9 #Kylie #Derek
Czasami bywa tak, że uświadamiacie sobie, że popełniliście błąd. Cofacie się w przeszłość i już wiecie, gdzie został on popełniony. Najgorsze jest jednak to, że macie tą świadomość, że nic już nie możecie naprawić, a pozostaje wam jedynie brnąć przez życie dalej.
Moim błędem było wszystko, co wydarzyło się odkąd się tu przeprowadziłam. Nie powinnam była podchodzić do Dereka, powinnam olać jego i jego pokręconą rodzinkę. Ale nie mogę, bo gdzieś w głębi serca czuję, że jestem taka jak oni. To, że jestem inna i nie pasuje do normalnego świata jest tak odczuwalne, że nawet nie odpycham od siebie myśli, że jestem banshee.
Nigdy chyba z niczym tak szybko się nie pogodziłam.
–Zatrzymaj się! – drę się Derekowi do ucha, próbując przekrzyczeć wiatr.
Czuje, jak mój telefon wibruje w tylnej kieszeni dżinsów.
W końcu Derek zjeżdża na pobocze i zatrzymuje motor.
-Czego ty znowu chcesz? – irytuje się.
Ignoruję go i zdejmuję kask. Odbieram telefon.
-Kylie? – po drugiej stronie odzywa się przerażony głos Dylana, który zagłusza jakaś dudniąca muzyka. – O Boże! Kylie!
Czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła:
-Dylan, co się stało? – pytam spokojnie. Nie mogę przecież od razu wpadać w panikę.
- Nie wiem kim oni są. Pojawili się znikąd i coś mi psiknęli w twarz. Pytali o ciebie. A kiedy skłamałem... Kylie, boję się...
Nie. To się nie dzieję naprawdę.
-Dylan, wiesz gdzie jesteś?
-Nie mam pojęcia, nic nie widzę. Tu jest tak ciemno. Słyszę tylko muzykę. Kylie, oni mnie chyba chcą zabi...- nagle głos urywa. Patrzę na wyświetlacz: „Połączenie przerwane".
-Kylie? – rzuca mi pytające spojrzenie Derek.- O co chodzi?
-Wydaje mi się, że Dylan został porwany przez Malum.
#Derek
Venatorzy chronią ludzi przed Malum. Tak było od zawsze. To tak jakby nasza praca. Nasze powołanie. Jeśli na coś się piszesz, musisz to wypełniać.
Dylan był człowiekiem, a ja nie chciałem mu pomóc.
-Nic nie rozumiesz! – drę się na Kylie- To o ciebie im chodzi!
- Właśnie! Mają niewłaściwą osobę, a ja nie pozwolę, by stała mu się przeze mnie krzywda!
- A ja nie pozwolę, by tobie stała się krzywda- zaskakuję nas oboje tym wyznaniem.
Nie powinienem tego powiedzieć, a przy najmniej tak ująć te słowa.
Kylie patrzy przez chwilę na mnie z szeroko otwartą buzią, ale potem znowu przybiera buntowniczy wyraz twarzy, przypominając przy tym małe tygrysiątko:
-Gówno mnie to obchodzi! – krzyczy. – To jest mój przyjaciel. Czy nie pobiegłbyś na pomoc swojemu przyjacielowi? A może naprawdę nie masz serca?
Czuję dziwny uścisk w klatce piersiowej.
-Wiem, gdzie go trzymają – poddaję się.
-Że co?
-Z twojego opisu wynika, że to klub Doitan. To tak jakby pieczara Malum. Można powiedzieć, że to tam zwabiają ofiary, by się nimi żywić.
Kylie trochę się krzywi, ale zakłada kask.
-Na co czekamy? – pyta.
To zły pomysł. Cholernie zły pomysł.
Zanim odpalam motor wysyłam Deanowi sms: „Jadę z K. do Doitan. Potrzebuję wsparcia."
Mam nadzieję że oni będą tam pierwsi.
**************************
Oczywiście to my jesteśmy pierwsi.
-Cholera, tu jest ohydnie – krzywi się Kylie.
