17 #Kylie
Powoli, bardzo powoli wszystko wraca do normalnego stanu. Staram się chodzić systematycznie do szkoły, znowu „mieszkam" w swoim domu i próbuję zapomnieć o koszmarze, gdy zostałam porwana. Ciągle jestem przez kogoś obserwowana, ale to nie sprawia, że czuję się bezpieczniej. Przez cały czas mam obawę, że Malum jest bliżej niż sądzę.
Mój dom jest chroniony 24/7, dlatego przynajmniej mniej boję się o rodziców. Mnie zaś nie opuszcza o krok mój prywatny ochroniarz. Czasem jest to Cameron, czasem Derek, a najczęściej Dean. Z tym ostatnim przez ostatni czas bardzo się zbliżyłam. Między nami wytworzyłam się dziwna więź, której na razie nie mogę nazwać. Ale muszę przyznać, że jest mi dobrze, z tą naszą dziwną, lecz przyjemną relacją. Dean sprawia, że... wszystko wydaje się być łatwiejsze.
No prawie...
Każde z nas trochę się zmieniło. Może to nie widać, ale czuć w powietrzu, jak te koszmarne wydarzenia na nas wpłynęły.
Szczególną zmianę czuję w Dylanie. Nasza relacja wróciła na normalny tor, a nawet się ulepszyła. Teraz kiedy już o wszystkim wie i zdaję sobie sprawę o niebezpieczeństwie, które czai się na każdym kroku, jest bardziej opiekuńczy. W ciągu dnia potrafi się spytać mnie, czy wszystko porządku minimum 30 razy. Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo: „Tak."
Nie do końca to prawda.
Boję się zamykać oczy, bo gdy to robię powraca obraz Lacey w tamtym zaułku.
W nocy nawiedzają mnie koszmary, a gdy się budzę nic nie pamiętam, oprócz tego, że na pewno słyszałam w nich głos tajemniczego Przywódcy Malum.
Moi rodzice żyją sobie, jakby ten cały paranormalny świat nie istniał. Zazdroszczę im tego, że rzucane są na nich zaklęcia i po prostu zapominają o tych najgorszych rzeczach.
****************
-Wyjeżdżamy – oznajmia mama rano. Rzuca we mnie tą wstrząsającą wiadomością, akurat w momencie, kiedy najmniej się jej spodziewam.
Zaspana i ledwo przytomna rzucam jej długie spojrzenie:
-Słucham?- pytam, bo wydaję mi się, że się przesłyszałam.
-Wyjeżdżamy. Na miesiąc. Ja i twój tata będziemy reprezentować naszą firmę w Londynie- uśmiecha się z dumą.
-Lecicie do Anglii? – podskakuje zszokowana.
-Lecimy. My. – podkreśla.
Gapię się na nią z szeroko otwartą buzią. Niech ktoś mi powie, że to żart.
-Ja. Nigdzie. Się. Nie. Wybieram. – cedzę przez zęby.
-Och, Kylie. To dla nas życiowa szansa. To tylko miesiąc.
Zdecydowanie zbyt często w całym swoim życiu słyszałam podobne zdanie.
-Nie ma mowy – kręcę głową.
-Nie masz nic do gadania – mruknęła mama.
-Mam prawie osiemnaście lat! Mogę zostać sama w domu – drę się.
-Chyba żartujesz! – kpi mama.
Nie, to ty żartujesz.
Wściekła łapię swoją torebkę i wychodzę bez słowa z domu.
Na podjeździe czeka na mnie samochód.
Dzisiaj kolej Dereka na niańczenie mnie. Świetnie.
Wchodzę do samochodu i trzaskam drzwiami.
-Nie wiem, czy powinienem się pytać, o co chodzi – krzywi się.
-Chcą mnie wywieźć do cholernej Anglii!- wybucham.
-Że co? – marszczy brwi Derek.
-No normalnie. Moi rodzice chcą wyjechać do Anglii na miesiąc. Oczywiście ze mną!
-Nie – mówi tylko Derek.
-No wiem, że nie! – krzyczę – Nigdzie nie jadę.
- Oczywiście, ze nigdzie nie jedziesz – zgadza się Derek i odpala samochód.
-Nie wierzę, że każą mi jechać- jęczę.
-Załatwimy to. Nigdzie nie pojedziesz.
Rzucam mu wdzięczne spojrzenie.
