5 #Kylie
Bum.
-Cholera - jęczę. Leżę na podłodze i próbuję się zebrać, po tym jak przed chwilą spadłam z parapetu.
Patrzę na wyświetlacz telefonu. 7:15. Mam tylko 15 minut do szkolnego autobusu.
Biorę krótki prysznic i ubieram się nie patrząc nawet w co.
Zbiegam na dół, gdzie oczywiście czekają na mnie rodzice.
-Podwieźć cię do... - zaczyna tata, gdy mnie widzi.
-Nie - szybko mu przerywam. Łapię torbę, wkładam buty i wybiegam z domu.
Wzdycham z ulgą, gdy autobus akurat podjeżdża na mój przystanek. Wsiadam i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Wszyscy gapią się na mnie, jakbym co najmniej była jakimś kosmitą. Mam ochotę wrzasnąć: 'Tak, to ja! Ta nowa ze stołówki", bo pewnie taki przydomek już mi nadali. Zamiast tego próbuję ich ignorować, siadam na końcu i wkładam do uszu słuchawki.
Nadal czuję wściekłość do rodziców. No i jeszcze do Dereka i w sumie do całego świata.
Czemu tylko mi muszą przydarzać się takie niestworzone rzeczy?
Kilkanaście minut później wysiadam z autobusu i razem z resztą dzieciaków kieruje się w stronę szkoły.
Na korytarzu próbuje znaleźć jedynego sprzymierzeńca w tym całym gównie, jakim jest to miasto i jego mieszkańcy.
Znajduje go opartego o szafki i patrzącego w skupieniu w podręcznik od biologii.
-Dylan!- wołam go, a chłopak podnosi wzrok. Zamyka książkę i uśmiecha się do mnie.
-Jezu, Dylan, miałeś rację! Derek Ledment to totalny świr!
Blondyn patrzy na mnie z zaciekawieniem:
-Przemyślałaś to wszystko i stad to jakże prawdziwe stwierdzenie?
-Nie! - kręcę gwałtownie głową - Po tym, co wczoraj zrobił...
-No tak... to na stołówce...
-Nie na stołówce! W moim domu...
-Kylie - przerywa mi groźny głos za mną.
Dylan patrzy za mnie i wygląda, jakby miał za chwilę zemdleć.
Odwracam się i natrafiam na lodowate oczy Dereka.
-Musimy porozmawiać- rzuca, a potem patrzy wściekle na Dylana - Sami.
Rzucam szybkie spojrzenie Dylanowi, próbując mu powiedzieć, żeby mnie nie zostawiał, ale on patrzy na mnie przepraszająco, odwraca się i odchodzi.
Co za tchórz.
Patrzę z wściekłością na Dereka. Wygląda inaczej. Nadal jest groźny, na ten swój seksowny sposób, ale teraz wygląda na zmęczonego, jakby nie spał całą noc.
-Chodź- łapie mnie za nadgarstek i ciągnie mnie przez korytarz. Kątem oka widzę, jak licealiści patrzą się na nas zszokowani. Chętnie bym krzyknęła : „Na co się gapicie? Powinniście mi pomóc, bo niebezpieczny świr ciągnie mnie prawdopodobnie zabić!"
Derek wciska mnie do magazynku woźnego. Chce mnie zamordować szczotką do podłogi?
-Cokolwiek będziesz chciał zrobić, zacznę krzyczeć, a ostrzegam jestem w tym dobra- informuję go, gdy zamyka drzwi.
Derek posyła mi długie, przymrużone spojrzenie:
- O tak. Wiem o tym - rzuca.
Oczywiście miało to drugie dno.
- Za to, co wczoraj zrobiłeś, nie zasługujesz żebym na ciebie nawet spojrzała. Więc potraktuj to jako akt mojej dobrej woli i powiedz, o co chodzi, zanim się rozmyślę.
Reakcja Dereka jest natychmiastowa. Wydaje z siebie pomruk niezadowolenia i popycha mnie, przyciskając do ściany. Piszczę cicho, kiedy przybliża swoja twarz do mojej. Czuję jego przyspieszony oddech. Pachnie miętą i cytryną. Jego niebieskie oczy błyszczą z furii.
