Rozdział 15 - Jak brzmi logika?
Clarke
Informacja o ucieczce Finna zaniepokoiła mnie, ale nie tak jak Lexę. Ona przejęła się tym bardziej, obierając sobie za punkt honoru pilnowanie mnie na każdym kroku. Czułam się, jakbym przebywała pod specjalnym nadzorem lub dostała szlaban, czego mama nie dała mi doświadczyć chyba od szkoły podstawowej.
Brunetka nie spuszczała mnie z oczu ani na minutę i uparła się, by nocować w moim domu przez parę najbliższych dni. Nie zaprzeczę, że w pewnym sensie odpowiadała mi okazja, by się do siebie zbliżyć, ale z drugiej strony to, że bawiła się w niańkę, uwłaczało.
Abigail na szczęście lub nieszczęście, zgodziła się, by "nowa koleżanka" została u nas. Chciała poznać kogoś z moich znajomych, choć dobrze znała na przykład Raven czy Octavię. Problem w tym, że druga z dziewczyn niezbyt przypadła Abby do gustu.
Zastanawiałam się nad tym, czego nie mówi mi Komandor. Od czasu ostatniej akcji z Collinsem, nie za dużo o nim rozmawiałyśmy, a moje zmartwienie odnośnie danego tematu wzrastało do rangi największego. Po namyśle, który trwał stanowczo zbyt długo, bo aż pięć dni, postanowiłam unieść w górę kurtynę dystansu i omijania sprawy.
Nastał późny wieczór. Robiłam się nieco senna, jednak nie chciałam przekładać tego, o co miałam zapytać brunetkę, siedzącą teraz na puszystym, zielonym dywanie. Wyglądała uroczo, szczególnie, że dywan pasował kolorystycznie do oczu dziewczyny.
- Lexa...
Zadrżała tak jak zwykle, kiedy wypowiadam to imię na głos.
- Muszę cię o co zapytać. I uprzedzam, to nie jest pytanie, na które od odpowiedzi możesz się wymigać - pogroziłam palcem.
- Zobaczymy. - powiedziała - Mów.
Wzięłam głęboki oddech. Jak z karabinu, wystrzeliłam słowami. Zrobiłam taki pokaz słowotoku, że niewiele zrozumiała i zmuszona byłam powtórzyć. Stres sięgał zenitu.
- Co wyśpiewał Collins? - wykrztusiłam wreszcie, prawie dławiąc się własnym zażenowaniem.
- Co? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co wiesz od Bellamiego na temat tego, co mówił Finn? Co mówił?
Odwrotnie do moich oczekiwań, opowiedziała mi ze szczegółami, czego zdołała się dowiedzieć.
Zakręciło mi się w głowie, więc oparłam się o drewnianą, rzeźbioną na zamówienie szafkę.
- Clarke?
- Jest okej - wymamrotałam - niespodziewałam się, ot co.
- Że tam, gdzie żyliśmy, buduje się przeklęte Miasto Światła? - uniosła brwi - Że Arhideon, kimkolwiek on dokładnie ma być, jest ojcem Reyes?
- To i reszta - rzuciłam zwięźle - to za dużo. O wiele za dużo - podkreśliłam.
Odniosłam wrażenie, że samo wysłuchanie całej historii wyssało ze mnie każdą cząstkę energii. Historia, która miała miejsce, mieszała ze sobą mnie, jako, że również zostałam wygnana z poprzedniej, prawdziwej ziemii.
Skoro tamta ziemia była ziemią, gdzie, do cholery, żyję teraz?
»»»°«««
Raven
Clarke również przeżywała koszmary, które aktualnie zadręczają mnie. I wiedziała znacznie więcej, niż pokazywała. Przecież powinnam wcześniej dostrzec, że coś tu nie gra!
Nie chciałam więcej zwlekać z wyjaśnieniem sytuacji. Czym prędzej przybiegłam do domu Gryffin, gdzie pod drzwiami zastałam brata Octavii.
- Bellamy? - zapytałam, jakbym chciała się upewnić, że to nie jest kolejny sen, w którym chłopak mi się objawia.
