15 #Kylie #Derek


To było nie fair.

Moja mama miała zamglone, nieobecne spojrzenie, a tata wbijał wzrok w podłogę.

Nie mieli pojęcia, co się wokół nich dzieję. To ich nie dotyczyło.

A mimo to zostali w to wciągnięci. Przeze mnie.

Nie miałam wyjścia. Pozostało mi jedynie zgodzić się na warunki mężczyzny, który przede mną stał i ewidentnie był to Malum, co równało się z tym, że wysyłam siebie na śmierć.

-Bez żadnych przekrętów, idziesz do tylnego wyjścia – mówi i brzmi to bardziej, jak syczenie węża. Z pewnością jadowitego.

Spoglądam jeszcze raz na rodziców. Mama nadzieję, że wkrótce Dean zorientuje się, że coś jest nie tak, znajdzie ich i się nimi zaopiekuje.

Odwracam się i zmierzam do drzwi, które prowadzą do mojego ogrodu. Za moimi plecami czuję obecność Malum. To takie dziwne, ale w ogóle nie czuję strachu. Zamiast tego czuję się silna, jakby robiła to, co powinnam już dawno: Oddać się w ręce Malum, aby uniknąć właśnie takich sytuacji.

Wychodzimy na dwór, a ja ze spokojem obserwuję, jak mężczyzna wyjmuje z kieszeni igłę, która przypomina mi moje pierwsze spotkanie z demonami. Tym razem nie zjawia się ciemnooki nieznajomy, który wybawia mnie z opresji. Tym razem pozwalam się ukłuć i z ulgą przyjmuję nadchodzącą ciemność.

#Derek

W momencie, gdy dzwoni mój telefon, przeszukuję dom, chcąc znaleźć Kylie. Ta noc była... sam nie wiem, te uczucie, że ona była przez całą noc koło mnie, nie daje mi spokoju. Chcę ją znowu zobaczyć, a tym czasem jakby się zapadła pod ziemię.

Wykrzywiam twarz, gdy spoglądam na wyświetlacz telefonu. Równie dobrze mogłoby tam pisać „Dupek" i tak bym wiedział, że to on.

-Czego? – odbieram w końcu.

-Derek wydaje mi się, ze Malum porwali Kylie.

Mam wrażenie, że pękłem na pół. Chcę się położyć iż zacząć wrzeszczeć, jak cholerna ciota.

Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.

Obiecałem sobie, że tej cholernie wkurzającej, ale i seksownej dziewczynie nic się nie stanie.

To chyba pierwsza dziewczyna, na której mi, jako tako zależy.

-Derek? – Dean wydaję się być zaniepokojony, a jego głos drży.

-Gdzie jesteś? – mój głos jest zachrypnięty i brzmi, jakby należał do małego chłopca.

- W jej domu. Są tu jej rodzice. Był na nich rzucony czar. Nic nie pamiętają.

Rozłączam się.

Wybiegam z domu bez żadnego wyjaśnienia.

Zawiodłem Kylie, a teraz muszę to naprawić. I to jak najszybciej zanim będzie za późno.

#Kylie

Budzę się na przednim fotelu samochodu, którym mocno szarpie.

Mam ochotę jęknąć z bólu, kiedy zauważam kierowcę. To ten Malum, który wbił mi igłę.

Wszystko mnie boli i czuję się spowolniona, dokładnie jakby ustawiła swoje życie na „slow down". To wszystko przez działanie tej cholernej igły.

-Gdzie mnie wywozisz? – pytam z obojętnym wyrazem twarzy, jakbym pytała od niechcenia. W rzeczywistości muszę się dowiedzieć, inaczej umrę. W sumie, tak czy inaczej umrę.

-Do pewnego miejsca – odpowiada.

O losie, demony z piekła mają poczucie humoru!

- Zabijecie mnie?

Malum się śmieje i jest to najbardziej obrzydliwy dźwięk, jaki słyszałam.

-Szef wydał wyraźny rozkaz, że mam cię przywieźć nienaruszoną. Gdyby to ode mnie zależało to już by cie dawno nie było.

Dobrze, że to nie zależy od niego.

-Kim jest wasz Szef? – ponawiam próbę dowiedzenia się, jak najwięcej.

-Ma nad nami pewna Waldze.

To dziwne. Chyba nikt mi nie powiedział, że Malum mają swojego szefa. Który pełni nad nimi władzę.

