21. Spotkanie szefów
Hej, kochani! <3
Zaczynamy tortury~
Miłego czytania <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Osamu zdawał sobie sprawę, jak trudne on i Kunikida mają przed sobą zadanie. Przed nimi była rozmowa z Fukuzawą, podczas której musieli przekonać go do podpisania sojuszu z Portową Mafią. Przed tym jednak musieli mu, przede wszystkim, wytłumaczyć wszystko co się stało od samego początku. Dazai wiedział, że brakuje im argumentów, aby się wybronić z samego faktu, że wzięli udział w mafijnej misji. Tak naprawdę nie mieli wytłumaczenia, dlaczego się w ogóle dali w to wciągnąć. Szatyn liczył jednak na zrozumienie ze strony przełożonego i przychylność, która na pewno ułatwiłaby całą sprawę. Był też skłonny wziąć całą winę za udział w misji na siebie, gdyż miał na uwadze, że Doppo od samego początku mu ją odradzał. Siedząc na kanapie obok blondyna, zerknął na niego kątem oka. Zdawał się być spięty, czekając aż przełożony zakończy trwające z kimś spotkanie i zawołał ich do swojego biura.
Wydawało mu się, że z każdą minutą czekania, ich szanse na wyjaśnienie tego co zaszło bez skutku natychmiastowego zwolnienia z pracy, drastycznie malały, co było nieprawdą, gdyż już mniejsze niż były, być nie mogły. Osamu powtarzał sobie w głowie regułki, które wcześniej stworzył, a które miały mu pomóc w tłumaczeniu. Nie liczył, że rzeczywiście będą pomocne. Jeśli Fukuzawa już podjął decyzję, nie zmienią jej, nie ważne jak wymyślanych argumentów użyją. Sprawa już mogła być przegrana. Możliwe, że teraz tylko czekali na swoje wypowiedzenia, a wszystkie przygotowane wytłumaczenia wcale się nie przydadzą. W końcu mieli do czynienia z Yukichim Fukuzawą - miłośnikiem kotów, z twardym charakterem, który nie wiedzieć czemu stawał się nieco łagodniejszy tylko w obecności Ranpo, będącego ich kolegą z pracy zakochanym w słodyczach. Może powinni poprosić tego cukierkorzerce o pomoc? Chociaż szatyn już szczerze wolał zostać wyrzuconym z pracy niż wydać majątek na słodycze, które stałyby się zapłatą za tę ewentualną pomocną dłoń. Zwłaszcza, że owego majątku nie posiadał.
Drzwi od biura Fukuzawy uchyliły się. Z pomieszczenia spokojnie wyszedł Edogawa, pochłaniając, zapewne setnego tego dnia, czekoladowego batonika. Z wyrazu twarzy bruneta dało się wyczytać zadowolenie, choć przyczyna tego była nieznana. Cieszył się najpewniej z faktu spożycia kolejnej dawki cukru, która dla przeciętnego człowieka byłaby zwyczajnie śmiertelna. Ba, samego Dazaia by prawdopodobnie wpędziła do grobu, mimo że ten kiedyś testował wszelkiego rodzaju trucizny od tak, dla zabawy. Jednak mniejsza z tym. Ranpo podszedł do swoich kolegów, niemal potykając się o własne nogi. Czy on miał rozwiązane sznurowadła..? Kunikida zdawał się też to zauważyć. Do tego wyglądał przy tym, jakby walczył ze sobą wewnętrznie, aby się nie schylić i ich nie związać, gdyż nie pasowały do jego perfekcyjnej wizji dnia... A bardziej mogły zepsuć ten cały ,,perfekcyjny dzień", choć według partnera blondyna, ów dzień już dawno był zniszczony. Jedyne co mogłoby go uratować to sojusz, na który były naprawdę marne szanse.
- Fukuzawa-san poprosił mnie, abym was zawołał. - Zielonooki otworzył, i wsunął do swoich ust cukierka. O dziwo owocowego! Cóż za nowość!
- A co z jego gościem? Nie wychodzi? - Zapytał Doppo wstając ze swojego miejsca. Osamu dostrzegł, że nieco drżą mu dłonie. Poza tym jednym drobnym szczegółem, nic nie wskazywało na to, jak zestresowany był. Blondyn potrafił zachować twarz, za co jego partner musiał go pochwalić. Oczywiście w myślach, nie na głos.
- Nie. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Fukuzawa chce, aby też był obecny. Ja również będę patrzył, jak błagacie, aby tu zostać. - Posłał ironiczny uśmiech swoim kolegą, zajadając się kolejnym cukierkiem, który wyjął z kieszeni swoich spodni.
