Rozdział 6

Susan wraz z Jake'm, Ruby, Oliverem i Danielem szła wyjątkowo spokojnie obejmując się z nimi wzajemnie ramieniem przez co blokowali praktycznie cały korytarz.

Ruby była na tak zwanym wylocie gdyż - jak sama powiedziała - będzie jej łatwiej uciec. Obok niej był Jake obejmujący ją ramieniem oraz Susan która znajdowała się po drugiej stronie. Krukonka obejmowała również Olivera który obejmował Daniela do którego dosłownie chwilę później przyłączył się Adrian oraz Madison po tłumaczeniu chłopakowi zielarstwo.

- A mówiłam wam już? - zapytała w pewnym momencie Madi patrząc na wszystkich po kolei.

- Skąd mamy wiedzieć jak nie wiemy o co Ci chodzi? - zapytała młodsza Taylor oczywistym tonem.

- Zerwałam z Edwardem - odpowiedziała blondynka na co dziewczyna otworzyła usta i wytrzeszczyła na nią oczy jak na wariatkę.

Związek Madison z Edwardem zdawał jej się idealny pod każdym względem. Edward zawsze opiekował się puchonką, czego by nie zrobiła gotów był jej wybaczyć, a Madison tak samo. Byli dla siebie czuli i opiekowali się sobą wzajemnie, a sama Susan po długich męczarniach polubiła chłopaka, więc to że dziewczyna jest teraz sama i nie będzie Edwarda w jej domu już wcale nie dawało jej satysfakcji, a wręcz przeciwnie. Miała nadzieję że albo się znów zejdą, albo Madi przez najbliższy czas nie znajdzie nikogo wiedząc że nie będzie chciała się do tego przyzwyczaić. Problem był taki że Madi była piękną dziewczyną z wyglądu i charakteru, przez co miała duże kółko adoratorów.

- Nie rozumiem. Zdawało mi się że jesteście parą idealną, a wy się rozstajecie - westchnęła Susan. - Wytłumacz mi proszę - dodała chcąc nie tyle wiedzieć, a rozumieć rozstanie tej dwójki.

- Ci co wyglądają na najszczęśliwszych, są najczęściej najbardziej nieszczęśliwi - powiedziała spokojnie Madison. - Cieszy mnie że przekonałaś się do Edwarda i go dla mnie zaakceptowałaś, ale nie ma związków idealnych. Nie ma związku bez kłótni, ale nie ma i związku bez szczęścia, miłości... Raz może być więcej kłótni, a raz szczęścia i czułości.

- Dalej nie rozumiem - wymruczała cicho Susan nie lubiącą przyznawać się do swojej niewiedzy.

- Nie umiem Ci tego lepiej wytłumaczyć. Serce Ci wytłumaczy za dłuższy lub krótszy czas. Jak się zakochasz - powiedziała blondynka, a brunetka wręcz gwałtownie pokręciła głową.

- O nie! Już więcej się nie zakocham. Dwa razy mi wystarczy! Nigdy więcej! - krzyknęła krukonka uparcie niczym małe dziecko gdy nie dostanie swojej ulubionej zabawki.

- Nigdy nie mów nigdy Sus - powiedziała Madison, a młodsza Taylor prychnęła. - Jeszcze zmienisz zdanie. Jestem tego pewna - odparła Madi, lecz krukonka nic nie odpowiedziała nie chcąc się kłócić.

- A jak się po tym czujesz? - zapytał Adrian troskliwie, czyli jak zwykle w stosunku do przyjaciół.

- Dosyć dobrze, jak mam być szczera - odparła puchonka, na co cała reszta zmarszczyła brwi. Dziewczyna nigdy nie radziła sobie z rozstaniami więc było to co najmniej dziwne. - Już ostatnio strasznie nam się nie układało. Był wiecznie zazdrosny i ciągle za mną chodził... To zaczęło się robić psychiczne - powiedziała Madison na co reszta równo pokiwała głową.

- Różnie to bywa z różnymi typami - mruknął Jake który tymi słowami doszedł zgodnie do wniosku z Susan że będą mieć na niego oko. Nie odezwali się ale wiedzieli że pod tym względem się dogadają.

- Tak - wymruczała również Susan przez co wymienili spojrzenia upewniając się nawzajem w swoich decyzjach.

- Nie podoba mi się ten wzrok - powiedziała Madi patrząc na Jake'a i Susan lecz Ci wzruszyli ramionami.

- Nie rozumiem co Ci się w nim nie podoba - powiedzieli w tym samym czasie Jake i Susan.

