16 #Derek


Siedmioletni ja kuli się na podłodze, kurczowo trzymając rękaw Dean, który z kolei trzyma na rękach małą Olivię. Siedzimy w gruzach domu, w którym jeszcze wczoraj mieszkaliśmy. Wszystko zdarzyło się tak szybko. Krzyk mamy, tata zaprowadzający nas do piwnicy na całą noc. Huk. Krzyki. I cisza. Rodzice nie wrócili.

-Gdzie mama? – pyta kolejny, chyba już setny raz Olivia. Na policzkach ma ślady łez.

Sam chciałbym znać na to pytanie odpowiedź.

Dean kręci tylko głową.

Siedzimy i siedzimy. Od czasu do czasu Olivia płacze, a Dean próbuje ja uspokoić.

Nie wiem ile godzin mija. Mam wrażenie, że siedzimy tak dwa dni. Nie wiem, na co czekaliśmy.

Czy rodzice nas porzucili?

W końcu słyszymy kroki. Wciągam gwałtownie powietrze i zaczynam się trząść.

-Shh- nakazuje Dean.

Próbuje uspokoić oddech i patrzę na brata, który delikatnie kołysze Olivię w ramionach.

Kroki słychać coraz bliżej.

A jeśli to rodzice? Jeśli po nas wrócili?

-Dzieciaki? Jesteście tu? – nagle słyszymy. Cała moja nadzieja gaśnie. Głos należy do młodej kobiety i mimo, że brzmi miło, jest dla mnie całkiem obcy.

Nie odzywamy się. Nie chcemy, bo nas znalazła.

Ale znajduje nas.

Przybliżam się do Deana, gdy staje przed nami.

Jest chuda, ma długie, blond włosy i zatroskany wyraz twarzy.

-Frederik! – woła- Znalazłam ich!

W sekundę u jej boku pojawia się mężczyzna o brązowych włosach, przypominających mi korzeń drzewa. Mierzy nas wzrokiem, a potem uśmiecha się krzywo:

-Chcemy wam pomóc ,dzieciaki- wyjaśnia- Chyba nie chcecie tu spędzić wieczności.

Dean kręci głową, a ja idę za jego przykładem.

Kobieta powoli do nas podchodzi i kuca:

-Jestem Lacey. Możecie tak do mnie mówić. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce, okay?

-Gdzie nasi rodzice? – pytam niepewnie. Twarz Lacey krzywi się ze smutku:

-Wasi rodzice nie mogą się wami już opiekować, więc poprosili o to nas.

- Czy oni umarli? – trąca Dean, a ja głośno wciągam powietrze. Do tej pory skier była dla mnie tylko zjawiskiem występującym w filmach.

Twarze Lacey i Frederika mówią same za siebie.

Moi rodzice nie żyją.

Gdy jedziemy do miejsca, gdzie ma być bezpiecznie, płaczę w ramionach Lacey. Mruczy mi, że się mną zaopiekuje i będzie kochać, jak własnego syna.

Dotrzymała obietnicy. Nigdy w to nie zwątpię.

*********

Cmentarz w środku lasu, gdzie znajdują się same pochówki Venatorów. Miejsce każdego z nas.

Pochylam się nad skromnym, kamiennym nagrobkiem.

Lacey Olden, dzielnej łowczyni do samego końca, głosi napis.

Moja jedyna matka. Może to nie jest fair w stosunku do tej, która mnie urodziła, ale tak właśnie uważam.

Ta pierwsza mnie opuściła, a teraz ta druga.

-Derek- po plecach klepie mnie Frederik – Odwiozę Kylie i Olivię. Zostajesz jeszcze?

Patrzę się na niego. Podziwiam go. Mimo zapuchniętych oczu i bladej twarzy, stoi wyprostowany i cały czas sprawdza nas stan.

-Tak.

Odprowadzam ich wzrokiem. Cameron ma przygarbioną postawę, ale cała swoją uwagę poświęca Cat, która wydaje się być po prostu przerażona. Tyle czasu nie wychodziła ze swoje pokoju. Olivia ma zapłakaną twarz i wydaje się być najbardziej podłamana z nas wszystkich. Kylie chowa się w ramionach Deana. Wiem, że to ona została najbardziej krzywdzona, przynajmniej psychicznie. Mimo to obraz jej wtulonej w mojego brata, łamie mi serce.

