„Don't you trust me?"
- Proszę, zostaw mnie tu. Ratuj siebie - Rosa przez dudniący deszcz i wysokie fale na jeziorze ledwo słyszała głos Nami - Na Ciebie... Na Ciebie ktoś jeszcze czeka.
- O nie, nie ma mowy! Wyjdziemy z tego obie, nie zostawię Cię tu! - przekrzykiwała szum wody - Wytrzymaj jeszcze chwilę, ktoś nas zaraz znajdzie, jestem pewna.
Oczywiście nie była pewna. Nie była nawet pewna, czy Luke wie, że są w jeziorze. Mimo to miała nadzieję. Wierzyła w niego. Wierzyła, że ją znajdzie.
Utrzymanie się na powierzchni wody sprawiało jej coraz większą trudność. Jej nogi same zaczęły zwalniać, ręce stały się ciężkie, wzrok zaczął szwankować. Spojrzała na Nami. Z nią też nie było dobrze. Jej kończyny prawie nie próbowały się ratować. Dziewczyna mogła polegać tylko na trzymającej ją Rosie. Dlatego Rosa tak mocno walczyła z falami. I dlatego wykańczała się znacznie szybciej.
Po kilku kolejnych minutach, które dla niej trwały całą wieczność, jej siły gwałtownie zmalały. Nie była w stanie utrzymywać się już na wodzie. Nami zaczęła się zsuwać się z jej rąk. Jej ciało nie wykazywało żadnego sprzeciwu.
Szatynka nie mogła jej już złapać. Jeszcze chwilę widziała jej ciało, po chwili jednak opadło na tyle głęboko, że nie była w stanie go zauważyć. Po jej policzkach pociekły łzy.
Nagle usłyszała czyjś głos. Czyjś wystraszony, zagubiony głos.
- Luke... - wyszeptała do siebie.
- Rosa!! Błagam, odezwij się! - krzyczał z łodzi ratunkowej niedaleko. Słychać było jego rozpacz i desperację w odnalezieniu dziewczyny - Cholera, gdzie jesteś Rosa!?
Szatynka nie była już w stanie się odezwać. Jej ciało zrobiło się ciężkie, ręce nie miały siły, aby się odpychać. Wciąż płacząc, zaczęła opadać na dno.
Pod wodą trzymała jeszcze chwilę powietrze, po czym zaczęła panikować. Jej ciało - w przeciwieństwie do ciała Nami - chciało się bronić i ratować. Desperacko zaczęła ruszać rękami, lecz na próżno. Nie była w stanie już dłużej wstrzymywać oddechu, musiała nabrać powietrza i wtedy...
Dziewczyna nagle podniosła się do siadu. Była cała spocona, łzy w zawrotnym tempie płynęły po jej policzkach i moczyły jej bluzkę. Łapczywie wprowadzała powietrze do swoich płuc. Zaszklonymi oczami rozejrzała się po pomieszczeniu. Pomimo tego, że wszystko widziała jak przez mgłę, rozpoznała, że jest w pokoju Luke'a. To był tylko zły sen.
W zasadzie to nie do końca, ponieważ to się wydarzyło naprawdę. Z tą różnicą, że i Nami, i ona przeżyły.
Od tamtego czasu Rosę dręczyły tego typu koszmary. Za każdym razem śniła o tym samym: o tym jak tonie i nie jest w stanie nawet wołać o pomoc; jak nie udaje jej się uratować Nami; jak nie może ratować siebie. A przede wszystkim, jak zostawia przerażonego Luke'a samego. Nienawidziła patrzeć na jego cierpienie, na jego ból, który mu sprawiła swoim zaginięciem. Jednak nie mogła z tym nic zrobić. Właśnie dlatego tak boi się tego koszmaru.
Szatynka przyciągnęła do siebie kolana i schowała głowę w dłoniach. Łzy nie przestawały napływać jej do oczu. Tej nocy sen był bardziej wyrazisty i bardziej dobitny niż kiedykolwiek. Jej mózg nie dawał sobie wmówić, że wszystko jest w porządku. Jej podświadomość żyła tym koszmarem i nie dawała jej się uspokoić. Zdawało się jej, że płacze coraz głośniej, ale nie mogła nad tym zapanować. Miała tylko nadzieję, że nie obudzi to śpiącego piętro niżej Luke'a.
