Rozdział 24
- Bardzo, BARDZO mi się tu nie podoba- - Syknął Daniel.
- Przecież tu jest ślicznie. - Zaprotestowała jego koleżanka. - Lepiej chodźmy spać, jutro zaczynamy pracę! - Dodała entuzjastycznie.
- Kamila. Chodź. - Wycedził przez zęby chłopiec. - Pomyśl o naszych rodzicach. - Szepnął do niej. - Już jest ciemno. Pewnie bardzo się martwią. Chodź, przyjdziemy tu jutro. - Dokończył. Zastanowiła się chwilę.
- Chyba masz rację. - Skwitowała w końcu. - Idziemy powiedzieć Kindze, że musimy wracać do domów?
- Nie-! - Sapnął szybko chłopiec. - Oni nie mogą wiedzieć. Chodź, idziemy. - Dodał jeszcze cicho i ciągnąc ją za rękę wszedł pomiędzy grzybowe chatki.
- Musimy znaleźć resztę. Arka, Kacpra i Dawida. - Szepnął. - Nie wiesz, gdzie oni są?
- Nie, zgubiłam ich z oczu na samym początku. - Przyznała niepewnie Kami. Niepokój kolegi zaczął udzielać się i jej.
- Muszą gdzieś tu być. - Szepnął chłopak. - Przecież by nas nie zostawili. - Dodał jeszcze. W jego własnym głosie wybrzmiała lekka nutka wątpliwości. Starsze rodzeństwo jego kolegów i koleżanek bez przerwy zostawiało ich na pastwę różnych przygód i niebezpieczeństw. Dlaczego jego przyjaciele mieliby nie porzucić ich w tym dziwnym miejscu-?
- Stój. - Sapnęła dziewczynka. - Słyszałeś? - Odwrócił głowę w jej stronę. Z oddali dobiegał jakiś dziwny, cichy dźwięk.
- Idziemy. - Mruknął Daniel.
Manewrując pomiędzy grzybowymi budynkami w końcu udało im się dotrzeć do dziwnej konstrukcji z patyków i kłujących roślin. Jakież było ich zaskoczenie gdy w środku zobaczyli swojego kolegę.
- Arek! - Szepnął Daniel. - Co ty tu robisz-?
- Później wam powiem! Wyciągnijcie mnie stąd! - Szepnął nieco spanikowany pływak. Na lądzie nie czuł się najpewniej. Zwłaszcza w swoistym więzieniu zbudowanym przez małe, kilkuletnie czy kilkunastoletnie dzieci.
Daniel i Kamila zaczęli uwalniać go z kolczastych roślin i patyków. Po chwili Arek był już wolny. Wyprostował się i najwidoczniej dostrzegł wyjście z tej dziwnej wioski, bo jego twarz nagle się rozpromieniła. Złapał dzieci pod pachę i pobiegł przed siebie.
- STÓJ! - Rozległ się dziecięcy pisk, na który pływak jeszcze bardziej przyspieszył.
- NIENAWIDZĘ DZIECI! - Sapnął jeszcze, gdy zza jednego domku wskoczyło na niego jakieś dziecko zapewne chcąc utrudnić mu ucieczkę. Oczywiście szybko zostało zrzucone. - DLACZEGO JA W OGÓLE ZGODZIŁEM SIĘ TU PRZYCHODZIĆ?! - Krzyczał dalej Arek. - I GDZIE DO CHOLERY PODZIAŁ SIĘ KACPER?! I TEN WASZ DUCH?! - Dodał wściekły i przerażony jednocześnie. Niecodziennie zostaje się porwanym i uwięzionym w grzybowej wiosce zamieszkanej przez psychopatyczne dzieci.
Arek poczuł, że coś uderza go w nogę, a następnie runął jak długi na ziemię. Jakimś cudem Kinga dopadła do nich i wyrwała dzieci z ramion pływaka. Jej oczy rzucały wściekłe spojrzenia na całą trójkę.
- Co to ma być?! - Krzyknęła wściekła. - Pomagacie więźniowi w ucieczce?! - Warknęła jeszcze.
- On nas porwał! - Zaczął tymczasem Daniel.
- Chciał nas odnieść do domów! - Dodała zrozpaczona Kamila.
- Musicie wrócić do rodziców! Na pewno się martwią! - Wtrącił jeszcze Arek, w lot pojmując grę maluchów.