Tym samym przypomina mi się, gdy ją znaleźliśmy i pocałowała Deana, a ja po prostu stałem i pękałem od środka. Wybrała jego. Jego, nie mnie.

A potem Kylie zaprowadziła nas do rozszarpanego ciała Lacey. Długo nie mogliśmy jej uspokoić. Wrzeszczała i wrzeszczała.

Te dwie rzeczy nawiedzają mnie w snach i odbierają siły do czegokolwiek.

Gdy wszyscy odjeżdżają, siadam na ziemi.

-Dziękuję, że mnie wychowałaś – mówię – Przepraszam, że czasami byłem takim dupkiem. Dziękuję, że dałaś mi to, co mi odebrano. Dzięki tobie mam rodzinę i miłość. Ocaliłaś mnie wtedy, w noc śmierci moich rodziców.

Pojedyncza łza spływa mi po policzku. Derek Ledment, nie płacze.

Ale ten ból straty jest nie do wytrzymania. To nie powinno mieć miejsca. Powinniśmy trzymać się razem, a nie rozdzielać. Była młoda, trzydziestoletnia, miała całe życie przed sobą. Te poswieciła na wychowanie trójki dzieciaków. Zawsze się o wszystkich troszczyła. Gdyby mogła uratowałaby każdą nieszczęśliwą osobę.

-Kocham cię, mamo – szepczę.

*****

Wracam do domu późnym wieczorem i zastaję ciszę. Jakby nikt tu nie mieszkał.

Siadam w salonie i gapię się w ścianę.

Wszystko mnie boli. Czuję się, jakbym miał za chwilę zemdleć.

-Derek? – cichy, pełny bólu głos rozlega się w drzwiach.

-Co tam Kylie? – próbuję przywołać normalny ton.

-Gdzie byłeś tak długo? – pyta.

-Na cmentarzu.

-Och – wzdycha. Chyba się nie spodziewałam, że przesiedzę tam cały dzień.

-Jak się czujesz ? – pytam, przetwarzając w głowie to pytanie dziesiątki razy.

-Okropnie- przyznaje- Jest mi tak przykro. Nawet nie zdążyłam jej dobrze pozna.

-Była wspaniała – pogrążam się we wspomnieniach.

Lacey uczy mnie matematyki.

Lacey pomaga mi zrobić babeczki.

Lacey rozmawia ze mną na temat Venatorów.

Lacey uczy mnie, jak być jednym z nich.

Lacey jest gotowa pomóc mi w każdym przypadku.

Była gotowa mi pomóc. Czas przeszły.

Kylie powolutku do mnie podchodzi i z wahaniem obejmuje mnie swoimi rękami.

Od razu przyciągam ją do siebie mocniej i wdycham jej zapach. Próbuję zignorować fakt, że pachnie jak mój brat.

Potrzebowałem tego. Cholernego uścisku.

Obejmuję ją jeszcze mocniej i delikatnie sadzam ją sobie na kolanach, tak by całą przylegała do mojego ciała.

Głaszczę jej włosy. Jej szyja, ramiona... są całe pokryte w zadrapaniach. Tak bardzo chcę ucałować każdą , nawet najmniejszą z jej ran.

Możliwe, że po tym wróci do Deana, ale ważne jest, że teraz jest ze mną.

Jej obecność leczy każdy zbolały fragment mojej duszy.

Chce z nią tak zostać już na zawsze. Przy niej nie czuje tego bólu.

Och, Kylie. Proszę zostań ze mną.

______________________________________

Przepraszam, że taki krótki :p Miałam taki zabiegany tydzień, że sama jestem sobie pod wrażeniem, ze udało mi się cokolwiek napisać :)


Strasznie dziękuję za gwiazdki i komentarze <3 Wiem, że dziękuję tak samo pod każdym rozdziałem, ale po prostu jestem strasznie wdzięczna, że zawsze co wejdę na wattpada to ich przybywa.  naprawdę dziękuję, że chce wam się czytać te moje wypociny <3


Wesołych Mikołajek tak w ogóle!





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top