01. Serce wampira
Draco Malfoy wiedział, że był cholernie dobrym Aurorem. Byłym Śmierciożercą, ale przede wszystkim genialnym pracownikiem Biura Aurorów. Nosił te brzydkie i niewygodne szaty, odznakę Aurora i przypinkę z logo Ministerstwa.
Rozmawiał z wszystkimi sekretarkami na granicy flirtu i uwielbiał je, gdy dostarczały mu świeżych plotek. Gardził swoimi szefami, a raz prawie Minister Magii usłyszał bogatą wiązankę jaką Draco posłał na swojego dowódcę.
Przede wszystkim Malfoy uwielbiał jak ci wszyscy szlachetni Gryfoni nienawidzili faktu jak dobry Draco był w swojej pracy. Jakby noszenie odznaki Aurora było zarezerwowane tylko dla tych szlachetnych, dobrych i odważnych. Harry Potter oczywiście był na czele tych osób, które krzywiły się jak tylko Draco przekroczył próg biura.
Biuro, które było ogromnym pomieszczeniem z ściankami działowymi, które tworzyło osobne przestrzenie dla oddziałów, małe przedziały dla Aurorów pracujących w trójkach i duetach. Zawsze było tam tłoczno i głośno, z powodu tych wszystkich czarodziei i czarodziejek. Hałas, którego Draco nienawidził, bo ranił jego uszy, był zawsze obecny. Tak samo jak latające samolociki z wiadomościami od innych departamentów oraz zapach jedzenia, bo czarodzieje nie potrafili jeść zdrowo i smacznie, tylko przynosili tłuste jedzenie oraz te kupione na wynos z ministerialnej stołówki.
Draco, aby dojść do swojego biurka, musiał przejść przez obszar, który należał do oddziału Czarnego, w którym pracował Harry Potter. Złoty Chłopiec jak nazywały go media, a Malfoy śmiał się za każdym razem, gdy czytał to przezwisko w Proroku Codziennym. Dzisiaj miał to szczęście, że Potter siedział przy swoim biurku, a jego wygląd i zapach wskazywał, że spędził tam całą noc. Był zawalony dokumentami, w przepoconej szacie i tak samo rozwianymi włosami jak zwykle. Jedyna zmiana jaka w nim nastąpiła przez te wszystkie lata to fakt, że zaczął nosić soczewki kontaktowe i pozbył się drucianych okularów. Oraz przybrał trochę na wadze i nabrał mięśni, ale to było normalne po treningach i pracy jaką miał oddział Czarny.
Malfoy powitał go promiennym, sztucznym uśmiechem i stuknął palcami w stos papierów, które Potter miał na biurku. Ledwo go było widać, bo wszystkie akta spraw - tych zakończonych, w których nie było raportów, tych w trakcie i tych, które ich szef zwrócił, bo czegoś brakowało. Biurko Pottera zawsze tak wyglądało, a Draco nie mógł się powstrzymać od żartów z tego powodu.
- Potter - zaczął przeciągając samogłoski, bo doskonale zdawał sobie sprawę jak irytowało Złotego Chłopca. - Czy wiesz, że Archiwum jest na pierwszym piętrze? Jeśli tak bardzo lubisz dokumenty wokół siebie może powinieneś się tam przenieść?
Harry podniósł przekrwione oczy znad pergaminu, który właśnie czytał i skrzywił się jak tylko zobaczył Malfoy'a. Draco był witany za każdym razem taką miną, ale uwielbiał przypominać Potterowi, że nie mógł się od niego uwolnić nawet w pracy Aurora. Byli w różnych oddziałach, ale Draco pilnował, by chwile, które spędzali razem w biurze, były zaznaczone. Chciał denerwować Złotego Chłopca, bo ten nie mógł znieść, że Malfoy był Aurorem.
- Malfoy - przywitał go chłodno Harry. - Nie wszyscy mogą udawać, że coś robią. Niektórzy faktycznie pracują.
- Och, naprawdę? - zaironizował Draco ze zdziwioną miną. - Czy to boli?
