30,5. Stół w konferencyjnej

Witam ponownie!

UWAGA! PONIŻSZY DODATEK NIE JEST PRZEZNACZONY DLA MŁODSZYCH CZYTELNIKÓW!

(To tak żeby nie było, że nie ostrzegałam.)

A jeśli ze mną zostałeś/aś, mam nadzieję, że nie oślepniesz od czytania moich wypocin... Nie wiem czy potrafię pisać tego typu rzeczy. Myślę, że ty to ocenisz i liczę, że mi powiesz, ponieważ każda opinia jest dla mnie wskazówką do dalszego rozwoju. Jestem na wattpadzie już bardzo długo. Piszę już kilka dobrych lat. Czasem lepiej, czasem gorzej. Mam nadzieję, że to co tu wyskrobałam nikogo nie załamie XD.

Teraz już nie przedłużając, życzę miłego czytania! <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Chuuya przysiadł na zajmującym całe pomieszczenie stole. Wiedział, że tak nagłe odsunięcie się od młodszego spowoduje, iż ten instynktownie podąży za nim, ustawiając się przed miedzianowłosym. Odebrał mu prostszą drogę ewentualnej ucieczki, mimo że ten i tak jej nie planował. Lazurowym spojrzeniem śledził każdy jego najmniejszy ruch, drgnienie, gdy szatyn poczuł niespodziewany dotyk na swoim przedramieniu. Dłoń starszego przesunęła się po zabandażowanej ręce, zahaczając o opatrunek przydługimi paznokciami. Nie udało mu się jednak go podrzeć, a jedynie lekko nadszarpnąć. Jego drobna dłoń sunęła dalej, przez materiał beżowego płaszcza na ramieniu po sam bark, na którym zatoczyła kilka kółek. Osamu śledził jej drogę swoim ciemnym spojrzeniem, nawet nie planując jej przerwania. Dotyk Chuuyi był przyjemny... Tak czuły... choć nie brakowało w nim jego wrodzonej gwałtowności, co szatyn poczuł, gdy jego płaszcz został z nagłością szarpnięty.

Detektyw pochylił się w stronę mafiozy, jedną ze swoich dłoni układając na talii rudowłosego. Początkowo planował zapytać o to, co ten planuje, lecz gdy skrzyżował z nim spojrzenie, jakiekolwiek słowa stały się zbędne. Błękit w jego oczach krył w sobie wszystkie odpowiedzi, których potrzebował. Poczuł dreszcz. Elektryzujące uczucie, które mówiło mu iż powinien, aczkolwiek nie zamierzał się wycofać... ponieważ sam to zaczął. Ponieważ tego chciał i widział, jak bardzo teraz Nakahara potrzebował bliskości. Pewien rodzaj strachu zmieszał się z ekscytacją, która dodała odwagi. Gdy patrzył na mężczyznę przed sobą, wiedział, że czuję to samo. Mogli zrezygnować. Wycofać się i uciec, lecz... nie chcieli. Próby powstrzymania się przed czymś tak kuszący, skończyły się fiaskiem, gdy tylko poczuł bliskość. Nie tylko fizyczną, a również tą, która w duchu namówiła ich do tej zniewagi przeciw światu.

Ten pomysł był jednym z gorszych. Ktoś powinien wybić im go z głów, ale... nie było tu nikogo poza nimi. Nie było ani człowieka, ani Boga, który mógłby ich powstrzymać. Ich samozaparcie w tej chwili zniknęło, a zastąpiło je nowe uczucie ciekawości. Pocałunek, w którym się złączyli wyzwolił endorfiny, a ekscytacja która mu towarzyszyła, tylko się wzmogła, gdy postanowili pogłębić czułość. Byli zachłanni. Powinni przestać. Nie potrafili. Uczucie stało się zbyt intensywne, zbyt silne by dało się je powstrzymać. Spragnione czułości wargi, podążały za drugimi, gdy te odsuwały się choćby na milimetr. Rytm czułości stał się szybszy. Ciało otarło się o ciało, szukając ukojenia w czułości, która tylko zmagała piekielny żar. Nie dało się go ugasić.