Typowa dziewczyna. Dla mnie to miejsce jest, jak las, gdzie ja jestem kłusownikiem, a trzy czwarte ludzi, bawiących się w środku to moja zwierzyna.
-Kylie-łapię ją za łokieć, gdy zmierza w kierunku klubu – Poczekamy na resztę.
-Nie – wyrywa mi się i wchodzi do budynku.
Ta dziewczyna to chodzące kłopoty. Zamiast się z nią teraz użerać, powinienem od razu ją zakneblować i zawieść do domu. Byłaby wściekła, ale chociaż bezpieczna.
Wchodzę za nią do Doitan i od razu uderza we mnie głośna muzyka. Zauważam Kylie przy barze. Rzuca mi długie spojrzenie i ruchem głowy wskazuje na drzwi na drugim końcu parkietu.
Przepycham się przez tańczące ciała i staję przy niej. Uśmiecha się do mnie i pochyla, a jej miękkie włosy opadają mi na twarz. Pachnie jak mieszanina mandarynki, grejpfruta i jaśminu.
-Pójdę pierwsza – szepcze mi do ucha – Siedź tu.
Jeśli myśli, że będę się jej słuchać to się grubo myli. Gdy tylko wstaje i znika w tłumie, podążam za nią.
Otwieram drzwi i wchodzę, mam nadzieje, że nie zauważony. Od razu uderza mnie zapach demonów. Tam, może go nie czułem, bo był zaduszony potem i ludźmi, ale tu czuję go już doskonale.
Znajduję się w ciemnym korytarzu. Chcę zawołać Kylie, ale wtedy dostaję czymś po głowie.
Catherine nauczyła mnie czaru widzenia w ciemności, ale teraz nie mam czasu, by go wymówić. Cokolwiek mnie zaatakowało, może zaatakować również Kylie.
Po omacku sięgam ręką ,by złapać przeciwnika. Natrafiam na coś miękkiego, wiec przyciskam to do ściany.
-Ostende mihi faciem – mówię.
-Jezu, Derek to ja – słyszę głos Kylie- Przestraszyłeś mnie. A teraz jeszcze mnie gnieciesz.
- Przepraszam – mruczę i odsuwam się.
Nagle oślepia mnie jakieś światło.
-Upewniam się, czy to na pewno ty- wymachuje świecący telefonem.
-Miałaś jakieś wątpliwości?
-Czy ja wiem, a może Malum potrafią zmieniać głosy? – mimo ciemności jestem pewien, że uśmiecha się z typową dla niej sarkastycznością.
-Lepiej użyj tego swojego światełka, żeby się nie przewrócić – prycham.
-Tam są drzwi- zmienia temat – Zamknięte.
-To nie problem. Pokaż mi je.
Kylie idzie wzdłuż korytarza, a ja za nią. W końcu oświetla jakieś drzwi, które wyglądają na drewniane i stare.
-Myślisz, że tam jest...- zaczyna Kylie.
-Nie wiem- przerywam jej. – Poświeć mi przy klamce.
Na otwieranie zamkniętych drzwi nie ma czaru. Na to jest jedynie własna inteligencja. No i siła.
Kylie wydaje zduszony okrzyk, kiedy po prostu wyrywam klamkę.
-Co...?
-Shh – uciszam ją. Popycham delikatnie drzwi, które od razu ustępują.
W tym pomieszczeniu także jest ciemno, ale Kylie znajduje włącznik światła i pokój staje się jasny.
-O mój Boże! – krzyczy Kylie.
Na środku pomieszczenia na krześle siedzi przywiązany Dylan. Jest nieprzytomny, a twarz ma całą we krwi.
-Dylan! Obudź się – potrząsa nim Kylie. Ma łzy w oczach- Derek! Zrób coś!
Uświadamiam sobie, że stoję bez ruchu. Potrząsam głową i podchodzę do niej. Delikatnie łapię ją w talii i odciągam od Dylana.
-Uspokój się – szepczę do niej.
