14 #Derek #Kylie

Chcę go zabić.

„Gdyby twój brat chciał się dalej całować" - te słowa rozbrzmiewają w mojej głowie, podsycając moją rządzę mordu.

Gdy tylko Kylie znika, wbiegając po schodach na górę, rzucam się na Deana z taką siłą, że oboje lądujemy na podłodze.

-Ty idioto! - wrzeszczę i szarpię go za koszulkę - Najpierw wyjeżdżasz mi z jakimś pieprzonym „skrzywdzisz ją", a potem sam upijasz ją i wykorzystujesz!

-Nie wykorzystałem jej - broni się Dean - Sama mnie pocałowała.

To wkurza mnie jeszcze bardziej. Poprawka: to sprawia, że uderzam z pieści w jego twarz, tak że pluje krwią.

-Cholera, Derek! - krzyczy za mną Dylan.

Rzucam mu wściekłe spojrzenie. Chyba chce być kolejny w kolejce pod nazwą „Zabiję was wszystkich".

-To smutne, że pocałowała cię po pijaku, kiedy mnie pocałowała na trzeźwo. - wypluwam, głosem pełnym jadu i satysfakcji.

Dean warczy ze złością i próbuje mi zadać cios.

- Aż tak bardzo cię boli, że przy mnie jest wesoła, a ty jedynie ją przerażasz? Jesteś jak przystanek w jej życiu. Ma fazę na Bad boya, ale gdy zrozumie, że nie dasz jej tego, czego potrzebuje to zgadnij dla kogo otworzy ramiona? - to wytrąca mnie z równowagi, a Dean korzysta na tym, by mnie odepchnąć. Szybko wstaje i ociera krew z brody.

-Postaram się, by na pewno nie dla ciebie - warczę i także się podnoszę.

-Co tu się dzieje? - w drzwiach salonu staje Lacey z typowym dla siebie wyrazem zmartwienia. Rzuca Dylanowi podejrzliwie spojrzenie, jakby myślała, że to jego wina.

-Nic - odburkuję.

Niech ona sobie idzie. Jeszcze nawet nie jestem w połowie tego, co chcę wygarnąć Deanowi tu i teraz.

- O Boże, Dean! - Lacey podbiega do mojego zdradzieckiego brata i czule dotyka jego twarzy. Potem ciska we mnie rozczarowanym spojrzeniem - O co wam poszło?

-Derek ma ból dupy - warczy Dean.

Mam ochotę się roześmiać. Jest żałosny i jeszcze gada, jak dziewczyna.

-Jesteś chujem - mówię prosto z mostu.

Lacey wciąga gwałtownie powietrze i przytrzymuje Deana, który chce się na mnie rzucić.

-Derek, to twój brat! - krzyczy na mnie Lacey.

Patrzę na nią bez żadnego wyrazu twarzy:

-Nie obchodzi mnie to - wycedzam przez zaciśnięte zęby.

Odwracam się, by wyjść, ale na chwilę się jeszcze zatrzymuję. Patrzę zza ramienia na Deana:

- Nawet nie wiesz, na co mnie stać. Powtórzę to jeden raz i zapamiętaj to: Postaram się, by przy mnie o tobie zapomniała. Jakbyś był jebanym, nic nieznaczącym przystankiem.

Chciał wojny, to ją będzie miał. Ja zdania nie zmienię.

Wychodzę i kieruję się na górę, kiedy słyszę za mną kroki, zanim rozlega się:

- Derek, poczekaj.

Odwracam się z taki spojrzeniem, że Dylan cofa się o krok do tyłu

Jestem cholernie wkurwiony. Mam ochotę zniszczyć dosłownie wszystko wokół siebie. Na jego miejscu nie wystawiałbym mnie na próbę.

-Boję się o Kylie. Nie sądzisz, e przez tą waszą kretyńską rywalizację może ucierpieć?

Mrużę oczy. Mimo, że z całych sił nie cierpię Dylana, muszę się z nim w tym przypadku zgodzić. Ale z drugiej strony...

-Sugerujesz mi, żebym odpuścił?! - wrzeszczę.

-Ja... sam nie wiem. To wszystko jest dla mnie nowe, okay? Nawet nie wiedziałem, że którykolwiek z was coś czuje do Kylie, a co dopiero obydwoje.

-No to mi bardzo przykro - rzucam z wyraźnym sarkazmem.

-Też się wkurzyłem na Deana. - mówi cicho. Rzucam mu zaskoczone spojrzenie - Sam bym go walnął, gdyby cię tam nie było.