Mocniejszy chwyt był ekscytujący, a przesunięcie mniejszego ciała na kraniec stołu tylko podsyciło ciekawość. Osamu nigdy nie sądził, że dłonie są w stanie doprowadzić go na skraj szaleństwa, którego starał się do tej pory unikać jak ognia. Nie przywykł do tego żaru. Trochę się go obawiał. Z resztą całe życie nie bał się niczego tak bardzo, jak bliskości z drugim człowiekiem. Chuuya zmuszał go do przełamania lęku. Poddawał mu się, zachęcany pocałunkami, za które mógłby oddać życie. Gdyby teraz ktoś zagroził mu przerwaniem tej czułości, był w stanie zrobić naprawdę wiele by do tego nie doszło. Nie teraz, gdy chciał sobie pozwolić na coś tak przyjemnego, pozbawionego bólu i swoistej rozpaczy. Nie teraz, gdy pragnął czegoś... kogoś, dużo bardziej od śmierci. Nawet jeśli to czego tak bardzo chciał, mogło doprowadzić ich do zguby. Jednak czy już nie byli zgubieni?

Kochał go. Oczywiście, że kochał go bardziej niż potrafił to wyrazić. Nie miał pojęcia, że on również odwzajemniał te uczucie. Był głupcem, ponieważ przez brak doświadczenia nie potrafił się domyślić. Z kolei jego chłopak był kretynem, gdyż bał się to powiedzieć wprost. Starł się jednak to okazać. Dać znak, że skoro pragnął dotyku dłoni szatyna, chciał też jego miłości. Sam chciał go kochać, cokolwiek to oznaczało. Poświęcenie? Zaufanie? Ufał mu i poświęcił dla tych uczuć nawet swoich ludzi. Nie żałował. Był w stanie zniszczyć cały świat, jeśli Osamu by poprosił. Chciał go mieć przy sobie bardziej niż szatyn mógł to sobie wyobrazić.

Dotyk stał się gorący. Niemal palił, a mimo to czerpali z niego przyjemność. Lazurowooki wsunął szczupłe palce we włosy młodszego, ciągnąć za ciemne kosmyki na tyle mocno, iż z ust mężczyzny wydostał się cichy jęk. Jednak zajęty podążaniem za ustami starszego, zdawał się szybko o tym zapomnieć. Smakował warg mafiozy. Podgryzał je i wsuwał między nie język, spragniony tej bliskości. Pocałunki przestały być niewinne. Stały się żarliwe i jednocześnie przestawały wystarczać.

Osamu jednak w jednej chwili zwolnił. Może się opamiętał? Opanował? Sam nie wiedział. Przez myśli przebiegła mu niepewność. Czy na pewno powinien? Co jeśli skrzywdzi swojego partnera? Albo go do siebie zniechęci? Opcji było tak wiele, a on nie wiedział która była poprawna. Czy w ogóle taka istniała? Wiedział, że Chuuya wyczuł, iż coś jest nie tak. Czekał, aż szatyn wykona ruch, aby samemu go nie spłoszyć. Kiedy jednak czekoladowooki odsunął się na odległość może dwóch centymetrów, miedzianowłosy złapał jego dłoń, jakby ze strachu iż ten ucieknie. Widząc jednak zaskoczone spojrzenie szatyna, ułożył jego dłoń na swoim policzku, całując jej wewnętrzną część.

-Ufam ci, Osamu. - Padło nagle ciche stwierdzenie. Mężczyzna skrzyżował spojrzenie ze starszym. Utopił się w jego oczach, choć uparcie starał się przed tym bronić. Ratować. Wiedział, że przepadł. Zdawał sobie sprawę, iż już tego nie powstrzyma, nie ważne jak bardzo starał się trzymać te uczucia na wodzy. Czekoladowooki oparł czoło o te należące do mafiozy.

-A ja tobie. - ,,Co nie zmienia faktu, jak bardzo się boję, że cię stracę, jeśli zrobię coś nie tak." Nie powiedział tego jednak. Zdawał sobie sprawę, że to tylko jego umysł podsuwa mu tę okropną myśl. Chuuya nie byłby w stanie prawdziwie go nienawidzić, nawet jakby bardzo tego chciał.

