Rozdział 1
Dziewczyna od rana siedziała przy oknie i patrzyła na tajemniczy las. Gałęzie iglastych drzew poruszały się z wiatrem, gdzieś ukrywały się dzikie zwierzęta, a daleko widziała jedynie czerń...
Zamknęła oczy i zatopiła się w myślach. Czarny kolor nie towarzyszył tylko naturze, ale i jej. Czy to przy zamkniętych, czy otwartych oczach. Nie pamiętała niczego i to ją przerażało. Czuła się bezsilna, co ją doszczętnie niszczyło. Nie mogła wyjść z domu Ashtona, bo nie wiedziała, gdzie miałaby iść. Obiecał się nią zaopiekować, a ona mu w pełni zaufała. Było jej przykro z powodu śmierci rodziców. Pewnie już kiedyś to przeżywała, a teraz wiadomość uderzyła ze zdwojoną siłą.
- Cindy? - usłyszała chrapliwy głos.
Odwróciła się w stronę bruneta i posłała mu słaby uśmiech.
- Słucham?
- Muszę na chwilę wyjść. Zostaniesz sama, dobrze?
- Jasne, nie ma problemu.
- Nigdzie nie wychodź, kochanie. - Popatrzył na nią przez chwilę. - I możesz zrobić obiad. Wszystko jest w lodówce.
Pomachał jej na pożegnanie i zniknął w przedpokoju. Szarowłosa nadal patrzyła na drzwi, analizując jego słowa. Obiad? Może jeszcze pamiętała co nieco.
Kiedy Ashton wyszedł z domu, ona poszła do kuchni. Otworzyła lodówkę, z której wydobywał się przyjemny dla skóry chłód. Popatrzyła na wszystkie produkty spożywcze i mimo pustce w głowie, automatycznie sięgnęła po masło. Następnie wyciągnęła z szuflady bochenek chleba i odłożyła na bok dwie kromki. Nie pamiętała jego smaku i zapachu, ale z przyzwyczajenia zaczęła robić kanapki. Na samą górę położyła po plasterku sera i szynki, które również znalazła. Gotowe dwa talerze przeniosła na stół i usiadła na krześle.
Spojrzała na sąsiedni dom, przed którego garażem stał czerwony samochód. Mieszkali w ustronnym miejscu przy lesie. Ulica wyglądała na rzadko zaludnioną.
- Co to za miasto? - szepnęła do siebie.
Postanowiła spytać o to mężczyznę, gdy wróci do domu. Nie zamierzała czekać na niego z obiadem, więc zjadła swoją porcję.
Zegar wskazywał czternastą, co z czymś się jej skojarzyło. Nie myślała jednak nad tym zbyt długo, tylko włączyła telewizor w przytulnym salonie. Pewnie nie raz wylegiwała się na beżowej kanapie, czytając książki z małego regału lub robiąc sobie filmowe maratony.
***
Ashton przekręcił klucz w drzwiach ponad godzinę później. Uśmiechnął się na widok dziewczyny, a później zajrzał do kuchni, w której czekał na niego obiad.
- Kanapki?
- Coś nie tak? - zapytała nieśmiało.
- Zwykle je się je na śniadanie lub kolację.
- Przepraszam, nie wiedziałam...
- W porządku! - zawołał. - Wyglądają smakowicie.
Dziewczyna nie miała ochoty wyjść za nim z pokoju, tylko nadal trwała przed włączonym telewizorem. Nie czuła jeszcze bliskości z brunetem i wolała posiedzieć samotnie. Myśl, że ktoś wie o jej życiu więcej, niż ona sama, wprowadzała ją w konsternację. Wręcz ją to denerwowało.
- Nie martw się, kochanie - usłyszała ponownie głos mężczyzny - nauczę cię gotować coś większego, póki nie wróci ci pamięć.
Wyszła z salonu i skierowała się do łazienki. Naszła ją nagła potrzeba na spojrzenie sobie w oczy. Oparła się dłońmi o umywalkę, a jej wzrok spoczął na swoim odbiciu. Szare włosy z czarnymi odrostami, niebiesko-zielone tęczówki, pełne usta, jasna cera, lekko zadarty nos, spiczasty podbródek i widoczne kości policzkowe. Stwierdziła, że podoba jej się swój wygląd. Nie widziała jeszcze innych kobiet, ale nie było to przeszkodą. Zaakceptowała siebie w pełni i za wszelką cenę chciała dowiedzieć się więcej.
Poszła powoli do kuchni, gdzie Ashton kończył kanapkę, przeglądając jednocześnie portale społecznościowe w telefonie. Kiedy przystanęła w progu, oderwał wzrok od małego ekranu.
- Usiądź. - Odsunął jej krzesło. - Porozmawiamy.
Dziewczyna zajęła miejsce obok niego, uciekając wzrokiem. Ufała mu, ale czuła się lekko onieśmielona.
- Możesz mi coś o mnie powiedzieć?
Brązowooki oblizał usta i złapał ją za rękę, na co się mimowolnie wzdrygnęła.
- Nazywasz się Cindy i twoją największą pasją są... książki.
- Widziałam regał w salonie.
- Tak. - Pokiwał ochoczo głową. - Uwielbiasz czytać i całymi dniami siedzisz przed książkami. Do tego lubisz tańczyć.
- A ile mam lat?
Zrobił smutną minę, co udzieliło się również u niej.
- Masz dziewiętnaście lat, skończyłaś już liceum i napisałaś bardzo dobrze maturę. Tego też nie pamiętasz?
- Nie, Ash. Co ze studiami?
- Ja na nas pracuję i kazałem ci się nie martwić studiami. Zarabiam tyle, że starczy na nas oboje. Po śmierci twoich rodziców wyprowadziłaś się do mnie, gdybyś chciała wiedzieć.
