Trzeci




Vienna skończyła siedem lat, kiedy patrzyła na powoli opuszczaną do ziemi trumnę matki. Kilkadziesiąt metrów dalej, sztywny jak tyczka chłopiec chował własną.

Dziewczynka z całych sił ściskała lodowatą dłoń ojca i usiłowała powstrzymać kłębiące się w oczach łzy. Nie potrafiła opanować się i przez cały czas zerkała na Victora, który wbił wzrok w wykopany dół.

Edith, jej pokojówka i powierniczka wszelkich tajemnic, zdradziła jej, że Victor obwiniał Viennę o śmierć matki. I Vienna z całych sił się z tym zgadzała.

Tydzień temu zachorowała na zapalenie płuc. Teraz już wiedziała, co to było, ale jej mama utrzymywała, że to szkarlatyna. Wiedziała, że lady Eleonor chorowała na to w dzieciństwie, więc pognała po nią, prosząc o opiekę przy Viennie.

Kiedy wracały do domu, oś powozu pękła na oblodzonej drodze, konie straciły równowagę i wóz runął do rowu. W wypadku zginęła jej matka, lady Ashford, woźnica i oba konie.

Kiedy papa z zaczerwienionymi oczami i suchym tonem beznamiętnie informował ją o śmierci mamy, nie do końca zrozumiała, co się stało, wciąż trawiona wysoką gorączką. Często budziła się w nocy i wołała matkę, ale nigdy nie przychodziła, zastępowana przez zasępione i zaniepokojone służące.

Dopiero dzisiaj, w dniu pogrzebu mamy, Vienna wstała całkowicie zdrowa i z trzeźwymi zmysłami. Nie miała czasu, by oswoić się z myślą o śmierci matki, ponieważ prosto z łóżka trafiła do konduktu pogrzebowego.

Nie chciano jej na to pozwolić, ale uparła się tak mocno, że papa w końcu ustąpił. Tak więc wciąż oszołomiona stała teraz nad grobem matki, ale myślała tylko o zasmuconym chłopcu, który żegnał się z własną kilkadziesiąt metrów dalej.

Sąsiadujące posiadłości zbiegały się również w miejscu, w którym chowano obie rodziny. Biorąc pod uwagę, że wkrótce połączą się węzłem małżeńskim, można byłoby to uznać za dość romantyczne w gotyckim stylu, nie natomiast, kiedy z winy Vienny zginęła jej matka i mama chłopca, który był jej narzeczonym.

W końcu musiała ściągnąć wzrokiem uwagę Victora, bo spojrzał na nią z taką nienawiścią, aż zaschło jej w ustach. Wiedziała, że jej nie znosi, ona sama go nienawidziła, ale teraz ze względu na wyrzuty sumienia, które nią targały, zapragnęła być dla niego dobra. Nie miała jednak na to najmniejszych szans. Nie, kiedy uświadomiła sobie, że on jej nigdy nie wybaczy.

Kiedy sypnięto ostatnio grudkę ziemi na trumnę matki, Vienna cała pobladła: ojciec zdecydował się złożyć kondolencje hrabiemu i jego synowi. Zaparła się piętami, ale tylko zmroził ją wzrokiem i szarpnął za sobą. Podreptała więc niechętnie, wbijając oczy w zamarzniętą ziemię.

Słyszała szepty i pociągania nosem, a potem natrafiła wzrokiem na wypastowane buty Victora. Tylko niezłomna siła woli pozwoliła jej unieść głowę w górę. Spojrzała w jego szmaragdowe oczy, lodowate jak mróz, który zmuszał jeziora i rzeki do zamarznięcia.

Patrzył na nią bez słowa. Nie odrywał przeszywającego wzroku od jej twarzy nawet kiedy podawał rękę jej ojcu. Jego spojrzenie mówiło przecież jedno: Zabiłaś mi matkę. Nigdy ci nie wybaczę.

Gdyby Vienna wiedziała, że przyczyniła się do śmierci nie tylko jego matki... Wyciągnęła dłoń, żeby uścisnąć po męsku jego, ale spojrzał na nią z odrazą i wymownie odwrócił się do niej plecami. Vienna wbiła wzrok w gruby płaszcz, w który był ubrany.

***

Ku nieszczęściu Vienny ojcowie postanowili jeszcze mocniej zacieśnić więzi między nimi, co wydawało się wręcz paradoksalne, zważywszy na niedawne wydarzenia. Zbliżyli się do siebie we wspólnej tragedii, tego samego wymagając od własnych dzieci.

