Rozdział 7
Conrad z dokładnym adresem Harper, rozkładem jazdy autobusów i pociągów oraz mapami google zaczął własne małe śledztwo. Próbował rozeznać się w sytuacji; gdzie dojechała Naomi, na którym przystanku wysiadła, dokąd mogła się udać. Liczył, że wpadnie na trop, który przeoczyła policja. Że znajdzie lukę w całej sprawie.
Pół godziny później zadzwonił do siedemnastoletniej koleżanki. Dłonie trzęsły mu się z podniecenia.
- Nie nakręcaj się tak - westchnęła Harper po wysłuchaniu jego odkrycia. - Policja wszystko sprawdziła.
- Jeżeli wsiadła w nie ten autobus, pojechała na północ San Francisco.
- Nie masz pewności.
- One przyjeżdżają chwilę po sobie. Mogła łatwo się pomylić.
Dzielnica, w której mieszkała dziewczyna, znajdowała się na zachodzie miasta. Naomi nie pierwszy raz odwiedzała przyjaciółkę. Nie zorientowała się, że pojechała w odwrotną stronę?
- Co ci to da? - zapytała zmęczonym głosem. - Sam mnie ostatnio uspokajałeś, gdy chciałam coś zrobić, a teraz zgrywasz detektywa.
Conrad zagryzł dolną wargę, aż poczuł na języku smak krwi.
- Ona gdzieś tam jest.
- Nie wiesz tego...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - krzyknął do słuchawki.
Po drugiej stronie usłyszał szuranie krzesła.
- Znowu zachowujesz się jak dupek - warknęła nastolatka. - Jeszcze raz podniesiesz głos, a przyjadę do ciebie i oberwiesz w mordę.
Chłopak nieco się uspokoił i usiadł na swoim łóżku. Zapomniał, jaka była Harper. Nigdy nie dawała sobie wejść na głowę.
- Przepraszam.
- Tak lepiej - powiedziała już bez zaciśniętych zębów. - Czuję to samo co ty. Nie pozwól, by cała sprawa cię przygniotła.
- Już to zrobiła - odpowiedział, po czym ułożył głowę na poduszce i zamknął oczy. - Nie zasnę spokojnie, jeśli nie odkryję prawdy.
- Wiem, o co ci chodzi. Ta niewiedza jest najgorsza. Nie wiemy gdzie jest Naomi, czy żyje, co się z nią stało...
- Dlatego powtórzę jej trasę.
Harper wstrzymała oddech. Od początku tolerowała chłopaka swojej przyjaciółki, ale czasem działał jej na nerwy. Tym bardziej teraz, gdy zachowywał się jak wariat.
- Nie rób niczego głupiego - poprosiła z zupełną powagą. Conrada cechowała impulsywność, lubił spontan i ryzyko.
- Dla niej zrobię wszystko.
- Proszę cię... Nie wiemy, z czym mamy do czynienia. Możesz wpaść w niebezpieczeństwo.
Chłopak rozłączył się i wrócił do komputera. Jego źrenice były powiększone, a oddech przyspieszony. Czuł, że jest blisko rozwiązania zagadki.
Według jego teorii Naomi wysiadła na dworcu kolejowym i poszła na przystanek autobusowy. O piętnastej trzy przyjeżdża numer osiem, który zawozi pasażerów do zachodniej części miasta. Dziewczyna prawdopodobnie zamiast wysiąść w Inner Sunset, pojechała jedenastką na samą północ. Ten autobus zjawia się na przystanku kilka minut wcześniej, przez co Naomi mogła za szybko wsiąść do środka. Tym pojazdem poruszają się zazwyczaj turyści, chcący zobaczyć Golden Gate Bridge z wybrzeża.
Ale co dalej? Wysiadła i... zorientowała się, że to nie ta okolica? Zgubiła się? Ktoś ją porwał? A może młody Suprose wmówił sobie nieprawdziwą historię?
- Mamy postęp w sprawie!
Richard Brown popatrzył na swoją podekscytowaną żonę. Nie wyglądała najlepiej. Od tygodnia chodziła bez makijażu, nie prostowała jak codziennie rano włosów, nie wysypiała się, co skutkowało cieniami pod oczami. Było widać, że coś mocno przeżywa.
