12 #Derek
Następne pięć dni mija, jak jeden wielki, gówniany koszmar. A najgorsze jest to, że nic nie robię. Stoję tylko i patrzę.
Pierwszego dnia Kylie próbowała nas przekonać, że trzeba powiedzieć Dylanowi prawdę. Z kolei on prawie cały dzień wrzeszczał, jak opętany. Od zamknięcia mu tej mordy raz na zawsze powstrzymywała mnie jedynie smutna mina Kylie. Wyglądała trochę, jak Matka Teresa, próbująca naprawić całe zło świata. Dlatego było mi jej szkoda. Nie mogłem patrzeć, jak się meczy nad czymś, co jest nie wykonalne.
Drugiego dnia nagle przypomnieliśmy sobie, że Dylan ma rodziców, którzy pewnie dostają po raz pięćdziesiąty zawału. Pojechałem z Cameronem załatwić sprawę. A mianowicie rzuciliśmy na nich czar, przez który myśleli, że ich syn chodzi do szkoły, rozmawia z nimi i siedzi w swoim pokoju. To śmieszne, jak ludzie tak szybko dają sobie coś wmówić. Czasami się zastanawiam, czy zwykli ludzie mają swój mózg.
Trzeciego dnia wybuchła bomba. Bomba prawdy i jednocześnie katastrofy. Kylie powiedziała Dylanowi wszystko. O nas, o Malum i o sobie. Wszystko przebiegło gorzej niż myślałem. Prawda okazała się być dla Dylana kolejnym powodem do darcia japy. Kylie próbowała go uspokoić, ale on w ogóle nie przejmował się tym, że jego przyjaciółka powstrzymuje łzy, płynące do oczu. Zauważyłem, że Kylie pilnuje się, by nie dotknąć Dylana. Za każdym razem gdy prawie to robi w jej oczach pojawia się strach i panika.
Czwarty dzień był małym odetchnięciem. Dylan wysłuchał jeszcze raz Kylie i wcale nie wrzeszczał. Powtarzał tylko ciągle, że oszalała. Tego samego dnia, gdy przechodziłem obok tymczasowego pokoju Kylie usłyszałem jej płacz. Poczułem wściekłość na Dylana, bo to przecież jego wina. To przez niego Kylie jest smutna, zmęczona i boi się. „On po ciebie idzie" - jak on w ogóle śmiał coś takiego mówić? To wytrąciło ją z równowagi. Chciałem wejść i pocieszyć tą drobną, a jednocześnie tak silną brunetkę, ale nie wiedziałem, jak to zrobić. W całym moim życiu chyba nigdy nie miałem styczności z płaczącą dziewczyną. Nie wiedziałem, jak się pociesza, wiec po prostu odeszłem z tym dziwnym uściskiem w klatce piersiowej.
Dzisiaj jest piąty dzień, a ja spędzam go czając się po drugiej stronie szkolnego korytarza i obserwując Kylie. Olivia z Deanem namówili ją do pójścia do szkoły. Miał to być sposób na ich: „Rozerwiesz się trochę'. Ja też wolałem, żeby Kylie nie było w domu, kiedy Dylan jest na wolności. Uspokoił się i Lacey stwierdziła, że nie ma sensu trzymać go uwiązanego, jak jakieś zwierzę. Więc dzisiaj Dylan ma próbę: żadnych ucieczek, przekrętów, pomysłów, jak nas wykiwać. Jedno krzywe spojrzenie i wraca do łóżka związany sznurami.
Śmiech Olivii roznosi się po korytarzu. Zerkam na Kylie. Na jej twarzy widać wymuszony uśmiech. Olivia nie odstępuje jej cały dzień na krok i stara się ze wszystkich sił ją rozbawić.
-Co robisz? - nagle rozlega się za moimi plecami. Odwracam się i wbijam wściekłe spojrzenie w swojego brata.
-Nic - warczę.
Dean spogląda w tym samym kierunku, co ja przed chwilą i unosi pytająco brew.
-Pilnuje ją. Przecież wiesz, że Olivia by sobie nie poradziła.- kłamię, ale to jedyne, co udaje mi się wymyślić.
-Nie zaatakują w szkole. - mówi.
- Wiem, dlatego pilnuję, by nie wyszła ze szkoły - uśmiecham się złośliwie.
- A od kiedy to tak się przejmujesz losem innych ludzi? - szydzi Dean.
- Kurwa, o co ci chodzi? - zaczyna mnie denerwować.
- Kylie ci się podoba. - stwierdza. Jednym ruchem przyciskam go z hukiem do szafek szkolnych.
- Nic mnie ona nie obchodzi- warczę. To nie prawda, ale muszę go zamknąć.
- Obchodzi, więc lepiej się od niej odpieprz. Jest za dobra dla ciebie. Nie widzisz, że i tak ma dużo problemów? Chcesz być powodem jednego z nich?
- Bo ty niby będziesz dla niej najlepszy! No tak zapomniałem. Nazywasz się Super Dean Idealny.
- Nie o to chodzi. Skrzywdzisz ją. To nie jest dziewczyna dla ciebie. To nie jest łatwa laska, z którymi zawsze miałeś do czynienia. Nie jest dziewczyna na jedną noc.
