Rozdział 5

Całą niedzielę dziewczyna spędziła z Ashtonem w domu, oglądając filmy, rysując i rozmawiając na różne tematy. Coraz bardziej go lubiła i zaczęła zauważać cechy w jego wyglądzie, w których na pewno kiedyś się zakochała.

Mężczyzna miał ciemne, krótko ścięte włosy, czekoladowe oczy, które pod światło zmieniały kolor na piwny, idealny wzrost oraz bardzo przystojne rysy twarzy.

Mimo swoich zaników pamięci, potrafiła stwierdzić, czy jej się podoba. A nie dość, że wyróżniał się dobrym wyglądem, dodatkowo był dla niej opiekuńczy i wyrozumiały. Nie naciskał, by wszystko sobie przypomniała.

Wieczorem siedzieli na kanapie w salonie, gdzie obejmował ją ramieniem. Czuła zapach płynu do płukania na jego jeansowej koszuli, którym pachniała również jej pościel.

- Znowu reklamy... - mruknął chłopak.

Brunetka wyciągnęła mu pilota z ręki i zaczęła skakać po kanałach. Zawędrowała tym sposobem na jedynkę, gdzie trwały wieczorne wiadomości.

- ...rodzina dwunastolatki traci ostatnie nadzieje - powiedziała ruda prezenterka poważnym tonem, a Ashton z prędkością światła wyrwał towarzyszce pilota. - Lekarze nie dają jej żadnych szans na... - nie usłyszeli dalszych słów, bo mężczyzna jednym kliknięciem wybrał stację muzyczną.

Z głośników popłynęła piosenka The Chainsmokers, zastępując zmartwioną twarz kobiety. Nastolatka popatrzyła na niego pytająco.

- Nie oglądam wiadomości - rzucił swobodnie.

- Może mówili o czymś ciekawym - odpowiedziała, nie spuszczając z niego wzroku. Zaczęła też poruszać stopą w rytm muzyki.

- Nie lubię słuchać o tragediach na świecie - wyjaśnił dziwnym tonem i chrząknął.

Dziewczyna przekrzywiła głowę i złapała go za wolną rękę.

- Czemu? Coś się stało?

- Nie, Cindy - uspokoił ją z uśmiechem.

- Na pewno? Opowiedziałeś mi dużo o mojej przeszłości, ale ja niewiele wiem o tobie.

- Jesteś o wiele ciekawszą osobą.

- Ash, naprawdę chcę się o tobie więcej dowiedzieć - powiedziała, opierając głowę na jego ramieniu. - Może jakieś wspomnienie mi pomoże. Rozumiesz, takie BUM i wszystko do mnie wróci.

Pogładził kciukiem wierzch jej delikatniej dłoni i musnął ustami kasztanowe włosy, w których od zawsze gustował.

- Poznaliśmy się podczas wakacji nad morzem - zaczął, a jego twarz rozświetlił błogi uśmiech. - Byłaś ubrana w różową sukienkę do kolan. Nadal wisi w szafie, ale już jej nie nosisz.

- Dlaczego? - Zadarła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Twierdzisz, że jest zbyt różowa - prychnął ze śmiechem. - Wtedy wyglądałaś ślicznie. Dlatego nie mogłem oderwać od ciebie wzroku.

- Co się później stało?

- Spotkaliśmy się w barze, gdzie zaczęliśmy rozmowę. Zgrywałaś niedostępną, ale później nie mogłaś mi się oprzeć.

- Czyżby? - zaśmiała się melodyjnie. - Pewnie tak nie było.

- Jak to nie? - Zmarszczył z rozbawieniem brwi. - Nazwałaś mnie przystojniakiem.

- To pewnie przez alkohol!

- Nie piłaś alkoholu, kochanie. - Cmoknął ją w czoło. - Po prostu zawróciło ci w głowie ciacho bez koszulki.

Dziewczyna wybuchła śmiechem, który udzielił się i u niego. Tamtego południa śmiała się równie beztrosko.

- Skąd jestem?

- Z San Francisco, co świetnie się złożyło. Po powrocie z wakacji mogliśmy się nadal spotykać, aż kompletnie przepadłem. Nazwałbym to miłością od pierwszego wejrzenia.

