13 #Kylie
Cholera. Mam wrażenie, że przez kilka ostatnich dni zamieniłam się z kimś innym życiem. Moje największe marzenie na ten czas: obudzić się z tego koszmaru.
- Kylie? Coś się stało?- pyta Dean odwracając na chwilę wzrok od autostrady. Wracamy razem ze szkoły, a ja przez cały czas ignorowałam jego pytające spojrzenia, rzucane odkąd wyjechaliśmy. Wiedziałam, że w końcu nie wytrzyma i zada mi to pytanie.
- Wszystko okay - mówię. Nagroda kłamliwej suki mi się należy.
Dean jest dobry i miły. Czuję, że jest jedyną osobą, której mogę zaufać, ale i tak go okłamuję.
- Jesteś jakaś cicha - mruczy pod nosem.
No cóż przez ostatnie kilka dni nie mam zbytnio dobrego powodu do rozmów. Bałam się, że gdy zacznę z kimkolwiek rozmawiać, temat przejdzie na Dylana. A to świeża, krwawiąca rana.
Żałuję trochę, że nie ma tu, w samochodzie Olivii. Dziewczyna cały dzień próbowała odwrócić moja uwagę od problemów. Pewnie i teraz, gdyby tu była rozluźniłaby trochę atmosferę. Niestety miała dłużej lekcje niż ja i Dean.
-Jesteś głodna? - pyta znienacka Dean.
Krzywię się. Przez ostatnie dni prawie nic nie jadłam, bo byłam zbyt wszystkim przejęta. Mój żoładek był zaciśnięty do tego stopnia, ze nawet nie czułam głodu. Jednak, gdy Dean wspomina o jedzeniu, nagle czuję , jak burczy mi w brzuchu.
- Troszkę - odpowiadam.
-Znasz knajpę „U Sherry"?- uśmiecha się do mnie.
-Nie.
-Jak to? - poskakuje, wyraźnie rozemocjonowany.- Musimy to jak najszybciej zmienić! Sherry podaje najlepsze spaghetti jakie w życiu jadłaś!
Jego entuzjazm sprawia, że delikatnie się uśmiecham. Jest naprawdę uroczy.
Dean zawozi mnie do knajpy „U Sherry' po drodze zasypując opisami smakowitości spaghetti przez, co jeszcze bardziej czuję głód.
„U Sherry" okazuje się być małym lokajem w centrum miasteczka. Gdy tam wchodzimy pierwsze, co rzuca mi się w oczy to tłum tańczących ludzi.
-Świetna atmosfera, co nie? - krzyczy Dean, próbując przekrzyczeć muzykę.
Atmosfera jest tu świetna, to trzeba przyznać. Ale jestem zdziwiona, bo tu mięliśmy jeść, a nie tańczyć.
-Chodź. - Dean łapie mnie za rękę i ciągnie przez parkiet do baru. Po drugiej stronie lady stoi puszysta, starsza kobieta z rudą czupryną.
- Witaj Sherry - zwraca na siebie jej uwagę Dean. Kobieta odwraca się i jej ozy błyskają:
-Deanonek! Sto lat świetlnych, misiaku! Tyle mnie tu nie odwiedzałeś - piszczy.
-Sherry, nie mów tak na mnie - przewraca oczami Dean, wyraźnie zawstydzony.
Nie mogę się powstrzymać i cicho chichoczę. Ale to wystarczy, bym przyciągnęła na siebie uwagę Sherry.
- Nie wierzę! - podnosi ręce w geście zszokowania - Deanonek przyszedł z dziewczyną!
-Eee.. - chcę coś powiedzieć, ale nie bardzo wiem co.
-To jest Kylie - wtrąca Dean.
-Deanonek! - macha na niego ostrzegawczo ręką - Myślę, ze ta piękność umie sama mówić - błyska do mnie uśmiechem. Łapie kosmyk moich włosów i głaszcze je - No to, czy Deanonek pochwalił ci się ile demonów już wybił w swojej karierze?
Piszczę zaskoczona i gwałtownie się odsuwam.
- Sherry! - krzyczy Dean - A co, gdyby ona o „tym" nie wiedziała?!
