1 #Kylie
Otwieram oczy, a krzyk zamiera mi w gardle.
Zrywam się gwałtownie i rozglądam . Jestem w swoim pokoju. To był tylko sen.
Jezu, ale jaki sen.
Niezbyt miła pierwsza noc w nowym domu. Od początku, gdy go wczoraj zobaczyłam, pomyślałam, że coś jest nie tak. Zbyt spokojna dzielnica, mały, przytulny domek i jak podsłuchałam rozmowę rodziców- za nie wysoką sumkę.
Na pewno był nawiedzony i poprzedni właściciel chciał się go jak najszybciej pozbyć.
Stało się. Mam główną rolę w swoim realnym horrorze.
Oczywiście żartuję. To po prostu głupi sen. Za bardzo się wczoraj stresowałam moim dzisiejszym pierwszym dniem w szkole.
To nie jest tak, że się stresuje pierwszym dniem w szkole. Stresuję się pierwszym dniem w szkole w środku semestru. Już widzę te zaciekawione spojrzenia i szepty „ Pewnie była w ciąży i musiała się przenieść ' - taa.. to pierwsze, co przychodzi do głowy tym głupim, wścibskim nastolatkom, do których należę, ale nie jestem z tego dumna.
- Kylie- słyszę głos mamy z dołu - Mam nadzieję, że już wstałaś.
- Zaraz zejdę - wołam.
Wyskakuję z łóżka i otwieram swoją szafę. Przeważająca ilość ciemnych rzeczy. Nie dobrze, wezmą mnie za jakieś emo. W końcu decyduję, ze wygoda jest najważniejsza i zakładam ciemne rurki i rozciągnięty szary T-shirt. Na nogi wkładam białe, znoszone conversy.
Rozpuszczam włosy. Moje nieznośne ciemne loki, jak zwykle nie chcą współpracować, wiec zostawiam je tak, jak są. Wszelkie próby uczesania się, zrobiłyby mi tylko krzywdę. Podkreślam oczy kredką i rzęsy maluję czarnym tuszem. Na usta nakładam błyszczyk. Nawet z taka ilością makijażu, czuje się jak plastik, ale nie chcę wyjść już na kompletnego pokręta w tym nowym liceum.
Schodzę na dół do kuchni. Moi rodzice siedzą i pija kawę, niezwykle zadowoleni z siebie.
Mrużę oczy. To ludzie łapczywie rzucający się na okazję. Wystarczy jedno „Nowa, niesamowita oferta pracy" i zostawiają dom, kompletnie wszystko i przeprowadzają się do jakiegoś zadupia, nie zważając na protesty ich córki, która nie chce zostawiać swoich przyjaciół i ogólnie życia, które przeżyła już 17 lat w tamtym miejscu.
„Zmiana każdemu zrobi dobrze'
Biorę z talerza tosta z dżemem:
-Podwiozę cię do szkoły - mówi tata zza gazety.
- Dzięki, przejdę się - mówię twardo.
W tym maleńkim miasteczku, szkoła jest pewnie na końcu ulicy.
- Kylie, do szkoły jest jakieś 15 kilometrów- marszczy brwi tata.
Nie no, błagam niech to będzie jakiś żart.
- Jest w innym mieście?- burzę się.
- No tak... - wzdycha tata, jakby to było oczywiste. A może powinno być oczywiste?
Musiałam jechać z tatą, choć to była ostatnia rzecz jaką chciałam dzisiaj zrobić w tym i tak wiem, że to będzie schrzaniony dzień.
- Nie możesz się wiecznie gniewać - mówi tata , gdy wsiadamy do jego czarnego SUV-a. Odpala, a ja włączam radio.
- Ależ oczywiście, że mogę - odpowiadam.
- Rozumiem, że wyrządziliśmy ci krzywdę, ale...
-Wielką krzywdę - poprawiam go.
- Wielką krzywdę- powtarza z westchnięciem- Ale nie możesz się do nas nie odzywać. Przecież jesteśmy twoimi rodzicami!
- Mogę- nie ustępuję.
Mój tata wzdycha i wiem, że się już poddał.
Podgłaszam radio i próbuję rapować razem z Macklemore'm. Niezbyt mi to wychodzi.
Dojeżdżamy do szkoły, a tata zatrzymuje samochód. Mam ochotę przypiąć się kajdankami do fotela i połknąć kluczyk. Budynek, który ma być szkołą wygląda, jakby nawet przy delikatnym wiaterku miał się za chwilę zawalić. Jest stary, bardzo stary. Chyba nawet dinozaury pamiętają ten budynek.