- Coraz bardziej zaczynam się bać - powiedziała Madison, lecz Susan i Jake zniknęli za zakrętem uwalniając się z grona przyjaciół.

- Ten typ mi śmierdzi - powiedziała dziewczyna, na co Jake się uśmiechnął.

- Co ty go wąchasz? Skąd wiesz? Może się nie myje... - zaczął Gryfon, lecz wtedy Susan walnęła go mocno w ramię. - No baba mnie bije. Szczyt wszystkiego - oznajmił oburzony, łapiąc się za ramię, które niby go nie bolało, ale mimo to gdy dotknął ramienia jego mimika momentalnie się zmieniła, co nie umknęło uwadze Susan.

- Mogę dobić jak chcesz i nie będę narzekać - mruknęła krukonka, a zaraz po tym pojawili się obok nich Huncwoci.

- Co robicie? - zapytał Syriusz zaciekawiony tym, że dziewczyna rozglądała się bez przerwy.

- Szukamy byłego mojej siostry - odparła krukonka, jakby to było zupełnie normalne zachowanie.

- Po co? Czemu? - zapytał tym razem Remus, zaniepokojony wymysłami dziewczyny, nie będąc pewny czy nie będzie potrzebna jego interwencja.

- Bo zerwali, ale przed tym on ciągle są nią łaził i mi to śmierdzi, przez to będę go śledzić z Jake'm, który już zaczyna mnie drażnić, więc lepiej aby się ogarnął, bo może skończyć w skrzydle szpitalnym - powiedziała groźnie Susan, patrząc na wspomnianego chłopaka, ale nic mu to nie dało, bo dalej się szczerzył jak głupi.

- Syriusz, musisz pamiętać o perfumowaniu się, bo jak widzisz i słyszysz, Susan wącha ludzi - powiedział Gray i wszyscy parsknęli śmiechem oprócz Remusa i Susan, na co dziewczyna już chciała krzyczeć, lecz uprzedził ją Lupin.

- Narażacie się jej - powiedział szatyn, widząc zdenerwowaną minę dziewczyny.

- Lepiej idź do Rose - zaśmiał się Syriusz, delikatnie wbijając łokcia przyjacielowi.

- Syriusz, przestań! - nowy dla Susan głos odezwał się za nimi, przez co w jednym momencie dziewczyna się odwróciła. Ujrzała dziewczynę z rudymi włosami, oraz brązowymi oczami które swoim odcieniem przypominały czekoladę. - Remus i ja prosiliśmy, abyś tak nie mówił. Jedyne co to rozgłaszasz głupie plotki - powiedziała dziewczyna którą dziewczyna uznała za Rose.

- Jaki właściciel takie i plotki - powiedziała krukonka, na co Syriusz z uśmiechem i rozbawieniem spojrzał na nią.

- Grabisz sobie - powiedział Black, a Taylor spojrzała na chłopaka.

- Jakoś się nie boję - odparła dziewczyna w żadnym stopniu nie przekonana do tego aby gryfon mógł jej cokolwiek zrobić.

- Jak ktoś sobie u mnie grabi, to dostaje... - zaczął Syriusz, lecz przerwał sam sobie jakby testując jej cierpliwość.

- To dostaje co? - zapytała ciekawska krukonka której ciekawość nie mogła być długo trzymana na smyczy.

- Dostaje atakiem gilgotek! - zawołał Syriusz i zaczął gilgotać dziewczyna, która czy chciała czy nie zaczęła się śmiać jak wariatka aby po chwili przez śmiech się wywrócić, a wszyscy wokół zaczęli się śmiać, oprócz krukonki której śmiechu już starczyło. - Chcesz jeszcze? - zapytał ze śmiechem Black, a Susan zaczęła się czołgać aby być dalej od Syriusza który nadal chciał ją pogilgotać lecz ta szybko i sprawnie się przemieszczała.

- Żegnam! - zawołała Susan wstając i weszła na schody, które jak na zawołanie, zaczęły się przemieszczać, a wraz z nimi dziewczyna. Odetchnęła z ulgą, gdy schody się zatrzymały i była dosyć daleko od grupki. - Nigdy więcej - powiedziała i skierowała się do biblioteki chcąc odetchnąć od atatku gilgotek, mówiąc że to był pierwszy i ostatni raz kiedy dała się tak zaatakować. Bardziej mylić się nie mogła

Trochę Syriusza nie było, ale zaatakował mnie straszny brak weny, lecz kryzys został już zażegnamy. Miłego dnia/nocy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top