Edogawa zawsze zdawał się być swego rodzaju lekkoduchem. Nie miał zmartwień, a nawet jeśli, doskonale to ukrywał. Osamu znał go od zaledwie dwóch lat. Nie mieli bliższych relacji, głównie przez zdolności zielonookiego. Starszy był świetny w sztuce dedukcji. Można było nawet powiedzieć, że był w niej prawdziwym mistrzem. Nic nie było w stanie ukryć się przed jego, jakże spostrzegawczym, okiem oraz intuicji, co było też powodem, dlaczego szatyn raczej trzymał względem dystans. Nikt w Agencji poza Fukuzawą nie wiedział o jego przeszłości. Jeszcze zanim dołączył do tej małej organizacji uzdolnionych, ustalił z przełożonym iż fakt jego dawnej przynależności do mafii zostanie utajniony. Ranpo był jedyną osobą w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, która mogłaby domyślić się dawnej przynależności Dazaia do organizacji przestępczej i zwyczajnie poinformować o tym swoich współpracowników. Czekoladowooki zgadywał, że mimo braku zażyłych relacji, starszy już domyślił się wszystkiego, ale na razie trzymał język za zębami, gdyż nie chciał narazić się na gniew Fukuzawy. Jednakże nie zmieniało to faktu, że były mafioza musiał uważać przy mężczyźnie na swoje słowa. Jeśli podpadnie Fukuzawie za bardzo, Ranpo również nie będzie miał skrupułów. Oczywiście, nie żeby się bał. Zwyczajnie miał w swoim życiu wystarczająco dużo problemów, aby ich sobie jeszcze dokładać.
- No wiesz co? Jesteś okrutny, Ranpo-san! - Dazai zagrał w grę starszego odwzajemniając uśmiech, po czym razem z Kunikidą wszedł do biura przełożonego zaraz za zielonookim.
Już przekraczając próg, na fotelu stojącym przed biurkiem dostrzegł siedzącą, znajomą sylwetkę, choć w pierwszej chwili w drobnym zaskoczeniu, nie dotarł do niego ten fakt. Mógł się tego spodziewać... Domyślić się, kto może przesiadywać w biurze Fukuzawy przez tak długi czas i denerwować tym samym Ranpo. Teraz nie dziwił się starszemu, dlaczego nie był w zbyt dobrym nastroju i pochłaniał zdecydowanie dwa razy większą ilość słodyczy niż zwykle. Każdy byłby nerwowy, mając świadomość, że w biurze swojego szefa przesiaduje jedna z najniebezpieczniejszych oraz za razem najbardziej wpływowych osób w Yokohamie. Do tego tak zadowolona, najpewniej z faktu, jak duże zamieszanie wprowadziła samą swoją obecnością.
- Co ty tu robisz, Mori-san? - Osamu zachował spokój, choć jego postawa wskazywała na to, że nie cieszy się z obecności czarnowłosego nawet w najmniejszym stopniu. Nadal był na niego zły, ale potrafił to doskonale ukryć pod maską uśmiechu.
- O, Dazai-kun. Kunikida-kun. Witajcie. - Bordowe tęczówki błysnęły, dając szatynowi do zrozumienia, że musi grać, jeśli nie chce zdenerwować swojego przełożonego, który swoją drogą siedział wyprostowany po drugiej stronie biurka, kryjąc za maską obojętności wszelkie emocje, które mogłyby choć zasugerować w jakim nastroju jest. - Właśnie omawiamy z Fukuzawą kwestie dotyczące podpisania sojuszu. - Ougai postanowił wprowadzić mężczyzn w temat rozmowy, tym jakże prostym zdaniem, na które Kunikida otworzył szerzej oczy. Nie tego się spodziewał. Był raczej nastawiony na tłumaczenie przełożonemu i namawianie go na ów sojusz.
- Jak to? - Zapytał blondyn, będąc widocznie zmieszany.
- Mori przyszedł dzisiaj do mnie i wytłumaczył mi wszystko co się stało w ostatnim czasie. Od tego jak zaangażowaliście się w plany dotyczące mafijnej misji, aż po sam udział w niej. - W końcu odezwał się Fukuzawa, nawet nie racząc spojrzeć na swoich podwładnych. Swoje chłodne spojrzenie skupiał na postaci Moriego, który swoją drogą zdawał się być w wyjątkowo dobrym nastroju. Dazai domyślał się, co kryło się za jego doskonałym humorem, lecz go samego nie napawało to optymizmem. Starał się jednak bardziej niż na dawnym szefie, skupić na tym obecnym. - Nie będę ukrywał, że nie wiem co o tym sądzić. Wmieszaliście się w sprawy, które was nie dotyczyły. Jednocześnie otrzymaliście informację o zbliżającym się zagrożeniu, dzięki czemu mamy szansę się na nie przygotować. - Ton siwowłosego był twardy. Zdradzał pewien rodzaj rozdrażnienia, możliwie niekoniecznie powiązany ze sprawą. Równie dobrze mogła go irytować postawa mężczyzny, siedzącego przed nim.