-Zawsze jest tak samo – wypalam nie mogąc się powstrzymać – Najpierw wyskakują z jakimś wyjazdem, a na drugi dzień każą mi się pakować.
-Kylie - mówi cicho Derek – Uspokój się już. Nie będziesz się musiała pakować.
Wzdycham.
Podjeżdżamy pod szkołę, a ja wyskakuję z auta i idę szybkim krokiem.
-Ej, Kylie! – dogania mnie Derek – Naprawdę nie masz się, czy przejmować.
-Jestem tylko po prostu wkurzona – wyjaśniam
-To nie bądź – posyła mi złośliwy uśmieszek.
Przewracam oczami i znowu zaczynam szybko iść, zostawiając Dereka gdzieś z tyłu, do momentu aż ktoś nie łapie mnie za rękę.
-Nie uwierzysz! – wita mnie wrzaskiem Olivia.
Jest cała rozpromieniona i podekscytowana. Nie widziałam jej jeszcze takiej szczęśliwej od śmierci Lacey i jestem niezmiernie ciekawa o co chodzi.
-Evan Deker zaprosił nas na swoją imprezę! Czy ty to rozumiesz?!
-Imprezę? – krzywię się.
-Tak! – radośnie podskakuje. – O imprezach u Dekera chodzą niestworzone mity! Podobno nigdzie indziej nie będziesz się bawić, tak jak u niego na chacie.
Marszczę brwi z niezrozumieniem. Nie znam Evana Dekara, wiem tylko, że należy do klasowych gwiazdek i że przyjaźni się z Deanem. Ale nigdy nie zamieniłam z nim słowa, więc nie wiem skąd to zaproszenie na jego imprezę.
-Czemu mnie zaprosił? – pytam.
- Och, Boże, jesteś super laską! Czemu miał cię nie zaprosić? A może wpadłaś mu w oko? – śmieje się. – W każdym razie podszedł do mnie przed chwilą, owładną mnie swoim spojrzeniem i powiedział:" Hej. Przyjdziesz razem z Kylie Minrot w następną sobotę na moją imprezę?" , na co ja oczywiście zgodziłam się za nas obie.
Do końca przerwy Olivia zasypuje mnie planami i wyobrażeniami, dotyczącymi imprezy Dekera. Chcę jej delikatnie powiedzieć, że nie wybieram się na żadną imprezę, ale nie potrafię zniszczyć tej radości, malującej się na jej twarzy.
W poprzedniej szkole każda imprezę, bal i cokolwiek wiązanego z tańczeniem i z mnóstwem ludzi, zamkniętych w jednym pomieszczeniu omijałam szerokim łukiem. Nie przepadałam za czymś takim. Najpierw musiałaby mnie upić, żeby mnie tam zaciągnąć.
-Słyszałaś o imprezie Evana Dekera?- pyta mnie na następnej przerwie Dylan.
- Nie wcale – mruknęłam z sarkazmem. – Olivia jest tak tym zachwycona, że omal nie rozsadzi szkoły.
-Mylisz, że jest choć odrobina szansy, że pójdę tam z nią? – marszczy brwi.
-Zostałeś zaproszony?
-Nie, liczyłem na osobę towarzyszącą. – uśmiechnął się krzywo.
-Nie martw się, też tam nie idę. Posiedzimy razem i coś porobimy. – pocieszam go.
-Nie idziesz na imprezę? – wytrzeszcza oczy.
-Ee.. nie. Nie lubię imprez.
- Olivia nie pozwoli ci nie iść – mówi szczerze.
Przewracam oczami i dąsam się.
-Wszystko w porządku? – marszczy brwi Dylan.
Oho, zaczyna się...
-Taa...
-Nie wydaje mi się – rzuca mi podejrzliwe spojrzenie.
Otwieram buzię, żeby mu uświadomić, gdzie mam te jego „nie wydaje mi się", ale ktoś gwałtownie łapie mnie za ramię i odwraca, tak że staję naprzeciwko jego twarzy.
-Dzwoń do rodziców – wypala Derek.
-C-co? – zaskoczona szeroko otwieram buzię.
-Dzwoń do rodziców – powtarza z irytacją.
-Po co? – dopytuję.
Derek wzdycha ze złością.
-Po to, żebym udawał ojca twojej przyjaciółki u której zamieszkasz, tym samym unikając wyjazdu.
-Wyjeżdżasz gdzieś? – wtrąca Dylan.