-Czy jadę teraz do Waszego szefa? – pytam, gdy nagle czuję przypływ lekkiego strachu.

-Nie, do jego pomocnika.

Oddycham z ulgą.

W końcu zatrzymujemy się na starej, opuszczonej stacji benzynowej, a ja odczytuję z ogłoszeń, że jesteśmy w mieście Rollins. Daleko mnie nie wywiózł.

Malum łapie mnie za nadgarstek i z szarpnięciem wyciąga z samochodu.

Ciągnie mnie do małego budynku i zamyka samą w jakim pustym pokoju. Siadam na podłodzę i obejmuję kolana rękami.

Zabija mnie? Może nie teraz, ale na pewno to zrobią.

Siedzę tak chyba z 10 minut, kiedy nagle drzwi się otwierają i ktos wchodzi.

Jest to mężczyzna w średnim i wieku, który uśmiecha się miło. Nie daj się zwieść, Kylie. Pod maską serdeczności, kryje się śmierć w postaci szponów i kłów.

-Czego ode mnie chcecie? – warczę.

- Pomocy – odpowiada spokojnie.

-Gówno ją dostaniecie – wstaję, tupiąc nogą – Prędzej, bym się zabiła niż wam pomogła.

- Przykro mi, ale chyba nie masz wyjścia.

-Bo co? Razem ze swoimi kumplami z piekła mnie zabijecie? To proszę bardo. – drwię.

-Nie jestem demonem – wyjaśnia spokojnie mężczyzna – Jestem zwykłym człowiekiem, który nie zrobi ci krzywdy. Jedynie chcę z tobą porozmawiać.

Mam ochotę zwymiotować.

-Jak możesz się zadawać z... nimi. – rzucam z obrzydzeniem. – Prędzej, czy później i tak wyssą z ciebie duszę.

-W przypadku tego, co nadchodzi, każdy chciałby być na moim miejscu.

Patrzę na niego z irytacja:

-A co może nadchodzi koniec świata?!- tracę już cierpliwość.

-Tak. A ty odgrywasz w nim kluczową rolę.

Czuję zawroty głowy. Przypominają mi się moje sny.

„Dzięki tobie nareszcie stanie się to, co planowałem od dłuższego czasu" – tak szeptał głos w moich snach.

- Pewnie się domyśliłaś, ze mój Szef odwiedza cie w snach - mówi ten człowiek.

Tego jest za wiele. Ześlizguję się po ścianie i upadam na podłogę:

-Wyjdź stąd! Wyjdź! – krzyczę. Pół sekundy później do pokoju wpada Malum, który mnie tu przywiózł. Mężczyzna odprawia go jednym ruchem reki, po czym sam wychodzi, zostawiając mnie w końcu samą.

Musze się stąd wydostać. Nie będę brała udziału w jakiejś apokalipsie.

Przeklinam pod nosem. Jak mam się wydostać, jeśli w tym pokoju nie ma nawet okna?

Czuję napływające łzy.

Czemu akurat ja? Czy to dlatego, że jestem banshee?

Nagle przypominam sobie, że w tylniej kieszeni mam telefon.

Chcę się śmiać i płakać równocześnie.

Oni są tacy głupi.

Ja jestem głupia.

#Derek

Rzucam Deanowi mordercze spojrzenie, gdy sprawdzamy trzeci bar, który należy do takich, gdzie często spotyka się Malum.

-Nigdzie jej nie ma – mówię do słuchawki.

-U nas tez – odpowiada Cam. On, Olivia, Frederik i Lacey pomagają nam szukać Kylie, po tym jak Dean do nich zadzwonił.

Kolejny raz chce zabić swojego brata, bo kolejny raz przez niego stało się cos Kylie. Ale na razie to olewam. Najważniejsze jest znaleźć Kylie. Tylko to w tym momencie się liczy.

-Derek! – wykrzykuje Dean.

-Co? – pytam z niechęcią.

Podsuwa mi pod nos telefon. Patrzę na wyświetlacz i wstrzymuje oddech:

„Kylie:. Jestem w opuszczonej stacji benzynowej w Rollins. Pośpieszcie się."

- Jedziemy – oznajmiam.

-A jeśli to pułapka? Może to nie ona to napisała?- spina się Dean.

- Nie obchodzi mnie to! Jadę tam, jeśli to mnie do niej zaprowadzi.

Dean kreci głową, ale za mną idzie, dając znak przez telefon innym, gdzie trzeba szukać.

