6 #Kylie

-Myślisz, że umarła?- słyszę dziewczęcy głos, gdzieś nad sobą.

-Olivia- ktoś ją karci. Poznaję ten głos. Groźny i władczy.

Derek.

Próbuję otworzyć oczy, ale to zbyt trudne. Moje powieki są zbyt ociężałe i odmawiają mi posłuszeństwa.

- Mrugnęła! - krzyczy ta dziewczyna, a ja czuje się, jak jakiś eksponat w muzeum. Czy jestem, aż taką atrakcją?

-Uspokój się, Oliv - kolejny raz fuka Derek. -Kylie? Słyszysz mnie? - mogę sobie wyobrazić, jak pochyla się nade mną. Wręcz czuję jego ciepły oddech na mojej twarzy.

-Tyk -próbuje powiedzieć. Mam wrażenie, że w moim gardle utknęła piłka do koszykówki. Ale chyba zadziałało:

- Żyje!- wrzeszczy Olivia. Zastanawiam się przez chwilę, czy aby na pewno.

Zbieram wszystkie siły, jakie mam i po raz kolejny próbuję otworzyć oczy. Robię to z szybkością ślimaka, ale w końcu wszystko widzę.

Pierwsza jest twarz Dereka. Opanowana, ale w oczach widać lekki niepokój. Druga pochylająca się nade mną twarz należy do czarnowłosej piękności z zadziornym spojrzeniem. Patrzy się na mnie z fascynacją , a mnie to trochę irytuje. Przecież nie jestem tym cholernym eksponatem w muzeum!

-Kylie? - pyta Derek, jakby chciał się upewnić, czy to naprawdę ja - Wszystko w porządku?

Hmm... czy wszystko jest w porządku? Pomyślmy... jakiś chłopak zabił na moich oczach dwie dziewczyny, jeśli to były dziewczyny, bo widziałam coś, co na pewno nikt nie może wyjaśnić. Ukuły mnie igłą, po czym odleciałam, niczym ptaszek na zimę. Teraz budzę się i widzę Dereka, jakąś laskę i jestem w jakimś pokoju, nie wiedząc, co tu robię.

Odpowiedź jest prosta:

-Nie.

Derek krzywi się :

-Boli cię coś?

Chyba mózg.

Ignoruję jego pytanie i sama zadaję właściwe:

-Co się stało? - podnoszę się do pozycji siedzącej.

Olivii znika uśmiech i spogląda na Dereka pytająco:

-Pójść po Deana? - pyta.

- Nie- odpowiada szybko - Sam to załatwię.

- O co tu chodzi? Kim ona jest? - wskazuję ją palcem, a Olivia robi obrażoną minę - Kim jest Dean? I gdzie ja jestem?

-To moja młodsza siostra, Olivia. A Dean to mój starszy brat. Jesteś w naszym domu. Bezpieczna- wyjaśnia.

Chciałam mu wierzyć. Naprawdę. Ale nadal czułam się, jak w najgorszym koszmarze. I jak najszybciej chciałam się obudzić.

-Co ja tu robię - szepczę cicho.

-Po tym, co się... wydarzyło, jesteśmy winni ci wyjaśnienia - zaciska usta Derek.

O tak. I wydaję mi się, że jest ich dużo.

-Ten chłopak... on je zabił. Zabił te dwie dziewczyny ze szkoły...- dukam.

Derek rzuca mi chłodne spojrzenie:

-Czy to, aby na pewno były dwie dziewczyny? Jesteś tego pewna? - pyta złośliwie.

Sama siebie okłamuję. Ale, jak inaczej mam wyjaśnić, to co widziałam. To było takie niemożliwe...

-To przez tą igłę. Widziałam coś...

-Co? - dopytuje się Derek. Drżę, gdy przypominam sobie. Czerwona skóra, szpony, zębiska...

- Dobra, dość tego- wykrzykuje Olivia - Derek, jesteś w tym beznadziejny. Idę po Deana. - rzuca i wychodzi tak szybko, że nawet Derek nie zdąża zaprzeczyć.

Szczypię się lekko w rękę. Powtarzam to coraz mocniej.

-Co ty robisz? - podnosi jedną brew Derek.

- Próbuję się obudzić.

