Płomień
Znowu przemierzałem te same alejki. Nie miałem nic innego do robienia.
NIE MOGŁEM ROBIĆ NIC INNEGO.
Wokół mnie pełno różnorakich wzniesień w ponurych barwach. Napisy na nich znam na pamięć. Niektóre powstawały, gdy już tu spacerowałem, inne były przede mną. Łączyło je jedno. Wszystkie przypominały mi jak samotny jestem...
Pamiętam to jak dziś, a minęło już tyle lat. Gdy rozpoczęła się wojna miałem powyżej czterdziestki. Walczyłem z samym sobą próbując podjąć właściwą decyzję. Nie chciałem zostawiać mojej żony, jak i małego synka, jednak ojczyzna wzywała. Miałem ochotę przeciwstawić się temu. Pozostać przy rodzinie, by móc zapewnić im bezpieczeństwo. Jednak gdybym został okryłbym ukochanych hańbą.
Więc ruszyłem na wojnę. Dziękowałem Bogu za przeżyty każdy kolejny dzień i modliłem się, by wojna skończyła się jak najszybciej, z jak najmniejszą liczbą ofiar, by moja rodzina była cała i zdrowa...
Wojna powoli się kończyła. Walczyłem o Monte Cassino.
Tam też zginąłem chroniąc przyjaciela przed granatem rzuconym przez aliantów.
Na życzenie żony moje ciało zostało sprowadzone z powrotem do kraju. Była to nieustępliwa kobieta, za to ją kochałem. Zostałem pochowany na ogromnym cmentarzu, znajdowali się tam także moi przodkowie.
KORNEL ADAMSKI
ur. 31.10.1898 r.
zm. 15.05.1944 r.
Wspaniały żołnierz, przyjaciel, mąż i ojciec.
Zawsze pozostaniesz w naszych sercach.
Mój nagrobek. Tyle lat... A ja dalej przemierzam ścieżki tego samego cmentarza.
Gdy się przebudziłem, byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem kim jestem i co tu robię. Próbowałem zagadywać ludzi, ale nie dostrzegali mnie... Po jakimś czasie zrozumiałem kim jestem. A raczej kim byłem i kim się stałem. Wołałem o pomoc, modliłem się do Boga, żadnej reakcji. Byłem jedyną duszą na cmentarzu, która się tu błąkała... Byłem samotny. Wszyscy których kochałem... Odwiedzali mnie, ale nie widzieli ani nie słyszeli.
W końcu i oni odeszli, ale nie spotkałem ich. Zwyczajnie zniknęli. Czemu dalej tu jestem? Boże, jaki masz w tym cel? Czy to kara? Za co?
Dzień Wszystkich Świętych. Było zimno, wszyscy ludzie opatuleni w zimowe stroje, które z roku na rok zmieniały się. W tym roku dominowała moda na płaszcze u kobiet. Prószył śnieg. Za dzieciaka uwielbiałem się w nim bawić. Teraz nie mam nawet z nim styczności.
Na moim grobie świecą dwie świeczki. Bynajmniej nie od mojej rodziny. Zapomniano o mnie. Ludzie czystego serca - kobieta i mężczyzna w młodym wieku - zapalili mi owe świece, zieloną i czerwoną. Spojrzeli na mój grób. Mężczyzna powiedział:
- Spójrz, zmarł w maju 1944 roku. Niemalże koniec wojny. Biedak... Jestem ciekaw ile musiał przeżyć cierpień w tamtych czasach...
O wiele mniej niż obecnie - chciałem mu odrzec.
- Chodźmy, zmów modlitwę, przeżegnaj się i idziemy dalej - powiedział kobieta.
- Spoczywaj w pokoju - powiedział na koniec.
I odeszli.
- Dziękuję za odwiedziny - powiedziałem, wiedząc, że i tak nie usłyszą.
Nikt już nie zbliżał się do mojego nagrobka, więc zacząłem spacerować.
Zatrzymałem się dopiero przed nagrobkiem, którego nigdy wcześniej nie zauważyłem. Stał nieopodal murku, który dzielił cmentarz od ulicy.
Zacisnąłem ręce.