-Przecież wiem!- drę mu się w twarz ściskając ze złością jego bluzkę. Ktoś dotyka moich pleców:
- Jezu, czy możecie na siebie nie zwracać uwagi przynajmniej w szkole? - rzuca ze złością Olivia. Puszczam Deana i patrzę na Olivię, która trzyma ręce na biodrach w geście zawiedzenia.
- O co wam poszło?- pyta.
- O nic, co by cię obchodziło- warczę.
- Bądź milszy - beszta mnie Olivia. Rozglądam się w poszukiwaniu Kylie. Stoi w tym samym miejscu, co wcześniej i patrzy się tymi swoimi smutnymi oczami. Odwracam się od niej.
- Nie masz prawa mówić mi co mam robić- rzucam do Deana.
- Mam, jeśli chodzi o czyjeś skrzywdzenie.- mruży oczy.
Jeszcze chwila i się na niego rzucę. Jestem już na skraju wytrzymałości, dlatego po prostu odchodzę i zaszczycając żadnego z nich spojrzeniem.
Następna lekcja to moja szansa na rozmawianie z Kylie na osobności. No prawie. Mamy razem wf. Ostatni raz, gdy mieliśmy wspólny wf, ona mnie pocałowała. I upokorzyła.
-Kończymy trenowanie obrony- wydziera się trener McTall. - Te same pary, co wcześniej!
Uśmiecham się pod nosem. Nienawidzę tego gościa, ale teraz mam ochotę go uściskać. Szukam jej wśród innych uczniów. W końcu znajduję ją już przy materacu.
-Czyżbyś na mnie czekała? - uśmiecham się. Patrzy na mnie, a jej kąciki ust delikatnie się podnoszą. - Pewnie masz ochotę mi dokopać?
- Pewnie tak - nie wytrzymuje i uśmiecha się.
- Załóżmy się. Jeśli ja wygram, będziesz musiała odpowiedzieć szczerze na moje pytanie , a jeśli ty wygrasz ja odpowiem na twoje. Co ty na to?
- To głupie i kojarzy mi się z podstawówką. - krzywi się- Ale lubię zakłady, więc stoi.
- W takim razie... - zaczynam, ale kończę jękiem kiedy dostaję kopniaka w brzuch. - Nie powiedziałem, że już.
- Kto gra fair play ten nigdy nie wygra- rzuca i jeszcze raz wymierza we mnie kopniaka, którego udaje mi się uniknąć.
- No tak. Zapomniałem ty masz swoje własne zasady. Już mi je kiedyś zaprezentowałaś. - unoszę brwi. Kylie rumieni się i spuszcza wzrok. Chcę ją podciąć i zwalić na podłogę, ale ona w ostatniej chwili odskakuje.
-Brałaś lekcje? - żartuje sobie.
- Tak - odpowiada.
- Co?
-Cameron mnie uczył. - wzrusza ramionami.
- Że co?- jeszcze bardziej jestem zszokowany.
- Poprosiłam go. Chciałam się nauczyć, byś dostał w końcu to na co zasługujesz. - wyjaśnia.
- Wcale nie - marszczę brwi. Kylie wzdycha:
-Nie chciałam być bezbronna, jasne? Po tym... hmm... incydencie z Dylanem doszłam do wniosku, że nawet nie mogłam ci pomóc. Chce nauczyć się walczyć, by zabijać te Malum. Nienawidzę ich! - wrzeszczy, a do oczu napływają jej łzy. Podchodzę do niej i obejmuję ją ramionami.
- Rozumiem. A nawet mnie to cieszy. - szepcze jej we włosy.
- Co? - wyrywa mi się z objęć.
- Powinnaś ich nienawidzić. To przecież demony. Zabijają albo niszczą ludzi. Musisz ich nienawidzić, aby móc je zabić. A najważniejsze to, że nie możesz się ich bać.
- Nie spocznę póki nie wybije wszystkie Malum na tej ziemi - warczy.
- Ej, trochę przesadzasz. Venatorzy są wszędzie, a i tak nie zabili ich wszystkich, wiec ty...
- To wszystko ich wina! Całe to zło, które spotkało Dylana! On teraz mnie nienawidzi, Derek! Myśli, że jestem psychiczna.
- On jest idiotą, zawsze nim był. - przewracam oczami. Kylie wbija we mnie nienawistne spojrzenie. Mogłem się pohamować z tymi słowami.
-To był mój przyjaciel. Pierwsza osoba, która się mną tu zajęła. A nie spieprzyła mi życie.
Cholera. Czuję dziwny ból brzucha, kiedy to mówi.
Spieprzyłem jej życie.
„ Jest za dobra dla ciebie"
„Skrzywdzisz ją"
Już to zrobiłem. Skrzywdziłem ją.
Gdybym nie ja w tej chwili siedziałaby na stołówce z tym swoim Dylanem i śmiała się z jego frajerskich komentarzy, nieświadoma, że na świecie istnieje tyle zła. Może nawet nigdy nie dowiedziałaby się, że jest banshee. Żyłaby w niewiedzy, ale szczęśliwa.
-Derek? - pyta zaniepokojona. Muszę wyglądać jak idiota stojąc przed nią i gapiąc się na nią, jakbym pierwszy raz ją zobaczył.
Odwracam się i wychodzę z sali gimnastycznej, nie zważając na jej wołanie.
Dean miał rację. To nie jest dziewczyna dla mnie. Tylko czemu nadal słyszę jej głos, krzyczący moje imię?
____________________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top