- Rozumiem...
- Co jeszcze cię interesuje?
- Mam przyjaciół?
Brunet popatrzył na swój telefon, który wydał z siebie krótki odgłos, informujący o nadesłanej wiadomości.
- Przyjaciół? Nie, raczej nie. Czasem wychodziłaś z koleżankami, ale głównie spędzamy razem czas.
Nagle coś dziewczynie przyszło do głowy.
- Nie powinniśmy gdzieś się zgłosić? - Patrzyła mu prosto w czekoladowe oczy, w których pojawiła się nuta niepewności.
- Zaniki pamięci są typowe dla urazów głowy. Za kilka dni wszystko wróci do normy.
- A jak nie?
- To wtedy pójdziemy do specjalisty.
Szarowłosa podrapała się po przedramieniu, dziwiąc się obojętnością partnera. Wydawało się jej, że ludzie w takich przypadkach od razu powinni się zgłosić do lekarza.
- A co to był za wypadek, w którym brałam udział?
- Niegroźne potrącenie. Upadłaś na głowę, stąd całe zamieszanie.
- Mam siniaki na prawej ręce... Co stało się z kierowcą?
- Przyjechała policja i go zabrali. Na pewno odpowie za swoją nieumyślność. Ja już się o to postaram - dopowiedział dumnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i oparła zmęczoną głowę o jego ramię. W tej pozycji czuła się bezpieczna i kochana. Że też musiała zapomnieć o wszystkich miłych chwilach, jakie spędzili we dwójkę.
Jak zawsze o dziewiętnastej państwo Brown usiedli do kolacji. Żona zrobiła ulubione kanapki swojej córki, której nie było przy stole. Dwa dni wcześniej wyjechała do swojej przyjaciółki, mieszkającej w San Francisco.
- To nie dziwne, że nie zadzwoniła? - zapytała kobieta, nalewając herbaty do zielonego kubka.
- Dlaczego? Pewnie nie ma czasu - odpowiedział jej mąż.
- Znasz Naomi. Zawsze dawała znać, byśmy się nie martwili.
- A martwimy się?
Blondynka odwróciła się w stronę mężczyzny i popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Tak, Richard, martwimy. Dzwoniłam do niej godzinę temu, ale włącza się sekretarka.
- Może ma wyłączony lub rozładowany telefon.
- Ona? - Kobieta wyciągnęła wskazujący palec w kierunku sypialni córki, jakby właśnie w nim przebywała. - Przecież ją znasz. Nie rozstaje się z telefonem i zawsze ma go naładowanego. Tym bardziej teraz, gdy siedzi u Harper.
- To zadzwoń do Harper - podsumował.
Pani Brown z westchnieniem podniosła komórkę z blatu i wybrała w niej numer przyjaciółki Naomi. Dziewczyna odebrała po drugim sygnale.
- Halo?
- Dobry wieczór Harper, nie przeszkadzam?
- Dobry wieczór. Nie, aktualnie siedzę w pokoju.
- Jest obok ciebie Naomi?
- U mnie? - W głosie nastolatki dało się słyszeć zdziwienie. - Jak to?
- Wyszła gdzieś?
- Ale przecież ona do mnie nie przyjechała.
- Co ty mówisz? - Głos kobiety stał się odrobinę wyższy.
- Nie mam jej w domu? Byłam pewna, że została. Nie odbiera telefonu.
- Nie ma... Dwa dni temu wsiadła w pociąg i pojechała się z tobą spotkać.
Harper zamilkła, a kobieta popatrzyła nerwowo na męża. Zaczęła mieć złe przeczucia, a jej twarz gwałtownie pobladła.
- Zaczynam się martwić - powiedziała cicho dziewczyna. - Na pewno wsiadła w pociąg?
- Tak, jestem pewna... - Usiadła przy stole. - Richard, coś się stało Naomi!
- Proszę nie panikować - uspokoiła ją rozmówczyni. - Spróbuję się z nią skontaktować.
- Dobrze, spróbuj. I daj mi znać, jeśli czegoś się dowiesz.
- Oczywiście.
- Miłej nocy, kochanie.
Conrad Suprose wszedł do swojego pokoju ubrany w szarą piżamę. Powiódł wzrokiem po regale uginającym się pod ciężarem książek, tablicy korkowej, na której wisiały jego zdjęcia z Naomi, a później podszedł do odsłoniętego okna. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, a ulice pustoszały. Gdyby mieszkał w centrum San Francisco, a nie w małej miejscowości obok, nigdy nie zaznałby stuprocentowej ciszy.
Jego uwagę zwróciło świecące się światło w domu na przeciwko. Pewnie rodzice dziewczyny szykowali się do spania, a ona urządzała piżama party u swojej najlepszej przyjaciółki. Nie mógł doczekać się następnego tygodnia, gdy znowu ją zobaczy. Nigdy wcześniej nie czuł do żadnej dziewczyny tego, co do Naomi. Ich przyjaźń przeobraziła się w coś większego, co śmiało mógł nazwać miłością.
Kochał Naomi. Do szaleństwa. Miał ochotę spędzać z nią każdą wolną sekundę swojego życia. Już za kilka dni znów poczuje jej kwiatowy zapach. Weźmie w objęcia. Będzie tylko jego...
- Dobranoc, Cindy - szepnął Ahston, po czym zgasił światło w sypialni. Sam poszedł pościelić sobie kanapę w salonie. Dziewczyna nie była jeszcze gotowa na dzielenia z nim łóżka.
- Dobranoc - odpowiedziała, ale nikt jej nie usłyszał.
N i k t jej nie usłyszał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top