Być może nie byłoby to takie trudne w ich przypadku, gdyby tylko Victor nie traktował Vienny jako przyczyny nieszczęścia. Na każdym kroku dawał jej do zrozumienia, że obwinia ją o przedwczesną śmierć matki.

Wielokrotnie go przepraszała. Wysyłała nawet listy pełne ukorzenia się i błagań, ale każdy pozostał bez odpowiedzi. Dopiero Edith uświadomiła jej, że postępuje niemądrze. Przecież to nie ona bezpośrednio przyczyniła się do wypadku.

Nie było jej winą, że się rozchorowała i że mama wzięła jej chorobę za szkarlatynę. Nie było też jej winą, że hrabina zdecydowała się pomóc i że pękła oś w powozie. Zdawała sobie sprawę z tego, że Victor musiał szukać winnego, by skupić na nim gniew, a że w dodatku pałał do niej nienawiścią, nie było trudno zgadnąć, kogo obierze sobie za cel.

Trudno wyobrazić sobie jak wielkie było zdziwienie Vienny, kiedy świętowała dziesiąte urodziny. Dotychczas unikała Victora, symulując złe samopoczucie za każdym razem, kiedy go widywała, dzięki czemu przebywała w jego towarzystwie najkrócej jak się dało.

Tym razem jednak nie mogła pozwolić sobie na ucieczkę, skoro papa wydał na jej cześć skromne przyjęcie. Chyłkiem przyglądała się Victorowi, który ubrany w białą koszulę, siwą kamizelkę i surdut, stał wyprostowany w swoich bryczesach i ściskał w rękach ozdobne puzderko.

Łypała na nie podejrzliwie, ale jej narzeczony sprawiał wrażenie odmienionego, jakby po wielkiej żałobie w jego świecie znowu zaświeciło słońce. Vienna zapomniała jednak o zmianie w wyglądzie Victora, kiedy papa zabrał ją do biblioteki i z wielce poważną miną wręczył jej złotą bransoletkę.

Vienna wiedziała, że jest jeszcze za mała, by nosić biżuterię, ale zrozumiała, że bransoletka należała do mamy. Przyjęła prezent z zafascynowaniem i nawet nie zauważyła, kiedy papa opuścił pokój. Przysiadła na fotelu i przełożyła przez oparcie swoje piękne, długie włosy splecione w warkocz, które stanowiły jej największą i jedyną ozdobę jak myślała.

Obracała w dłoniach cieniutką obręcz, przypominając sobie jak mama oplatała nią drobny nadgarstek. Na razie Vienna nie miała odwagi, by ją założyć i tylko pocierała palcami prezent, aż złoto pod jej dotykiem zrobiło się ciepłe.

Zajęta wspominaniem matki, nie zauważyła złowrogiej obecności Victora, który stojąc w progu, przyglądał się jej z zaciętą miną. Przyciskał do brzucha pudełko i szybkim ruchem wyciągnął z niego zdechłą już i rozkładającą się żabę. Wiedział, że nie był to może zbyt przemyślany psikus, ale do samego końca liczył, że zdąży przekonać ojca, by go ze sobą nie zabierał.

Teraz jednak, kiedy zerknął na biurko i ujrzał ciężkie metalowe nożyce, a potem rozłożone na fotelu białe włosy Vienny, zrozumiał już, co powinien zrobić.

Po cichu podszedł do zajętej czymś Vienny i z największą uwagą schwycił grube pasmo włosów i ściął je niemal przy samej nasadzie. Oplótł sobie warkocz wokół nadgarstka, choć brzydził się ich jedwabistą miękkością. W świetle kominka zdawały mu się lśnić jak zamarznięta tafla jeziora. Upchnął je w końcu w puzderku cuchnącym jeszcze zgniłą żabą, a potem z niewinną miną wyrósł naprzeciwko Vienny, która krzyknęła krótko, a potem przyłożyła dłoń do serca.

- Przestraszyłeś mnie – powiedziała cicho.

- Pokornie proszę o wybaczenie. – Zgiął się w krzywym, nie do końca eleganckim ukłonie i rzucił okiem na to, co trzymała w ręku. Najwidoczniej bransoletka stanowiła dla niej skarb. Ohydna myśl nęcąco zatańczyła mu w głowie. Odchrząknął nerwowo i wyciągnął skrywane za plecami ręce.

Z niepewną miną podał jej pudełko i zmierzwił włosy, które lśniły w blasku kominka. Vienna powinna być bardziej podejrzliwa, ale prezent od ojca tak ją rozstroił, że zachowanie Victora wzięła za niezwykle urocze i ujmujące, zupełnie, jakby podarowywał jej gałązkę oliwną. Rozjaśniła się w małym, szczerym uśmiechu.