Nagle drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi trzech mężczyzn. Są zaskoczeni naszym widokiem, ale po chwili uśmiechają się obrzydliwie.
-Łowca i człowiek – najwyższy z nich robi krok na przód- Czy to nie łamanie praw natury, że łowca przynosi nam jedzenie?
Myśl, że uważają Kylie za pożywienie sprawia, że rzucam się na nich, wyciągając sztylet.
-Ostende mihi faciem!
Trójka mężczyzn po chwili zrzuca z siebie ludzkie przebranie. Ich postacie demonów nie są dość ładne, ale muszę wiedzieć z kim walczę.
Wymierzam cios sztyletem w tego najwyższego, ale wtedy czuję, jak unoszę się nad ziemią i z całą siłą uderzam o ścianę. Po mojej klatce piersiowej rozchodzi się przeraźliwy ból.
-Bierzzzcieee dziewwwczyne- syczy jeden z nich – Tylkoooo nie zabijajjciee.
Słyszę krzyk Kylie, więc wstaję najszybciej jak mogę. Jeden z nich już jest przy dziewczynie. Zachodzę go od tyłu i wbijam mu sztylet prosto w plecy. Demon wydaje z siebie skrzeczący odgłos i rozpływa się w proch.
Jeden z głowy.
Odwracam się do reszty, ale wtedy ten najwyższy mnie atakuje wbijając pazury w mój brzuch.
-Derek! – słyszę krzyk Kylie.
Upadam na podłogę i kurczowo trzymam się za ranę. Czuję jak moja bluzka przesiąka krwią. To teraz. Spełnia się to, co przewidziała Kylie. Umrę.
Czekam na decydujący cios, ale wtedy dzieje się coś innego.
#Kylie
Miałam zamiar walczyć za Dereka i nie pozwolić, by go wykończyli. Nie obchodziło mnie, jak to zrobię. Gdy już chciałam zerwać się do walki, drzwi otwierają się i do pokoju wpadają Dean i Olivia. A za nimi Cameron i Frederik.
Myślałam, że się rozpłaczę na ich widok. Nie traciłam czasu i podbiegłam do Dereka i odciągnęłam go z pola walki.
Kurde. Było z nim nie najlepiej. Miał paskudną ranę na brzuchu, która poważnie krwawiła.
-Umrę? – pyta się mnie, bełkotliwie.
-Co? – zaskakuje mnie
-Powinnaś wiedzieć, w końcu ty mi to powiedziałaś. Nic nie czujesz?
Ma rację, jeśli jestem banshee to powinnam wiedzieć, czy Derek umrze. Ale ja nic nie czuję.
-Derek, na pewno nie umrzesz – próbuję go przekonać.
-Co z nim? – podbiega do mnie Olivia.
-Potrzebuje pomocy- wyjaśniam. Na widok jego rany Olivia krzywi się.
-Cam! Choć tu – woła.
-Olivia, jeszcze Dylan – pokazuję jej mojego nie przytomnego przyjaciela.
-Co on tu robi? – wydaje się być przerażona.
Kręcę głową, bo nie wiem, co odpowiedzieć. Czuję cholerną winę, że to wszystko przeze mnie.
- Wyjdziemy tylnymi drzwiami, żeby nie zwracać na siebie uwagę. Jest tu więcej Malum niż możesz sobie wyobrazić.
Mam ochotę powiedzieć jej, że nie chcę sobie wyobrażać.
Kiedy wychodzimy i patrzę na szkody dzisiejszego dnia robi mi się nie dobrze. Nie chcę nawet myśleć, co za piekło będzie jutro.
_____________________________________________________
Zacznijmy od tego, co zawsze czyli od WIELKICH PRZEPROSIN. Planowałam, że wstawię rozdział w niedzielę, ale mi nie wyszło :p Ostatnio mam naprawdę dużo rzeczy do robienia i z niczym się nie wyrabiam. Dziękuję za wszystkie gwiazdki <33 Na górze macie moje wyobrażenia, jak mogli by wyglądać główni bohaterowie :) Do następnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top