- Ooo... - Brunetka objęła go rękoma w pasie i pokryła się delikatnym rumieńcem. - A po szkole przeprowadziłam się do ciebie?

- Tak. Wszystko było dobrze aż do... teraz.

Dziewczyna zamknęła oczy i wciągnęła głęboko powietrze. Przecież to nie jej wina, że niczego nie pamięta. Że zapomniała o ich idealnym życiu.

- Co robiłeś przed naszym poznaniem? - zapytała.

- Sam chodziłem do szkoły, a później pracowałem jako dowoziciel pizzy. Nie poszedłem na studia.

Jej uwagę zwróciła nowa piosenka w telewizji, niejakiego Shawna Mendesa. Na chwilę się wyłączyła i słuchała jedynie jego przyjemnego głosu, którego właściciel wydawał się jej znajomy.

- Kto to? - Kiwnęła w stronę telewizora.

Ashton przerwał wspominanie czasów szkolnych i odpowiedział na jej pytanie:

- Kojarzę piosenkę. Jakiś młody, popowy piosenkarz. 

Popatrzyła na młodego, popowego piosenkarza, który biegł parkingiem w teledysku. 

***

Kolejne trzy dni mijały dziewczynie w spokojnej atmosferze i tylko wyczekiwała momentu, aż jej chłopak wróci z pracy. Kolejna wizyta u psychologa wypadała w czwartek, ale oboje w nią wątpili. Stwierdzili, że sami spróbują wyeliminować amnezję, wspominając dawne czasy, albo po prostu żyć dalej.

- Wyjdę przed dom, okej? - Rzuciła z korytarza, zakładając swoje trampki.

- Okej, ale nie odchodź za daleko.

Stanęła poza gankiem, skąd Ashton miał na nią doskonały widok z kuchni. Uśmiechnęła się do niego i podeszła do skrzynki na listy, wodząc wzrokiem po metalowej cyfrze "6".

Wsłuchała się w śpiew ptaków, które fruwały nad jej głową i wywoływały w niej uczucie zazdrości. Też by tak chciała; rozwinąć skrzydła i odbić się od ziemi.

Zaczęła nucić piosenkę, którą usłyszała pierwszy raz podczas niedzielnej rozmowy przed telewizorem. Ahston ściągnął ją na swój telefon, by mogła cały czas ją wałkować. Shawn Mendes stał się jej ulubionym artystą i w sumie jedynym.

Usiadła na ławce postawionej przy bocznej ścianie domu i zamknęła oczy. Wtedy mogła w pełni oddać się muzyce, która nie opuszczała jej głowy. Może już kiedyś słyszała twórczość Kanadyjczyka, a nawet była na jego koncercie?

Z transu wyrwało ją skrzypnięcie ławki, ale pierwszym co zobaczyła po otwarciu oczu, był sąsiad z domu po drugiej stronie ulicy. Znajdował się w garażu i szukał czegoś w pojemnikach, postawionych na długich półkach. Patrzyła na jego poczynania, aż nie znalazł wiertarki, bo wtedy odwróciła wzrok i utkwiła go we własnych dłoniach.

Kilka minut później mężczyzna wyszedł z garażu i zamknął jego bramę. Przyłapała go na gapieniu się na nią. Pomachała do niego przyjaźnie, bo nie chciała krzyczeć "dzień dobry". On uniósł w odpowiedzi dłoń, po czym poprawił okulary i szybkim krokiem obszedł dom dookoła.

- Dziwak - szepnęła pod nosem.

Niedługo później na podwórku pojawił się Ashton.

- Wszystko dobrze? - zapytał ze zmarszczonym czołem. - Zrobiłem kolację.

- Dobrze... Zaraz przyjdę.

- Chodź teraz, bo wystygnie.

Brunetka rzuciła ostatnie spojrzenie na posiadłość rudego mężczyzny i wstała ze starej ławki. Wróciła z partnerem do środka, gdzie już na progu poczuła zapach kiełbasek.

- Wyglądasz na smutną - powiedział brązowooki, przysuwając jej krzesło do stołu.

- Nie jestem smutna - odpowiedziała z przekonaniem i wzięła do ręki widelec. - Taką mam twarz.