-Przesadzasz - macha lekceważąco ręką - Przecież wiadomo, e jesteś taki rozsądny, tym samym nudny, że nigdy byś tu nie przyprowadził zwykłego człowieka. Ale muszę przyznać, że to niesamowite, że w ogóle przyprowadziłeś dziewczynę. W dodatku Venatorkę.
- Ona nie jest Venatorem - ucina jej szybko Dean.
Sherry blednie:
- O Boziuchno, wtajemniczyłeś człowieka? - wyszeptuje zaskoczona.
- Nie - wzdycha Dean - Kylie to...
-Banshee - przerywam mu. Czuję się dziwnie, gdy to mówię. Te słowo smakuje, jak nowa rzeczywistość, z która ledwo sobie radzę.
- Och, jeszcze nigdy nie spotkałam banshee. Myślałam, że to legendy. To niesamowite. - Sherry wydaje się być zaintrygowana.
- Niezbyt - mruczę cicho.
-Sherry, jesteśmy mega głodni. Zrobisz nam swoje popisowe danie? - pyta Dean, w końcu o to, po co tu przyszliśmy.
-Oczywiście - rozpromienia się kobieta i po chwili znika, wychodząc na za zaplecze.
- O co... z tym wszystkim chodziło? - pytam od razu Deana.
-Sherry była kiedyś Venatorem. Ale zrezygnowała po tym, jak zachorowała. Przez 3 lata walczyła z rakiem. Na szczęście to silna babka i wyszła z tego. Jednak nigdy nie wróciła do zawodu.
- Och... - wzdycham poruszona.
-Coś dla państwa? - nagle zjawia się kelner i przysuwa nam tacę pełną kieliszków pod nos.
- Ja dziękuję - uśmiecha się Dean i rzuca mi spojrzenie w stylu „Spójrz, jaki jestem rozważny".
-Ja wezmę - sięgam po kieliszek. Dean rzuca mi zdziwione spojrzenie.
Potrzebuję trochę alkoholu, żeby się wyluzować. No bo co inne zabija tak dobrze smutki?
- Mogę, tato? - śmieję się, gdy Dean nadal patrzy na mnie dziwnym spojrzeniem.
-Nie wydaje mi się, żebyś skończyła osiemnastu lat - mruży oczy.
- O Matko, ty serio jesteś nudny - jęczę.
Dean wybucha śmiechem.
-Pij, pij. Przyda ci się.
A żebyś wiedział.
Sherry przynosi nasze spaghetti, które pochłaniamy w kilka sekund. Dean miał rację o wszystkim, co chwalił w popisowym daniu Sherry. To chyba najlepsze, co kiedykolwiek jadłam!
W trakcie jedzenia biorę jeszcze jeden kieliszek. Uczucie rozgrzewającego mnie alkoholu sprawia, że staję się coraz bardziej radosna.
W pewnym momencie Sherry woła Deana, która za chwile znika, przeskakując ladę.
Pod jego nieobecność wypijam jeszcze trzy kieliszki.
Nie wiem, ile czasu mija, ale nachodzi mnie ochota, by tańczyć, jak ci wszyscy ludzie wokół mnie. W staję od baru i dość niezgrabnie podążam na parkiet. Raz po raz uderzam w jakąś osobę i wtedy wybucham śmiechem.
Wszystko jest takie zabawne.
Zaczynam tańczyć wśród ludzi w ogóle nie przejmując się tym, że jako jedyna nie mam sukienki, tylko zwykły T-shirt i dżinsy.
Kręcę biodrami, wymachuję w górze rękami i odbijam się od innych ludzi.
-Tańczysz? Beze mnie? - nagle czuję ciepłe dłonie na swojej talii i oddech na szyi.
Odwracam się. To Derek. Przekręcam głowę. Nie, to jednak Dean. Albo Derek. Nie wiem, nie obchodzi mnie to.
-Tańcz. Ze. Mną. - nakazuję i zarzucam mu ręce na szyję.
-Ile wypiłaś? - śmieje się. To Dean. To jego śmiech.
-Troszeczkę - uśmiecham się.
-Jesteś kłamczuszkiem, kotku - uśmiecha się do mnie.
-Miau.
-Naprawdę się upiłaś - wybucha śmiechem.
-A kogo to obchodzi? - zaczynam ruszać biodrami, tak by zmusić Deana do tego samego. Śmieje się, ale mocno obejmuje mnie w talii i wirujemy w rytm muzyki.