Właśnie wtedy jednak poczuła na swoim ramieniu czyjąś ciepłą, pokrzepiającą dłoń.
- Rosa...? - dziewczyna nagle odwróciła głowę w stronę źródła znajomego głosu. Uświadomiła sobie, że o czymś zapomniała - od czasu, gdy złotowłosy został zraniony nożem podczas jednego z dochodzeń, spali oni w tym samym łóżku. Przez łzy widziała zarys jego sylwetki, jego twarzy oraz jego rozczochrane złote włosy, które odbijały blask księżyca, oświetlającego pokój zza okna.
Włożyła wszystkie swoje siły, żeby się chociaż odrobinę uspokoić. Na próżno.
- Prze... przepraszam - wydukała prawie dusząc się swoimi łzami - Nic mi nie jest... M-Możesz spać dalej...
Chłopak jej nie posłuchał. Zamiast tego ujął w dłonie jej twarz i kciukami starał się otrzeć jej mokre policzki.
- Shhh... Spokojnie, to był tylko zły sen, jestem tu przy Tobie - zapewniał ją. Domyślał się o czym śniła szatynka, więc nie nalegał na opowiedzenie o tym. Mogłoby to tylko doprowadzić ją do jeszcze gorszego stanu, a przecież jego celem było ukojenie jej nerwów.
Ostatnie tygodnie nie były dla niej najlżejsze. Po tym wypadku zachowanie Rosy stało się wręcz nienaturalne. Ciągle trzęsły się jej dłonie, wypytywana przez policjantów o wydarzenia związane z Danielem Song'iem nie mogła upleść prostego zdania, łamał jej się głos, a idąc do pracy wybierała dłuższą drogę, dzięki czemu unikała przechodzenia obok jeziora. Może inni nie byli w stanie tego zauważyć, ale Luke już tak. Dokładnie widział jak zakłada swoją maskę „wszystko jest w porządku" i nie pokazuje nikomu swoich prawdziwych uczuć. Dopiero kiedy budziła się w nocy było widać, jak czuje się naprawdę.
Choć trzeba było przyznać, że zwykle, kiedy się budziła, nie płakała aż tak mocno i kiedy tylko chłopak próbował jej pomóc, uśmiechała się do niego i mówiła, że musi się jedynie napić wody i zaraz jej przejdzie. Tym razem tak nie było. Choć dalej nie chciała się przyznać do tego, że czuje się źle, nie była w stanie opanować słonego potoku. A to już o czymś świadczyło.
- Luke... - położyła swoje dłonie na jego i ścisnęła mocno. Chciała poczuć, że to naprawdę on. Że naprawdę jest przy niej. Chłopak odpuścił sobie trzymanie jej twarzy, zamiast tego również zacieśnił uścisk swoich rąk na jej.
- Jestem tu... - uśmiechnął się do niej, chcąc w pewien sposób skłonić ją do zrobienia tego samego - Jestem tu...
Powoli rozluźnił swój ścisk i przyciągnął ją do siebie. Lewą rękę położył na jej plecach i powoli je głaskał, prawą trzymał na jej głowie i delikatnie bawił się jej włosami. Ona tymczasem wypłakiwała się dalej, tym razem w jego ramię. Obiema rękami obejmowała go mocno w talii i nie miała zamiaru puszczać. Nie widziała jego twarzy, czuła jedynie jego zapach. Jego zapach, który był ostatecznym dowodem na jego obecność. Pachniał tak samo jak pościel, pod którą spała, choć znacznie intensywniej. Chowając twarz w jego obojczyku, zaczęła się uspokajać. Słyszała powtarzane przez chłopaka w kółko słowa „jestem tu, jestem przy Tobie".
- Przepraszam Luke, obudziłam Cię i-
- Nie przepraszaj - usłyszała od niego. W jego głosie słychać było troskę i wyrozumiałość - To nie Twoja wina.
Między nimi nastąpiła niekomfortowa cisza.
- ...Ale nie rozumiem, dlaczego nie chciałaś mi powiedzieć co się dzieje - wykrztusił w końcu z siebie chłopak.