-Nie obchodzi mnie, czy chcesz rozmawiać- mówi przez zaciśnięte zęby wprost do mojego ucha. Jego głos jest tak pełny jadu, ze mimowolnie drżę ze strachu.
-Zapamiętaj sobie jedno: kiedy chcę z tobą rozmawiać, będziemy rozmawiać. Niezależnie od tego, czy masz na to ochotę, czy nie.
-Nigdy nie mam na to ochoty- nie mogę się powstrzymać.
-Kiedyś źle skończysz za te pyskówki
-Grozisz mi?- pewnie patrzę mu w oczy. Mam wrażenie, że tonę w głębokim i szaleńczym oceanie.
-Groźby nie są w moim stylu, ja od razu pozbywam się problemu.
Ogarnia mnie panika. Próbuję zachować zimna krew:
-To definitywnie była groźba...
Derek śmieję się, a ja muszę przyznać, że to najbardziej przerażający i seksowny jednocześnie śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałam w życiu.
-Boisz się? - przybliża swoja twarz, tak że nasze usta dzieli tylko kilka centymetrów.
-A mam czego? - mamroczę. W tej chwili czuje się, jak na rollercoasterze. Serce bije mi, jak szalone. Boże, ten facet tak na mnie działa, a jednocześnie boję się go, jak cholera.
-Wydaje mi się, że nie - odzywa się po chwili.
On chciał cie zabić, szepcze gdzieś mój głos rozsądku. Może i chciał to zrobić, ale teraz stoję tutaj i czekam, aż zmniejszy tą dzielącą nas odległość i złączy nasze wargi...
Nagle Derek odsuwa się i patrzy na mnie chłodno:
-Chciałem coś wyjaśnić - oznajmia.
Wypuszczam powietrze, nieświadomie wciągane przez ten czas:
- A czy to nie oznacza, że musisz wejść przez okno?- uśmiecham się szyderczo.
- Kylie- warczy ostrzegawczo Derek. - Po pierwsze: nikomu nie mówisz, o tym, co się wydarzyło. Mieliśmy układ.
Przewracam oczami.
-Po drugie - kontynuuje - Jeśli nie chcesz sobie pomóc i iść ze mną gdzieś, gdzie wyjaśnią ci wszystko, to musisz się trzymać blisko mnie, bo grozi ci niebezpieczeństwo.
-Żartujesz - wypalam zszokowana.
-A wyglądam, jakbym żartował? - irytuje się Derek.
Wybucham krótkim śmiechem:
-Śmieszne - rzucam - Czy to wszystko?
-Na razie tak.
-Świetnie. Mam nadzieję, ze NIE do zobaczenia - mruczę pod nosem.
Zanim zdążam otworzyć drzwi, Derek łapie mnie za łokieć.
-Nie żegnaj się - posyła mi lodowaty uśmieszek - Dzisiaj cię przecież pilnuję.
Patrzę na niego z przerażeniem. Otwieram drzwi i wychodzę. Idę szybkim krokiem, mając nadzieję, że (jakimś cudem) Derek żartował.
Idzie za mną. Oczywiście, że tak.
Mam go już dosyć. Odwracam się gwałtownie, tak że uderzam wprost w jego klatkę piersiową. Derek łapie mnie delikatnie w talii i odsuwa.
Czuję, że policzki mi płoną, ale biorę dwa wdechy i rzucam mu wściekłe spojrzenie.
-Może i jara cię ta zabawa w mój cień, ale zostaw mnie w spokoju! - krzyczę.
Nagle dzwoni dzwonek. Nareszcie. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo ucieszył mnie jego dźwięk.
-Papa - rzucam do niego słodko - Mam literaturę.
- Ja też.
Uśmiech zamiera mi na twarzy. Bóg i aniołki chyba spiskują przeciw mnie. Co ja takiego zrobiłam!?
Idę ze wściekłością, stąpając po podłodze, jakby to była jej wina.
Derek idzie obok mnie i rzuca mi pytające spojrzenie.
