Rozdział 4

- A więc dzisiaj... Dziś uważycie wywar żywej śmierci - powiedział mężczyzna jakby to było dosyć oczywiste, na co pół klasy spojrzało na niego jakby co najmniej na głowę upadł. - A przynajmniej spróbujecie. Jak powiem już - dodał Slughorn na co został obrzucony spojrzeniem jakby był co najmniej Czarnym Panem, lecz były też takie osoby który zareagowały z zaciekawieniem, a w nich znajdowała się chociażby Susan zaciekawiona i zadowolona tym że może rozwijać swój talent nawet jeśli w ciężkim do zrobienia i niebezpiecznym eliksirze. - Ale abyście się nie narobili na marne i mnie nie znienawidzili w zamian, jak oczywiście dobrze go zrobicie, dostaniecie Felix Felicis. Ktoś mi powie co to za eliksir? Tak panno Taylor.

- Eliksir szczęścia. Mówi się na nie płynne szczęście, ponieważ - sama logika to mówi co prawda - ale jest płynne i przynosi szczęście - powiedziała Susan oczywistym nie spiesząc się ani trochę ponieważ wiedziała że niektórzy których nie lubiła byli wyjątkowo słabi z tego przedmiotu oraz do zrobienia eliksiru prawidłowo potrzebowali dużo czasu, a tymi osobami byli Margaret Green oraz Ryan Sulivan.

Margaret Green była wysoką z wyglądu naprawdę ładną dziewczyną - blond schludne włosy, wyjątkowo jasne niebieskie oczy, blada cera która tak naprawdę uzupełniała jej jasny wygląd, ładnie wyrysowane kości policzkowe i piękna sylwetka z kobiecym kształtami. Jedyna rzecz w wyglądzie jaką można byłoby jej zarzucić to była wyjątkowo chuda, ale w charakterze było o wiele więcej cech które można było jej zarzucić.

Chamstwo i arogancja równało się z najwyższymi górami, a upartość i determinacja do osiągnięcia celu była bardzo duża - byłaby gotowa zabić jeśli chodzi o jej cele i ambicję. Nie miała przyjaciół - uważała ich za zbędnych w jej życiu oraz niepotrzebnych, ba uważała że są przeszkodami, a nawet z siostrą przyrodnią miała tak samo.

Susan jej nie akceptowała, nie lubiła, ani nie tolerowała, a przynajmniej po jednym z najgorszych incydentów w jej życiu i właśnie związany z dwójką którą znienawidziła - z Ryanem i Margaret.

Ryan był wysokim brunetem, którego oczy skrywały wiele tajemnic co można było zobaczyć od razu jeśli się na tym znało, a Susan mocno się w tym kręciła dzięki ojcu który chciał aby jego dzieci nie wpadły czasem w złe towarzystwo - potrafiła po samym wzroku rozpoznać czy ktoś jest dobry czy nie. Oczywiście były wyjątki ale w większości miała rację, a tu nie wiedziała jaki był chłopak i popełniła błąd zbliżając się do niego.

Na początku był trochę oschły, ale z czasem stał się naprawdę miłym oraz godnym zaufania człowiekiem. Zawsze jej pomagał gdy tylko go potrzebowała, nosił jej rzeczy, gdy coś wiedział to jej podpowiadał, mimo że krukonka doskonale znała odpowiedź uważała to za urocze i nawet gdy nie miał racji pisała błędną odpowiedź którą jej podyktował.

Zdawał się jej być ideałem zeszli się, byli razem już od końca roku szkolnego gdy była w czwartej klasie i trwało to, dokładnie do ich rocznicy związku, a później dowiedziała się że Margaret planowała coś co miało to wszystko zepsuć cały piękny rok.

Green tego pamiętnego dnia, nagle doszła do wniosku że potrzebuję pomocy w zielarstwie w którym Ryan się specjalizował, niby normalna sytuacja ale problem pojawiał się w tym że dziewczyna była wyjątkowo dobra z tego przedmiotu, co krukonka zaczęła od razu narzucać jako rozwiązanie aby nie poszedł ze ślizgonką dodając przy tym że do cech Slytherin'u należy właśnie bycie cwanym, lecz chłopak powiedział że przesadza i poszedł na spotkanie.

Taylor leżała początkowo po prostu na łóżku próbując czytać książkę, lecz z marnym skutkiem gdyż nie zrozumiała z tekstu ani jednego słowa.