Na nagrobku było napisane:
MARTA ADAMSKA
ur. 03.03.2005 r.
zm. 17.06.2017 r.
Jezu, ufam Tobie
Zacisnąłem powieki. To była moja prawnuczka, czułem to.
- Jezu, proszę, daj mi siłę...
I ona mi się nie ukazała. Jednak nie ubolewałem nad tym, a tym, że mój wnuk stracił w takim młodym wieku swoją córkę... To dzieci powinny grzebać rodziców, nigdy na odwrót. Modliłem się zapamiętaną, tyle razy powtarzaną regułką. O wsparcie dla wnuka i spokój dla prawnuczki.
- Ona to nie Jezus - odezwał się jakiś żeński głos.
Uniosłem powieki i ponownie spojrzałem na nagrobek. Po chwili jednak odwróciłem się w kierunku głosu. Zobaczyłem nastoletnią dziewczynę, tyle razy młodszą ode mnie. Patrzyła prosto na mnie. Widziała mnie.
Uśmiechnąłem się. Zmarszczyła brwi, jakbym czymś ją uraził. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem od czego zacząć. Tak dawno nie miałem kontaktu z drugim człowiekiem... Jednak zanim zrobiłem cokolwiek, dziewczyna odwróciła ode mnie wzrok i ruszyła przed siebie.
Nie dużo myśląc poszedłem za nią, oczywiście trzymając odpowiedni dystans. Pierwszy raz wyszedłem poza obręb cmentarza. Było już naprawdę ciemno, gdyby nie przejeżdżające co jakiś czas samochody, nic nie byłoby widać.
Dziewczyna po zerknięciu na zegarek zboczyła z drogi i ruszyła polną ścieżką w górę. W stronę lasu, u którego podstaw wzniesiono miasto.
Po jakimś czasie dostała się na szczyt. Stałem w cieniu, by mnie nie zauważyła, gdy odwracała się za siebie by spojrzeć na miasto.
Usiadła na ziemi. Szybkimi ruchami rąk zasypywała się śniegiem. Po chwili już całe nogi miała zakryte. Zdjęła ze swojego nadgarstka zegarek. Było to dla niej wyjątkowo trudne zadanie z powodu zesztywniałych palców, jednak się jej udało. Ułożyła go obok swoich rękawiczek.
Położyła się na plecach i zaczęła spoglądać na niebo, na te miliony gwiazd. Strasznie dygotała z zimna. Zastanawiałem się co ona takiego wyprawia. Czemu nie wraca do domu, do ciepła, rodziny? Z daleka widziałem, że walczyła z własnym ciałem, by przestało drżeć.
Zaczęło mocniej prószyć.
Przyglądałem się tak jej, jak mruży swoje oczy przez wpadające do nich śnieżynki. W końcu zamknęła oczy, a na jej ustach pojawił się ogromny uśmiech.
Po kilku chwilach jej ciało przestało drgać. I wtedy zrozumiałem wszystko.
Niektórzy swój "życiowy cel" odkrywają dopiero po śmierci. Ja na swój musiałem czekać ponad pół wieku. Może nie jest tak wyniosły jak niektórych żyjących, jednak nie przeszkadza mi to.
Musiała być teraz wystraszona. Pewnie nie spodziewała się takiej sytuacji. Ktoś jednak musi nad nami czuwać. Pozostawiono mnie na ziemi, bym mógł jej pomóc. By nie musiała cierpieć samotnością, którą ja cierpiałem przez tyle lat.
Wyszedłem z cienia, by powitać swoją nową towarzyszkę.
******************************************************************************
Witajcie Wattpadowicze!
Przed Wami moje nowe opowiadanie, które jest odpowiedzią na opowiadanie użytkowniczki GhelexiLenelox pt.Dobranoc, Śnieżynko.
Chciałem w nim zagrać trochę od innej strony, można powiedzieć usprawiedliwić pewnego pana ;) Nie wiem jak mi to wyszło, klimat pewnie do d*py, ale tego się dowiem dopiero po Waszych komentarzach :D Liczę, że będą konstruktywne ;)
Dobrej nocy, moi mili ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top