-Mogę cię posłać do sądu za nękanie - mówię, gdy zbliżamy się do klasy.
-Za wiele rzeczy możesz mnie posłać do sądu.
-Dobra odpowiedź- śmieję się.
Otwiera mi drzwi do klasy, a ja przewracam oczami. Wielki dżentelmen.
Wchodzimy do klasy i zamieramy. Wszyscy w klasie gapia się na nas, łącznie z nauczycielem, który zdążył już przyjść.
No tak, zdaję sobie sprawę, jak to wygląda. Derek Ledment, ten zły, nieziemsko przystojny typ, do którego lepiej się nie zbliżać i o którym krąży wiele ciekawych plotek, wchodzi do klasy z nowa dziewczyną w szkole, która pokazała wczoraj, jak bardzo ma źle z głową.
Nie wygląda to dobrze.
-Pan Ledment- nauczyciel kiwa głowa w kierunku Dereka, a potem przenosi wzrok na mnie - I...?
-Kylie Minrot- przedstawiam się - Jestem nowa.
-A więc witam cię Kylie - posyła mi miły uśmiech. Jest mężczyzną po czterdziestce z rzadkimi, ciemnymi włosami i ubrany jest w szarą marynarkę. Mogę się założyć, że chodzi w niej codziennie. - Spóźniliście się, ale tylko chwilę, więc nie będę robił z tego wielkiej afery. Usiądźcie, proszę.
Uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
Błagam Boże, stwarzaj więcej takich nauczycieli!
Przechodzę przez klasę i kieruje się do pustej ławki na końcu.
-Pewnie całowali się po kątach -słyszę wyraźnie. Podążam wzrokiem za źródłem głosu. Blondynka o krótkich prostych włosach i pociągłej twarzy rzuca mi potępiające spojrzenie, ale w jej oczach kryję się też zazdrość. Jej przyjaciółka o rudawych włosach patrzy się na mnie, jakby skazywała mnie na wyrok.
Suki.
Uśmiecham się do nich słodko, a one jeszcze bardziej wyglądają na oburzone.
Siadam w ostatniej ławce, a po chwili koło mnie siada Derek
-Idź sobie - jęczę.
-Nie mogę - mówi- Nie ma już miejsca.
Rozglądam się i stwierdzam, że to prawda. Wszystkie ławki są zajęte.
Opieram się łokciami o ławkę i próbuję przeczekać tę lekcję. Przez obecność Dereka nie mogę się na niczym skupić.
Po lekcjach idę do łazienki, chyba jedynym miejscu, gdzie Derek nie może ze mną wejść. Robię tak na każdej przerwie. Za piątym razem, Derek odciąga mnie zanim wejdę do łazienki.
-Dość tego - zagradza mi drogę. Kojarzy mi się ze wkurzonym tatuśkiem. -Ciągle tam wchodzisz, że zaczynam podejrzewać, ze szykujesz tam jakąś broń.
Chciałabym.
-Może mam jakieś problemy z pęcherzem.
-Może jednak z głową - drwi.
-Odezwał się ten, co ich nie ma -prycham. - Po prostu mam cię dość. Ciągle za mną łazisz, jak jakiś wierny pies. Po lekcjach pójdziesz za mną do domu i będziesz ze mną spał?!
-Kusząca propozycja, ale nie sądzisz, że to zbyt szybko? W końcu znamy się tylko dwa dni.
Otwieram szeroko buzię. Co za tupet. Derek rzuca mi złośliwy uśmieszek. Nie pozwolę, żeby ten dupek za mną chodził. Duszę się już jego obecnością.
Ogarnia mnie wściekłość. Z całej siły popycham go. Nie przewraca się, ale traci równowagę. Nie wahając się, zaczynam biec do przodu.
-Kylie! -słyszę za sobą. Jestem pewna, ze derek zaraz rzuci się za mną w pogoń, wiec przyśpieszam.
Skręcam w inny korytarz i na kogoś wpadam
-Jak leziesz! -piszczy jakaś dziewczyna.
-Sorry! - wołam i biegnę dalej.
