Prolog

Wieczorną porą szedłem pogrążając się w tęsknocie za tobą. Łzy mi się zbierały do oczu na samo wspomnienie o tobie. Zciągnełem kolorową bluzę z bioder. Jeszcze zalągiwał się w niej twój zapach. Spojżałem w gwiazdy wyciągając ręke ku niebu, lecz po chwili moje wyciągnięte palce cofneły się. Spojżałem na nią. Jeszcze jakiś czas temu trzymaliśmy się za ręce. Niby tak niedawno ale jednak dawno.

-------------

Obudziłem się że łzami w oczach. Sam sen wywołał tyle emocji. Spojżałem się na miejsce w którym zawsze leżałeś i rano się że mną witałeś. Dotknęłem aksamitnej pościeli dłonią sunąc ku poduszce. Złapałem za materiał przyciągając do siebie. Tak strasznie chciałbym abyś tu był. Westchnęłem na samą myśl iż wypadało by już wstać. Wyciągnełem delikatnie swoje nogi spod białej aksamitnej pościeli. W momęcie dotknięcia stopami podłogi przeszedł mnie dreszcz. Ruszyłem w stronę kuchni po szarych kafelkach we wzorki. Miałem wrażenie że czuje zapach świeżo mielonej kawy włoskiej. Zapewne całe pomieszczenie przesiąkło ,w mienionym czasie tym cudownym zapachem. Sunełem dłonią po ścianie niczym małe dziecko kierując się do lodówki. Lecz w niej nie zastałem nawet złamanej kromki chleba nawet kawałka szynki nie zobaczyłem. Pusto. Tak jak w tej kawalerce.

Po odbyciu procesu ubierania się wyszedłem na klatkę schodową ubrzednio zamykając drzwi. Zaczełem powoli schodzić po schodach. Sklep znajdował się prawie koło mojego tymczasowego mieszkania. Odetchnęłem świeżym powietrzem i ruszyłem ku mojemu celowi. Wchodząc do osiedlowego sklepu usłyszałem dość głośny dzwonek. Moje ręce i nogi owiał chłód. Przechadzałem się powolnym krokiem pomiędzy pułkami szukając mojego pożywienia od wcale nie tak niedawna.

W dali w wiejących zgrozą lodówkach stała smakija której niezawachałem się nie kupić.
Wziełem właściwie tylko 5 smakiji i wyszedłem z marketu. Nie mając większego zamiaru pojęcia do domu nie tylko niechęci ale z powodu braku Ciebie wybrałem okrężną drogę prowadzącą przez niewielki staw otoczony licznymi gatunkami kwiatów. Bardzo lubiłem tam z tobą przebywać. Lecz od z niewiadomych powodów nie ma cie.

Bujając siatką z smakiją przeszedłem prawie całą drogę rozmyślając o przeszłości. Poczułem że moje nogi robią się jak z waty i bez ani grama gracji upadłem na parkową drużke.

-------------------------
Moje powieki biły strasznie ciężkie. Było trudno je unieść ku górze. Po cięszkiej walce z organizmem zobaczyłem brudno pomarańczowe ściany i szary koc pod którym leżałem. Uniosłem się z wersalki, z łatwością mogłem stwierdzić że to nie moja kawalerka. Usłyszałem powolne ciężkie kroki stawiane na starej w niektórych miejscach wydających dźwięk na podobieństwo krzyku, albo płaczu.

Zza drzwi wyszedł mój stary sąsiad z kubkiem chyba gorącej  herbaty. Przetarłem ręką oczy.

-Dzień dobry sąsiedzie lepiej już się pan czuje? - odłożył kubek na stół i podszedł do mnie. Był on bardzo miłym staruszkiem trochę po 80 . Kiedyś jak jeszcze był tu to czasem pomagaliśmy temu panu w wnoszeniu zakupów.

-ah tak wszystko w porządku- zaczęłem się rozglądać energicznie po pokoju szukając  siatki z moim jedzeniem
-pewnie szukasz swojej smakiji. Jest w lodówce. Powinieneś zmniejszyć ilość jedzenia kaszek- powiedział z w wyraźnym smutkiem w głosie -jak tak dalej pójdzie to będziesz mdlał notorycznie. - powiedział odsuwając się odemnie. Usiadł na drewnianych krzesłach wyłożonych skurą. -choć usiądź. Opowiedz mi co cię dręczy młoda istoto. -spojżałem się na niego z przerażeniem i usiadłem niepewnie na przeciwko niego
-ale co by se miało dziać? Wszystko jest wporządku- powiedziałem z przekonaniem  głosie. Nastała chwila ciszy. Do moich nozdrzy w tym momęcie dotarł zapach gotowanej w kuchni zupy. -przepraszam. Masz ochotę na miskę zupy? - spytał się cicho jakby się bał mojej reakcji. Pokiwałem głową na nie -podziękuje- po mojej odpowiedzi staruszek pobiegł do kuchni.

Zaczełem się rozglądać po pokoju. Na ścianach wisiały obrazy kwiatów albo  całkiem nieznane mi osoby . Na komodzie stało zdjęcie którego nie widziałem z daleka. Podszedłem. Przyjżałem się szczęśliwej rodzinie. W tym momęcie przyszedł uśmiechnięty staruszek i spojżał na zdjęcie któremu się przyglądałem.- widzę że zainteresowało cię chłopcze to zdjęcie. Zostało one zrobione 10 lat temu jest dla mnie niezwykle ważne. -pokazał swoim palcem owinientym płaszczem starości na dziewczynke z rudo brązowymi włosami związane były w dwa kitki. Mniała lekko opaloną skóre i kwadratowe okulary. Była ubrana w długą białą sukienkę z falbankami i dużą ilością tjulu. Uśmiechała się do obiektywu aparatu pokazując palcem w oddal..
-Młodzieńcze może miałbyś ochotę ją poznać? I przyjść w tą niedzielę? -spytał się mnie delikatnie uśmiechając.

-chętnie bym przyszedł lecz nie będe zakłucał waszego rodzinnego obiadu- odłożyłem zdjęcie i uśmiechnęłem się w jego stronę.
-ależ z kąd nie przeszkadzasz nam! - poklepał mnie po ramieniu energicznie
-no dobrze przyjdę. Jest to bardzo miłe z Pana strony -

^^^^^^
Oto nowa książka wiem wiem nie skończyłam innych ale mnaiłqm natchnienie mam nadzieję że wam się podoba bussu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top