Rozdział 15
- Popatrz tu. - Przywódca wskazał palcem punkt. Nati zamrugała, zaskoczona. - Widzisz? To Bagienna Osada. Dzieci przed nami zbudowały tam coś w rodzaju indiańskich tipi. Mój ojciec pokazał mi to miejsce. Potem poszedłem tam z kolegami i gdy okazało się, że nikt tam nie mieszka, zajęliśmy się nim. Odnowiliśmy to miejsce. Okazało się, że dużo moich kolegów lubi takie ekstremalne pływanie i tak nasza paczka rozrastała się, aż doszliśmy do obecnej liczby jakichś 15 chłopaków.
- Dlaczego ,,ekstremalne" pływanie? - Zapytała. Psiak wesoło sapiąc usiadł za nią. Dziewczyna oparła się o niego.
- Bagna są zarośnięte, a woda jest zimna i mętna. Ciężko się w niej pływa. - Wyjaśnił. - Tym bardziej jeśli poza zwykłym pływaniem jeszcze w niej nurkujesz.
Nati przekręciła nieco głowę. W jej oczach malowała się konsternacja.
- Nie wiedziałam, że gdzieś jeszcze ktoś wie o tych miejscach. - Mruknęła owijając kolana ramionami. - Myślałam, że jesteśmy tu sami...
- ,,My"? - Powtórzył zaskoczony Arek. Dziewczynka gwizdnęła przez zęby. Z krzaków powoli wychodziły różne zwierzęta. Parę psów, całkiem spora grupa kotów, znalazła się nawet szynszyla, która zaspana wyszła z dziupli niedaleko. Usiadła na gałęzi i zaczęła czyścić sobie pyszczek. Na ramieniu Nati wylądowała nawet mała papużka.
- Ja i moi przyjaciele. - Wyjaśniła mała.
- Już rozumiem dlaczego na mapie jest rysunek kota. - Mruknął Kacper. - Co to tak właściwie za miejsce? - Spytał, rozglądając się. Czuł się trochę niepewnie. Setki małych oczek wpatrywały się w niego, a on nie miał nigdzie obok wody, w której mógłby się schować.
- ZDP oznacza ,,Zoo Dla Potrzebujących". - Zaczęła i uśmiechnęła się lekko. - To miejsce, gdzie trafiały wszystkie zwierzęta znalezione w lesie lub na jego skraju. - Rzuciła. - Koty, psy, znalazły się nawet gryzonie czy ptaki ze związanymi skrzydełkami. - Syknęła cicho i pogłaskała papużkę siedzącą jej na ramieniu. - Czasami same dzieci przynosiły tu swoje zwierzątka, na przykład gdy rodzice się na nie zgadzali, albo ktoś z sąsiadów czy znajomych pozbywał się zwierzątka, bo mu się znudziło, lub znaleźli jakieś na ulicy i nie wiedzieli co z nim zrobić. Czasem dzieci przygarniały stąd zwierzątka. - Dokończyła, delikatnie głaszcząc miękką łapę swojego psa.
- Skąd o tym wszystkim wiesz-? - Zapytała Kami.
- Bo moja starsza siostra ze swoją przyjaciółką zajmowały się tymi zwierzakami. - Wzruszyła ramionami. Kacper nieco rozchylił usta. - Poza tym, w tamtym domku są zapiski dzieci, które były tu przed moją siostrą. Znalazłam je przypadkiem, gdy sprzątałam to miejsce. Siostra mówiła, że nie miała o nich pojęcia. Są tam rysunki zwierząt z ich imionami i opisem skąd się wzięły.
- Dzieci same zbudowały te mury? - Spytał zaskoczony Arek.
- Nie. - Zaśmiała się Nati. - Z tego co pamiętam była tu kiedyś jakąś warownia albo zamek. Zostało z niego samo ogrodzenie, które potem zostało nieco przerobione. - Wskazała głową furtkę. - A potem ktoś postawił ten domek. - Zakończyła.
- Możemy go obejrzeć? - Poprosił Cas.
- Jasne, chodźcie. - Podniosła się.
Dziewczynka wprowadziła ich do budynku. Składał się on z jednego pomieszczenia. W jednym rogu stał stary, kaflowy piecyk przykryty warstwą kurzu. Obok znajdowała się jakaś metalowa konstrukcja.
- Co to jest? - Spytała cicho Kamila.
- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że służyło to do gotowania. - Wyjaśniła Nati. I poprowadziła ich dalej. W kolejnym rogu stała metalowa konstrukcja. Składała się z różnego rodzaju rurek i jakiegoś worka położonego na nich.