- Co się stało? - zapytał ją i przesunął się na kanapie, by zrobić jej miejsce.
- Ta policja jest do bani - powiedziała kobieta z pogardą i przytuliła się do męża. - Kochany Conrad wpadł na trop, o którym im powiedział. To może być to.
- Co odkrył? - zaciekawił się mężczyzna.
- Naprowadził ich na miejsce, w którym można było ją widzieć po raz ostatni. Rozejrzą się tam, popytają, posprawdzają nagrania z kamer.
Richard uśmiechnął się sam do siebie i pocałował blondynkę w czubek głowy. Nigdy nie stracił nadziei, ale poczuł napływ nowej. Jeżeli poznają przybliżoną lokalizację pobytu córki, okroją także teren poszukiwań.
- A co jeśli dawno jej tu nie ma?
Audrey momentalnie się wyprostowała i posłała mu mordercze spojrzenie.
- Proszę cię...
- Nic nie mówię, ale nie wiemy, co się stało.
Kobieta miała tego świadomość i to ją bolało. Tyle słyszała o, na przykład, handlu ludźmi. Jeżeli Naomi padła jego ofiarą, już nigdy jej nie odzyskają.
Brunetka mogłaby godzinami tak leżeć i wpatrywać się w oczy partnera. Ten brąz był jak płynna, mleczna czekolada - słodki, delikatny i uwodzący. Napawał ją pozytywną energią, przywodził dobre wspomnienia, powodował uśmiech na jej bladej twarzy.
- Co cię śmieszy? - zapytał cicho Ashton.
- Nie śmieję się - odpowiedziała i pogładziła palcem jego drapiący policzek. - Kłujesz.
Mężczyzna wygiął malinowe usta w uśmiechu i złapał nastolatkę za rękę.
- Czemu się tak szczerzysz?
- Przez ciebie.
Ashton nagiął się i pocałował ją w usta. Odwzajemniła romantyczny gest, muskając palcami krótkie włoski na tyle jego głowy.
- Jak ja cię kocham, Cindy - westchnął pomiędzy całusami.
Dziewczyna nawet tego nie usłyszała. Zatraciła się w ich wspólnym pocałunku. Zapomniała, że leżą razem w sypialni. Przez zamknięte oczy widziała tylko swojego chłopaka, którego darzyła ogromnym zaufaniem. W tym momencie czuła się wyjątkowo, a jej serce przepełniała prawdziwa miłość. Przy nim zapominała o całym Bożym świecie.
Poczuła gładką dłoń na swoim nagim udzie. Niebezpiecznie zbliżyła się do nogawki krótkich spodenek. Nastolatka oderwała się od warg Ashtona i zsunęła jego rękę ze swojej nogi, którą pokryła gęsia skórka.
- Och, przepraszam... - wychrypiał.
- Nic nie szkodzi - powiedziała najmilszym głosem, na jaki się zdobyła. - Na razie tylko całowanie, dobrze?
Brunet pokiwał z uśmiechem głową i ponownie zatopił się w jej ustach, smakujących miętową pastą do zębów.
***
Dziewczyna zdążyła już zwiedzić cały dom, więc niemiłosiernie się nudziła. Znała każdy kąt, mebel i obraz. Pragnęła pochodzić po centrum miasteczka, iść na babskie zakupy lub poszperać na strychu. Gdyby Ashton tak się o nią nie martwił, już dawno zrobiłaby którąś z tych rzeczy.
Ugotowała dla siebie i partnera obiad, który wyszukała w książce kucharskiej. Z radością zauważyła, że w lodówce robi się coraz bardziej pusto, przez co ma pretekst na wyjście z domu. Nie mogła doczekać się powrotu chłopaka, by poprosić go o zakupy spożywcze.
Wrócił jak zawsze o szesnastej i pocałował ją na przywitanie. Zdziwiony zapytał, dlaczego jest cała w skowronkach.
- Wybierzemy się na zakupy? - zapytała z szerokim uśmiechem. - Brakuje jedzenia.