Potter wywrócił oczami i westchnął zmęczony. Nie miał ochoty rozmawiać z Draco i ten bez problemu to wyczuł, ale nie miał zamiaru odpuścić.
- Czy nie masz nic lepszego do roboty?
- Od rozmowy z tobą? Absolutnie nie. - Draco odpowiedział na swoje własne pytanie na tyle szybko, by Potter nie mógł tego zrobić. - Moje serce krwawi na myśl, że mógłbym stracić te cenne chwile z tobą.
- Ty nie masz serca, Malfoy - rzucił od razu Harry. - Tylko pustą dziurę.
Draco roześmiał się głośno i odchylił głowę do tyłu, eksponując gardło. Jego śmiech rozniósł się po sporej części biura. Nie zrobił sobie nic ze spojrzeń innych Aurorów, bo hałas jaki oni wytwarzali swoimi krzykami i gadaniem bzdur był dużo gorszy.
Bawiła go pewność Pottera, gdy wypowiadał te słowa, które były po części prawdą, ale Harry nie mógł o tym wiedzieć.
- Sumienia też nie mam - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Za to twoje platynowe kudły nie mogą jakoś wypaść. - Potter spojrzał na jego wystylizowane włosy, o które Draco dbał z największą starannością. - Słyszałem, że ostatnio podczas akcji o mało ich nie spaliłeś.
Draco skrzywił się na te słowa. Ta cholerna akcja w zeszłym tygodniu była totalną katastrofą. Ich poszukiwany zaczął rzucać bomby ognia w ich stronę, aby móc uciec. Gdyby Malfoy nie schylił się w ostatnim momencie, dostałby nią prosto w twarz.
- Jeżeli Aisha ci o tym powiedziała... - zaczął groźnym tonem Draco, ale Potter nic sobie z tego nie zrobił, tylko wykrzywił wargi w psotnym uśmiechu.
- Nie zdradzam swoich informatorów - oburzył się Harry żartobliwie. - To bardzo cenne źródła informacji!
- To się nazywa plotkowanie - sprostował. - I Aisha nie jest twoim informatorem. Ona jest ze mną w zespole, Potter. Ty masz za to swoich nieudaczników.
Draco spojrzał na inne osoby z zespołu Harry'ego, którzy tak jak on siedzieli zagrzebani w ministerialnej dokumentacji. Małe gryzipiórka, które nie powinny być w Czarnym oddziale, który był wzywany do nagłych, poważnych przypadków i walk. A oni wyglądali jakby byli w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów - pochyleni nad stertą dokumentów, czytając Ustawy i pisząc niepotrzebne raporty. Nie zrobili sobie jednak nic z oceniającego spojrzenia Malfoy'a, ponieważ przyzwyczaili się do jego obecności przy biurku Pottera.
- Ty za to jesteś więcej wart niż połowa z nich, nie Malfoy? - zapytał z przekąsem Harry. - Czemu więc nie ma tu nigdzie twojego biurka?
Oh, Potter był dzisiaj w nastroju do walki, zauważył Malfoy. Dogryzali sobie przez lata, tak samo jak walczyli, chociaż teraz robili to tylko na sali treningowej. Draco dwa razy starał się o dostanie do oddziału Czarnego i za każdym razem Robards się nie zgadzał. Podawał jakieś bzdurne wytłumaczenia i kazał Draco pracować w oddziale Niebieskim.
- Aż tak nie możesz się doczekać pracy ze mną, Potter? Może jak jeszcze raz cię zawieszą, to Robards łaskawie się zgodzi, abyś pracował z oddziale Niebieskim.
Harry skrzywił się na to pytanie, ale Draco nie dał mu szansy na odpowiedź. Chociaż z przyjemnością nacieszyłby się widokiem niezadowolonego Pottera.
Odwrócił się i podszedł do swojego biurka, które było w głębi biura i oddzielone ścianką działową od części, które miał Potter ze swoją drużyną. Dopiero wtedy pozwolił sobie na opadnięcie uśmiechu i wzięcie głębokiego oddechu, którego tak naprawdę nie potrzebował. Nienawidził jak Potter mówił podobne słowa. Nienawidził faktu, że to naprawdę go dotykało. Bardziej niż chciał, bardziej niż to było planowane.
