1 | Noelia

Było ciemno, a ja dopiero teraz wracałam do domu. Tak już jest, gdy spędzasz czas z przyjaciółmi. Nie wiadomo kiedy ten czas zleciał. Było krótko po jedenastej. Tata mnie zabije. A mama zapewne zgłosiła moje zaginięcie. Była przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa swoich dzieci.

Szłam pustymi ulicami, gdzie domów było mało, ale w zamian było dużo drzew i krzewów. Nagle usłyszałam jakiś szelest. Momentalnie spięłam wszystkie mięśnie i zaczęłam szybciej iść. Poczułam za sobą ruch. Odwróciłam się, ale nic nie zobaczyłam, oprócz poruszających się zarośli. Mój niepokój stał się jeszcze większy. Usłyszałam warczenie jakiegoś zwierzęcia. Wilki? Ale skąd mogły się tu wziąć? Jednak nie powstrzymało mnie to przed rzuceniem się do ucieczki. Niestety potknęłam się. Odwróciłam się w stronę miejsca, gdzie usłyszałam tamten hałas i zobaczyłam czarną postać, która zbliżała się do mnie. Serce waliło mi jak młotem. Gdy owa osoba była metr ode mnie, ujrzałam czerwone oczy, bladą twarz, zęby posiadające ostre kły, a po brodzie spływała ciemna krew.

Zaczęłam krzyczeć. Zamknęłam oczy, bo wiedziałam, że ten potwór zaraz mnie zabije. Ale zamiast bólu, usłyszałam jakiś cichy dźwięk. Uchyliłam powieki w tym samym momencie, kiedy ciało dziwnego monstrum padło z wbitym w plecy drewnianym kołkiem.

Uniosłam wzrok i przede mną stał młody chłopak, może trochę starszy ode mnie. Był ubrany cały na czarno. Miał blond włosy z postawioną na żel grzywką. Oczy czarne jak smoła, które przyglądały mi się z zaciekawieniem.

– Nic ci nie jest? zapytał zachrypniętym głosem.

Już miałam zaprzeczyć, ale zaczęła boleć mnie głowa, więc się za nią złapałam. Pomógł mi wstać, ale gdy stanęłam na nogi od razu się ugięły, ale blondyn w odpowiednim momencie mnie złapał. Kompletnie straciłam kontrole nad ciałem.

Cholera, co z nią teraz zrobimy?

Powinniśmy zadzwonić do jej rodziców. Powinna, gdzieś mieć telefon – za mną odezwał się inny głos, ale nie byłam tego pewna.

Ostatnie co pamiętam to zimne palce blondyna, które dotykały mojego obojczyka i jego ciche słowa.

– To ten znak.

5 lat wcześniej...

Przyszła. Znowu się przyczepi. Czemu akurat ja? Utkwiłam wzrok w swoim zeszycie. Może akurat przejdzie i nie zwróci na mnie uwagi i sobie pójdzie. Jednak nadzieja matką głupich, bo po chwili poczułam jak wyrywa mi zeszyt z ręki.

Ej, oddawaj to! – krzyknęłam, wstając z ławeczki.

Cześć koleżanko, nasz zrobioną pracę domową? – zapytała retorycznie, bo sama otworzyła notatnik. - Świetnie, pozwól, że sobie spiszę.

Chyba śnisz! – rzuciłam się, żeby odzyskać zeszyt, ale ona z łatwością mnie odepchnęła. Była wyższa i silniejsza. Żałowałam, że byłam taka chudziutka.

Albo wiesz co, mam lepszy pomysłwyjęła butelkę wody i wylał na moją pracę domową. Później rzuciła go na podłogę.

Nie!

Szybko podniosłam zeszyt, ale było już za późno. Wszystkie litery były rozmazane. Praca domowa, przy której spędziłam wieczność była zniszczona. Cały wysiłek poszedł na marne.