- Co ty kombinujesz? - zaśmiał się, zasiadając do posiłku. - Już jadłaś?
- Tak, cały garnek dla ciebie.
- Możemy iść - odpowiedział na wcześniejsze pytanie. - Nie mam samochodu, ale jakoś się zabierzemy.
Niebieskooka poczekała, aż Ashton wyczyści talerz, i pobiegła ubrać swoje trampki.
- To tylko zakupy! - zaśmiał się, goniąc za rozradowaną dziewczyną.
- Jeszcze na nich razem nie byliśmy. Chcę zobaczyć prawdziwy sklep!
Godzinę później nastolatka prowadziła wózek między regałami niedużego marketu. Wrzucała do środka wszystkie potrzebne artykuły, a gdy natrafiła na coś, co nad wyraz jej się spodobało, zerkała błagalnie na Ashtona.
- Nie potrzebujemy foremek - zaprotestował, gdy ściągnęła z półki przezroczyste pudełko.
- To na babeczki!
- Nie robimy babeczek.
- Od dzisiaj tak! - zaśmiała się i wrzuciła zestaw do wózka.
Mężczyzna pokręcił z uśmiechem głową i objął ją ramieniem.
- Dużo tego. Potrzebujemy drugiej pary rąk.
Ostatecznie zapłacili za wielkie zakupy i postanowili "pożyczyć" na chwilę sklepowy wózek. Nie podpięli go z powrotem do reszty, tylko minęli parking i skierowali się do domu.
- Czy to jest kradzież? - zapytała brunetka ze śmiertelnie poważną miną.
- Skądże! - zaśmiał się Ashton i zatrzymał się na środku jezdni. - Wskakuj do środka, mała!
Dziewczyna popatrzyła na niego jak na wariata, ale przekroczyła metalową ściankę. Usiadła pomiędzy siatkami z zakupami i uniosła w górę ręce.
- Jedź! - krzyknęła.
Ashton pobiegł przed siebie, rozpędzając skrzypiący wózek. Nastolatka wydała z siebie zabawny pisk, który zwrócił uwagę dwójki dzieci. Uśmiechnęły się szeroko i pomachały do rozbawionej pary. W ich błyszczących oczach było widać chęć podobnej zabawy.
W ten sposób zakochani dojechali pod sam dom. Chłopak pomógł wyjść dziewczynie na chodnik, po czym wzięli w ręce jak najwięcej reklamówek i wnieśli je do środka. Wszystko położyli na kuchennej wyspie, zasłaniając tym samym magazyny modowe.
- Trzeba odwieźć wózek do sklepu - oznajmił Ashton.
- Co? - zdziwiła się brunetka. - Mówiłeś, że możemy go sobie wziąć.
- Ale nie na zawsze, skarbie. Skoro już go nie potrzebujemy, musimy go zwrócić.
Niechętnie się z nim zgodziła i wyszła z powrotem na zewnątrz. Postanowiła mu towarzyszyć, a ściślej - ponownie robić za pasażerkę.
W połowie drogi dwudziestolatek nagle skręcił, chowając się za granatową, kurierską furgonetką. Ulicą przejechał radiowóz, ale żaden z siedzących wewnątrz policjantów ich nie zauważył.
- Co robisz? - zapytała dziewczyna, wiercąc się w wózku.
- Mogliby się przyczepić. Nie do końca wiem, jak działa wózkowe prawo.
Brunetka zaśmiała się melodyjnie i rozkazała mu opuścić kryjówkę.
***
Wspólnie zjedli obfitą kolację przy udekorowanym świecami stole. Dziewczyna chciała skorzystać z okazji pełnej lodówki i przygotować najlepsze spaghetti na świecie. Wszystko zwieńczyli lampką czerwonego wina, które jej mózg odebrał jako pierwsze w życiu.
- Mmm... smaczne - skomentowała z przymkniętymi powiekami. Intensywnie delektowała się każdym smakiem.
- Zawsze potrafiłaś dobrze gotować - odpowiedział Ashton, odwracając wzrok od talerza.
- A w czym byłam najlepsza? - zapytała z uśmiechem.