- Jeśli znaleźli się w Grzybowej Wiosce nikt ich już nie szuka. - Powiedziała chłodno Kinga.
- Co? - Sapnął Arek. - Co masz na myśli-? - Dopytał jeszcze z nutką niepewności w głosie.
- Wszyscy tutaj są dziećmi, których nikt nie chciał. Zostawiali nas z obcymi ludźmi, którzy też źle nas traktowali. A potem przywozili tutaj i wrzucali do ziemi. - Arek zorientował się co tak naprawdę ma przed sobą i aż zbladł z przerażenia. - Jeśli jakieś dziecko tu trafia to znaczy, że nikt go już nie chce. - Ciągnęła dziewczynka. - Przychodzi do mnie, a ja daję mu dom i zajęcie, żeby się nie nudziło. Mamy swoją rodzinę. Swoich przyjaciół. Mamy to, czego nikt nie chciał nam dać. - Dodała. - I nie pozwolę, żeby jakiś głupi starszak nam to odebrał. - Mówiąc to, wykonała jakiś gest dłonią.
- Moi rodzice powiedzieli, że chcą mieć innego syna! Że jestem niegrzeczny i mnie już nie kochają! - Lamentował Daniel. - A jej rodzice dodali, że Kami jest przeze mnie okropna i też jej nie chcą. Proszę, pozwól nam u was zostać.
- Tak! Ja chciałam budować domy, pamiętasz? - Wtrąciła dziewczynka.
- Ja chcę szukać jedzenia!
- Macie wrócić ze mną do rodziców! Nawet jeśli was nie kochają, muszą się wami zająć! Takie jest prawo!
- Prawo nigdy za nami nie zapłakało. - Warknął jakiś cichy, niższy głos, należący do starszego już chłopca. Zapewne nastolatka.
- Tak samo jak nasi rodzice. - Dodał ktoś inny.
- I rodzeństwo! - Syknęła jakaś rudowłosa dziewczynka.
- Nikt się nami nie zajmuje - sami musimy to zrobić. - Skwitowała Kinga. - Zabierzmy go z powrotem. A Kamilą i Danielem trzeba się zająć, żeby ktoś znowu im czegoś nie zrobił. - Poleciła.
- Dziękujemy! - Sapnął chłopiec i z pomocą innych dzieci wyplątał się z uścisku Arka. Dla niepoznaki kopnął go lekko w bok.
- Ty szczeniaku! Jak możesz?! - Warknął pływak.
- Widzisz, jaki jest dla nas wredny-?! - Spytała Kamila.
- Widzę. - Skwitowała chłodno przywódczyni. - No cóż, już więcej nic wam nie zrobi. - Uśmiechnęła się do nich i powoli ruszyła w stronę wioski.
Nagle dobiegło ich jakieś wołanie.
- To Kacper! - Szepnął Daniel.
- Damy radę im uciec? - Zapytała Kamila. - Musimy wziąć jeszcze Arka. - Dodała. Nie byli pewni czy pływak słyszał wołanie swojego kolegi.
- Musimy spróbować. - Szepnął chłopiec i zerknął na zastępcę. Ten niby przypadkiem wskazał głową kierunek, z którego dochodziło wołanie. Starał się przy tym wyrwać trzymającym go dzieciom, więc wszystko wypadło dość naturalnie. Daniel skinął lekko głową. Nagle Arek poderwał się, strząsnął z siebie całą bandę, złapał chłopca i dziewczynkę, i rzucił się w stronę przyjaciela.
- KACPER! RATUJ! - Wrzasnął.
- ŁAPAĆ GO! - Warknęła Kinga.
Arek przeskoczył nad zwalonym pniem i prawie wpadł na swojego lidera.
- Co się dzieje? Gdzie ty biegniesz-?
- Nie ma czasu! Chodź! - Rzucił Arek. Kacper pobiegł za nim. Nagle coś do niego dotarło.
- Arek! Tam jest rzeka! - Krzyknął.
- Nie złapią nas tam! - Odparł mu zastępca.
- My nie umiemy pływać-! - Wtrącił przerażony Daniel.
- Ale my umiemy. - W głosie przywódcy wybrzmiała nuta spokoju. Zza ich pleców dobiegło wściekłe syknięcie.
- Nie zwalniaj! - Mruknął Arek, po części do przyjaciela, a po części do siebie. Miał tylko nadzieję, że zdążą.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top