Koniec końców poszła ich śledzić dobrze wiedząc że wywiało ich w stronę ulubionej cieplarni bruneta i pewna tego poszła tam nie długo myśląc, a gdy tylko doszła spojrzała na dwójkę.

Chłopak siedział odwrócony do niej tyłem, a Margaret zdawała się ją doskonale widzieć jakby oczekiwała tylko aż tam przyjdzie. Zanim ją zauważyła zdawała się być znudzona tym tematem co było widać oraz że to potrafi czego chłopak niestety lub i stety nie zauważył.

Blondynka postanowiła wprowadzać swój plan w życie, przez co przysunęła się do niego odwracając się tym samym tyłem do krukonki, a gdy Sulivan zapytał się ślizgonki o co chodzi że się przysunęła do niego odparła że lepiej będzie widzieć i więcej zrozumie, a Taylor zdążyła się już tak zdenerwować że zaczęła wymachiwać rękami jak jakaś chora psychicznie wariatka, przez co przypadkiem walnęła w szybę zwracając tym uwagę Ryana który się odwrócił aby zobaczyć czy coś się nie stało, a Susan w porę rzuciła się na ziemię przez co jej nie zauważył, a Margaret powiedziała że to pewnie jakiś uczeń przez przypadek uderzył w szybę co po części było racją, bo Taylor była uczennicą jak i przez przypadek uderzyła w szybę.

Sprawa już po chwili była opanowana gdyż chłopak odparł jej słowami pewnie masz rację po czym dalej tłumaczył temat Green która z każdą chwilą przysuwała się do chłopaka coraz bliżej wprowadzając tym samym brunetkę w coraz większą furię która zaczęła ponownie wymachiwać rękami cudem powstrzymując się od krzyczenia, co zauważyła blondynka w szybie w przeciwieństwie do krukona który ciągle patrzył się w książkę.

- Już wszystko rozumiem - powiedziane z ust Margaret z uśmiechem, było dla krukonki wyjątkowo obrzydliwym zdaniem gdyż wiedziała że wszystko rozumiała od samego początku.

- Cieszy mnie to - odparł chłopak z uśmiechem szczęśliwy że mógł komuś pomóc, Green zaczęła zbliżać się coraz bliżej twarzy krukona który lekko się odsunął. - Co ty odwalasz? - zapytał zdenerwowany już trochę chłopak.

- Nie czytasz żadnych książek? Zawsze gdy królewna wpada w tarapaty książę jej pomaga i kończą razem - oświadczyła po czym bez zbędnych słów pocałowała chłopaka, co nie wkurzyło aż tak krukonki przekonana że brunet zaraz się opamięta i ją odepcha lecz to nie nastąpiło, a wręcz przeciwnie - zdawało mu się to naprawdę podobać co doprowadziło krukonkę do szczerej furii.

- NO NAPRAWDĘ?! - wrzasnęła ile tylko sił w płucach sama nie wiedząc czy bardziej ze złości czy smutku.

- O co chodzi panno Taylor? - zapytał Slughorn wydobywając ją tym z nieprzyjemnych wspomnień, uświadamiając jej tym że praktycznie każdy patrzy się wprost na nią oraz że nie tylko wspomnieniu krzyknęła.

- Oh nic panie profesorze - powiedziała pospiesznie dziewczyna chcąc się jeszcze jakoś wykręcić. - Po prostu nie jestem pewna czy wszystko robię dobrze - mruknęła gdyż to było jedynym logicznym wytłumaczeniem które przyszło jej do głowy, a Horacy w odpowiedzi spojrzał na jej eliksir.

- Jak na razie jest dobrze - odparł Slughorn i na tym skończyły się pochwały gdyż krukonka zaczęła się po mału gubić w swoim eliksirze i skończyło się na tym że nikt nie dostał Felix Felicis nawet jeśli uważał to za najważniejsze w swoim dotychczasowym życiu o czym zaczęła ciągle mówić Ruby na co Susan już po mału zaczęła się denerwować i powiedziała :

- Jeśli tak Ci na tym zależało mogłaś się bardziej postarać. Wszystko się da  o ile się chcę - jak to zawsze powtarzała krukonka i tym zdaniem dała do myślenia swojej przyjaciółce która tylko w zamyśle pokiwała głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top