Mężczyzna starł serwetką z jej twarzy sos pomidorowy, na co się zaśmiała, i wrócił wspomnieniami do ich najszczęśliwszych chwil.
- Zawsze potrafiłaś poprawić mi humor. - Uśmiechnął się szczerze i złączył ich ręce na stole.
Dziewczyna spodziewała się odpowiedzi typu, że przepięknie malowała, śpiewała lub pozowała do zdjęć. Odpowiedź bruneta głęboko ją ujęła.
Rodzice Naomi siedzieli przed kilkoma ekranami, na których widniała data 03.06.2017 r. Z autobusu równo o siedemnastej wysiadła szarowłosa dziewczyna. Nikt nie miał wątpliwości, że to zaginiona.
Audrey Brown zanosiła się płaczem, gdy ponownie puszczono nagranie z kamery hotelu. Richard obejmował ją ramieniem, próbując zachować hardą minę, choć serce mu się krajało.
- Gdzie potem poszła? - zapytał, nabierając więcej powietrza.
Policjant przewinął film do przodu. Naomi rozglądała się dłuższą chwilę po ulicy i zdecydowała pójść w lewą stronę.
- I co dalej? - zmartwiła się kobieta. - Gdzie ciąg dalszy?
Mężczyzna podrapał się po głowie i powiedział spokojnym głosem:
- Druga kamera na tej ulicy zarejestrowała jak pańska córka idzie prosto, a potem... jej nie ma. Nie dotarła do trzeciej kamery.
- Co to znaczy? - Głos blondynki niebezpiecznie drżał.
- Musiała skręcić w boczną uliczkę.
- Dlaczego?
- Nie znamy odpowiedzi na to pytanie, proszę pani.
Richard przeniósł swoją dłoń na udo żony i mrugnął do niej porozumiewawczo. Znowu zadawała niewygodne i nieprzemyślane pytania.
- Sprawdźcie inne kamery - rozkazała, wycierając łzy z czerwonych policzków. - Musi gdzieś tam być. Przecież nie zapadła się pod ziemię.
- Postaramy się coś znaleźć - obiecał - ale naprawdę wszystko sprawdziliśmy. Wątpię, że znajdziemy nagranie, na którym widać moment porwania czy innej sytuacji, którą podejrzewamy.
Matka wstała z krzesła i bez słowa podeszła do drzwi. Zawahała się chwilę, po czym opuściła pomieszczenie. Richard przeprosił za nią funkcjonariusza i poszedł w jej ślady. Siedziała sama na ławce, zakrywając twarz dłońmi. Pierwsza lepsza osoba, która przechodziłaby korytarzem, powiedziałaby, że to nie zwykłe łzy smutku. Audrey przeżywała prawdziwe piekło.
Conrad zszedł schodami do salonu i skonfrontował się z rodzicami. Popatrzyli na niego z niemałym zaskoczeniem, bo od zaginięcia Naomi rzadko zwracał na nich uwagę. Czuli, że bardziej mu przeszkadzają, niż są w stanie wesprzeć.
- Coś się stało, kochanie? - zapytała go mama.
On nic sobie z tego nie zrobił i usiadł obok ojca. Ten ściszył dźwięk w telewizorze i odłożył talerz z ciastem na stolik.
- Czy jutrzejszy wyjazd jest nadal aktualny? - zwrócił się do kobiety.
- Nie chciałeś jechać - przypomniała. - Zrezygnowaliśmy z tego.
- Zmieniłem zdanie.
- Synu - włączył się do rozmowy Dominic - nie możesz nas tak zaskakiwać. Przecież to już jutro, a my nie jesteśmy gotowi.
- Zdążycie się spakować - powiedział beztrosko nastolatek. - Sami mówiliście, że to mi dobrze zrobi, a ty, tato, zawsze lubiłeś takie spontaniczne wycieczki.
Mężczyzna już otwierał usta, by zaprotestować, gdy odezwała się Agatha:
- Masz rację, Conrad. Zjedz deser i wyciągnij z szafy swoją walizkę.
// Niech każdy, kto dotrwał do tego momentu, zostawi po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top