- Ja... - zamilkła na chwilę. Wiedziała, że złotowłosy ma jej to za złe - w końcu byli przyjaciółmi od małego. Wiedziała też, że nie może przed nim skłamać, bo na pewno by się tego domyślił. W końcu był detektywem - Nie chciałam Ci zaprzątać tym głowy. W końcu Ty też masz swoje problemy-
- Rosa - przerwał jej ponownie, tym razem ostrzej - Twoje problemy są dla mnie priorytetem. Jeśli coś Cię trapi, możesz mi o tym powiedzieć. Chyba że... - przygryzł wargę - Czy Ty... mi nie ufasz?
- O czym Ty mówisz? - podniosła się nagle i spojrzała mu w oczy. Malował się w nich czysty smutek i zawód. Od razu pożałowała swojego ruchu. Łzy znowu zaczęły się jej zbierać do oczu - Oczywiście, że Ci ufam, jak mogłabym... Naprawdę oskarżasz mnie o takie rzeczy?
- W takim razie dlaczego?
Tym razem to ona przygryzła wargę. Bo co miała mu powiedzieć? Samotna łza popłynęła po jej policzku.
- Rosa...
- A Ty? - powiedziała, starając się przyjąć naturalny wyraz twarzy.
- Ja?
- Dlaczego Ty nigdy nie mówisz mi o swoich problemach? - tym razem to ona wybuchnęła złością. Chłopak tylko patrzył na nią jak zaklęty - Skoro ja powinnam Ci mówić o wszystkim, co mnie męczy, to dlaczego nie robisz tego samego? Dlaczego ukrywasz przede mną tyle rzeczy? Może to Ty mi nie ufasz? A może uważasz, że jestem za głupia, żeby zrozumieć Twoje problemy? Dlaczego Ty możesz dusić w sobie wszystkie emocje, a ja dostaję na to zakaz? - teraz Luke patrzył na nią zwyczajnie przerażony - Myślisz, że ja nie widzę Twojego cierpienia? A może nie uważasz się za wystarczająco ważnego, żeby Twoje kłopoty miały jakieś znaczenie? - łzy płynęły po jej twarzy bez przerwy, ale jej to nie przeszkadzało - Więc powiem Ci coś - dla mnie mają znaczenie. I chcę wiedzieć co się z Tobą dzieję. Nie chcę Cię tak po prostu stracić jednego dnia, jesteś dla mnie ważny do cholery!
W końcu umilkła nie mogąc już zapanować nad strumieniami płaczu. Chłopak nie wiedział co robić. Zdał sobie sprawę, że zamiast jej pomóc, tylko pogorszył jej stan. Czy to o tym mogła śnić? O jego stracie? Czy to właśnie to ją tak przerażało?
- Przepraszam Rosa... naprawdę przepraszam - ponownie wziął ją w swoje ramiona. Dziewczyna nie protestowała. Wyparowała z niej cała złość, został tylko żal - Proszę, wybacz mi... Naprawdę nie chciałem... ja... - w jego głosie słychać było panikę. Dziewczyna zauważyła to. Nie spodziewała się, że tak go zestresuje jej wywód. Uścisnęła go mocno. Odpowiedział jej tym samym.
Trwali tak przez chwilę w ciszy. Nie była ona niekomfortowa, lecz kojąca. Oboje uspokajali się nawzajem w swoich objęciach.
- Wybacz Luke, nie chciałam Cię przestraszyć...
- A ja nie chciałem Cię doprowadzić do płaczu... Przepraszam.
- ...Wiesz... - zaczęła szatynka nieśmiało - w moim śnie miałeś taką samą minę. Byłeś... przerażony - poczuła jak w jej uścisku przechodzi go lekki dreszcz - A ja nie mogłam z tym nic zrobić... Nie mogłam nawet Cię zawołać. To było straszne... - przerwała na chwilę i ścisnęła go mocniej - Nie mogłam się nawet z Tobą pożegnać... Nie chciałam, żebyś tak przeze mnie cierpiał...
Złotowłosemu drżały dłonie, drżała też dolna warga, którą szybko przygryzł. Czyli to dlatego tak się przejęła? Bo on cierpiał w jej śnie? I nie dlatego, że to ona ginęła, lecz dlatego, że nie chciała zostawić go samego? Nie mógł w to uwierzyć. Jak ważny jest dla niej, że tak się tym przejęła?
- Luke? - dziewczyna czując jego drżące ręce na swoich plecach zaniepokoiła się.