Ogarnął mnie wielki gniew. Ścisnęłam dłonie w pięści. Ta dziewczyna zawsze mi dokuczała i zawsze uchodziło jej to na sucho. Byłam gotowa rzucić się na nią i wyrwać jej kilka rudych kłaków, ale wtedy stało się coś dziwnego. Najpierw jakiś dźwięk, potem krzyk.

Noelia mnie oblała!

Dopiero po chwili zorientowałam się, że dziewczyna ma całą mokrą twarz, włosy i trochę przemoczoną bluzkę. Ale kiedy? Jak? Przecież jej nie dotknęłam. Krzyczała na cały korytarz, zwracając uwagę uczniów i nauczyciela, który nakazał nam iść do dyrektora.

Moi rodzice zostali wezwani do szkoły, tak samo jak rodzice tej olbrzymki. Dyrektor opowiedział o sytuacji, ja zaprzeczyłam i zaczęła się wielka kłótnia.

Jako że rodzice tej tyranki finansowali szkołę, nie mógł jej ukarać. Moi rodzice byli oburzeni decyzją o moim zawieszeniu. Tak, zostałam zawieszona w wieku jedenastu lat.

W samochodzie tata poprosił, żebym opowiedziała, co dokładnie się stało. Oczywiście tak zrobiłam. Rodzice wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i w ciszy pojechaliśmy do domu.

Na miejscu, mama zawołała mojego brata i w czwórkę zasiedliśmy do salonu.

Kochaniezwróciła się do mnie mama – to co się stało, było twoją sprawką.

– Ile razy mam mówić, że nic jej nie zrobiłam?! – krzyknęłam zdenerwowana, myślałam, że oni mi wierzą.

– Mama nie miała tego na myślirzekł łagodnie ojciec, obejmując mnie ramieniem.

Noelia, posłuchaj mnie uważnie, bo to co chcę ci powiedzieć, jest ciężkie do zrozumienia. Masz niezwykłą zdolność, potrafisz panować nad wodą.

Patrzyłam na rodzicielkę z szeroko otwartymi oczami. Po chwili ciszy zaczęłam niekontrolowanie się śmiać.

Myślicie, że uwierzę w tą bajeczkę? Może mam jedenaście lat, ale ja od dawna nie wierzę w takie rzeczy.

– Ale to prawda.

Spojrzałam na brata, szukając w nim pomocy. Chciałam, żeby powiedział, że to żart, ale on stał i miał poważną minę.

– To niemożliwe – powiedziałem jakby do siebie.

– Ian, mógłbyś? – odezwał się tata.

Siedemnastolatek skierował się do kuchni i wrócił po chwili, a w ręku niósł szklankę wody. Postawił na stoliczku na przeciwko nas. Tata uniósł dłoń, a ciecz oderwała się od szkła i zaczęła lewitować w powietrzu. Mama machnęła palcem, a woda przybrała kształt róży. Patrzyłam na to z zachwytem. To było coś niesamowitego. Spojrzałam na brata.

– Ty też tak umiesz?

Kiwnął głową, a następnie uniósł wyprostowaną dłoń w kierunku wodnego kwiatu, który zmienił się teraz w lód.

Nie możesz nikomu powiedziećpowiedziała matka, gdy trzymałam w ręce lodową rzeźbę.

Dobrze, ale chciałabym też robić takie sztuczki.

Tata zaśmiał się.

Będziesz miała taką możliwość.

~~°~~

Od tamtego dnia minęło sześć lat i niedługo miałam zacząć przygodę życia. Już prawie wszystko miałam spakowane. Byłam bardzo podekscytowana tym, że będę mogła nauczyć się w kontrolowany sposób używać mojej mocy. Bo jak na razie to rozwaliłam kilka wazonów z kwiatami i raz zniszczyłam toaletę. Ale nie znaczy to, że byłam trudnym dzieckiem po prostu byłam emocjonalną osobą.