-Och, Boże zamknij się, Mocdick – warczy na niego Derek, a mój przyjaciel robi obrażoną minę.
Gapię się bez słowa na Dereka
-Chyba nie mówisz poważnie – wyduszam w końcu.
-Posłuchaj Kylie. Albo dasz mi ten telefon, albo sam sobie go wezmę.
Wybieram opcję pierwszą i wyjmuję z torebki telefon. Wybieram numer mamy i podaję go Derekowi:
-Nie mogę uwierzyć, że to robisz – wypalam, gdy czeka aż moja mama odbierze. Derek rzuca mi groźne spojrzenie.
-Dzień dobry, pani Minrot - mówi nagle do telefonu, a ja unoszę brew na dźwięk jego zmienionego głosu. Brzmi poważniej i doroślej. – Jestem ojcem koleżanki Kylie i w imieniu naszych córek chciałbym coś pani zaproponować. Mianowicie Olivia, moja córka powiedziała mi o państwa wyjeździe i o tym, jak bardzo chciałaby tu jednak zostać. Wspólnie z moją córką uzgodniliśmy, że jeśli państwo się zgodzą to z przyjemnością zaopiekujemy się Kylie.
Gapię się na niego z otwartą buzią.
Następuje chwila przerwy, a ja domyślam się, że Derek musi teraz wysłuchiwać całego „przeciw" mojej mamy.
-Mojej córce bardzo zależy, żeby gościć u siebie Kylie.- mówi.
Znowu następuje cisza, aż w końcu Derek wykrztusza:
-Bardzo się cieszę. Olivia będzie zachwycona. Do widzenia. Tak będziemy w kontakcie.
I się rozłącza.
-Zgodziła się - mówi bez cienia emocji Derek i podaje mi telefon.
Jestem w takim szoku, ze nie potrafię nic powiedzieć. Zanim zdążę pomyśleć, rzucam się na Dereka i przytulam go z całą wdzięcznością, jaką teraz do niego czuję. Dłonie Dereka od razu zjeżdżają na moją talię i przyciągają mnie jeszcze bardziej do jego ciała.
-Dziękuję – udaje mi się wykrztusić.
-Przecież mówiłem, że to załatwię. – mówi, a jego usta muskają moją szyję, przyprawiając o dreszcze. I o czysty umysł.
Natychmiast się od niego odsuwam, a on rzuca mi rozbawione spojrzenie.
-Tata Derek i jego córeczka Olivia – śmieję się.
-Mówiłem, co mi przyszło do głowy- przewraca oczami – A to uratowało ci tyłek.
-Ojej, jak mam ci się odwdzięczyć, tato mojej najlepszej przyjaciółki? – drwię.
- Mam kilka propozycji- zniża głos i uśmiecha się tajemniczo.
-Nie chcę o nich słyszeć – ucinam krótko, robiąc wielkie oczy, a Derek śmieje się złośliwie. Wymierzam mu kuksańca w bok, a on mruży oczy.
-Niebezpiecznie sobie pogrywasz- szepcze.
Wyszczerzam się, a on wyciąga w moją stronę ręce, ale ja cofam się ze śmiechem w tył i w pewnym momencie na kogoś wpadam. Ten ktoś obejmuje mnie:
-To niezdrowo chodzić tyłem, Kylie – odzywa się za mną Dean. Odwracam się i rzucam mu zażenowany uśmiech:
-Hej – witam go.
-Cześć, kotku – mówi, a ja przewracam oczami. Nie mogę go odzwyczaić tak do mnie mówić. Nadal uważa, że przypominam mu kota.
Chcę mu coś przygadać w związku z przezwiskiem „kotek", ale niespodziewanie przyciąga mnie do siebie i delikatnie muska ustami moje czoło.
Zaskoczona jego czułym gestem, rumienię się, przybierając na twarzy paletę wszystkich kolorów czerwieni.
-Eee. – chcę coś powiedzieć, ale brak mi słów.
-Idziemy coś zjeść? – pyta beztrosko, niezwykle zadowolony z siebie.
-Taaak. – wypalam, ciągle zawstydzona.
Nagle przypominam sobie o obecności Dereka. Odwracam się gwałtownie, ale go nie ma. Po prostu znikł. Zamiast niego stoi zdezorientowany Dylan i gapi się na nas, jakby zobaczył ducha.