- Przepraszam... Przepra-
- Jak jeszcze raz przeprosisz za coś, na co absolutnie nie masz żadnego wpływu, to Ci przywalę, przysięgam - powiedziała, po czym zaśmiała się cicho. Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.
W końcu rozluźnili uścisk i popatrzyli na siebie. Rosa miała napuchnięte oczy i policzki wciąż mokre od łez, tak samo jak jej bluzka oraz t-shirt chłopaka. Luke zaś miał widoczne sińce, a jego dłonie wciąż lekko drżały. Zerknął na zegar. 2:47.
- Przynieść Ci wody? - zaproponował.
- Nie trzeba, naprawdę - uśmiechnęła się i odwróciła się, żeby sięgnąć po wysoką szklankę stojącą na szafce nocnej - Jestem przygotowana - chłopak zaśmiał się. Dziewczyna podała mu szklankę - Napij się. Spokojnie, jeszcze z niej nie korzystałam.
Luke niepewnie wziął szklankę i wypił część jej zawartości. Następnie podał ją szatynce. Ta już miała ją przyłożyć do ust, gdy zorientowała się, co miała właśnie zrobić. Zaczerwieniła się. Rzuciła okiem na chłopaka. Zakrywał usta dłonią i patrzył w inną stronę.
Ostatecznie przemogła się i szybko wypiła resztę wody. Tym razem i ona spojrzała na zegarek.
- Powinniśmy się jeszcze przespać - powiedział złotowłosy. Dziewczyna przytaknęła.
Położyli się na łóżku - ona przodem do niego, on tyłem do niej. Rosa próbowała zasnąć, ale gdy tylko zamykała oczy, przypominał się jej przerażony głos złotowłosego, tonąca Nami i to ogromne jezioro. Przeszły ją ciarki. Nie chciała tam wracać, ale wiedziała, że musi się jeszcze przespać, inaczej byłaby nieprzytomna rano.
- Um... Luke? - zaczęła niepewnie. Wiedziała, że bez tego nie była w stanie zasnąć.
- Hm?
- Czy... um... Czy mogłabym... - dukała powoli - Znaczy, jeśli Tobie to nie przeszkadza... I jeśli chcesz oczywiście...
Zamilkła nie mogąc się zmusić do wypowiedzenia swojej prośby. W tym czasie chłopak odwrócił się przodem do niej i z uśmiechem rozłożył ręce. Domyślił się o co jej chodzi, więc sam w pewien sposób to zaproponował. Rosa uśmiechnęła się do niego i przesunęła się bliżej jego ciała.
Jedną ręką objęła go w talii, a drugą trzymała przy sobie. Głowę położyła przy jego piersi. Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze, ale po chwili spokojnie otoczył ją swoimi ramionami i przytulił mocno do siebie. Rosa od razu poczuła się lepiej. Nagle dotarło do niej jak bardzo zmęczyła się tym wylewaniem łez. Wycieńczona zamknęła oczy i już po chwili odpłynęła do krainy snów.
Tymczasem Luke zawrócił myślami do ich wcześniejszej rozmowy. „Dlaczego Ty mi nie mówisz o swoich problemach?" - to zdanie powtarzało się w jego głowie jakby słuchał zdartej płyty. Czy to właśnie przez niego Rosa nie chce mu nic mówić? Może faktycznie powinien powiedzieć jej coś więcej o swoim samopoczuciu? Tylko co? Wiadomość o chorobie by ją przerosła. Opowiadania o jego wspomnieniach z różnych misji były zbyt drastyczne. Nie chciał, żeby mu współczuła.
Westchnął głęboko. Kiedyś będzie musiał jej wszystko powiedzieć, to nieuniknione. Ale to jeszcze nie była odpowiednia chwila. Póki co, będzie musiał ukrywać przed nią swoje tajemnice.
- Mam nadzieję, że mi to wybaczysz - szepnął do niej, choć wiedział, że nie może go słyszeć - ...Kocham Cię Rosa - powiedział jeszcze ciszej i zarumienił się, ale w tym samym czasie na jego twarzy pojawił się uśmiech. Jego powieki zaczęły się robić ciężkie i w końcu zasnął - snem słodkim, który na całą noc pozostawił rumieńce na jego twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top