- To jasne, że byś go nie walnął - śmieję się złośliwie.

-Przyprowadził moją przyjaciółkę do domu kompletnie pijaną, kiedy na zewnątrz grasują te... - przełyka głośno ślinę.

- Malum - dopowiadam, a on kiwa głową.

-Kylie myśli, że jej nienawidzisz - nie wiem, czemu to mówię.

-Co? Naprawdę?

-Zraniłeś ją - oskarżam go - Przez ciebie cierpi.

- Ja... nie nienawidzę jej. Po prostu jestem trochę w amoku i nie wiem, jak mam na was patrzeć, kiedy wiem..wszystko!

- W takim razie najlepiej na nas nie patrz! - rzucam wściekle odwracam się, by wejść po schodach.

Wchodzę do swojego pokoju i trzaskam drzwiami.

Nagle nieruchomieję. Na moim łóżku ktoś leży zwinięty w kulkę w porozrzucanych dookoła pościeli ciemnych lokach.

Kylie. Tylko co ona tu robi?

Leży jedynie na skraju łóżka i ciężko oddycha. Podchodzę do niej i delikatnie podnoszę ją, by położyć ją w normalnej pozycji, przykrywam ją kołdrą i odgarniam jej niesforne włosy z twarzy.

Zauważam, że porusza ustami. Widocznie coś jej się śni.

Zdejmuję koszulkę, buty i najdelikatniej jak potrafię kładę się obok niej.

#Kylie

Ktoś głaszcze mnie po włosach.

-Jest mi tak przykro, że nie mogę ci jeszcze powiedzieć, jak szczególną rolę odegrasz w moich planach - odzywa się, głos należący do tego samego mężczyzny, którego ostatnio spotkałam w snach.

Nie mogę się ruszać. Nie mogę nic powiedzieć. Wątpię, czy w ogóle oddycham.

-Razem obalimy tych małych łowców, uważających się za superbohaterów - śmieje się - Powtórz Kylie. R A Z E M.

Kiedy nie powtarzam, czuję nagłe pieczenie policzka. Uderzył mnie. Czuję, jak zbierają mi się łzy.

-Teraz nie mam nad tobą kontroli. Ale kiedy dwie takie same dusze się spotykają, mają nad sobą władzę. Będę tobą rządzić, a ty będziesz rządzić mną. A razem będziemy rządzić światem.

- Razem - powtarzam.

Otwieram oczy i próbuję uspokoić oddech. Coś mi to utrudnia. Wpadam w panikę, kiedy orientuję się, że to ręka, która zaborczo przyciska mnie do łóżka. W dodatku należy do Dereka.

Próbuje sobie przypomnieć ubiegły dzień, ale zamiast tego czuję okropny ból głowy.

Rzucam spojrzenie w stronę śpiącego Dereka. Czy on...ja...my? Nie to niemożliwe. Mimo wszystko drżę na samą myśl, że spalam z nim w jednym łóżku.

Odpycham jego rękę, a on mruczy coś pod nosem. Wstaję, a pokój zaczyna wirować, dlatego natychmiast siadam.

-Kylie - odzywa się zaspanym głosem Derek. Podnosi się do pozycji półsiedzącej - Co ty wyprawiasz?

Wygląda inaczej niż zwykle, gdy jest taki zaspany. Bardziej delikatniej, bez ciągle napiętego wyrazu, jest po prostu słodki. No i cóż cholernie przystojny.

-Boli mnie głowa - skarżę się. Mam strasznie zachrypnięty głos, przez to, że okropnie chce mi się pić.

Derek śmieje się, a ja przez chwilę mogę patrzeć, jak jego pierś rytmicznie unosi się i opada. Spałam przez całą noc, nieświadoma, że leży koło mnie półnagi chłopak! Opuszczam wzrok, nie chcąc się gapić na jego cholernie idealne mięśnie.

-Zasłużyłaś sobie - mówi w końcu.

Wlepiam w niego urażony wzrok:

-Nic nie pamiętam - przyznaję.

-Może to i dobrze - odpowiada tajemniczo.

-Derek! - podnoszę głos - Powiedz mi, co wczoraj zrobiłam!

-Upiłaś się - uśmiecha się złośliwie - I zachowywałaś się , jak idiotka.

Nagle mi się przypomina. Poszłam z Deanem do knajpy, ciągle piłam drinki, tańczyłam, a potem...