Za ścianką działową, czekała na niego Aisha Bahadur - jedyna kobieta, która była w oddziale Draco. Pakistanka stworzona z marmuru i spokoju, która miała największą wiedzę medyczną i nie bała się udowadniać każdego dnia, że zasłużyła na swoje miejsce i pozycje zastępcy dowódcy.
- Spóźniłeś się - zauważyła w ramach powitania. Miała spokojny głos i Draco nie wyczuł w nim nagany.
- Spotkanie w Gringottcie się przedłużyło - wytłumaczył się Draco zgodnie z prawdą. Od rana siedział na spotkaniu z goblinami w sprawie skrytki ich najnowszej ofiary, a bank nie chciał zbyt chętnie przekazać im wszystkich informacji, które były potrzebne w śledztwie.
- Randor chce mieć raport z postępów jeszcze przed lunchem.
- Randor zawsze chce raporty przed lunchem - odpowiedział zirytowany i usiadł przed swoim biurkiem, które było zupełnym przeciwieństwem tego należącego do Harry'ego. Żadnych dokumentów, otwartych samolocików z wiadomościami i resztek jedzenia. Draco cenił sobie wolną przestrzeń i porządek. Duży kałamarz oraz komplet drogich piór były jednym co się znajdowało na czarnym blacie. Reszta była ukryta w dużych szufladach.
Draco wyjął z aktówki dokumenty, które uzyskał w banku i zaczął wprowadzać wszystkie informacje na ścianie, gdzie znajdowały się wszystko na temat ich najnowszej ofiary. To było głównym elementem ich biura. Wszystkie biurka zostały ustawione tak, by każdy miał na nią widok.
- Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? - Aisha zapytała się i wstała od swojego biura, gdzie przeglądała jeszcze raz zdjęcia z miejsca zbrodni. - Czy ktoś wyjmował pieniądze ze skrytki?
- Och, Aisha, Aisha - cmoknął językiem i uśmiechnął się chytrze. - Czy wątpisz w moje możliwości rozmów z uroczymi goblinami?
- Gdy nazywasz te stwory uroczymi? Tak - odpowiedziała bez wahania.
Nie było tajemnicą, że kobieta nienawidziła goblinów, a to uczucie spowodowało nawet to, że nie założyła konta w Gringottcie, gdy trafiła kilka lat temu do Anglii.
- Mąż naszej trzeciej ofiary wypłacił sporą sumę pieniędzy dwa tygodnie przed jej śmiercią i kolejne kilka tysięcy cztery dni po.
Aisha uniosła ciemne brwi w geście zdziwienia, ale zaraz je zmarszczyła i spojrzała na ścianę ze wszystkimi danymi.
- On może powiedzieć, że to na pogrzeb i nie będziemy w stanie tego udowodnić, bo wtedy faktycznie pozwoliliśmy oddać mu ciało - przyznała.
- A wypłacone pieniądze przed jej śmiercią?
- Nie wiem - odpowiedziała i wzruszyła ramionami. - Remont? Wakacje? Prezent dla żony? Oddanie długu?
- Albo - przeciągnął samogłoski - dał je zabójcy jako zaliczkę.
Większość oddziału właśnie to myślała i dlatego Draco został oddelegowany do Gringotta, by to sprawdzić. Sam przychylał się do tego pomysłu, bo wydawało mu się to logiczne, biorąc pod uwagę, że poprzednie dwie ofiary zginęły w podobny, ale nie taki sam sposób. Nie mogły tego zrobić trzy różne osoby. A mordercy nie podejmują się takiej pracy, bez odpowiedniej ilości złota w kieszeni.
- Potrzebujemy dowodów, nie poszlak - zaakcentowała konkretne słowa Aisha.
