydzień wcześniej zrobię urodziny, to nie będę mogła się w pełni skupić na żadnej imprezie. A chce, żeby obie wypadły wspaniale.
– Rozumiem.
Nie rozumiałam. Pomimo tego, że generalnie Sophie była naprawdę fajną dziewczyną, jedną z nielicznych z którymi mogłam swobodnie porozmawiać, to czasami nie potrafiłam zrozumieć jej toku rozumowania. Nie była jedną z tych próżnych, pozbawionych rozumu dziewczyn, ale jeśli chodzi o organizację przyjęć, naprawdę jej odbijało. I to dosłownie, nie ważne jakiego. Czy to impreza na pół szkoły, czy kameralne spotkanie, wszystko co organizowała, zawsze narastało do rangi wydarzenia na skalę kraju.
– Więc będziesz, tak? – zapytała i widząc moją niepewną minę, dodała – Musisz przyjść na moje urodziny Poppy!
– Tak, będę. – Znałam ją na tyle dobrze, że od razu zapytałam – Czy obowiązuje jakiś dress code?
– Temat imprezy to Black&White – wyjaśniła, wyciągając komórkę – Wysłałam ci elektroniczne zaproszenie, masz na nim wszystkie szczegóły, to papierowe dostał Dylan, ale skoro zapomniał ci przekazać, nie liczyłabym na to, że je kiedykolwiek zobaczysz. Ukatrupię go za to, bo było piękne.
Oczywiście, że musiał być jakiś temat przewodni i zaproszenia zawierające najdrobniejsze nawet szczegóły, cała Sophie. Powstrzymałam się przed wywróceniem oczami, bo wiedziałam jakie to dla niej musi być ważne i wyciągnęłam swój telefon, żeby sprawdzić czy wiadomość do mnie dotarła. Kiedy otworzyłam zdjęcie moim oczom ukazała się pięknie zaprojektowana grafika, ze złotymi literami i czarno-białymi akcentami. Tuż pod motywem przewodnim widniała informacja, że dziewczyna nie chce prezentów, a jeśli ktoś czuję taką potrzebę, to może wspomóc lokalne schronisko datkiem. Nawet jeśli czasami przesadzała, to nie można jej było odmówić tego, jak dobrą była osobą, zwłaszcza w stosunku do zwierząt. W zeszłym roku razem z rodzicami adoptowała ślepego kundelka – Simbę.
– Dostałaś wiadomość?
– Tak. – Skinęłam głową. – Jeśli tak wygląda elektroniczna wersja, to papierowe zaproszenie musiało być nieziemskie. Wielka szkoda, że go nie dostałam.
– To nieistotne, ważne, że będziesz. – Uśmiechnęła się. – Zwłaszcza, że Dylan przedstawi nam Stacy.
– Jaką Stacy? – zapytałam autentycznie zdziwiona.
Sophie sapnęła głośno i zasłoniła usta dłonią, czym zwróciła na siebie uwagę chłopaka. Dylan po raz kolejny tego dnia nie wyglądał na zadowolonego.
– Fajnie było was spotkać, ale musimy już iść. – Najwyraźniej postanowił nie komentować w żaden sposób tego, czego właśnie się dowiedziałam, bo pożegnał się z wszystkimi skinieniem głowy i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę swojego auta. Kątem oka dostrzegłam, jak Nick podchodzi do swojej dziewczyny i nachyla się nad jej uchem.
W ciszy wsiedliśmy do samochodu, żadne z nas nie poruszyło tego tematu. Dylan najwidoczniej nie chciał teraz o tym rozmawiać, a ja nie wiedziałam, jak mogłabym go o to zapytać, tak żeby nie wyjść na ciekawską. Chłopak nie ma przecież obowiązku dzielenia się ze mną wszystkimi aspektami swojego życia, tym bardziej teraz kiedy przez ostatni miesiąc zbywałam go słabymi wymówkami, żeby tylko nie wychodzić z domu. Może gdybym zdecydowała się na jedno lub dwa wyjścia, to byłabym wtajemniczona, zarówno w kwestię urodzin, jak i sprawę ze Stacy. Sama byłam sobie winna.
Zaczęło robić się naprawdę niezręcznie, kiedy opuściliśmy parking, a żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Sięgnęłam ręką do radia, żeby chociaż muzyka zagłuszyła niekomfortową ciszę panującą w aucie. Ustawiłam swoją ulubioną stację muzyczną i oparłam głowę o szybę, ciaśniej oplatając się swetrem. Zamknęłam oczy. Po całym dniu chodzenia w soczewkach, jedyne o czym marzyłam to zamienienie ich na okulary. Szkła kontaktowe na ogół były dużo wygodniejsze i sprawdzały się doskonale, ale przy tak intensywnym dniu jak ten, oczy zaczynały mnie piec.