Okazuje się, że jestem tak zabawna, że Derek zaczyna się śmiać. Uświadamiam sobie, że pierwszy raz widzę, jak to robi. Zawsze rzucał tylko niemiłe i złośliwe uśmieszki. Patrzę się na niego zahipnotyzowana. Muszę przyznać, że śmiech Dereka Ledmenta to ósmy cud świata - niespotykany i zapierający dech w piersiach. Nagle drzwi się otwierają i przerywają tą piękną muzykę dla moich uszu.

Derek szybko poważnieje i zamiast wesołych iskierków w jego oczach, pojawia się ten sam, co zawsze chłód.

Patrzę się, jak Olivia wprowadza wspomnianego wcześniej Deana. Kiedy go widzę i uświadamiam sobie, że nie robię tego po raz pierwszy, mój żołądek robi fikołka.

To on. To ten chłopak, który zabił te dziewczyny.

Mam ochotę walnąć się porządnie w czoło. Jak mogłam się nie domyślić, że ktoś tak bardzo podobny do Dereka, to jego brat?

Dean uśmiecha się do mnie, a ja nie świadomie zauważam kolejną różnicę, miedzy nim, a Derekiem. Pojawienie się uśmiechu przychodzi mu znaczniej łatwiej, niż jego chłodnemu i poważnemu bratu.

-Widzę, że nie skaczesz z radości na mój widok - rzuca Dean wesoło.

-A powinnaś. Gdyby nie on, byłyby z ciebie wióry - warczy Derek.

Mam ochotę zwymiotować.

-Derek. Spoko. - uspokaja go brat. - Wszystko po kolei.

Jego ciemne, jak dwa węgle oczy zatrzymuję się na mnie:

- A więc, Kylie. Derek mi trochę o tobie opowiadał. Podobno przewidziałaś mu śmierć.

-To nie tak... - próbuję zaprzeczyć, ale Dean mi przerywa:

- Teraz to nie jest najważniejsze.

Przełykam głośno ślinę.

Dean siada naprzeciw mnie na łóżku. Lekko drżę i spoglądam na Dereka i Olivię, którzy bez emocji się w nas wpatrują.

-Boisz się mnie? - pyta.

-N-nie wi-iem - jąkam się. Przecież widziałam, jak wyjmuje długi sztylet i jak bez mrugnięcia okiem zabija te dziewczyny.

-Kotku, nie masz czego - mruga do mnie, a ja lekko się rumienię - Właściwie to naprawdę uratowałem ci życie.

- I zabiłeś te dziewczyny! - nie wytrzymuje.

Dean krzywi się.

-Czas wszystko wyjaśnić. A więc pewnie, jak się domyśliłaś, coś z tobą jest nie tak. Nie martw się. Ze mną też tak jest. I z Derekiem i z Olivią. I z wszystkimi, którzy tu mieszkają. Różnica jest taka, że my wiemy, co jest z nami nie tak, a ty nie. Jedyne, co ci mogę powiedzieć to, to że jest to coś wyjątkowego, bo te „dwie dziewczyny", jak to ujęłaś, chciały cię żywą.

Poczułam ciary na plecach.

-To nie były uczennice z liceum, to nawet nie byli ludzie. To coś, co nazywamy Malum. Najprostsze wyjaśnienie, to demony żywiące się ludzką duszą tak, że z człowieka zostaje tylko flak. „Spożyty" człowiek może zamienić się w Malum lub po prostu umrzeć, to zależy, czy uda nam się przechwycić ciało. No tak... my... jesteśmy Vanatorami, polujemy na Malum, dbamy o to, by nie przemieniały, ani nie zjadali ludzi. Krótka piłka. Wczoraj zaatakowały cię dwa Malum pod ludzką powłoką. Ale nie chciały się pożywić twoją duszą, tylko uśpić, bardzo silnymi proszkami.

Gapie na niego w milczeniu. Czekam, aż ktoś wyskoczy i wrzaśnie: "Mamy cię! Wkręciliśmy cie w Ukrytej Kamerze", ale nic się nie dzieje.

-Więc... chcesz mi wmówić, że jesteś jakimś kurde łowcą...

-Venatorem - poprawia mnie.

-I że polujesz na jakieś demony, które nazywasz Malum, czy coś tam?

- Nie wmawiam ci tego, Kylie. To prawda.

-Szajbus.

Dean robi minę, jakby go to trochę zabolało.

-Mówiłem ci, że jest trudna - wtrąca Derek.