- Pocałuj mnie - szepczę i zbliżam twarz do jego twarzy.
- Nie będę cię całować, gdy jesteś pijana - śmieje się, ale widzę, że wyraźnie wytrąciłam go z równowagi tą prośbą.
- Nie jestem pijana - wydymam wargi obrażona.
- Kłamczuszka - powtarza , ale pochyla się ku mnie.
Korzystam z okazji. Łapię go za głowę i przyciskam swoje usta do jego warg. Próbuje mnie odepchnąć, ale jestem jak mała pijawka. W końcu Dean oddaje pocałunek i od razu zaczynamy walkę. Nie ma tu miejsca na delikatność.
Całujemy się szybko i zdecydowanie. Przegryzam wargę Deana, a on jęczy. Czuję krew. Trochę mnie poniosło. Jego język ociera się o mój, w taki sposób, że szumi mi w głowie. Ciepłe dłonie Deana błądzą po moim ciele i zatrzymują się na pośladkach. Ściska je, a ja jęczy mu w usta.
To niesamowite uczucie. Nasze złączone wargi, walka naszych języków, a wszystko wydaje się być w rytm muzyki.
I wtedy Dean się odsuwa. Mimo, ze robi to delikatnie i powoli, mam wrażenie, że zostało na mnie wylane wiadro zimnej wody.
-Nie możemy - mruczy Dean.
Niech go szlag trafi!
- Wracamy do domu - informuje.
-Nie. Chcę się jeszcze bawić - dąsam się.
-Kylie, cholera nie denerwuj mnie - ostrzega.
-Nic mnie to nie obchodzi! Zostaję - wydzieram się.
Dean wzdycha i za nim jest w stanie zareagować, jednym ruchem ręki, przerzuca mnie przez swoje ramię.
-Ty dupku! Puszczaj! - walę go pięściami w jego plecy, kiedy wynosi mnie z knajpy.
Wsadza mnie do samochodu, zapina pasy i rusza.
-Jesteś taki nudny! - jęczę zła.
Dean uśmiecha się pod nosem:
- A ty strasznie wkurwiająca po pijaku.
Warczę ze złością i uderzam pięścią w drzwiczki samochodu.
Reszta drogi upływa w milczeniu. Ja jestem zła, a Dean dziwnie zadowolony. Gdy jesteśmy już pod jego domem rzuca mi złośliwie spojrzenie:
-Pójdziesz sama?
-Mam nogi, ślepaku! - warczę.
Dean śmieje się. Wchodzimy do domu i zastajemy w salonie Dereka.
-Gdzie byliście? - atakuje nas na powitanie. Temu to w ogóle przydałoby się wyluzować.
-Twój brat to nudziarz. -żalę się. Derek rzuca mi zaskoczone spojrzenie. - Byliśmy w u takiej fajnej pani, która robi mniam jedzonko. I ten przystojny kelner z drinkami! Byłoby idealnie, gdyby twój brat chciał się dalej całować!
-Słucham? - Derek blednie i widzę, jak zaciska pięści.
-Nie słuchaj jej, trochę wypiła...
-Upiłeś ja?! - wydziera się Derek.
Od jego krzyków coraz bardziej zaczyna boleć mnie głowa.
-Ja...
-Czy ty... czy ty... do końca oszalałeś?! - wybucha złością Derek. - Na naszym karku siedzą Malum! Jej grozi niebezpieczeństwo! A ty zabierasz ją na imprezę?!
-Weś na luz, Derek - mamroczę niewyraźnie.
Nagle do pokoju ktoś wchodzi.
-Wyjdź stąd, Dylan! - warczy Derek.
- Co tu się dzieję?- pyta Dylan.
-Wszyscy jesteście cholernie nudni! Przestańcie się drzeć, boli mnie głowa! - marudzę.
-Dylan, zaprowadź Kylie do jej pokoju - nakazuje Derek, wbijając groźne spojrzenie w Deana.
-Nie potrzebuję cholernej nawigacji! - krzyczę i wbiegam po schodach.
Obraz zaczyna mi się powoli rozmazywać. Otwieram pierwsze drzwi i wchodzę. Zwijam się na łóżku i rozkoszuję się dziwnie znajomym zapachem.
Zasypiam, słysząc wrzaski na dole.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top