Ashton uśmiechnął się szeroko i przeniósł wzrok na swój talerz. Przypomniał mu się wieczór, gdy zorganizował z Cindy i paroma kolegami ognisko na tyłach ogrodu. Wtedy ostatni raz grał na gitarze, która teraz zalegała na strychu.

- Co się stało z moimi rodzicami? - zapytała dziewczyna, wprawiając go w osłupienie. - Jak umarli?

- Uhm... - Odłożył sztućce i złapał ją za dłoń, by dodać jej otuchy. - Zginęli w wypadku samochodowym. Po tym zdarzeniu przeprowadziłaś się do mnie.

- Rozumiem... - powiedziała cicho, a jej oczy zaszły łzami.

Ashton momentalnie znalazł się obok niej i wziął ją na kolana, by mogła się w niego wtulić.

- Nie pamiętam ich - załkała. - Nie pamiętam ich wyglądu, zapachu, zachowania...

- Mogę ich opisać, skarbie. - Pocałował ją w gorący policzek. - Byli bardzo mili, chociaż nie od razu mnie zaakceptowali. Twój tata pracował jako prawnik, a mama weterynarz.

- Weterynarz? - Uśmiechnęła się przez łzy. - Kochała zwierzęta?

- Bardzo, Cindy. Ty też. Miałaś biszkoptowego labradora.

- Co się z nim stało?

- Poszedł do nieba już dawno temu - westchnął ze smutkiem. - Nazywał się Idol i spędziłaś z nim całe dzieciństwo.

Nastolatka zaniosła się szlochem, a on zaczął nią lekko kołysać, próbując uspokoić.

- Wiem, że ci ciężko. Mi też, wiesz? - Oplótł ją mocniej ramionami. - Poradzimy sobie, Cindy. Tak jak zawsze.

Brunetka szepnęła coś cicho, czego nie dosłyszał.

- Co mówisz?

- Kocham cię, Ash.

***

O dwudziestej trzeciej oboje byli gotowi, by kłaść się spać. Ashton jak zawsze skierował się do salonu, by rozłożyć kanapę i wyciągnąć z niej swoją pościel.

- Ash? - Dziewczyna stanęła w progu i popatrzyła na niego z nieśmiałym uśmiechem. - Zostaw to.

Brunet odwrócił się w jej stronę i posłał jej pytające spojrzenie.

- Chodź do mnie. Bez sensu, byś znowu spał w salonie.

Na jego twarz wpłynęła niebywała ulga i wzruszenie. Wziął kołdrę i poduszkę w ręce, i podszedł do niej, by złożyć krótki pocałunek na jej czole.

- Tęskniłem - powiedział ze śmiechem i ruszył za nią do sypialni.

Położył się po prawej stronie i poczekał, aż dziewczyna wgramoli się pod kołdrę. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Brakowało mu wspólnych nocy.

- Tylko na nic nie licz - upomniała go, unosząc palec wskazujący. - Nie jestem gotowa.

Nakrył ją pościelą w małe kropki i pogładził po odkrytej szyi. Leżała do niego tyłem, a pragnął zobaczyć jej spokojną twarz.

- Dobranoc, Ash.

- Dobranoc, księżniczko - szepnął do jej ucha, po czym zgasił lampkę nocną.

 - Niemożliwe, że nikt jej nie widział - powiedziała gniewnie Audrey, uderzając kubkiem o blat. - Ile dziewczyn o szarych włosach chodzi po ulicy?!

- Nie denerwuj się, kochanie. - Mąż kobiety nic innego nie robił, jak ją ciągle uspokajał. - To nie pomoże.

- A co pomoże?! - Wyrzuciła ręce w górę. - Policja nic nie robi, a ja odchodzę od zmysłów! Odpowiedz na moje pytanie, Rich. Jak to możliwe?

- Może nie chodzi sobie po mieście - odpowiedział spokojnym tonem. - Może ktoś ją przetrzymuje w domu, dlatego policja nie ma żadnych wieści.

- Nie mów takich rzeczy! - krzyknęła blondynka, a trzymany przez nią kubek spadł na podłogę. - Cholera!