- Uratowaliśmy też kilku cywili. - Wspomniał szatyn, szybko jednak zamknął usta, gdy tylko szef raczył na niego zerknąć. Jego oczy dopiero teraz zdradziły prawdziwą wściekłość, którą starał się stłumić. I tak jak czekonadowooki zwykle niczego się nie bał, tak teraz poczuł ciarki na plecach.
- Milcz, Dazai. - Warknął Fukuzawa, na co wspomniany nieco bardziej się wyprostował. Zrozumiał, że to nie był odpowiedni moment na tego typu zaczepki. - Tylko przez to, że Mori kilkukrotnie podkreślił, że przyczyniłeś się do uratowania miasta, ratuje cię przed zwolnieniem z pracy. To samo dotyczy Kunikidy. - Na wspomnienie, że to tylko dzięki czarnowłosemu zachował pracę, Dazai poczuł gorycz w ustach. Przez umysł, przebiegła mu myśl, że zaraz zwymiotuje. Fakt, że to Mori mu pomógł, uderzył w niego zbyt mocno. Nie potrzebował jego pomocy. Poradziłby sobie sam. Brunet powinien przestać go traktować jak własne dziecko, gdyż nim nie był.
Czekoladowooki nie życzył sobie od niego pomocy. Nigdy jej nie chciał. Czy to teraz, czy w przeszłości. Nigdy go o nic nie prosił i nie zamierzał, gdyż zdawał sobie sprawę jakie konsekwencje to za sobą pociągnie. Ougai nigdy nie robił niczego bezinteresownie. Prędzej czy później powołał by się na dług wdzięczności, jaki Osamu by u niego zaciągnął. Teraz Mori mógł myśleć, że dzięki tej przysłudze jaką było wstawienie się za szatynem i Kunikidą, sprawi, że jego były podopieczny zapomni o tym, co zrobił - wysłał osłabionego Nakaharę na misję, z której wiedział, że ten może nie wrócić. I choć szef mafii chciał się zrehabilitować ratując Osamu przed utratą pracy, nie było szansy, że ten zapomni o zaniedbaniu, którego Mori się dopuścił. Czekoladowooki wiedział, że każdy człowiek może się pomylić, ale nie wierzył, że ktoś, kto był nazywany chodzącą logiką może dopuścić się tak karygodnej pomyłki. Detektyw zbyt dobrze go znał. Wiedział, jakie ma możliwości, dlatego trudno mu było przyjąć do wiadomości, że stało się to co się stało.
- Nie bądź już na nich zły, działali w dobrej wierze i też zrobili wiele dobrego. Między innymi uratowali mojego zaufanego człowieka. - Mori pochylił się w stronę jasnowłosego, posyłając mu uśmiech sugerujący, aby skończył już ten temat. Mężczyzna skinieniem przyznał mu rację, choć i tak pozostawała spora szansa, że wróci do tego później. - Proponuję wrócić do kwestii sojuszu. Jak już zdążyliśmy ustalić, oboje musimy mieć korzyści z tego układu. - Osamu na te słowa uniósł brew. Musiał przyznać, że aż sam się zaskoczył, gdyż nie sądził, że Mori aż tak szybko upomni się o swoje. To zabrzmiało niemal desperacko z jego strony.
- Mów czego chcesz. - Ponaglił go Yukichi, wzdychając przy tym z rezygnacją. Musiał być już naprawdę zmęczony jego towarzystwem...
- Jak zawsze jesteś konkretny. - Czarnowłosy splótł dłonie przed sobą, opierając na nich swój podbródek. To była dla niego typowa poza, którą przybierał gdy zaczynał negocjacje. Na ten widok, Dazai wywrócił oczami. - W więzieniu rządowym, więźniem jest jeden z moich uzdolnionych. Masz bardziej przyjazne kontakty z wojskową elitą. Mają go uwolnić. Uważam, że mój człowiek przyda nam się po wojnie, gdy już wygramy. - Oznajmił spokojnym tonem, nie spuszczając oka z twarzy swojego rozmówcy. Metaliczno niebieskie oczy ze wzajemnością wwiercały się w twarz czarnowłosego.
- Jak potężną zdolność posiada, że jest kartą przetargową, której używasz, kiedy możesz poprosić właściwie o wszystko? - Wtrącił się Ranpo, dość ciekawskim tonem. Jego rolą w tym spotkaniu najpewniej było rozpoznanie zamiarów czarnowłosego, w przypadku gdyby próbował kłamać w jakiejś kwestii. W końcu nie było niczego, co byłoby w stanie się przed nim ukryć.