-O Boże... - wyszeptuję, rumieniąc się. Całowałam się z Deanem. Spoglądam na Dereka, który patrzy na mnie bez żadnego wyrazu twarzy. Czy on o tym wie? Jeśli tak, to za kogo mnie teraz uważa?

-Tylko... co ja tu robię? - pytam. Nie mogę sobie przypomnieć reszty wydarzeń, w szczególności powrotu do domu.

-Kiedy tu przyszedłem już spałaś, ty mi powiedz - wzrusza ramionami Derek.

Przewracam oczami i powoli wstaję. Co mnie napadło, żeby tyle pić?

Mamroczę krótkie „przepraszam" i wychodzę z jego pokoju. Schodzę na dół i kieruję się do kuchni, by ugasić swoje pragnienie.

Wypijam ponad trzy szklanki wody, kiedy spostrzegam, że ktoś stoi w progu i mnie obserwuje. Prawie wypluwam końcówkę wody, której nie przełknęłam. To Dean.

-Hej - mówi.

-Hej.

Cholera. Ta niezręczna cisza sprawia, że mam ochotę uciec i gdzieś się schować, byle tylko nie patrzeć w oczy Deana po tym, co wczoraj się stało.

-Co ci się stało? - pytam nagle, zauważając siny ślad biegnący przez jego policzek, aż do ust.

-Rzuca mi zaskoczone spojrzenie, a potem się krzywi:

-Nie ważne. Jak się czujesz?

-Jakbym się wczoraj upiła.

-Tak był - wybucha śmiechem. Nagle zapominam, ze miedzy nami cokolwiek się wydarzyło. Dean jest taki beztroski i przy nim mogę normalnie funkcjonować. Nie zawstydza mnie, jak Derek. Dean to nadal mój przyjaciel i nie mogę o tym zapominać, bez względu na to, co zrobiłam, gdy byłam pijana.

-Potrzebujesz czegoś? - pyta nagle Dean.

Do głowy przychodzi mi jeden pomysł.

-Właściwie to tak. -uśmiecham się niezręcznie - Zawiózłbyś mnie do mojego domu?

Uśmiech Deana jest dla mnie oczywistą odpowiedzią.

***********************

-W ogóle nie rozumiem, jak Olivia może w tym chodzić - marudzę, obciągając krótką spódniczkę, pożyczoną od Olivii.

Dean tylko się śmieje i dalej wpatruje się w drogę, prowadząc samochód z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.

Serce wali mi, jak oszalałe. Nie wiedziałam rodziców prawie cały tydzień. Wiedziałam, że został na nich rzucony czar, przez który nawet nie pamiętali, że mają córkę. Mimo, że nadal jestem na nich wściekała to czuję małą tęsknotę. Przez te wszystkie wydarzenia ostatnich dni, jedyne co pragnę to zobaczyć się z moją rodziną, która jest dzięki Bogu normalna.

Podjeżdżamy pod mój dom. Samochód rodziców stoi na podjeździe, co znaczy, ze jeszcze nie pojechali do pracy.

-Chyba powinieneś tu zostać - zwracam się do Deana, a on kiwa głową.

Wysiadam z samochodu. Czuję jak moje nogi dygoczą, kiedy zmierzam powoli do drzwi. Mam jakieś dziwne przeczucie. Otwieram drzwi i po cichu wchodzę.

Marszczę brwi. Cisza. Jakby nikogo w tym domu nie było. Ale przecież rodzice nigdzie się nie ruszają bez samochodu, a na pewno nigdy by nie zapomnieli zamknąć drzwi. A może to przez ten czar, coś im odbiło?

-Mamo? - wołam, chcąc się upewnić, zanim zacznę dzwonić po policji, że moim rodzice się zgubili.

- Tutaj - słyszę cichy głos, dobywający z salonu.

Idę tam i zamieram zszokowana. Moim rodzice siedzą na sofie, wyprostowani i z nieobecnymi twarzami, a miedzy nimi siedzi nieznajomy mężczyzna. Ubrany jest elegancko i uśmiecha się szeroko:

-Witaj, Kylie. Miło cię widzieć - mówi, a jego wyszczerzone zęby powoli się wydłużają, przeobrażając się w kły. Kiedy wstaje, jego oczy lśnią na czerwono. - Jak będziesz współpracować, twoim rodzicom nic się nie stanie.

________________________________

Chciałam podziękować każdemu kto to czyta! Każda gwiazdka, komentarz, czy liczba wyświetleń sprawią, że mam ochotę to dalej ciągnąć! Dziękuję <3






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top