19 #Kylie #Derek


Nawet jak idę na głupią, zwyczajną imprezę, to musi się coś takiego wydarzyć. Przyciągam kłopoty, jak magnes. Choć w tym przypadku trafnie byłoby zastąpienie słowa „kłopoty", wyrazem „Malum".

Tak, definitywnie przyciągam Malum, jak magnes.

Evan Deker, czy raczej demon, który zrobił imprezę (to przejdzie do historii) wyciąga ku mnie swoje szponiaste ręce.

A ja nie mogę się ruszyć. Stoję przed nim, jakby sparaliżowana i czekam... sama właściwie nie wiem na co.

Gdzieś w głębi duszy wiem, poprawka: czuję to, że Malum na pewno nie chce mojej śmierci.

Więc pozostaje mi jedynie czekać, by odkryć prawdziwe zamiary demona.

Nagle rozlega się głośny, metalowy dźwięk uderzenia i Malum usuwa się na ziemię. Zszokowana spostrzegam Dylana, który trzyma w rękach metalową belkę.

-O kurdee... - wyszeptuje i gapi się z niedowierzaniem na demona pod swoimi nogami – Olivia! – wrzeszczy.

-C-co ty...

-Nic ci nie jest? – przerywa mi. Podchodzi do mnie i mocno obejmuje.

Co się do cholery właściwie stało?

Czy mój przyjaciel – człowiek przed chwilą pacnął krwiożerczego demona belką?

Błagam was, przecież nic nie wypiłam na tej imprezie.

-O w mordę – rozlega się głos Olivii. Dziewczyna wpatruje się w Malum.

-Zabiłem go! – chwali się Dylan i podnosi do góry belkę.

Olivia kuca przy ciele Malum, wyciąga sztylet za paska spodni i wbija mu go w pierś. Evan Deker, demon – imprezowicz znika w chmurze popiołów.

-Zabiłeś pieprzonego demona! – Olivia gapi się w osłupieniu na Dylana.

-Tym czymś! – krzyczy z radości mój przyjaciel.

-Jak to się stało? – pytam.

-Nie wiem, musiałem go mocno walnąć – wyszczerza się Dylan.

-Nie chodzi mi, jak go zabiłeś – przewracam oczami – Tylko jak to się stało, że gospodarz imprezy był Malum?

-Cóż, Malum musiały się dowiedzieć, że idziesz na jego imprezę i go przemieniły – podsuwa Olivia.

Świetnie. Po prostu super.

I co mam teraz powiedzieć?

„Sorry, Evan, że przeze mnie zostałeś zamieniony w demona, potem walnięty belką, a na koniec został po tobie pył"

-Evan Deker nie był jedynym demonicznym gościem na tej imprezie – wyjaśnia Olivia – Dlatego musimy cię stąd zabrać.

-A ci wszyscy pozostali ludzie? – otwieram szeroko oczy i z niepokojem spoglądam w kierunku budynku, jakby za chwilę miał z niego wyskoczyć kolejny Malum.

-Zrobił się tam straszny chaos – mówi Olivia z krzywą miną – Dean się tym zajmie. Z resztą Frederik i Cam już tu jadą.

-Derek – wyszeptuję, nagle przypominając sobie, że go tam zostawiłam.

-On też pewnie z nimi przyjedzie – mówi Olivia, kompletnie nieświadoma, że sytuacja wygląda inaczej.

-Nie rozumiesz! – krzyczę – On jest w środku! Zalany w trzy dupy!

-Jak to? – na twarzy Olivii pojawia się przerażenie.

-Przyjechał tu! Nie możemy go tam zostawić! – drę się, jak opętana.

-Kylie, uspokój się – Dylan kładzie swoją rękę na moich plecach. – Olivia poinformuje o tym innych i go znajdą.

Patrzę na Dylana, a potem na Olivię i zdaję sobie sprawę, że oni mnie nie rozumieją.

To moja wina, że Derek tam został.

Zarzucił mi, że mi na nim nie zależy.

Zależało. Tak mocno, że nie mogłam go tam zostawić.

Nie pozwolę, żeby spotkało go to samo, co Lacey.

-Ja... - zaczynam , a do oczu napływają mi łzy – Muszę po niego wrócić.

-Kylie- krzyczy Olivia, gdy wbiegam do budynku – Stój!

Ale jest już za późno, by mnie zatrzymać.

Znajdę go, choćby nie wiem co.

W środku nie jest już ciemno. Widocznie ktoś zapalił światłą. Przepycham się przez spanikowanych imprezowiczów.

„Evan Deker nie był jedynym demonicznym gościem na tej imprezie „ – przypominam sobie słowa Olivii.

To będzie cud, jeśli na żadnego nie trafię.

Potykam się o coś i z przerażeniem stwierdzam, że to martwe ciała ludzi. Niektórzy mają porozrywane gardła.

Czuję silne zawroty głowy.

Śmierć, śmierć, śmierć – mój mózg jak szalony przetrawia tą informację.

Powstrzymuję się od krzyku.

Olać to, że jestem banshee. Muszę znaleźć Dereka.

Próbuję nie patrzeć przed siebie.

W pewnym momencie ktoś łapie mnie za rękę.

Z całym impetem uderzam go z pięści w twarz.

-Cholera! – rozlega się, a ja poznaję ten głos.

-Cameron? – spoglądam na blondyna z ulgą.

-Miło widzieć, że nasze lekcje cos dały- śmieje się cicho, trzymając swojego nosa.

-Przepraszam – mruczę.

-Och, Kylie – obejmuje mnie swoją dużą ręką – Wynośmy się stąd.

-Ale Derek...

-Kylie – patrzy na mnie smutno – Olivia mi już powiedziała. Frederik go szuka. Wszystko już jest dobrze.

Powinno mnie to uspokoić. Mimo to nadal mam to dziwne uczucie, mówiące mi, że coś jest nie tak.

#Derek

Nie mam pojęcia, co się dzieje. Przed oczami mam jedynie czerń. W moich żyłach buzuje alkohol, sprawiając, że coraz bardziej robię się senny.

Nie mogę się ruszać.

Cholera, chyba jestem związany.

Nagle czuję szarpnięcie i ciemność znika, a zastępuje ją światło żarówki.

Mrużę oczy, próbując przystosować wzrok do jasności.

-Nadal jesteś pijany, co? – mówi ktoś.

Ten głos jest znajomy.

Kręcę głową na boki, chcąc zobaczyć źródło dźwięku.

-Frederik? – pytam.

Mój przybrany ojciec stoi, oparty o ścianę i patrzy na mnie z obojętnym wyrazem twarzy.

-Czemu jestem związany? – bełkoczę, gdy orientuję się, że siedzę na krześle, opleciony grubym sznurem.

-Jesteś żałosny – głos Frederika przesiąknięty jest gniewem – Może gdybyś się nie upił, wcale by cię tu nie było?

Czemu on to mówi?

A może to nie Frederik? Możliwe, że tylko mi się wydaje...

-Czemu... ty...? – mruczę bez sensu.

-Jesteś mi w pewien sposób potrzebny. – uśmiecha się szeroko, a ja mogę przysiąc, że jego zęby to miliony, długich kłów.

______________________________________________________

Powoli zbliżamy się do momentu wyjaśnienia całej tej historii :)

Następny rozdział już w nowym roku! Życzę wam udanej zabawy sylwestrowej!


+Jeśli ktoś ma twittera to zapraszam do mnie! ( link zewnętrzny) Możecie na tt pisać co sądzicie o moim opowiadaniu! <3






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top