Nagle zauważam otwarte drzwi. Szybko wślizgam się do Sali i zamykam drzwi. Rozglądam się. Jakaś zwykła pusta klasa. Oby Derek mnie tu nie znalazł.
Musze działać. Boże, Kylie myśl!
Nagle w głowie zaśwituje mi pewien pomysł. Otwieram okno. Nie jest wysoko. Można bez problemu wyskoczyć.
Wskakuję na parapet i skaczę na trawę. Zaczynam się śmiać. Naprawdę mi się udało. Uwolniłam się od tego psychola!
Rozglądam się. Jestem chyba na szkolnym dziedzińcu. Tylko jest tu strasznie cicho i pusto. Żadnych uczniów i nauczycieli.
Wchodzę na chodnik i idę powoli. Nagle zauważam z daleka dwie postacie.
-Hej! - krzyczę i podbiegam do nich.
To dwie blondynki, wyglądające, jak modelki żywcem wyjęte z jakiegoś magazynu.
-Wiecie, jak wejść stąd do szkoły? - pytam.
- Zgubiłaś się? - jedna z nich podnosi brew.
-Tak - uśmiecham się z zażenowaniem.
-Och, skarbie. Pomożemy ci - ta druga dotyka mojego ramienia. -Chodź z nami.
Marszczę brwi. Są zbyt miłe. To aż niemożliwe.
Mimo wszystko posłusznie za nimi podążam. Gdy zbliżamy się do głównej bramy, blondynka wyciąga coś z kieszeni. Wygląda jak... igła. Blondynka robi zamach i kieruje ja na mnie:
-Co wy robicie? - przeczę w panice.
-Pomagamy ci - na jej twarzy pojawia się psychiczny uśmiech.
Ledwie udaje mi się zrobić unik, gdy mierzy we mnie igłę. A potem wszystko dzieję się bardzo szybko. Blondynka zostaje uderzona i leci wprost na ścianę budynku szkoły. Jej przyjaciółka zaczyna warczeć i wyciąga z jej reki igłę.
-Derek?- pytam, gdy zauważam chłopaka, odwróconego tyłem. To on uderzył tą dziewczynę. Odwraca się, a ja wydaję zduszony pisk. To nie Derek, ale ktoś bardzo do podobny. Jest wyższy i mocniej zbudowany. Przede wszystkim ma ciemne oczy, przypominające węgle. Mimo to ma rysy Dereka i jego ciemne, lekko falowane włosy.
Wtedy czuję ukłucie w ręce. Blondynka korzystając z okazji, że chłopak nie patrzy, kłuje mnie igłą. Czuje, jak do oczu napływają mi łzy.
-Ostende mihi faciem!- krzyczy chłopak, a ja poznaje, że to samo mówił wczoraj Derek, gdy próbował mnie zabić.
Oczy zaczynają mi się zamykać, ale nadal widzę, co się dzieję. Obie blondynki zaczynają wrzeszczeć. A potem ich skóra zaczyna płonąć. Robiła się coraz bardzie czerwona. Ich błyszczące włosy wypadały gęstymi kosmykami i po chwili były już całkiem łyse. Długie palce były teraz szponami, ostrymi do zadawania szybkiej śmierci.
Nie, to się nie dzieje naprawdę. To tylko halucynacje wywołane ukłuciem igły.
Kiedyś dwie dziewczyny, teraz dwa potwory rzucają się na chłopaka , który wyciąga ze skórzanej kurtki sztylet. Macha nim kilka razy i potwory upadają na ziemię. Po chwili rozpływają się w proch.
Oczy same mi się zamykają. Czuję, jak moje ciało oplątują silne ręce.
-Hej - słyszę nad sobą i czuje jak ręka gładzi moje włosy - Nie zasypiaj.
Chcę mu powiedzieć, że nie mogę, ale za szybko ogarnia mnie ciemność, w którą spadam, spadam, spadam i spadam.
_________________________________________________________
Oto rozdział 5! Mam nadzieję , że jego długość wynagrodzi wam to , że nie będę dodawała żadnych rozdziałów przez następnym tydzień. W końcu są wakacje, trzeba odpocząć! <33 Do zobaczenia za tydzień już z 6!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top