Draco to wiedział i nie potrzebował, żeby ktokolwiek mu o tym przypominał. Siedzieli nad sprawą zabójstwa trzeciej ofiary już tydzień i nie mieli nic. Dwa poprzednie morderstwa ciągle były w toku, ale nie pojawiło się nic nowego. Obserwowali mężów, ich wydatki i z kim się kontaktowali, ale Draco wiedział, że za późno sprawy trafiły do nich, by móc to połączyć. Wcześniej zajmowały się tym dwa różne trzyosobowe zespoły i dopiero trzecie zabójstwo pozwoliło drużynie Draco przejąć stery. Ktoś zauważył podobieństwa, ale minęły miesiące od pierwszego morderstwa i nic nie mieli.
- Potrzebujemy pieprzonego cudu - odparł Draco i przyczepił wyciąg z konta w Gringottcie na tablicę.
Malfoy nie wierzył w cuda.
***
Draco Malfoy przede wszystkim cenił sobie w pracy Aurora fakt, że ludzie nie mogli mu rzucać przysłowiowego gówna prosto w twarz, bo mógł ich za to aresztować. Było w tym coś satysfakcjonującego, gdy nakładał komuś magiczne kajdanki na ręce i prowadził do aresztu w Ministerstwie Magii, bo obrażanie Aurora było zakazane. To była wisienka na torcie tego wszystkiego, a Draco uwielbiał desery.
Nienawidził natomiast tej całej reszty. Głupich testów praktycznych, szkoleń czy wizyt w świętym Mungu. A przede wszystkim nienawidził dokumentacji. To była tylko strata czasu.
Dlatego Draco jako poważny, dorosły Auror, siedział przy swoim biurku i zawzięcie pisał raport, bo chciał go jak najszybciej skończyć i oddać Randorowi, by nie musieć siedzieć w pracy dłużej niż to było konieczne. I tak został jako jedyny ze swojego oddziału, bo reszta była zbyt zmęczona i dowódca odesłał ich do domu, by w końcu poszli spać do własnych łóżek.
Niespodziewany krzyk szefa oddziału Pottera rozniósł się po całym biurze. Draco słyszał go doskonale, a ze względu na późną porę i fakt, że było tylko kilka osób na nocnej zmianie, wydawało się to jeszcze głośniejsze. Malfoy wcale tego nie doceniał ze względu na swoje wyostrzone zmysły.
- Zbierajcie się! Ruchy!
Draco podniósł wzrok nad raportu, który pisał i zerknął na korytarz. Nie mógł widzieć poruszenia w części należącej do oddziału Złotego Chłopca, ale słyszał zamieszanie i to jak się zbierali do wyjścia.
- Dogger, pośpiesz się, na Merlina - krzyczał dowódca Pottera, do innego Aurora. - I weź tą cholerną wodę święconą!
Nie miał pojęcia na jaką akcję tak gorączkowo się zbierali, ale słowa o wodzie święconej dały mu jasny pogląd z kim mieli mieć do czynienia. Wampirów nie zabijała woda święcona, ale raniła ich i zawsze to było kilka sekund oślepiającego bólu oraz poparzenia, a ten czas mógł uratować Aurora. To tylko zasłona dymna, jednak Draco przekonał się na własnej skórze jak bolesna była ona dla wampirów. Zrobił to z czystej ciekawości, chociaż przeklinał wtedy przez cały dzień, a opuszki palców były wrażliwe przez kilka godzin.
Oddział Pottera po paru sekundach wyszedł, a Draco zastanawiał się co się działo, bo z tego co wiedział, to było takie trzecie wezwanie w tym tygodniu. Był czwartek.
Wrócił do pisania raportu, ale gdzieś z tyłu głowy rozmyślał, co się zmieniło, że gatunek, do którego należał, nagle tak się uaktywnił w atakach. Nie wzywali przecież oddziału Aurorów do zwykłego karmienia się wampira ludzką krwią. To musiało być coś poważniejszego, bo normalnie czarodzieje przychodzili do dyżurnego i zgłaszali to.
Gdy oczywiście oprzytomnieli, odzyskali siły i znaleźli ślady jako dowód, że stali się pożywieniem wampira. Chociaż niektórzy lądowali z tego powodu w szpitalu, ale to przez to, że wampir nie umiał się kontrolować i wypijał za dużo. Draco też tak na początku robił, aż krew ofiary, nieprzyjemnie mu bulgotała w żołądku, a on czuł się przejedzony. Magia, którą również się napoił wręcz roznosiła go od środka. Teraz był jednak bardzo skrupulatny w tym ile krwi mógł pobrać, by nie przesadzić.