-O, cześć, Dylan – wita go Dean- Nie zauważyłem cię wcześniej.
-Pewnie, że nie – mamrocze pod nosem mój przyjaciel, a ja ciskam w niego wściekłym spojrzeniem.
-Idziesz z nami? – pyta Dean przyjaźnie.
-Mogę – wzrusza ramionami Dylan.
Czuję na sobie jego badawczy wzrok, kiedy idziemy razem na stołówkę.
********
Koniec lekcji to zdecydowanie moja ulubiona częsć dnia. Podążam do szafki, by odłożyć książki, kiedy dogania mnie Dylan:
-Co cię łączy z Derekiem? – pyta wprost.
Zaskoczona pytaniem, zatrzymuję się wpół kroku:
-Nic?
Nie wygląda na przekonanego.
-A z Deanem?
- Dylan, o co ci chodzi? – wściekam się.
-Przedstawię sprawę, jak wygląda: Derek wpatrzony w ciebie, jak w obrazek, Dean, który zachowuje się, jakbyście już byli razem, Derek obrażony z tego powodu i z myślami, na jaki sposób zlikwidować Deana.
Przełykam głośno ślinę:
-O czym ty w ogóle mówisz?
-O tym, że jesteś w zawirowanym trójkącie miłosnym...
-W jedynym trójkącie jakim jestem to bermudzkim.
-Kylie, ja po prostu mówię to, co widać – wzdycha Dylan.
-Nic nie widać! – przeczę.
-Ale... dobra, nie powinienem tego mówić.
-Czego? – w jednej chwili staję się ciekawa.
-Nieważne – kręci głową.
-Dylan, mów do cholery! – zmuszam go.
-Nie mogę, nie chcę zostać zamordowany przez braci Ledment.
Sapię ze złości, rzucam krótkie „pa" i wychodzę ze szkoły. Olać to, że miałam iść do szafki.
-Kylie! – zza opuszczonej szyby czarnego volvo macha do mnie Dean.
Idę do samochodu i wsiadam.
-Jak ci minął dzień? – zagaduje mnie Dean, gdy jedziemy w stronę mojego domu.
-Dziwnie – mruczę pod nosem – Czy to nie Derek powinien mnie dzisiaj odwozić?
Dean spina się:
-Wymigał się Bóg wie czym – odpowiada- Ale mówił mi o wyjeździe twoich rodziców. Cieszę się, że sprawa obeszła się bez rzucania na nich żadnych czarów.
-Ja też – kiwam głową.
-No to trzy tygodnie w naszym domu. Nie zwariujesz? – uśmiecha się.
-Wiesz... ja chyba wolę zostać w domu. Nie chcę sprawiać kłopotu.
-Kotku, uwierz mi wszyscy będziemy zachwyceni twoim pobytem u nas – śmieje się.
-Powiedzmy, że czasem będę u was, a czasem u siebie – decyduję.
-Ale nigdy sama – precyzuje Dean.
-Czuję się z tym pilnowaniem, jak małe dziecko. – przewracam oczami.
-Mały kotek – poprawia mnie Dean, po czym wybucha śmiechem – Nie patrz się tak na mnie.
Ciskam w niego morderczym spojrzeniem.
-Nienawidzę, gdy tak do mnie mówisz.
-Czemu? – unosi jedną brew.
-Bo... bo... to niezręczne – rumienię się.
-Zawstydzam cię, gdy nazywam cię „kotek"? – uśmiecha się szeroko.
Ukrywam twarz w dłoniach. Czuję, jak twarz mi płonie:
-Dupek – mamroczę, a Dean wybucha śmiechem.
-Jesteśmy na miejscu – oznajmia wesoło i zatrzymuje samochód.
-Dzięki – rzucam i biorę swoją torebkę.
-Do jutra, kotku – mówi Dean, gdy wychodzę z samochodu.
Pokazuję mu faka i odchodzę w stronę domu, odprowadzana jego gromkim śmiechem.
_________________________________
Wiem, rozdział nudny, ale musiałam zrobić chwilę przerwy od tej całej "akcji". Na pocieszenie zaspojleruję, że w następnym rozdziale będzie o wiele ciekawiej.... :)
Nie mogę uwierzyć, że pod ostatnim rozdziałem było 20 gwiazdek! Jesteście fantastyczni! I te wasze motywujące komentarze <3 Naprawdę dziękuję, że to czytacie ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top