Mężczyzna wstał z krzesła i ukucnął przed ukochaną. Zaczął zbierać większe, ceramiczne odłamki.

- Boże, nie tak... Weź zmiotkę i szufelkę.

Kilka minut później siedzieli razem na kanapie, obejmując się szczelnie ramionami. Audrey zdążyła się uspokoić, a pan Brown gładził ją opiekuńczo po plecach.

- Musimy nastawić się na najgorsze - szepnął, a jego głos niebezpiecznie się załamał. - Tak radzi policja.

- Nie chcę...

- Ja też, Drey, ja też...

W salonie fryzjerskim Holly pierwszy raz od dawna przełączyła stację muzyczną na wieczorne wiadomości. Ostatni klient płacił za usługę, a ona jednym uchem słuchała o nowościach ze świata.

- Podgłośni pani? - zapytała ją asystentka, układająca grzebienie w szufladzie szafki na kółkach.

Fryzjerka wzięła ze stolika pilot i wykonała prośbę. Popatrzyła pytająco na Julliet, której zazwyczaj nie obchodziła telewizja.

- Mówią o tutejszym zoo. Słyszałam od jednej klientki coś o uciekających hipopotamach.

Oboje się zaśmiały i skupiły uwagę na prezenterce, która omawiała problem miejscowego ogrodu zoologicznego, ale nie wspomniała ani słowem o hipopotamach.

Chwilę później zamiast filmowanych klatek, na ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej nastolatki. Pod kobietą w granatowym spodnium widniał tytuł: "Sprawa Naomi Brown stoi w miejscu".

- Nie mówią o niczym innym przez ostatni tydzień - westchnęła Julliet i odgarnęła blond loki z twarzy. - Biedna dziewczyna. Jest niewiele młodsza ode mnie...

Holly słuchała uważnie dziennikarkę, a z tyłu jej głowy zapaliła się czerwona lampka.

- Ta dziewczyna - zmrużyła oczy, by lepiej przyjrzeć się zdjęciu - nie wydaje ci się znajoma?

- Hmm... nie myślałam o tym - odparła beznamiętnie dziewczyna.

- Teraz to nie da mi spokoju! - wykrzyknęła fryzjerka, jak to miała w zwyczaju. - Jestem pewna, że już ją kiedyś widziałam.

- Serio?

- Szare włosy... - zamyśliła się. - Nie mieliśmy niedawno klientki, której farbowaliśmy szare włosy?

Popatrzyły na siebie przez kilka sekund, a młodą blondynkę przeszły ciarki.

Piątek para spędziła na spacerowaniu po sąsiednim lesie. Ashton pamiętał, że gdy Cindy wprowadziła się do jego domu, od początku ciągnęło ją do natury. Nie rozpakowała swojej walizki, tylko poszła przejść się po zielonym i pachnącym igliwiem lesie.

- Są tu jakieś zwierzęta? - zapytała dziewczyna ze szczerym uśmiechem.

- Na pewno - odpowiedział wesoło chłopak. - Ptaki, wiewiórki, lisy...

- A sarny? Widziałeś kiedyś jakąś sarnę?

Brunet okręcił się wokół sosny i uniósł w górę gęste brwi.

- Sarnę?

- No tak - zaśmiała się uroczo. - Taką żonę jelenia.

- Wiem, kim jest sarna, głuptasie - parsknął. - Tylko mnie zaskoczyłaś tym pytaniem.

- Dlaczego? - zapytała z miną małej dziewczynki.

- Kiedyś postawiłaś sobie za cel zobaczenie w tym lesie sarny.

Brunetka uśmiechnęła się ponownie i pobiegła wzdłuż ścieżki. Ashton pogonił za nią, a patyki łamały się pod jego butami.

- Chyba sobie powoli coś przypominam! - krzyknęła szczęśliwa.

- Cicho - uciszył ją Ashton. - Spłoszysz wszystkie zwierzęta.

Nagle przystanęła jak sparaliżowana, czym trochę przestraszyła chłopaka.

- Co się...

- Patrz - przerwała mu i wystawiła palec przed siebie.

Popatrzył we wskazanym kierunku. Po niewielkiej polanie przechadzała się młoda sarna we własnej osobie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top