- Co w nim jest? - Zapytał Arek, niepewnie się zbliżając.
- Chyba siano. - Mruknęła zapytana dziewczynka.
- Wygląda jak łóżko. - Zauważyła Kami.
- Bo najprawdopodobniej właśnie tym było. - Mruknął Kacper. Przykucnął przy meblu i przejechał palcami po jego chropowatej powierzchni. W powietrze uniosła się odrobina kurzu. Papużka siedząca na ramieniu swojej opiekunki kichnęła. Arek usiadł na podłodze i rozłożył sobie na kolanach pożółkłe już kartki.
- Lea, znaleziona na bagnach. Młoda, szylkretowa kotka. - Przeczytał. - Ares, znaleziony przy drodze. Mały jelonek, najprawdopodobniej oddzielony od matki przez nadjeżdżający samochód. - Przeczytał i spojrzał na swojego przywódcę. Wymienili spojrzenia. Dzieci wpatrywały się w nich jak cielęta w malowane wrota.
- Siostra mówiła, że czasem pomagały dzikim zwierzętom. - Wtrąciła cicho Nati. - Chcecie pomóc mi przy zwierzętach? - Spytała.
- Nie mamy nic do roboty, więc czemu nie? - Odparł Kacper. Wyszli z chatki. Natalka zaprowadziła ich do niewielkiej stodoły znajdującej się nieco z tyłu. Weszła do środka, a po chwili wróciła z narzędziami.
- Trzeba zebrać trochę liści dla królików. - Mruknęła wskazując roślinność nieopodal. - Kacper, Arek, chcecie pomóc mi nakarmić ptaki wodne? - Zapytała.
- Woda?! GDZIE?! - Zapytał podekscytowany Arek. Jego przyjaciel parsknął śmiechem. Nagle kątem oka dostrzegł jakiś ruch. To cień przemykający właśnie pod ceglaną ścianą. Skradał się po kamieniach, przykucał przy krzakach, by zniknąć za niewielkim drzewkiem. Kacper oddalił się od znajomych i pobiegł za nim.
Ku jego zaskoczeniu okazało się, że cień zaprowadził go do prowizorycznej chłodni. Otworzył drzwi i nieco się skulił. Po chwili pływak zrozumiał dlaczego. Jego ciało również przeszył dreszcz gdy zimny podmuch zmierzwił jego włosy i ubranie. Postać weszła do środka, on ruszył tuż za nią. Na progu przystanął. Jego szczęki opadły w niewypowiedzianym zaskoczeniu. Usłyszał krzyk. Kamila stała tuż za nim zakrywając dłońmi swoje oczy, a jej towarzysz wpatrywał się w widok przed sobą. Zauważył Arka stojącego nieco dalej. Postać stała przy szafce kuchennej, w otoczeniu martwych zwierząt. Beznamiętnym wzrokiem wyciągała myszy z niewielkiej półeczki. Odłożyła je i pokroiła jakiś kawał mięsa na mniejsze części. Odwróciła się nagle słysząc wrzask dzieci. Z ostrzegawczym blaskiem w swoich ciemnych oczach postać wydawała się być dzika, wręcz zwierzęca.
- O, to ty. - Wtrąciła Nati, przerywając przerażającą ciszę. - To mój znajomy. Karmi drapieżniki. I zajmuje się rannymi, dzikimi zwierzętami. - Wyjaśniła. Chłopak tylko otaksował nieprzychylnym wzrokiem najstarszą dwójkę, po czym zgarnął myszy i pokrojone mięso, a potem wyszedł ignorując zebranych. Odruchowo podążyli za nim wzrokiem. Kacper poczuł iskierkę zirytowania. Zaraz jednak została zdławiona przez... zainteresowanie.
Wykorzystując zaskoczenie zebranych osób powoli wycofał się i zaczął zakradać za nim. Ciekawiła go jego postać. Ten sam, drapieżny blask w oczach często widział w tęczówkach swoich pływaków.
Chłopak szedł coraz dalej i dalej, aż przystanął przy jednej ze ścian. Wyszedł przez furtkę i poszedł w las.
***
Wszystko, co dobre szybko się kończy. W tym roku szkolnym życzę Wam dużo cierpliwości, chęci do nauki (jak i nauczania), dobrych ocen ale i czasu wolnego. Czy to na czytanie, jakiś sport czy po prostu na odpoczynek, bo czasem jest on nieoceniony.
DAMY RADĘ! :D
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top