Rozdział 3

Dzień w szkole niemiłosiernie mu się dłużył. Myślał, że zaśnie na tych ostatnich lekcjach, lecz jednak udało mu się dotrwać do ich końca. 

Szybko przebrał buty, a potem pobiegł do domu. 

Wstąpił do niego tylko na chwilkę - by zostawić plecak z podręcznikami i zeszytami, zjeść na szybko obiad oraz zabrać torbę z paroma kanapkami, butelką wody, latarką, mapą, kompasem, czystą kartką papieru, długopisami i ołówkami. Miał zamiar wybrać się na wyprawę! I nic nie mogło stanąć mu na drodze.

- Będę wieczorem! - Krzyknął jeszcze do swojej mamy zakładając buty, a potem wybiegł z budynku i popędził na polankę.

---

Droga minęła mu zaskakująco szybko. Cały czas biegł, ale prócz lekkiej zadyszki nic mu nie było.

Wbiegł na polankę i podbiegł do dębu.

Przyłożył dłoń do twardej, chropowatej kory i uśmiechnął się patrząc w górę. Gałęzie falowały lekko na wietrze, co jakiś czas zrzucając jakiś pojedynczy listek.

Cas usiadł pod drzewem i oparł plecy o chłodną powierzchnię. Wyjął mapę z plecaka i przyjrzał się jej. Rozłożył ją na trawie, a jej rogi przyłożył kamykami, by wiatr jej nie porwał. Wziął w dłoń kompas i ułożył go tuż na krawędzi mapy. Narysował szybko strzałki wskazujące kierunki, a potem odrobinę odsunął urządzenie i skupił się na kawałku papieru.

Wyglądało na to, że jedyne, co było dalej, to gęsty las. Żadnych rzek, ani tym bardziej zabudowań. Chłopak skrzywił się odrobinę. Liczył na przygodę! Chociaż z drugiej strony... Po drodze zawsze mógł nazbierać jagód albo grzybów. Na pamięć znał, które z nich są jadalne zawsze, a które tylko raz w życiu.

Usłyszał dosyć głośny szelest tuż nad sobą. Uniósł głowę i z przerażeniem zauważył, że drzewo nachyliło się w jego stronę. Był pewien, że szelest był zapowiedzią złamania się potężnego pniaka. Już miał uciekać, gdy jego wzrok spoczął na pniu. Ani jednego pęknięcia. Chłopak zmarszczył brwi. Jak to możliwe, że drzewo aż tak bardzo się przechyliło?
Wstał i idąc tyłem odszedł paręnaście kroków. Uchylił usta, gdy zobaczył jak drzewo samoistnie wraca do swojej poprzedniej pozycji.
- A WIĘC TO PRAWDA! - Krzyknął podekscytowany i podbiegł do drzewa. - Kim byłeś? - Spytał przekręcając lekko głowę. - Generałem? Zwykłym żołnierzem? ...a może tym dowódcą, który błagał naturę? - Zapytał chłopiec. Na pobliskiej gałązce zadrżały trzy listki. Cas znów otworzył szeroko usta. Umiał rozmawiać z drzewem! To jest coś!

Otrząsnął się po dłuższej chwili. Sam nie wiedział co powiedzieć.
- Jestem Casus... Znaczy, moja mama tak mnie nazywa. Mówi na mnie też Cas i szczerze mówiąc, ten skrót podoba mi się o wiele bardziej. Wiesz, że to znaczy ,,przygoda" po łacinie? To nie jest moje prawdziwe imię, ale często je słyszę. - Chłopiec gadał jak najęty, a drzewo kołysało się delikatnie. - Uwielbiam przygody, lubię muzykę, lubię rysować, uwielbiam zajmować się zwierzętami i... I lubię historię! I książki! - Mały coraz bardziej się rozkręcał. Drzewu jednak zdawało się to nie przeszkadzać.