Otwieram usta i zamykam. Powtarzam tą czynność pięć razy, zanim tata nie pyta:
- Masz zamiar wyjść? Czy mam cię odprowadzić?
Rzucam mu wściekłe spojrzenie. To jego wina, że muszę tam iść.
Wychodzę z samochodu i gdy trzaskam ze złością drzwiczkami, słyszę ciche „powodzenia".
Żadne „powodzenia" nie da rady, kiedy masz się zmierzyć z prehistorycznym budynkiem.
Wchodzę do szkoły i czekam, aż wszyscy zaczną się gapić. Ale to się nie dzieje. Każdy z uczniów zajęty jest jakąś czynnością i nie zauważa mnie.
Bogu dzięki! Mam dzis jedno szczęśliwe wydarzenie!
Zaczynam szukać sekretariatu. Znajduję go na końcu wielkiego korytarza. Pukam cicho i otwieram gwałtownie drzwi.
- Auuu! - rozlega się gdzieś pod moimi nogami.
- O mój Boże!- krzyczę. Na podłodze leży chłopak i trzyma się za głowę. Widocznie uderzyłam go drzwiami- Nic ci nie jest?
- Żyję- syczy i podnosi się. Jest bardzo chudy, ale ma lekko falowane blond włosy i uroczą, wesołą twarz, co sprawia, że jest przystojny.
- Strasznie przepraszam. Nie wiedziałam, że te drzwi tak mocno się otwierają- próbuję się usprawiedliwiać.
- Jesteś nowa, co?- pyta. Trochę krzywi, pewnie z bólu.
- Tak.
- Twoje grzechy są odpuszczone.
Uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
- Jestem Dylan, a ty masz jakieś imię, czy mam po prostu mówić do ciebie Nowa?
- Nigdy tego nie rób- grożę mu palcem- Jestem Kylie.
- A więc witaj, Kylie w naszej cudownej szkole niezdolnej do kupienia papieru toaletowego.
- Rozumiem, że mam przynosić swój?- spytałam rozbawiona.
- Coś w ten deseń- odwzajemnił uśmiech.
- Idę po plan lekcji - oznajmiam.
- Będę czekał na korytarzu. - posyła mi uśmiech, z którego mogę wyczytać: 'Przywaliłaś mi drzwiami, więc będziesz moją przyjaciółką"
Gruba pani z sekretariatu nieznośnie długo potrafi drukować plan lekcji. Tak po dwóch dniach podaje mi kartkę papieru:
- Proszę- cedzi przez zęby i patrzy na mnie, jakbym co najmniej pozabijała jej całą rodzinę.
Wychodzę z sekretariatu i odnaduję Dylana, opartego o scianę.
- Co za babsztyl...- mówię częściowo do siebie.
- Gruba Meredith. Módl się, żebyś nie musiała do niej często zaglądać- wzdryga się Dylan. - Co masz pierwsze?
- Matematyka- czytam.
Chłopak gwiżdże niepokojąco:
- No to teraz dopiero zobaczysz, co to zło.
Zło? Christopher Danduch „Mówcie do mnie per profesor, ponieważ zasłużyłem na ten tytuł" to po prostu chodzący demon zła. Chętnie dokleiłabym mu czerwone oczy, które świetnie komponowały by się z jego okropnym charakterem.
Kazał mi wstać, przedstawić się i powiedzieć, czym się interesuję , jakbyśmy byli w przedszkolu. Wymamrotałam „Kylie" i , że lubię spać, co wywołało cichy śmiech u klasy, a Danducha ( nie mam zamiaru nazywać go profesorem) wielkie złe nie zadowolenie.
- Nienawidzę go - szepczę do Dylana, który siedzi koło mnie. Na szczęście okazało się, że mamy razem matmę i miałam go tu w postaci wsparcia psychicznego.
- Nic dziwnego facet cierpi na CWZC.
- Co?- marszczę brwi.
- Choroba Wściekle Złośliwego Charakteru- wyszczerza się Dylan.
- Ok... niechęcę zagłębiać się w szczegóły.- kręcę głową.
Danduch mówi coś o wyrażeniach algebraicznych swoim wściekłym, przesiąkniętym jadem tonem, a ja odliczam minuty do końca lekcji. Kiedy miałam już zasnąć, w końcu zadzwonił dzwonek.
- To co? Teraz poznasz mnie z jakimiś swoimi przyjaciółmi?- podsuwam Dylanowi, gdy wychodzimy z klasy.
Dylan robi minę, jakbym go uderzyła w twarz.
- Nie mam przyjaciół- zaciska usta.
- Jak to? - nie rozumiem.