- To dla ciebie – powiedział niepewnie.

Nie chciała kłócić się z tym chłopcem, nie kiedy powtarzano, że musi za niego wyjść. Położyła bransoletkę na kolanie i delikatnie otworzyła pudełko. Na początku nie rozumiała, co znajduje się w środku, ale potem grymas przerażenia przeciął jej twarz.

W panice sięgnęła do tyłu głowy w poszukiwaniu włosów, których już tam nie było. Wargi zadrżały jej od nadciągającego szlochu, a słabość pojawiła się w piersi. Victor patrzył na nią z zadowoleniem, obserwując grę emocji na jej buzi.

A jeszcze jakby tego było mało, złapał w rękę bransoletkę, zręcznie ją chwytając. Wsunął ją na wątły nadgarstek, tym samym doprowadzając Viennę do szału.

- Oddaj to, mówię!

- Któżby pomyślał, że taka chimera jak ty ma jakieś sentymentalne uczucia – zakpił. – I teraz wyglądasz przepięknie. To bardzo twarzowa fryzura.

Vienna nie rozumiała co to znaczy chimera, ale stwierdziła, że to coś obraźliwego. Nic więc dziwnego, że krew zagotowała się w niej z wściekłości.

Nie mógł być aż tak podły, by... Mógł, wiedziała, że mógł, bo jej nienawidził.

Nie myślała za wiele. Zobaczyła błysk w kieszeni jego surduta i rzuciła się na Victora. Nie spodziewał się tak gwałtownego ataku i zachwiał się na nogach, a potem uderzył o biurko, które z łoskotem przewróciło się na podłogę.

Vienna niesiona siłą nienawiści i gniewu ruszyła na chłopca, który upadł na miękki dywan. Zaczęli się siłować, a Vienna gryzła i kopała, wciąż sięgając do jego kieszeni. W końcu udało jej się wyciągnąć nożyczki i złapała je w spoconą dłoń.

Victor posłał jej podenerwowane spojrzenie i ostatkiem sił próbował z siebie zrzucić, ale wpojone wychowanie nie pozwoliło mu uderzyć dziewczynki. Vienna wykorzystała więc jego zawahanie i z furią zamachnęła się nożyczkami nad jego twarzą.

Victor odruchowo zasłonił twarz dłonią, ale wtedy bransoletka zsunęła się z jego nadgarstka i posłana gwałtownym ruchem wpadła do kominka nieopodal.

Vienna wrzasnęła, próbując pobiec do ognia, ale Victor zacisnął wokół niej nogi i dziewczynka upadając niezdarnie, przecięła ostrymi nożyczkami jego policzek. Rana paskudnie zaczęła krwawić, a Vienna odepchnęła chłopca i dopadła do kominka, płacząc i krzycząc.

Próbowała sięgnąć dłonią do ognia, ale Victor jej nie pozwolił. Sam rzucił się do pogrzebacza opartego o cegły i zaczął przeszukiwać popiół i nadpalone drewno. Udało mu się wyciągnąć bransoletkę, która przypominała teraz bezkształtną, lekko poczerniałą masę, zabrudzoną od sadzy.

Vienna płakała żałośnie. To nie był płacz do jakiego Victor przywykł. Ten był pełen cierpienia i niedowierzania. Obok jej kolan leżało otwarte pudełko i gruby warkocz. Po drugiej stronie miękkie złoto.

Victor klęczał obok, a krew kapała na biały rękaw jego koszuli. Policzek szczypał go i swędział równocześnie. Chciał stąd odejść, ale jednocześnie czuł, że powinien tu zostać. To w końcu było jego dzieło.

Vienna pochyliła głowę i łkała teraz, a nierówne włosy spływały kaskadą po jej twarzy. Hałas musiał zwabić gości, bo do pokoju wpadł jego ojciec. Victor wiedział już, co to dla niego oznacza. Hrabia nie miał litości, jeśli chodziło o jego dokuczliwe zachowania wobec małej narzeczonej.

Kara była wstydliwa, tym bardziej, że wykonana w obecności Vienny i jej ojca. By jeszcze bardziej upodlić chłopca, rozkazał mu opuścić spodnie zamiast koszuli. Blade pośladki chłopca w całej krasie ukazały się oczom zgromadzonych.

Skądś wiedział, że Vienna nie patrzy. Kwiliła tylko cicho i wzdrygała się na dźwięk świstu powietrza, dźwięku szarpania skóry i jęków chłopca. Uciekła z biblioteki, nim hrabia odliczył do trzech. Jeszcze tylko siedem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top