Cieszyłam się, że zaczynam naukę w Akademii Gedymina. Ian bardzo dużo mi o niej opowiadał. Mówił na kogo mam uważać, a gdzie mam szukać wsparcia. Tylko trochę mi przykro zostawiać moich przyjaciół i chłopaka. Dzisiaj miałam z nimi ostatni raz się spotkać.

– Wszystko spakowane? – w progu moich drzwi pojawił się tata.

– Tak – wskazałam na walizki.

– Denerwujesz się?

– Trochę, ale też jestem podekscytowana. Nowe miejsce, nowi ludzie.

Tata podszedł bliżej i wziął moją twarz w swoje dłonie.

– Niczym nie musisz się przejmować. Poradzisz sobie tak samo jak reszta naszej rodziny.

– A jak ty wspominasz Akademię? – zapytałam z ciekawości.

– Cóż... bardzo dobrze, bo tam poznałem waszą mamę – zaśmiał się, a ja razem z nim. – Nie znosiłem wielu profesorów. Najgorszy był pierwszy rok, bo ciężko mi było przyzwyczaić się do nowego miejsca. Ale chyba najlepiej wspominam moich kolegów z pokoju. Jakie rzeczy my tam wyrabialiśmy.

– Nie musisz mi o tym opowiadać. Lepiej zachowaj to dla siebie. Moja psychika by na tym ucierpiała.

– Tak, a twoja matka by mnie za to udusiła. Muszę już iść do pracy – ucałował mnie w czoło i wyszedł.

Gdy tylko ojciec poszedł, ja wzięłam się za szykowanie. Pomalowałam się i ubrałam w czarne szorty i zwiewną bluzkę. Na nos założyłam okulary przeciwsłoneczne a na nogi białe trampki.

Wyszłam z pokoju i idąc do łazienki, zatrzymałam się przed drzwiami, za którymi znajdował się pusty pokój brata. Trzy lata temu Ian wyprowadził się do Toronto i przyjeżdża tylko na święta. Bardzo za nim tęskniłam, bo był wielkim wsparciem, a teraz w domu zrobiło się jakoś ciszej. Nikt nie grał na komputerze ani żadna głośna muzyka nie wydobywa się z głośników. Uwielbiałam jeździć z nim samochodem i słuchać na cały regulator jego ulubionych raperów. Lubiliśmy razem grać na nerwach naszych rodziców.

Nagle poczułam wibrację w tylnej kieszeni. Szybko odebrałam połączenie.

– Halo?

– No ile mamy na ciebie czekać? – usłyszałam głos mojej przyjaciółki Juliet.

– Już idę – rzuciłam i rozłączyłam się. Jacy oni są niecierpliwi.

Przed domem zobaczyłam grupkę moich najbliższych przyjaciół. Juliet, Ruth, Steven i James.

– Hej! – krzyknęłam i przytuliłam każdego. – Cześć, James.

– Cześć, kochanie – sprzedał mi buziaka w policzek. – To gdzie idziemy?

– Na pizzę – rzekł Steven, obejmując ramieniem Ruth.

– O nie, nie, nie – wyrwała się Juliet. – Na pizzy byliśmy tydzień temu, teraz ja wybieram, gdzie idziemy zjeść.

I za nim ktoś zdążył zaprotestować, ona już prowadziła nas tylko sobie znanym kierunku.


~~°~~

– Gdzie ty to wszystko mieścisz?! – zapytał Steven, gdy Juliet kończyła drugiego kebaba.

– Nie, pytanie brzmi, jak to robi, że je i nie tyje – poprawiła go jego dziewczyna.

– Geny – odpowiedziałam za nią.

– Raczej szczęście – Ruth dalej marudziła.

– Daj spokój, masz świetną figurę – wtrącił się Steven.

– Ale Juliet ma lepszą, ale tego nie przyznasz, bo zrobiłabym ci niezłą awanturę – wskazała na niego i zrobiła przy tym śmieszną minę, na co wszyscy się zaśmialiśmy.