Zmarszczyłam brwi z niezadowolenia, kiedy spokojna muzyka, zmieniła się w donośny głos mężczyzny. Od razu rozpoznałam, że to ulubiony dziennikarz sportowy Dylana. Nie otwierając oczu, wyciągnęłam rękę. Miałam nadzieję, że po omacku uda mi się odnaleźć pokrętło do zmiany stacji, ale zamiast plastikowego elementu, poczułam ciepłą dłoń.
– Nawet o tym nie myśl.
– Pierwsza włączyłam radio, więc należy mi się prawo wyboru stacji radiowej – mruknęłam, nadal nie otwierając oczu. W głowie odnotowałam, żeby koniecznie kupić jakieś krople nawilżające – Kto pierwszy ten lepszy. Takie są zasady.
– Może i tak, ale to mój samochód, a ważniejsze od zasady pierwszeństwa, jest zasada kto prowadzi, ten wybiera.
Chciał poruszyć ten temat, tylko po to, żeby mnie sprowokować. Ale nie tym razem. Wystawiłam w jego kierunku środkowy palec, wywołując u niego śmiech.
– Bardzo śmieszne.
Najwidoczniej zrozumiał, że nie dam się wciągnąć w tą dyskusję, ponieważ przełączył stację na tą którą wybrałam wcześniej. Uśmiechnęłam się mimowolnie i spojrzałam w jego kierunku.
– Dziękuję.
– Porozmawiamy kiedyś o tym, dlaczego tak się uparłaś i nie chcesz prowadzić samochodu?
– Może kiedy indziej – powiedziałam i postanowiłam, że to jest odpowiednia chwila, żeby zapytać – a porozmawiamy o Stacy?
– Kiedy indziej.
– Okej – skwitowałam, odwracając się z powrotem w stronę szyby. Teraz tym bardziej chciałam wiedzieć, o co chodzi z tą dziewczyną. Dylan zazwyczaj dzielił się ze mną informacjami o swoich nowych" koleżankach", a teraz nie tylko nie powiedział mi o jej istnieniu, ale również wprost zapytany odmówił odpowiedzi.
– Mam odwieźć cię do domu, czy chcesz jechać do mnie? – zapytał, kiedy stanęliśmy na światłach.
– Jest już późno, wolałabym chyba jechać do domu.
– Na pewno? – upewnił się, spoglądając na mnie podejrzliwie. – Mama przygotowała zapiekankę z makaronem.
Na wieść o zapiekance, poczułam skurcz żołądka. Mama wyjechała na szkolenie, więc razem z ojcem żywiliśmy się jedynie marketowymi mrożonkami i pizzą. Ja nie miałam czasu, żeby cokolwiek ugotować, a tata był najgorszym kucharzem jakiego widział świat. Na babcię Esther nie mogliśmy liczyć, bo od kiedy poznała Petera, postanowiła przeżyć swoją drugą młodość i od miesiąca przebywają razem w Europie, z jej ostatniej wiadomości wynika, że teraz zwiedzają Paryż. Miało to swoje plusy, bo babcia stała się odrobine mniej zrzędliwa i przede wszystkim coraz rzadziej nachodziła nas w domu. Może dlatego, że w końcu była szczęśliwa, a co za tym idzie mama również mogła w końcu odetchnąć. Kilka dni jedzenia z mikrofalówki, to niewielka cena za święty spokój.
– Tak, musze dokończyć swoje zadanie, a ty na pewno jesteś zmęczony – powiedziałam, bez przekonania. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że zapiekanka Anne, jest moją ulubioną potrawą na świecie.
– Widzę, że jesteś na mnie zła, obiecuje, że opowiem ci wszystko o Stacy, ale jeszcze nie teraz. – Bezbłędnie odczytał moje emocję. – Poza tym poznasz ją w sobotę, więc przestań być taka obrażalska i chodź na zapiekankę. Mama przygotowała też porcje na wynos, dla twojego taty. Nie chciałabyś chyba zagłodzić taty, tylko dlatego, że jesteś na mnie obrażona, prawda?
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
– Okej, ale jak tylko zjemy, masz odwieziesz mnie do domu.
– Oczywiście –powiedział, kładąc dłoń na lewej piersi, tuż nad sercem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top