Zacisnął zęby, gdy rozmyślenia o napojeniu się stały się nieco niewygodne. Poprawił się na krześle i skupił się na pisaniu tego przeklętego raportu. Musiał to dzisiaj skończyć. Jutro zajrzy do Mandy - sekretarki i dowie się więcej o nocnej akcji oddziału Pottera. Ta kobieta uwielbiała dzielić się takimi rzeczami z Draco. A on bardzo z tego korzystał. Nawet jeśli musiał zajrzeć do mugolskiej kawiarni przy Ministerstwie Magii i kupić jej dużą kawę, by uzyskać te informacje.
Draco zatrzymał się w połowie słowa, które pisał i przeczytał jeszcze raz ostatni akapit. Zerknął na tablicę z danymi o ich najnowszej ofierze. Uśmiechnął się, gdy zrozumiał co im ciągle umykało i jak mogli zebrać dowody, prawdziwe dowody i zmusić wdowca do mówienia. A potem odkryją kim był zabójca.
***
Gdy wrócił w końcu do domu był środek nocy. Nie mieszkał już w Malfoy Manor, bo to zostało zarekwirowane przez Ministerstwo Magii od razu po skończonej wojnie, ogołocone i sprzedane, by część pieniędzy trafiła na poczet ofiar wojny. Draco pracując już jako Auror sprawdził gdzie trafiła większość pieniędzy. Wcale nie się zdziwił, gdy odkrył, że poszła ona na konta wysoko postawionych pracowników Ministerstwa, którzy oficjalnie przyznali sobie z tych galeonów nagrody za walkę z terrorem Lorda Voldemorta.
Draco mieszkał teraz w innej części Anglii, która dla niektórych uchodziła za dzielnice magiczną w Londynie. Mógł wybrać każdą inną rezydencję, która należała do Malfoy'ów czy Blacków, ale nie chciał. Wolał zamieszkać w czymś co będzie tylko jego i kupione z pieniędzy, które posiadał w swojej osobistej skrytce.
Dlatego kupił mieszkanie w Lambeth z widokiem na Tamizę i tym wszystkim czym zachwycał się agent nieruchomości. Draco jedyne co naprawdę doceniał w tej okolicy to park Battersea i bliskość do South Bank gdzie mógł czasami udać się na polowanie, gdy miał zachciankę skosztować mugolskiej krwi.
Mieszkanie znajdowało się w nowym budynku na dziesiątym piętrze. Nie zapalił światła, gdy teleportował się w przedpokoju, tylko przeszedł do salonu. Usiadł na wygodnej kanapie i oparł głowę o zagłówek. Był zmęczony dzisiejszym dniem i potrzebował chwili wytchnienia, aż wprowadzi się w trans, który imitował mu sen.
Przemyślał kolejne kroki, które powinni podjąć w śledztwie i rozmowę w Gringottcie.
Potter mógł mieć rację, Draco nie miał serca, które biło normalnym rytmem. Nie to było najgorsze w tym wszystkim. To była cisza, gdy siedział w pustym mieszkaniu i nie słyszał nawet bicia własnego serca.
***
Gdy Draco rano wszedł do Ministerstwa Magii (oczywiście nie przez to mało higieniczne miejsce zwane publiczną toaletą, bo musiałby włożyć do sedesu swoje okropnie drogie, czarne mokasyny i pociągnąć za spłuczkę, tylko za pomocą budki telefonicznej) w ręku trzymał dwa papierowe kubki z kawą. Jedna była dla Mandy - sekretarki Szefa Biura Aurorów, a druga dla niego. Kobieta mogła być nieco psychopatyczna, gdy zabraniała innym wejścia do biura Robardsa, ale przede wszystkim była prawdziwą skarbnicą wiedzy. I absolutnie uwielbiała Draco. Miała jakieś czterdzieści lat i młodszą siostrę, z którą mieszkała.