– Dobra, dobra – Juliet próbowała się uspokoić. – Za trzy dni zaczyna się rok szkolny, a jedna osoba nie zacznie go razem z nami.

Wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Ja natomiast piłam swój sok jakby nigdy nic. Nie chciałam znowu o tym mówić, ale oni czekali, aż coś powiem. Wywróciłam oczami, westchnęłam i odstawiłam szklankę na stolik.

– Co?

– Czemu nas zostawiasz?! – wykrzyknęły dziewczyny.

– Nie zostawiam, tylko idę do innej szkoły.

– Inne słowa, ale przekaz ten sam – Steven skrzyżował ręce.

– Oj, dajcie spokój. Będziemy mieli kontakt i będę przyjeżdżać na wakacje i święta.

– Ta, ale poznasz nowych ludzi, nowych przyjaciół. Nie lubię się tobą dzielić, a dzielę się już z Ruth - blondynka wyrzuciła swoje długie kończyny w powietrze.

– I vice versa, Benson – wtrąciła szatynka.

– Może i poznam nowych ludzi, ale nikt nie zajmie waszego miejsca.

– A tak w ogóle to co za szkoła? – odezwał się James od jakiegoś dłuższego czasu.

– Szkoła jak każda inna – czasami ciężko mi było ich tak okłamywać.

– I to mnie zastanawia – usłyszałam niezadowolenie w jego głosie. – Rezygnujesz ze szkoły, która jest najlepsza w mieście, żeby iść do jakiejś innej?

– To też jest dobra szkoła – powiedziałam pewnym głosem z nutą zirytowania.

– Ale czemu idziesz do niej teraz? – zapytała Ruth.

– Bo taki mają system. Zaczyna się tam naukę w wieku siedemnastu lat. Mój brat tam chodził i jakoś to przeżył.

– Ale czemu ty też tam idziesz? – zapytał smutno James.

Westchnęłam.

– Zrozumcie w końcu, ta szkoła nie jest złym miejscem i nie znajduje się ona na końcu świata. Przeżywacie to bardziej niż mrówka okres. Chcę się tam uczyć, możecie to uszanować?

Moi przyjaciele zamilkli. I w sumie dobrze, bo już miałam dość ich gadania. Całe wakacje mnie męczyli. Namawiali mnie, żebym zrezygnowała, żebym zaczęła drugą klasę liceum razem z nimi. I mogą wierzyć mi lub nie, ale bardzo bym tego chciała. Lecz nie rozumieli, że nawet gdybym nie chciałam tam iść, to nie miałabym wyboru. Moje pochodzenie za mnie zadecydowało.

Po zakończonym spotkaniu, James postanowił mnie odprowadzić. Nie odzywaliśmy się za dużo, gdy szliśmy chodnikiem. Był naprawdę przygnębiony moim wyjazdem. Byliśmy parą od dwóch lat i pierwszy raz mieliśmy być tak daleko od siebie. Gdy doszliśmy pod mój dom, dopadł mnie smutek. To już niedługo.

– James...

– Nic nie mów. Wiem... chcesz tam jechać i cieszę się, że próbujesz czegoś nowego, ale...

– ... Ale?

– Boje się, że jakiś chłopak zajmie moje miejsce – powiedział, patrząc na swoje buty, a ja się zaśmiałam.

– Ty? Myślałam, że James Smith nie boi się niczego – zarzuciłam na jego barki swoje ręce.

– Nawet największa gwiazda szkoły się czegoś boi.

– Zapewniam cię nikt ci mnie nie ukradnie – złączyłam nasze usta w powolnym pocałunku. Chłopak przyciągnął mnie bliżej, przekazując przy tym wszystkie swoje emocje. – Dobranoc, kochanie - oderwałam się od niego i weszłam na posesję.

– Nel? – James użył mojego zdrobnienia, gdy byłam u szczytów schodów. Odwróciła się. – Przyjdziemy wszyscy się jutro pożegnać.

– No ja myślę.

-------------------------
01.10.2019

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top