- Po prostu. Jestem dziwadłem w tej szkole- przyznaje. Robi mi się ogromnie przykro. To nie fer, że taki fajny chłopak nie ma przyjaciół.
- Hej- łapię go za ramię - Teraz już chyba masz jakiegoś przyjaciela, co?
- Z nieba mi spadłaś - uśmiecha się.
- To moja specjalność
Dylan zaprowadza mnie do stołówki, która jak się okazuje jest miejscem przesiadywania przerw. Wchodzimy, a chłopak pokazuje mi różne stoliki:
- Sportowcy. Czytaj: Ciacha. Pięknisie. Czytaj: Plastiki. Cheerleaderki. Czytaj: U nas mają szanse tylko sportowcy. Kujony. Czytaj: Zamiast spać, wkuwamy matmę. Grubasy. Czytaj: Przynosimy dwa worki jedzenia. Gotci. Czytaj: Nie rozmawiaj z nami, bo wciągniemy cię w sektę samobójców. I w końcu Dylan. Czytaj: kto to w ogóle jest?- pokazuje mi pusty stolik w rogu stołówki.
- I Kylie. Czytaj: Jestem głodna. Gdzie tu można coś zjeść ? - dodaję- Idę tam- wskazuję na miejsce, gdzie szkolna kucharka kłóci się z jakimś chłopakiem. Mam nadzieję, że jak do nie podejdę to da mi drugie śniadanie.
-Eee.. Kylie.. może poczekasz, aż on odejdzie?- podsuwa zdenerwowanym tonem Dylan.
- Kto? On?- pokazuję na chłopaka, kłócącego się z kucharką - Kto to?
- Derek Ledment- wyszeptuje Dylan, jakby jego nazwisko było zakazane
- Do której grupy się zalicza?- pytam.
- Mordercy. Czytaj: Mogę cię zabić nawet wzrokiem.
Parskam śmiechem z niedowierzaniem.
Przyglądam się lepiej temu całemu Derekowi. Ma ciemne, zmierzwione włosy, mocno zarysowaną szczękę i hipnotyzujące niebieskie oczy. Jeśli jest mordercą, to bardzo seksownym.
- Nawet prawdziwy morderca nie zabiłby mnie za to, ze chcę swoje drugie śniadanie.- rzucam i kieruję się w stronę Dereka i przede wszystkim kucharki.
- Kylie... czekaj!- próbuję mnie powstrzymać Dylan. Wyrywam mu się i idę dalej. Nie mam ochoty słuchac ich kłótni, która pewnie polega na tym, że kucharka poucza Dereka za zrobienie czegoś zlego, bo przecież on jest taki zły. Od razu przechodzę do rzeczy:
- Dzień dobry- zwracam się beztrosko do kucharki przerywając im- Mogę prosić o drugie śniadanie? Jestem nowa i nie za bardzo wiem, jak działa ten system, ale jestem głodna, wiec zjem wszystko , co pani mi da.
- Zaraz ci coś przyniosę- mówi i uśmiecha się do mnie. Wchodzi do jakiegoś pokoju i znika.
Kątem oka patrzę na Dereka. Przygląda mi się. Czekam Az sobie pójdzie, ale on nadal tu stoi i gapi się na mnie.
Nie wytrzymuję.
- Co się tak gapisz?- odwracam twarz ku niemu. Podnosi brwi w zdumieniu, apotem przybiera wkurzony wyraz twarzy. Patrzę mu pewnie w oczy, by zakomunikować, ze wcale się go nie boję i jestem odporna na te jego zabójcze spojrzenie.
Jestem niezmiernie ciekawa ,co mi powie.
I wtedy moim ciałem wstrząsają silne drgawki, tak silne, że upadam na kolana.
Ogarnia mnie niepokojące uczucie. Czuje jakbym była na cmentarzu.
Derek. To od niego emitują te uczucie. Uczucie śmierci.
Nie wiem, jak ale czuje śmierć wisząca nad Derekiem, tak silną, że mam wrażenie, że to ja zaraz umrę.
- Ty umrzesz- szepczę.
Nagle otwieram usta i krzyczę;
- Derek!- mój głos jest potężny i mocny. Nie chcę krzyczeć, ale to przychodzi samo.
Derek jęczy i łapie się za głowę. Upada koło mnie i zgina się z bólu.
Krzyk zamiera mi w ustach i zaczyna brakować mi powietrza. Duszę się. Przed oczami pojawia mi się czerń. Osuwam się na podłogę i tracę przytomność.
____________________________________________________________
Jest pierwszy rozdział! Co o nim myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top