-Że co? - drę się - To wy jesteście jakąś jakąś rodziną psycholi! Najpierw chciałeś mnie zabić - celuje oskarżycielsko palcem w Dereka- A teraz jeszcze to...

-Myślałem, że jesteś Malum - broni się Derek.

-Myślałeś, że jestem jakimś wymyślonym przez was demonem? - śmieję się.

Derekowi błyszczą oczy ze złości:

- Więc, co takiego zobaczyłaś? A może uważasz, ze miałaś zwidy? - drażni się.

Błagam niech to będą zwidy!

- Derek, daj jej spokój. Sam, bym w to nie uwierzył na jej miejscu - mówi spokojnie Dean.

-Nie obchodzi mnie to! - wrzeszczy Derek, a ja się wzdrygam. - Z jakiegoś powodu jest ważna, że Malum nie chcą jej zabić. Więc niech zacznie wierzyć, bo chyba nie ma czasu na twoje przedstawienie w stylu Matki Teresy, Dean.

- Wynos się stąd - warczy czarno-oczy.

- Musimy się dowiedzieć, czym ona jest.

-Musimy, ale nie wszystko na raz. Teraz ja straszysz. Jesteś strasznym dupkiem, wiesz?

-Ktoś musi mieć tu jaja.

Dean podrywa się gwałtownie i w jedna sekundę jest przy Dereku:

-Wiesz, że potrafię być gorszy. - warczy.

Nie wiem, jak Derek, ale ja mu wierze, gdy stoi tak i ciska wściekłym wzrokiem w brata. Jego idealne mięśnie napinają się ze złości, tak że mam wrażenie, ze rozerwą koszulkę, a oczy ciemnieją jeszcze bardziej, mimo, ze wydawało się to niemożliwe.

Derek zaciska usta w wąska kreskę, odwraca się i wychodzi, trzaskając drzwiami.

-Idź i zobacz, czy nie zrobi jakiejś głupoty - mówi Dean do Olivii.

Dziewczyna spogląda na niego przez chwilę z niepewnością, ale zaraz znika za drzwiami.

Dean wzdycha, a ja obserwuję, jak cała złość opuszcza jego ciało.

Spogląda na mnie:

-Och, kotku same z tobą kłopoty.

- Nie nazywaj mnie tak! - warczę.

W jego oczach pojawia się rozbawienie.

-Masz charakterek - stwierdza. -Myślałem, że się rozpłaczesz, gdy ci to wszystko mówiłem.

-To źle myślałeś- rzucam ze złością - Długo będziecie mnie tu trzymać? Moim rodzice pewnie się o mnie niepokoją. W końcu nie wróciłam na noc.

Nie żebym się tym przejmowała, po prostu szukałam dobrej wymówki.

- Twoi rodzice myślą, że jesteś w swoim pokoju, a obecnie, ze jesteś w szkole. Nie ma się, czy martwić, kotku.

-Mówiłam ci, żebyś mnie tak...

-Będę cię tak nazywał. Przypominasz mi wystraszonego kotka: boi się, więc pokazuje pazurki.

Prycham ze złością. Wstaje z łóżka i próbuje nie zwracać uwagi na silne zawroty głowy. Nie udaje mi się i prawie upadam, gdyby Dean w porę mnie nie przytrzymał. Oplata mnie jedną ręka w talii.

-Ups. Ktoś chyba wczoraj zabalował- żartuje. Delikatnie sadza mnie powrotem na łóżko. - Czemu nie chcesz nam zaufać? Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyś to zrobiła.

- Derek groził mi śmiercią...

-Derek to bałwan. Najpierw robi, potem myśli. Zaufaj mi. Obiecuję, że ci to udowodnię. Wiem, że to naprawdę jest nie do pomyślenia, ale musisz przyjąć to do wiadomości, że zostałaś w to wciągnięta. Świat jest inny niż myślałaś, Kylie. I nie jest taki kolorowy.

Nigdy nie był.

Patrzę na Deana, który wygląda, jakby trzeba mu było ufać. Wygląda na silniejszego i groźniejszego, niż Derek, ale ma swój chłopięcy urok i wokół niego roztacza się blask radości.

-Dobrze. Udowodnij mi to.

__________________________________________________________

Jej! Po trochę dłuższej nieobecności znowu rozdział! Nareszcie jest wyjaśnione, o co z tym wszystkim chodzi. Mam nadzieję, że spodoba wam się taki rozwój sytuacji. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top