- Mandy, moja ulubienico - przywitał ją Draco z chytrym uśmiechem i postawił kawę na jej biurku, które było pełne samoprzylepnych, kolorowych karteczek. Wiedział dokładnie jakie mają znaczenie, bo ktoś musiał docenić wysiłek, jaki ta kobieta wkładała w swoją pracę. - Mam coś dla ciebie.
- Spadasz mi z nieba, Draco! - powiedziała uradowana brunetka i chwyciła za kubek. - Od rana jest tu totalny harmider! Zespół Warny'ego chyba oszalał jeśli myśli, że udało mi się to dzisiaj ogarnąć.
Draco podniósł brew na jej wściekły ton, ale zachował milczenie. Jeśli nauczył się czegoś przy Pansy, to tego, że czasami kobieta po prostu musi się wyżalić. A to, że liczył właśnie na to, że Mandy powie mu co działo się w zespole Pottera, to była już inna kwestia.
- Organizują nocną akcję i liczą, że wszystkie druki, które są potrzebne, będą gotowe od razu jak w końcu pojawią się łaskawie w pracy! - narzekała Mandy. Na jej twarzy było można dostrzec irytację. - To nie jest takie łatwe, gdy Departament Ochrony nad Magicznymi Stworzeniami znowu zmienił wzory protokołów w kwestii interwencji Aurorów względem Stworzeń Ciemności, na brodę Merlina.
- Och? - zanucił Draco, gdy w końcu doszli do ciekawszego wątku. Chciał dać znać, że cały czas słuchał kobiety i upił łyk kawy, która wcale mu nie smakowała. Wziął coś z kawiarni co było stosunkowo słabe i słodkie, ale nadal niedobre.
- Stwierdzili, że obecne druki są zbyt ogólnikowe względem opisów zachowania wampirów i wilkołaków podczas całej sytuacji i domagają się więcej szczegółów. Jak chcą szczegóły to niech przejrzą wspomnienia Aurorów, a nie suche fakty, które oni spiszą.
- Zespół Warny'ego miał znowu spotkanie z wampirem? - zapytał ciekawie Draco, chociaż wiedział o tym, bo wczoraj słyszał jak grupa zbierała się do wyjścia, ale musiał udawać, że nic nie wie.
- I to jakim! - uniosła się sekretarka. Jej niebieskie oczy rozszerzyły się i oparła się wygodniej o krzesło, gotowa powiedzieć więcej szczegółów. Draco pochylił się do przodu. - Ganiali się z nim do czwartej rano w Chiswick, aż w końcu udało im się go złapać w jednym z opuszczonych pubów. To był jakiś nowo przemieniony wampir, który wręcz ociekał krwią ofiar. Zupełnie nie panował nad swoimi pragnieniami. Wyobraź sobie, to - powiedziała Mandy, a Draco wykrzywił wargi, bo doskonale umiał to sobie wyobrazić. Pamiętał jak to jest na samym początku. Miało się wrażenie, że krwi nigdy nie było za mało. - Rzucił się na jednego ludzi Warny'ego, ale Potterowi udało się unieszkodliwić wampira i wbić mu kołek prosto w serce. Potem było już z górki. Oderwali mu głowę, rozpalili ognisko i spalili ciało.
Draco nawet nie mrugnął na informacje o zabiciu wampira. Nie mógł tego zrobić, gdy niebieskie oczy Mandy śledziły jego reakcje. Nie drgnął, gdy usłyszał o spaleniu ciała.
- Mieli naprawdę upiorną noc - powiedział w końcu. Mandy oczekiwała od niego jakiegoś zachowania i komentarza. - A Potter znowu uratował komuś życie - dodał z przekąsem.
- On ma do tego talent! - zaśmiała się Mandy. Draco prychnął i wziął kolejny łyk kawy. Tak, Potter miał talent do pakowania się w kłopoty, szukania ich i zgrywania bohatera. Niezaprzeczalnie.