„Pośpieszcie się" – było napisane w sms'ie. Zabiję każdego najbardziej powolna śmiercią, który choćby trochę jej dotknie.

#Kylie

Liczę sobie. Nucę melodię z przedszkola. Wszystko, byle nie myśleć o końcu świata.

Myślałam, że końce świta są tylko w filmach. Ale no cóż, do tej pory nawet nie wiedziałam, że istnieją Malum, Venatorzy i banshee. Nie zdziwiłabym się, gdyby teraz nagle wyskoczył na środek tego pokoju jednorożec.

Nagle słyszę wielkie bum. Tak głośne, , że ten budynek się zatrząsł. Drzwi się otwierają i do pokoju wpada ten Malum. Krzyczę ze strachu, ponieważ jest przemieniony w demona. Podchodzi do mnie ,a ja nie wiem, czy uciekać, czy wymiotować.

Łapie mnie swoją szponiastą ręką, wbijając mi pazury w nadgarstek. Wyciąga mnie z pokoju.

-Puść mnie! – wrzeszczę. Po policzkach płyną mi łzy. To tak bardzo boli. Mam wrażenie, że w miejscu gdzie mnie trzyma ktoś odcina mi rękę.

Rzuca mnie do kąta innego pokoju po którym kręcą się Malum. Jest ich może sześć. Wszystkie przemienione. Wyglądają, jak wyjęte z najgorszego koszmaru. Ich czerwona skóra, przypomina krew. Taką samą, jaka sączy się obficie z mojego nadgarstka.

-Sssą rozzzprosszeni. Możżżżemy ich pokonaćććć – syczy jeden z nich.

Zaczynam się powoli czołgać w kierunku skrzynek, gdzie leży długa belka. Żaden z nich na mnie nie patrzy. Są czymś bardzo przejęci. Delikatnie sięgam po tą belkę i szybki ruchem wymierzam jednemu z nich uderzenie. Rozlega się dźwięk łamanej kości, a ja szybko wstaję, by zmierzyć się z pozostałą piątką.

Chyba myślałam, że jestem Supermenem, gdy ten plan pojawił się w mojej głowie.

Cała piątka rusza na mnie, a ja krzyczę i uderzam na oślep.

Drapią mnie, ranią swoimi szponami, ale ja nawet tego nie czuję. Adrenalina krąży w moim ciele dodając odwagi. Przypominam sobie wszystko, co uczył mnie Cam. Może i nie mam sztyletu, ale belka z łatwością przechodzi przez ciało demona, ugadzając go w serce.

Cała podrapana, wybiegam z pokoju, mając na ogonie dwójkę ocalałych Malum.

Wybiegam z budynku i zauważam znajomy samochód.

Należy do Deana.

Biegnę do niego, kiedy coś mnie przewala. To te dwa Malum. Szarpię się próbując uniknąć ciosów. Jeden z nich porządnie rani mnie w brzuch. W tym momencie muszę wyglądać, jak ta dziewczyn, co grała Carrie, cała we krwi.

Nagle Malum ze mnie spada i wydaje z siebie bolesne dźwięki. Podnoszę się i widzę zabijających ich Dereka i Deana. Ten drugi otwiera dla mnie ramiona, w które wpadam z impetem.

-Och, Kylie – szepcze Dean.

Na moich policzkach tworzy się wodospad. W przypływie szczęścia, odnajduję usta Deana i łączę je ze swoimi. Dean delikatnie mnie całuje, przekazując mi spokój i bezpieczeństwo. Jego usta sprawiają, że zapominam, co przed chwilą miało miejsce. Pozwalam sobie zatracić się w jego ruchach.

Ale to zostaje przerwane.

Uczucie, które sprawia, że gwałtownie odrywam się od Deana.

Zaczynam się trząść.

Moje nogi zaczynają się poruszać.

-Kylie? – próbuje mnie zatrzymać Dean.

Prawie jakbym go wcale nie słyszała.

W mojej głowie jest pustka. Cisza.

Jest tylko uczucie, które nasila się z każdym krokiem.

Obchodzę budynek, w którym byłam przetrzymywana i wchodzę do małego zaułka między zejściem do piwnicy, a tym budynkiem.

Podchodzę bliżej i uczucie śmierci całą mnie wypełnia.

Pod moimi stopami leży Lacey. A raczej to, co z niej zostało.

Otwieram usta i krzyczę.


_____________________________________________


No tak.... dziękuję za gwiazdki <33



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top