---

Chłopiec w końcu zmęczył się rozmową i położył się na ziemi, kładąc głowę na korzeniu.
- Chciałbym, żebyś mi odpowiedział... - Westchnął.
- Co mam ci odpowiedzieć? - Chłopiec poderwał się słysząc cichy śmiech. Zastanowił się szybko, co chciałby wiedzieć od drzewa.
- Jakie to uczucie być drzewem? - Spytał i odwrócił się w stronę rośliny.
- Wiesz... Na pewno jest nudno. - Znów ten śmiech. - Całymi dniami stoję w jednym miejscu, niemal się nie ruszając... Co jakiś czas przechodzą tędy ludzie czy zwierzęta, ale nikt nie zwraca na nas uwagi...
- ,,Nas"? - Powtórzył niepewnie chłopiec.
- Widzisz tamtą brzozę na skraju polanki? To był mój najwierniejszy żołnierz. Padł tuż po mnie.
- Naprawdę?! - Krzyknął Cas. - Czyli będę mógł z nim porozmawiać tak jak teraz z tobą?
- Myślę, że nie. Wygodnie im teraz i rzadko kiedy dają się we znaki. Nic tylko rośniemy tutaj. Niestraszne nam wojny, polityczne czy gospodarcze przepychanki... Po prostu istniejemy, nietykalni przez czas i ludzi.
- To musi być ciekawe przeżycie... - Mruknął chłopiec.
- Oj uwierz mi, Mały. Zanudziłbyś się tutaj... 
- Na pewno byłoby miło... - Zaczął.
- Może i tak, ale założę się, że dla dziecka w twoim wiek bycie drzewem byłoby torturą. - Żołnierz roześmiał się.
- Widziałem, że patrzyłeś na moją mapę. - Zaczął malec.
- A patrzyłem. Byłem ciekawy, co tam masz. - Odparł żołnierz.
- Sam ją narysowałem! - Pochwalił się chłopiec, a potem wziął kartkę papieru i niósł nieco w górę. - Podoba ci się? - Dopytał z nadzieją.
- Jasne, że mi się podoba. Jest śliczna. - Zaśmiał się dowódca. - I bardzo dokładna. - Dodał z dumą w głosie.
- Cieszę się! Bardzo się starałem! - Odparł Cas z szerokim uśmiechem na ustach.
- To widać. - Mruknął, jakby się nad czymś zastanawiał. 
- O czym myślisz? - Spytał chłopiec.
- Wiesz, dali nam bardzo ciekawą umiejętność. Mianowicie mogę wyjść sobie z drzewa i chodzić jako człowiek lub duch i-
- ŻARTUJESZ! - Krzyknął mały, przerywając znajomemu.
- Nie, nie żartuję. - Zaśmiał się. - Chciałbyś może przejść się tym po lesie? Dużo tu tajemnic i niespodzianek...
- Oczywiście, że bym chciał! - Rzucił mały i włożył mapę do plecaka, pakując również kompas. Wziął parę łyków wody i odszedł od drzewa na jakieś 2 metry.

Chwilę nic się nie działo, a potem chłopak zobaczył, że z pniaka wyłania się jakaś postać. Otworzył usta, gdy rozpoznał brudny i potargany mundur. Jego oczy zalśniły. Dowódca! W dodatku to był TEN dowódca. Otoczony legendami i mitami!
Mężczyzna był wysoki, miał jakieś 180 centymetrów wzrostu. Był brunetem o niebieskich oczach. Gładko ogolony, lecz z twarzą poznaczoną siniakami i mniejszymi lub większymi ranami czy bliznami.
- Oto ja! - Żołnierz uśmiechnął się i rozpostarł ramiona.
- Wooow! - Rzucił tylko malec. - Jak się nazywasz? - Przekręcił trochę głowę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie słyszał jego imienia.
- Jestem Dawid. A ty? Jakie jest twoje prawdziwe imię, Cas? - Spytał, opierając się o pień dębu za sobą.
- Ja mam na imię Daniel Ale zdecydowanie wolę Casus, chociaż czasami wkurza mnie to imię. - Przyznał.
- Łacina jest pięknym językiem, Mały. - Mężczyzna puścił mu oczko.
- Kiedyś znalazłem mema, który leciał mniej więcej tak: Gdy ucząc się łaciny przekręcisz jakieś słowo i przez przypadek przyzwiesz demona.

Zarówno chłopiec jak i żołnierz zaczęli się śmiać.
- Taaak, łacina czasem brzmi jak starożytne zaklęcie do przyzywania demonów. - Zarechotał. - Mogę o coś spytać? - Zagaił, gdy już się uspokoili.
- Tak? - Odparł grzecznie malec.
- Czym jest mem?

***

Tak, nasz Cas nie zorientował się, że gościu z IIwś raczej nie będzie wiedział o czymś, co my nazywamy ,,memami".

Cieszycie się na zdalne? 
Ja i zapewne inni autorzy będziemy świętować, bo to właśnie na zdalnym nauczaniu mamy napływ weny, no i pomysłów.
Pozdrawiam willtreateyandhalt, która nadrobiła całą swoją książkę właśnie na zdalnej edukacji :D
I <3 Hodded :DDD
Zapraszam do niej serdecznie, bo jej najnowsza powieść jest niesamowita!

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top