Rozdział 6 - Impreza Raven


Raven

Wcisnęłam się pomiędzy Lincolna a Octavię. Dziewczyna wydała z siebie pomruk niezadowolenia, ale nie odepchnęła mnie, gdy objęłam ją i jej partnera ramionami.

- Gryffin przyszła? - spytałam, przekrzykując tłum skandujący moje imię w rytmie muzyki.

- Jeszcze nie - wrzasnął chłopak - niedługo się zjawi, nie martw się.

- Właśnie, Reyes - poparła go O. - masz przecież nas, ona dołączy pewnie za kilka chwil!

W pewnym momencie dostrzegłam samotną dziewczynę, mniej więcej mojego wzrostu, podpierającą ścianę. Taksowała wzrokiem wszystko, co się dało.

- Octavia, znasz ją? - wskazałam palcem na tajemniczego gościa.

- Nie, bo co?

- No bo ja jej nie zapraszałam - odparłam, wyciągając przyjaciółkę z tłumu spoconych, wariujących ciał.

- Wyluzuj - nakazała swobodnie - ktoś z twoich gości zapewne wziął ją, jako osobę towarzyszącą a potem spławił i biedactwo nie ma się gdzie podziać.

- No nie wiem - wątpiłam.

Czarnowłosa już nic nie powiedziała, ale spojrzała na mnie wymownie. Z powrotem trafiliśmy na stare miejsce, aż w końcu głośna muzyka ucichła, a reszta obecnych osób znieruchomiała. Nikt nie wiedział, co jest grane. Po chwili na scenie zjawiła się blondynka w błękitnej sukience. Clarke.

- Co ona robi? - spytałam na ucho Jaspera, który stanął u mojego boku.

- Nie zgadniesz - niezgrabnie uciął temat.

A więc pozostało mi tylko czekać na rozwój wydarzeń.

- Raven - powiedziała do mikrofonu - mam coś dla ciebie. Co prawda obiecywałam sobie, że nikt nigdy nie usłyszy czegoś takiego w moim wykonaniu - ciągnęła - ale czego się nie robi dla przyjaciół.

Co ty do cholery wyprawiasz, Clarke?

»»»°«««

Clarke

Gdy członkowie zespołu zaczęli grać, zacisnęłam powieki. Stresowałam się jak nigdy, ale chciałam zaryzykować. Raven w życiu nie słyszała mojego śpiewu, wielokrotnie jednak prosiła mnie o okazję. Teraz ją otrzymała.

To dla ciebie, Reyes. Twoja ulubiona.

Z moich ust wydobyły się pierwsze, nieśmiałe dźwięki, które z chwili na chwilę przekształcały się w bardziej charakterne i ośmielone.

Well, sometimes I go out by myself
And I look across the water
And I think of all the things, what you're doing
And in my head I paint a picture...*

Rozejrzałam się po sali, szukając znajomych twarzy. Oprócz równie zaskoczonej, co uradowanej latynoski, dojrzałam Montiego, Jaspera, Octavię i Lincolna. Za nimi stał uśmiechnięty tata, który kiwał z zadowoleniem głową. Pod ścianą za to, nie wiem jak, znalazła się Lexa, wpatrzona we mnie jak w obrazek.

...Won't you come on over
Stop makin' a fool out of me
Why don't you come on over, Valerie?
Valerie, Valerie, Valerie...*

Kiedy po pięciu minutach skończyłam nieszkodliwy dla cudzych uszu występ, wbiegłam prosto w ramiona przyjaciółki, która ewidentnie starała się ukryć wzruszenie.

- Dziękuję - szepnęła - to dla mnie wiele znaczy, Clarke, naprawdę. Masz niesamowity głos i od tej pory chcę częściej cię słuchać.

- Zobaczę, co da się zrobić - droczyłam się - ludzie dobrze się bawią?

- Żartujesz? - wtrącił Monty - było lepiej niż gdy jeszcze nie stałaś na scenie.

- To fakt - potwierdził Lincoln - zaczarowałaś każdego w tym pomieszczeniu, jeśli nie i na zewnątrz.

Czułam, że się rumienię.

Nadszedł czas na alkohol, więc całą paczką udaliśmy się do barku. Po zamówieniu zapasów drinków, rozłożyliśmy się na zarezerwowanej dla nas loży.

- Nie miałam pojęcia, że ta impreza będzie aż tak świetna - zaśmiała się Reyes, klepiąc Octavię w udo.

- Ja też - poparł ją Jasper - wiem, czyja to zasługa.

- Dokładnie, Clarke - Rav zwróciła się do mnie - wprowadziłaś piękny nastrój. Nic nie jest w stanie go zepsuć. A tak w ogóle - zamierzała w innym kierunku - znasz może taką zielonooką, filigranową brunetkę?

- A co?

- Bez przerwy się na ciebie gapi - powiedziała - iść to załatwić?

- Kojarzę ją - wyznałam - zaraz wracam.