Ich nosy się o siebie otarły, a usta ponownie musnęły. Szatyn niemal jednym ruchem zrzucił przy tym swój płaszcz na zimną podłogę. Jego partner uśmiechnął się delikatnie w pocałunku, łapiąc za kołnierzyk błękitnej koszuli wyższego. Sam zdjął swoje ulubione nakrycie głowy, będące czarnym kapeluszem i odłożył je na bok. Czuły dotyk, jakim się obdarzali ich obu doprowadzała niemal do szaleństwa, którego nie chcieli przerwać. Nie ważne jak ryzykowne to było. Zasługiwali na niego i na to, co mieli zamiar zrobić. W tym momencie niczego bardziej nie pragnęli niż czułości, na którą czekali, choć nie zdawali sobie sprawy z tego, jak długo.

Szatyn ustami zszedł na podbródek, a następnie na szyję starszego. Składał delikatne, mokre pocałunki na jego skórze, które powoli zaczynały tworzyć ścieżkę wiodącą w dół. Usłyszał ciche westchnienie. Chuuya zawsze był szczery w reakcjach. Teraz też był, choć swoje usta zasłonił wierzchem dłoni, przymykając przy tym lazurowe ślepia. Skupiony na czułości, nie zrezygnował jednak z obserwacji swojego chłopaka. Widok, który miał przed sobą, był na to zbyt interesujący, aby go porzucić.

Osamu powoli rozpiął jego szarą kamizelkę, zaraz zabierając się za jego koszulę. Guzik po guziku. Za pasmem rozpięć szło kolejne, tym razem z pocałunków. Nieco rumiane policzki, które okalane były burzą ciemnych loków, dodawały mężczyźnie tyle uroku, iż było to niemal przerażające, a jednocześnie niezwykle pociągające. Uniósł pociemniałe spojrzenie, spoglądając w fascynujący lazur, którego chłód mieszał się z żywym ogniem, którego nie sposób było ugasić. Momentalnie uderzyła w niego świadomość, że po raz pierwszy w życiu jest pożądany, tak prawdziwie. Uniósł się, podążając za tym spojrzeniem.

Słowa były zbędne. Tak niepotrzebne, jak nigdy dotąd. To był pierwszy raz, gdy byli ze sobą tak blisko, a mogli jeszcze bliżej. Chcieli być bliżej. Serce zabiło mocniej w piersi szatyna, kiedy poczuł na sobie ciepłe dłonie niższego. Jego drobne palce niezwykle sprawnie pozbawiły go guzików od koszuli. Rozsypały się one po podłodze, lecz żaden z nich nawet nie raczył na nie zerknąć. Ich spojrzenia były wlepione w siebie, kiedy Nakahara szczupłymi palcami błądził po zabandażowanej klatce piersiowej swojego partnera. Opuszkami zjechał na jego brzuch, podbrzusze, sugestywnie zahaczając o materiał spodni. Był wyjątkowo delikatny, ale też niezwykle spragniony. Nie tylko on...

Palce wsunęły się pod materiał, badając fakturę skóry. Zagryzł swoją dolną wargę, co spotkało się z dość szybko reakcją młodszego. Otworzył usta w niemym westchnieniu, albo też i szoku. Sam nie wiedział. Czuł jedynie przyjemność, którą czerpał z dotyku, tak bardzo, jak tylko mógł. Układając swoje dłonie na szyi miedzianowłosego, przyciągnął go do zachłannego pocałunku, który ten skwitował cichym jękiem, nad którym nie był w stanie zapanować. W głowie miał istny chaos, a jego chłopak nawet nie zdawał sobie z tego sprawy... choć, kto wie. Osamu zawsze wiedział wszystko, lub przynajmniej udawał, iż wie.