Potter jak na zawołanie pojawił się przy biurku Mandy, a Draco skrzywił się na jego widok. Jeśli wczoraj Złoty Chłopiec wyglądał tragicznie, tak teraz Malfoy nie wiedział jak go opisać. Ledwo stał na nogach, a naręcze raportów zapełniło mu ręce. I śmierdział dymem oraz spalonym ciałem wampira. Draco zmarszczył nos na ten zapach.
- Dzień dobry, Mandy - przywitał się zmęczony Harry i postawił na biurku naręcze rolek pergaminów.
- Merlinie, Potter, czy bycie bohaterem jest, aż tak męczące? - zapytał się Draco i mając świadomość, że Potter patrzy na niego, zlustrował go od dołu do góry. Jego szaty Aurora były pobrudzone miejscami, jakby zaklęcie czyszczące nie do końca zadziałało. Miał czarne gniazdo zamiast włosów i Draco nie spodziewał się, że Potter wiedział czym była gumka do włosów, ale najwyraźniej jej używał, bo teraz zwisała mu na kocówkach. - Wyglądasz jak łajno hipogryfa.
- Merlinie, Malfoy, nie wiedziałem, że się mną tak przejmujesz - odpowiedział bez zająknięcia Potter. - Następnym razem jak cię spotkam, to ubiorę szaty wyjściowe, byś mógł na mnie patrzeć.
Malfoy uśmiechnął się kpiąco na komentarz Pottera.
- Cześć, Harry - powiedziała przyjaźnie Mandy. - Czy to wszystkie zaległe raporty?
- Tak, oby tak - westchnął Potter i potarł twarz rękami, by jakoś się obudzić. - Będę mógł w końcu pójść spać, jeśli to wszystkie.
- Nie martw się, Potter, Mandy szykuje ci już kolejne, bo twój heroizm w nocy musi w końcu zostać doceniony.
Potter spojrzał na niego wściekły. Mógł być wyczerpany, ale zawsze znalazł siłę na potyczkę z Malfoy'em.
- Ty byś się pewnie posikał ze strachu, jakbyś musiał walczyć z wampirem, nie, Malfoy? - zapytał Harry i stanął nieco prościej.
Mandy w tym czasie zaczęła przeglądać rolki pergaminów, by zobaczyć czy dostała komplet dokumentów od Pottera.
- O, tak - zironizował Draco mając wpatrzone oczy w te zielone, które należały do Pottera. - Moje serce nie wytrzymało by takiego strachu.
Wiedział do czego odnosił się Harry. W czasie treningu Aurorskiego, Draco udało się uciec od egzaminu, który polegał na zabiciu wampira w ramach praktycznych zadań tuż przed wstąpieniem w szeregi. Nie mógł stanąć z kimś ze swojego gatunku i wbić mu kołka w serce. Nigdy więcej. Kosztowało go to trochę, bo przedłużyli mu szkolenie o pół roku, ale nie zrobił tego.
- Ale na szczęście mamy Złotego Chłopca, który dniem i nocą jest gotowy nas ratować, prawda Potter?
Harry spojrzał na niego dziwnie, jakby wspomnienie przeszłości zasłoniło mu chwilę obecną. Potem pokręcił powoli głową i ocknął się z tego zawieszenia.
Ale Draco zmarnował już wystarczająco dużo czasu i musiał przekazać reszcie zespołu na co wpadł, by mogli zakończyć sprawę.
- Idź spać, Potter - doradził mu na koniec Malfoy. - Czarodziejski świat może nie przeżyć bez ciebie. Tylko nie śnij o mnie zbyt dużo - mrugnął zalotnie i minął Pottera.
- Malfoy! - obruszył się Złoty Chłopiec. Draco słyszał jego mocniejsze bicie serca.
****
Za wami pierwszy rozdział Gdy zamiera serce! Jestem ogromnie ciekawa waszych reakcji i mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej. Pierwsze wrażenia a propos Draco, jego interakcji z Harrym i wizji, że oboje są Aurorami. Z chęcią o tym poczytam ^^
Z ogłoszeń: na ten moment mam kilka rozdziałów do przodu co pozwala na regularna publikację co tydzień. Potem może się to wydłużyć co dwa tygodnie, ale na razie się nie zapowiada.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top