- Kasuje pamięć. - Odpowiedział mu mafioza ze wzruszeniem ramion, będąc przy tym najzwyczajniej szczerym. Nie było sensu w wciskaniu członkom agencji blefu, zwłaszcza, że dość szybko dowiedzieliby się prawdy, gdyby już poszli uwolnić owego uzdolnionego.
- Niech zgadnę, a bardziej stwierdzę. Chcesz po zakończonych walkach wykasować pamięć mieszkańcom miasta. Nie chcesz, aby pamiętali o udziale mafii. - Odezwał się Osamu, choć szybko poczuł na sobie ciężkie spojrzenie Fukuzawy. Wiedział, że ten kazał mu milczeć, ale nie mógł. Nie teraz.
- To też. Jednak bardziej zależy mi na wykasowaniu pamięci moim ludziom, aby zapomnieli o twoim udziale w misji ratunkowej Nakahary. - Poinformował go Mori, nagle przybierając niezwykle poważny ton. To co chciał zrobić... ach, szatyn nie chciał o tym myśleć.
- Słucham? - Ludzka pamięć była zbyt krucha, aby w niej grzebać i czarnowłosy doskonale o tym wiedział. Mógł w ten sposób wywołać więcej szkód, niż było to konieczne.
- Nie będę tego wyjaśniał przy twoim partnerze, ale myślę, że doskonale wiesz dlaczego chcę to zrobić. Wszystko ze względu na bezpieczeństwo. - Wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że chodziło o kwestię jego odejścia z Portowej Mafii. Gdyby ludzie spróbowali pójść w jego ślady, organizacja by na tym ucierpiała. Cała jej wiarygodność, niebezpieczna otoczka, którą budowała przez kilkanaście lat, mogłaby ulec zniszczeniu. Ktoś mógłby nawet podważyć autorytet szefa, a tym bardziej hersztów, do których zadań należało między innymi ścigać zdrajców. Nie zmieniało to jednak faktu, że mieszając ludziom w głowach, Mori mógł w łatwy sposób doprowadzić ich do prawdziwego szaleństwa, lub zmienić ich w przysłowiowe ,,roślinki".
- Chuuya się na to nie zgodzi. - Dazai zacisnął pięści. Dla Nakahary jego podwładni byli zupełnie jak dzieci, którymi się zajmował. Rudzielec nie zgodzi się na ich krzywdę. Sam Osamu zdołał obdarzyć ich minimalną sympatią (tak, nawet tego szatana o imieniu Chie) i nie chciał, aby spotkał ich aż tak przerażający los. Bo tylko tak mógł to nazwać.
- Nie będzie miał wyboru. - Odparł bordowooki, już nawet nie spoglądając w stronę dawnego podwładnego. Podjął już decyzję.
- Skończcie. - Niemal warknął Fukuzawa w stronę mężczyzn. Atmosfera była tak ciężka, że aż trudno było ją znieść. - To już nie będzie dotyczyło agencji, Dazai. Dlatego proszę, abyś zachował spokój i już nie naruszał mojej cierpliwości. - Na te słowa, wspomniany zazgrzytał zębami, ale już nie otworzył ust. Tego wszystkiego zaczynało się robić zbyt wiele. Miał szczerą ochotę wyjść, i zrobiłby to, gdyby nie ręka Kunikidy na jego ramieniu i prośba w oczach, aby tego nie robić. Osamu zwyczajnie nie mógł zostawić swojego partnera tu samego... - Załatwię wolność twojemu człowiekowi, ale również mam warunek. Mafia już nie będzie wchodziła w drogę Agencji. - Zażądał Yukichi, na co Ranpo prychnął. Siwowłosy mógł poprosić o wszystko, a chciał tylko deklaracji, którą prędzej czy później mafia złamie.
- Mogę ci to zagwarantować. Będziemy działać według ustaleń. Portowa Mafia chroni miasto w nocy... - Na ustach Moriego ponownie zagościł uśmiech, lecz nie należał on do tych przyjemnych. Raczej przypominał uśmiech diabła, który właśnie podpisał cyrograf.
- ...A Zbrojna Agencja Detektywistyczna w dzień. - Dokończył jego wypowiedź siwowłosy, tym samym przyklepując umowę.
Chwilę później sojusz został podpisany...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sojusz został podpisany, ale to nie załatwia wszystkich problemów. Co więcej, problemy to się dopiero zaczynają! Oj ja wiem, jak to lubicie~ Trochę sobie teraz potorturujemy Dazaia w najbliższych rozdziałach. Nie chciałam tego robić, aleeee tak strasznie kusiło, aby nasz kochany zabandażowany jegomość trochę pocierpiał. Nie mówię, że to przeżyje, bo sama też tego jeszcze nie wiem, jednak przynajmniej nie będzie nudno!
Jak wam się podobał rozdział?
Chuuya ma dzisiaj urodzinki! Wszystkiego najlepszego dla naszego rudzielca!
Do następnego! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top