W sali konferencyjnej zdawało się robić niezwykle duszno, gorąco. Zupełnie, jakby na środku pomieszczenia wybuchł pożar. W rzeczywistości jednak nic nie płonęło. Poza ich chęcią bliskości. Milcząc, doprowadzali się do istnego szaleństwa. Do tego niepotrzebne im były słowa. Każdy ruch, czytali bez najmniejszego problemu. Zamiary były jasne, gdy dłonie błądziły po ciałach, a wszelkie guziki zostawały rozpinane. Pocałunki stały się chaotyczne. Osamu poczuł ugryzienie na swojej szyi na tyle mocne, iż wymusiło na nim jęk. Nie mniej nie było tyle co bolesne, co przyjemne.

Starali się zachować rozum, jednak nie ważne ile próbowali, każdy kolejny dotyk im go odbierał. Ostatecznie stracili go, kiedy ciało otarło się o ciało. Zamknięci w szczelnym uścisku swoich dłoni, próbowali nie zwariować. Coraz trudniej było utrzymać kontakt wzrokowy. Jeszcze ciężej spokojny oddech. Ciała szybko znalazły swój rytm. Przyjemność się wzmogła, a kolejne pocałunki zostawiały na skórze niemal piekące ślady.

Chuuya czuł, jak jego policzki płoną żywym ogniem, lecz nawet nie starał się stłumić tego co obecnie czuł. Dotyk szatyna sprawiał, że miał ochotę prawdziwie mu się oddać. Wiedział jednak, że może to być na ten moment zbyt wiele. Dlatego skupił się na przyjemności płynącej z samych posuwistych ruchów, oraz pocałunków, które rozpalały ich ciała do takiego stopnia, iż miał wrażenie, że gorączka nie ustanie przez następne kilka dni.

Osamu zaś cieszył się tą bliskością, czerpał z niej tyle ile mógł, gdyż gdzieś z tyłu głowy coś mówiło mu, że może już nie doświadczyć podobnego uczucia. Zdawał sobie sprawę, iż to umysł płata mu figle. Mimo to, nie potrafił o tym zapomnieć i obawiał się, że gdy te zbliżenie dobiegnie końca, nic nie będzie takie same. Po pierwszym razie nigdy nic nie jest takie samo. Nie poczuje już tej samej euforii, gdy będzie dotykał swojego chłopaka. Będzie czuł jeszcze więcej i dlatego też czuł tylko większą radość...

Szatyn jęknął cicho. Oparł czoło o ramię ukochanego. Zerknął na ich splecione dłonie, które w mocnym uścisku doprowadzały ich ciała do szaleńczej przyjemności, której nie sposób było mu opisać. Starał się wyrównać oddech, lecz czuł iż to niemożliwe. Zerknął na starszego. Miedzianowłosy zagryzał swoje wargi niemal do krwi, starając się zapanować nad uczuciem przyjemności. Unosząc głowę, detektyw złapał jego usta w początkowo delikatnym całusie. Nakahara jednak szybko rozchylił swoje wargi, zapraszając mężczyznę do skorzystanie z okazji. Jego język był nie mniej gorący od całego jego ciała. Ochoczo poddawał się i ustępował szatynowi, który w jednej sekundzie zassał go do wnętrza swoich ust.

W jednej chwili ruchy stały się gwałtowne, byli spragnieni większej mocy doznania. Wszelkie jęki zostały stłumione przez pocałunki, które zostały przerwane dopiero, gdy ich ciała zadrżały. Spazmatyczne drgania, wywołały uczucie mrowienia i większą przyjemność, której wcześniej  tak bardzo się domagali. Osamu jęknął cicho, czując na swojej skórze zęby starszego, który chcąc zapanować nad silnym uczuciem, wgryzł się w jego obojczyk, pojękując przy tym cicho. Oderwał się od niego dopiero, gdy fala przyjemności minęła, a na jej miejsce wślizgnęło się uczucie spełnienia. Posłał uroczy uśmiech wyższemu, który ten tylko oddał, zaraz muskając jego usta swoimi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i pierwsze zbliżenie dobiegło końca. Nie było "pełne", ale wystarczające dla nich jak na te pierwsze dotknięcie. Przynajmniej na razie wystarczy~

Błagam o opinię! Jeśli mogę nad czymś popracować, chętnie przyjmę każdą radę!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top