»»°«««

Lexa

Byłam oczarowana tym, co Clarke zrobiła na podeście. Miała taki miękki, kuszący chrypką głos, a jednocześnie umiała go dopasować do nastroju panującego w danej chwili.

Po występie dalej wolałam mieć dziewczynę na oku, więc wycofałam się pod zacienioną stronę salki, z której miałam dobry widok na nią i na grupę osób, z którymi się bratała.

Upłynęło około trzydziestu minut, kiedy prześlizgnęła się zwinnie pomiędzy gęsto wijącymi się ludźmi na parkiecie i stanęła obok mnie.

- Co tu robisz? - spytała, obrzucając mnie wrogim spojrzeniem.

- Próbuję się rozerwać - skłamałam.

- Daruj sobie - wysyczała.

- Myślałaś nad tym, co ci mówiłam i co zobaczyłaś, Clarke z nieba?

- Może tak, może nie - odparła zaczepnie, a tembr jej głosu złagodniał - nie wiem, co mam myśleć.

- To trudna niewiadoma - odparłam - ale na pewno dasz sobie z tym radę. Poza tym, wiesz więcej, niż mówisz, prawda?

- Co najwyżej podejrzewam - rzuciła, trzymając się pod bokami.

Jej biodra były idealnie wyeksponowane. Przygryzłam dolną wargę, rozmyślając nad tym, jak bardzo chciałabym...

- Lexa - zganiła mnie natychmiast - nie mam pojęcia, o czym myślisz, ale zaraz pozbędziesz się ust.

- Powinnyśmy porozmawiać gdzieś indziej, w bardziej ustronnym miejscu - zaczęłam.

- Zgadzam się. Jednak nie teraz, może potem. Na razie - chwyciła moją dłoń, a mi serce zabiło mocniej i ładniej - przedstawię cię przyjaciołom.

Ja ich znam, Clarke. Bardzo dobrze.

- Jeżeli tego sobie życzysz - burknęłam zmieszana propozycją.

»»»°«««

Raven

Clarke wróciła, a razem z nią stanęła przed nami dziewczyna, co do której miałam dziwne przeczucia.

- Hej ludzie, to jest Lexa - Gryffin miała ton wyższy, niż zazwyczaj. Była widocznie podekscytowana nową towarzyszką.

- Chyba cię kojarzę - wtrącił Lincoln, przyglądając się brunetce z dystansem.

- Niemożliwe - zaskomlała.

- A to Raven - blondynka wskazała na mnie, a oczy zielonookiej obdarzyły mnie intensywną zielenią - ta, której zwycięstwo dzisiaj świętujemy.

Obca podała mi rękę, ale nie odwzajemniłam gestu.

- Gratulacje - rzuciła speszona, choć zdawało mi się, że tylko gra niewiniątko.

- Siadaj - zaprosiłam ją koło siebie, by trzymać blisko.

Była małomówna, jednak reagowała na większość wypowiadanych słów. Szczególnie tych, które wypływały z różowych warg Clarke. One dwie przebywały stanowczo w zbyt małej odległości od siebie, bo Lexa próbowała złapać z tą drugą większy kontakt, aniżeli przez wymianę zdań. Kiedy nagle zwróciła się do mnie, na początku oniemiałam.

- Halo, Raven - Octavia szturchnęła mnie w ramię - Lexa o coś pyta.

- Tak?

- Zresztą, to nic istotnego - stwierdziła sucho, a ja wyczułam w niej złość.

- Jak wolisz - rzuciłam w podobny sposób.

Gdy impreza dobiegała końca, większość z nas była albo porządnie wstawiona, albo podle upita. Ja akurat mam to szczęście, że moja głowa nie wariuje po alkoholu, więc byłam w stanie, w którym jako tako ogarniałam. Pomogłam dalszym znajomym dostać się do domów, a potem zajęłam się przyjaciółmi.

- Gdzie Griffin? - spytałam, a odpowiedziało mi echo niezręcznej ciszy - gdzie, do cholery, Clarke?

- Chyba wybrała się do łazienki - odezwała się Blake - iść po nią?

- Nie, ja to zrobię - wtrąciła Lexa - i tak miałam z nią porozmawiać, więc...

- Nie ma mowy - dodałam - ja pójdę.

- Idźcie razem, jeśli to taki kłopot - mruknął znużony Monty.

- Dokładnie - bez potrzeby powtórzył za nim Jasper.

Tak zrobiłyśmy. Żadna z nas nie zainicjowała najgłupszej rozmowy, było to zbędne. Napięcie między nami tylko by wzrosło, a lepiej było nie wywlekać tego wieczoru swoich podejrzeń co do siebie nawzajem. Nie ufałyśmy sobie.

- Clarke? - zawołałam, zaglądając do każdej kabiny z osobna.

- Clarke tu nie ma - stwierdziła dziewczyna o ciemniejszej karnacji niż moja. Opierała się o framugę.

- Nie rozejrzałaś się!

- To słychać odkąd się tu wejdzie - odpowiedziała niemiło - spokojnie, twoja przyjaciółka musi być gdzieś w pobliżu.

****************

*Amy Winehouse - Valerie







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top