- Raven - odpowiedział tym samym - cholera, zmieniłaś się.
- Widziałeś mnie zaledwie dwa dni temu, gdy byłam na nocowaniu u O.
- Racja - zawahał się i odchrząknął - masz rację, wybacz.
- Ty też coś wiesz - mruknęłam bardziej do siebie niż do Blaka.
- Co wiem?
- Wytłumaczycie mi to z Clarke, jeśli tylko...
Usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego klucza i dom stał teraz przed nami otworem.
...jeśli tylko Clarke otworzy drzwi.
- Hej - szepnęła szczerze zaskoczona, choć zapowiadałam, że przyjdę.
Bez słowa przecisnęłam się pomiędzy nią, a framugą i weszłam do środka. Brat drugiej z moich przyjaciółek uczynił to samo, a w salonie ujrzeliśmy Lexę - podejrzaną, zielonooką brunetkę z imprezy.
Czemu ona ciągle kręci się w pobliżu?
Obyłam się bez specjalnego zaproszenia i rozłożyłam wygodnie na kanapie, nie pozostawiając miejsca dla nikogo. Dopiero blondynka uniosła moje nogi do góry, usiadła i położyła je sobie na udach.
Alexandria przypatrywała się temu z błyskiem w oku. Czy była zazdrosna?
Zajęła wolny fotel, a Bell drugi z nich.
- Pamiętam, Clarke - chłopak w czarnych, kręconych włosach przerwał niezręczną ciszę - przypomniałem sobie wszystko, co do joty.
- O rany! - krzyknęła podekscytowana - ale jak?
- Po prostu obudziłem się ze wspomnieniami. - odparł spokojnie - Nie wiem dlaczego tak wyszło, ale zdecydowanie jest mi to na rękę.
- Ja jeszcze nie wiem - rzuciła z pretensją w głosie.
Co? Do diabła z tą pokręconą mową!
- Czy ktoś z was łaskawie mi wyjaśni, co tu się, u licha, dzieje? - spytałam wyczekująco.
Blondynka żąchnęła się.
- Raven. - zaczęła - Wiem, że masz sny, w których pojawiają się nienormalne rzeczy, to prawda?
- Owszem. - przyznałam - ty miałaś tak samo, co nie?
- Zgadza się.
- Co to znaczy?
- Ktoś odebrał nam wspomnienia i przysłał w to miejsce - wykrztusiła w końcu - wiem, to brzmi niewiarygodnie, ale te koszmary to powracająca przeszłość. Nie jesteśmy tymi, którymi staliśmy się tutaj. To znaczy - kontynuowała - jesteśmy, lecz nie całkiem prawdziwymi.
Milczałam, czekając na ciąg dalszy.
- Ty akurat - wtrącił Blake - jesteś mechanikiem, który wielokrotnie uratował arkę. Pracowałaś w nieświadomości, dopóki Abby nie powiedziała ci o setce. Wtedy przyleciałaś na ziemię.
Arka? Abby? Setka? Lot na ziemię?
- Po ataku nuklearnym, w którym świat uległ niemal całkowitemu zniszczeniu - mówił, jakby czytał w moich myślach - kilka tysięcy ludzi zdołało uratować się, dzięki arce. Arka to statek kosmiczny, ale nie ma nic wspólnego z kosmitami, gwoli wyjaśnienia - uśmiechnął się.
- Setka to my i inne młode osoby, które w jakiś sposób złamały dyktatorskie prawo Kanclerza, przywódcy arkadyjczyków. - tym razem odezwała się Clarke - Wysłano nas na planetę, by sprawdzić, czy da się na niej żyć. Byliśmy eksperymentalną misją.
Czułam, że zaczyna mnie boleć głowa.
- Reyes - odezwała się Lexa - wiem, że to trudne do przetrawienia, ale...
- Wierzę na słowo. - odpowiedziałam, a odpowiedź zaskoczyła ich wszystkich - To brzmi bardziej logicznie od sytuacji, w której nikt nie zna nazwy własnego miasta i nie pamięta, od kiedy zna przyjaciela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top